Boga stawiamy na pierwszym miejscu

2013/01/23

Kiedy zgoła świat cały truchleje w oczekiwaniu na nieznane skutki załamania globalnej gospodarki, chrześcijanin musi twardo stać na ziemi i wzywać: „Moralność, głupcze!”.

Recesja, dekoniunktura, toksyczna, inwestycja, upadek, a nawet bankructwo, to pojęcia znane nam wszystkim z ekonomii, ale jeszcze lepiej – z naszego życia duchowego. Podobnie jak wzrost, koniunktura, odbudowa i bezpieczne inwestowanie. Warto o tym pamiętać w okresie zapowiadanego załamania w gospodarce. Wchodzimy w nowy, 2013 rok, odmieniając przez wszystkie przypadki słowo „kryzys”.

Św. Dominik wniósł do średniowiecznej Europy
wstrząsanej wieloma konfliktami dyscyplinę
moralną i świadectwo życia Ewangelią.

 

Do załamania w świecie idei, osłabienia chrześcijaństwa i Kościoła Katolickiego w świecie, a szczególnie w Europie (w tym i Polsce, tak, Polsce papieża Jana Pawła II), doszedł, jakby wciąż było mało, krach gospodarczy. Każda osoba odpowiedzialna więcej, niż tylko za samą siebie, stawia sobie pytania, czy podoła utrzymać rodzinę w czasach galopujących podwyżek cen, którym towarzyszą niepokojące wydarzenia i procesy na rynku pracy. I tak w Polsce, poza współczesną nomenklaturą, przyspawaną do państwowych, w miarę pewnych posad, a także nielicznym gronem tych, którym udało się na wolnym rynku, zdecydowana większość społeczeństwa dostrzega czarne chmury nadciągające nad zakład pracy, czy to osobiście prowadzony, czy też należący do obecnego pracodawcy.

 Iluzja to nie jest alternatywa

Od alarmistycznych komentarzy ekonomistów czy też złych informacji z giełdy, wielu ucieka w ułudę wirtualnego świata telewizyjnej rozrywki. Dzieci i rodzice, przełamując bariery pokoleniowe, zgodni padają ofiarami szołbiznesu. Obserwuję ciekawą tendencję, która objawia się w taki sposób, że im straszniej wokół (w pracy, czy też w jej poszukiwaniu, na ulicy czy w domu, który przestaje być domem-wspólnotą), w telewizjach coraz więcej programów rozrywkowych, od niekończących się kabaretonów, przez teleturnieje, do zaawansowanych produkcji wciągających widzów. Im więcej biedy i codziennej szarzyzny na ulicy, tym kolorowe media mocniej eksploatują temat bolączek celebrytów, którzy to nieszczęśnicy boleją, że są zmuszeni, oczywiście z powodu kryzysu, zredukować liczbę zamorskich rezydencji.

Oczywiście, taki bieg medialnych wydarzeń można tłumaczyć zrozumiałą tendencją do wypierania złych wiadomości. Telewizja pozostaje ponadto najtańszą formą dostępu do jakiejkolwiek rozrywki, bo ceny biletów na przedstawienia teatralne, koncerty czy inne imprezy estradowe osiągnęły już pułap nieosiągalny dla większości Polaków, którzy mają do rozwiązania codzienny dylemat: kupić jedzenie i ubranie czy zapłacić rachunki. Całkiem zasadnie wielu ludzi zwraca uwagę na fakt, że współczesne załamanie gospodarcze ma początki w kryzysie moralnym dzisiejszej, materialistycznej cywilizacji. Bezwzględna chciwość, jako najwyższa cnota współczesności prowadzi ludzkość na granicę rewolucyjnego wrzenia.

Dla chrześcijanina upowszechnienie ubóstwa wokół powinno stać się powodem do otwarcia serca. Na powszechne przejawy chciwości i egoizmu odpowiedzią człowieka idącego z Bogiem i do Boga powinno być dostrzeżenie potrzebujacych i pospieszenie im z pomocą. Znowu sięgnę do swoich obserwacji: w parafii, do której chodzę, w ramach popularnego churchingu, na niedzielne Msze Święte, przy okazji Wielkiej Nocy i Świąt Bożego Narodzenia prowadzone są od szeregu lat akcje charytatywne.

Przed Narodzeniem Pańskim w kościele przy wejściu wisi tablica, z której chętni zrywają „gwiazdkę z nieba” z anonimową informacją na temat wieku, płci i potrzeb dziecka. Na tej podstawie przygotowują paczkę i dostarczają ją na plebanię, a stamtąd wolontariusze pomagają rozwieźć dary do potrzebujących. W Polsce-Zielonej Wyspie z kolorowych, telewizyjnych spotów reklamowych pana premiera z Sopotu, z roku na rok, od świąt do kolejnych, „gwiazdek” czy też „jajek” na tablicy przybywa w zawrotnym tempie. Na szczęście, coraz więcej jest też osób, które są gotowe podzielić się z bliźnimi, chociaż same do szczególnie zamożnych nie należą.

Ta prosta obserwacja, podobna zapewne do podobnych sytuacji, którą każda i każdy z Czytelników ma okazję w swoim otoczeniu zauważyć, prowadzi mnie do optymistycznego wnioskowania: altruizm jest odpowiedzią na falę egoizmu, a świadczone przez nas konkretnym osobom dobro jest swoistą, pośrednią „zapłatą” anonimowym jednostkom czy zbiorowościom za zło, którego od nich sami doświadczamy, widząc i rozumiejąc szatańskie źródła nieszczęścia.

Po upadku – wzrost i odbudowa

W Kościele, który jest mistycznym ciałem Chrystusa, czyli naszego Zbawiciela, a według słów samego Boga – winnicą, która wymaga starannej pielęgnacji przez ogrodnika, pozytywne przemiany również miały początek w chwilach dramatycznego odstępstwa czy upadku. Wystarczy przypomnieć genezę największych i najsłynniejszych zakonów żebrzących: franciszkanów i dominikanów, których założyciele, Święty Franciszek z Asyżu i Św. Dominik Guzman w XIII wieku zbuntowali się przeciwko zepsuciu obecnemu w Kościele i postanowili w radykalny sposób zamanifestować potrzebę powrotu do życia Ewangelią w ubóstwie. Idąc dalej, należy wspomnieć, że skutkiem kryzysu Kościoła w XV i XVI wiekach, które przyniosły schizmę wschodnią, odstępstwo Marcina Lutra i schizmę zachodnią, był Sobór Trydencki.

Kardynałowie i biskupi pod kierunkiem trzech kolejnych papieży, od Pawła III, przez Juliusza III, do Piusa IV, wdrożyli szeroko zakrojone zmiany w Kościele Katolickim, którym historiografia przypisała w uproszczeniu nazwę kontrreformacji, gdy w istocie polegały one na głębokiej, całościowej odnowie Kościoła. Sobór zebrał się w wyniku powszechnego w Kościele oczekiwania na kolejny powrót do źródeł. Nie przypadkiem w tamtych, trydenckich czasach, powstały kolejne ważne zgromadzenia zakonne: kapucyni i jezuici. Pierwsi odwoływali się wprost do tradycji franciszkańskiej, a działania Św. Ignacego Loyoli, który uzyskał u papieża zgodę na powołanie zakonu jezuitów było z kolei nawiązaniem do tego, co ponad 200 lat wcześniej uczynił Święty Dominik, chcąc powiązać świadectwo dyscypliny moralnej z ofensywą nauczania katolików, aby umocnić ich wiarę i uzbroić w argumenty konieczne do jej obrony przed schizmatykami.

Gwałtowny rozwój prądów filozoficznych deklarujących zerwanie z Bogiem w XVIII wieku i rewolucja francuska będąca ich następstwem, a potem pogłębienie kryzysu katolicyzmu w wyniku nowych procesów społecznych związanych z uprzemysłowieniem w Europie, skłoniło z kolei papieża Leona XIII do poszukiwania recept na wewnętrzną odnowę Kościoła i umocnienia wiary w Boga. Wynikiem tej pracy stała się fundamentalnej wagi encyklika „Rerum novarum”, ogłoszona w 1891 roku, która zapoczątkowała nowoczesne nauczanie społeczne Stolicy Apostolskiej. Znowu też Kościół sięgnął po instrumenty służące apologii wiary, niezbędne wobec ofensywy ateizmu i kiełkującego komunizmu.

Mam osobiste przekonanie, że wraz z rozwojem cywilizacji przemysłowej, która systematycznie zwiększa tempo życia człowieka, dopingując do biegu w pogoni za powodzeniem i sukcesem, sinusoida kryzysu i wzrostu, zepsucia i odnowy, upadku i sięgania ku górze, faluje w ostatnich dwustu latach odpowiednio gęściej na osi czasu.

Zawrotne tempo życia nie powinno być jednak dla chrześcijanina powodem do strachu, typowego dla uczucia towarzyszącego małemu dziecku na pędzącej szybko karuzeli w lunaparku. Upadek i powstawanie, grzech i nawrócenie to zapis losu człowieka stworzonego przez Boga, na Jego obraz i podobieństwo. Jest to, zatem również ciągły proces w życiu wspólnoty, jaką jest Kościół. Współcześnie z całą pewnością mamy do czynienia z kolejnym etapem, który można wskazać na falującej linii wyznaczającej kryzysy i czas odrodzenia.

Katolickie zarządzanie kryzysowe

Poszukiwanie odpowiedzi na pytanie, czy dzisiaj, czyli u progu 2013 roku, w drugiej dekadzie XXI stulecia po narodzeniu Chrystusa, znajdujemy się na linii opadającej czy wznoszącej się ku górze, jest zagadnieniem ważnym dla akademików i jako takie również jest z pewnością twórcze. Jednak chrześcijanin ma być przede wszystkim człowiekiem czynu, chodzącą po świecie odpowiedzią na wahania innych ludzi, tych przeżywających zwątpienie i osłabienie wiary, jak i tych, którzy jawnie kwestionują znaczenie Boga w życiu człowieka przez fakt odrzucenia wiary w jego istnienie.

Przyjmijmy na wszelki wypadek, przykładając pojęcia ekonomiczne i z dziedziny wiedzy o administracji do opisania życia chrześcijanina, że kryzys jest stanem permanentnym i wymaga stałego zarządzania kryzysowego. Stosując taką miarę rzeczy, uwzględniamy miejsce Boga i szarą, czy wręcz – czarną strefę działania diabła. Kryzys, upadek i recesja w naszym życiu pojawiają się zawsze i wszędzie, gdy ponad miarę pokładamy ufność we własne siły, a relację z Bogiem ustawiamy w drugim czy dalszym szeregu naszych potrzeb i codziennych odniesień. Wędrującą ku górze linię wzrostu, odnowy i sprzyjającej koniunktury chrześcijanin rysuje własnymi decyzjami, gdy, jak św. Augustyn, inny wielki specjalista od kryzysu z V wieku Kościoła, stawia Boga na pierwszym miejscu .

Łukasz Kudlicki

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej