Co postpolityka ma wspólnego z piłką nożną?

2013/01/19

Krytykowanie dwuletnich rządów Donalda Tuska nie jest dziś zajęciem ani oryginalnym, ani też – trzeba przyznać – szczególnie chwalebnym. Łatwo bowiem krytykować „premiera z Sopotu” dziś, gdy gromy ślą nań wszystkie stacje telewizyjne od TV Trwam po TVN 24 oraz gazety codzienne od „Naszego Dziennika” po „Dziennik-Gazetę Prawną”. Także najwybitniejsi przedstawiciele nauk społecznych od prof. Jadwigi Staniszkis po Zdzisława Krasnodębskiego i od Pawła Śpiewaka po Andrzeja Nowaka wystawiają jego rządowi miażdżącą ocenę

 

Fot. Artur Stelmasiak

Tymczasem odpowiedź na pytanie, jaki ten rząd będzie i jakie zdoła osiągnąć efekty, znana była co najmniej od półtora roku. Już wtedy można było się zorientować, że cała koncepcja rządzenia PO podporządkowana została nie tyle naprawie Rzeczypospolitej, która powinna znaleźć wyraz w szeregu niezbędnych reform, co sukcesowi Tuska w wyborach prezydenckich 2010.

To dlatego politycy tej partii przez pierwszy rok swoich rządów zajmowali się wyłącznie krytyką poprzedników, używając wszelkich dostępnych środków dla wykrycia rzekomych nadużyć poprzedniego rządu. Do dziś żadna z powołanych wówczas nadzwyczajnych komisji sejmowych nie znalazła najdrobniejszych nawet dowodów potwierdzających istnienia takich nadużyć, a mimo to cel został osiągnięty. PO rządzi przy wsparciu przychylnej sobie większości mediów zdołała się przedstawić jako jedyna wiarygodna siła polityczna zdolna zapewnić społeczeństwu spokój przy konsumowaniu odczuwanego wówczas coraz wyraźniej dobrobytu, który był efektem ciężkiej pracy Polaków i strumienia pieniędzy z UE.

To dlatego premier Tusk za wszelką cenę unikał podejmowania decyzji w najistotniejszych dla społeczeństwa sprawach, a swoje rządy sprowadził do rzucania nowych i coraz to bardziej zadziwiających pomysłów (euro, kastracja pedofilów, zmiana konstytucji). Doskonale zdawał sobie sprawę, że reformy oznaczają konflikty, a konflikty nie służą wizerunkowi i w konsekwencji słupkom sondażowego poparcia.

Mimo to jeszcze kilka miesięcy temu Tusk i jego ekipa byli przedmiotem powszechnego niemal uwielbienia. Mogli liczyć na medialne lub akademickie wsparcie przy podejmowaniu nawet najbardziej karkołomnych przedsięwzięć. Mam tu na myśli oczywiście przedsięwzięcia natury werbalnej, bo poza paru drobnymi osiągnięciami nie posunęli się nawet na krok w reformowaniu kraju. Składanie całej odpowiedzialności na prezydenta wetującego ustawy jest żałosnym wybiegiem propagandowym w obliczu faktu, że liczba zawetowanych przez Lecha Kaczyńskiego ustaw nie odbiega od średniej z poprzednich kadencji.

Ten sposób sprawowania władzy, do którego zdążyła już nas przyzwyczaić Platforma, nazywany dziś bywa w politologii i w publicystyce „postpolityką”. Nie wdając się zbytnio w teoretyczne dywagacje powiedzmy tylko, że postpolityka to takie uprawianie polityki, które wpisuje się w znaną tezę Francisa Fukuyamy o końcu historii, znajdującej swój finał w upadku systemu komunistycznego. Wszelkie ideologiczne spory ulegają w tym momencie zawieszeniu. Triumfuje ideologia liberalnego kapitalizmu, który jest jedynym horyzontem odniesienia. Zadaniem polityki jest już tylko techniczne administrowanie życiem społecznym w celu rozładowywania konfliktów, które mogą się pojawić i faktycznie się pojawiają w różnych dziedzinach życia.

Tak pojmowana polityka jest całkowicie wyprana z kontekstu aksjologicznego, tzn. unika na każdym kroku problemu wartości. Jednocześnie stara się sprostać oczekiwaniom całego spektrum ideologicznego funkcjonującego jeszcze (ma się rozumieć tymczasowo) w życiu społecznym. Ideałem są tu rządy fachowców, którzy nie oglądając się na żadne ideologiczne rojenia wiedzą dokładnie, co maja robić. A jedynym problemem zdobycie i utrzymanie władzy, która powinna skupiać się na skutecznym marketingu politycznym.

To w tym klimacie ideowym zrodziła się w latach dziewięćdziesiątych koncepcja „trzeciej drogi” Tony’ego Blair’a i Gerharda Schroedera. To w tym duchu jest uprawiana obecnie polityka prezydenta Sarkozy’ego i premiera Tuska. Niech nikogo więc nie dziwi, że znany ze swych liberalnych poglądów polityk rzuca postulat kastracji pedofilów, wprowadzając tym w osłupienie całość politycznego spektrum, od prawa do lewa.

W tym momencie u Czytelnika może zrodzić się wątpliwość, czy aby nie przesadzam z tą głębią ideowych motywacji rządów Tuska. Po wie ktoś, że to po prostu brak odpowiedzialności i beztroska premiera, który w różnych dramatycznych momentach życia politycznego kraju lubi się pokazywać w mediach jako czynny piłkarz. No cóż, jedno wydaje się pewne, że poziom uprawianej przez niego polityki/postpolityki jest zadziwiająco zbieżny z kondycją polskiej piłki nożnej, która w swojej historii nie miała chyba tak słabego okresu.

Zbigniew Borowik

Artykuł ukazał się w numerze 01/2010.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej