Czarne dymy i czarny chleb

2014/08/7

Łódź to takie miasto, gdzie nic nie toczy się zwyczajnym torem. Przemysłowa historia miasta rozpoczyna się w latach  20. XIX w., gdy rząd Królestwa Polskiego przyjmuje plan uprzemysłowienia miasteczek znajdujących się w powiecie łęczyckim. Określa się zasady lokalizacyjne, przyznaje kredyty państwowe oraz ustala reguły organizacyjne wytwórczości i zbytu. 
Do nowej Ziemi Obiecanej ściągają współcześni imigranci i emigranci, którzy chcą wykorzystać swoją szansę w nowym rozdaniu. Głównie jest to biedota, uwłaszczeni chłopi, ale także różnego rodzaju awanturnicy, którzy „mają coś do udowodnienia” i zbudują współczesne miasto właściwie od podstaw. Kilkadziesiąt lat później ludzie tego pokroju szukać będą swojej szansy w USA, ale wówczas przybywają do Łodzi. Liczba mieszkańców rośnie lawinowo. Największy rozwój miasta rozpoczyna się w połowie XIX w., gdy Królestwo Kongresowe cierpi popowstaniowe represje pod carskim butem.

Wtedy to właśnie w Łodzi w miejsce ręcznych manufaktur powstają wielkie fabryki przemysłu włókienniczego, których właściciele chcą z jednej strony skorzystać na przyspieszającej rewolucji przemysłowej, a z drugiej – widzą obfitość wolnych terenów do zabudowy, ogromną ilość taniego budulca w okolicznych lasach i dostatek dobrej jakości wody (choć miasto nie leży nad żadną dużą rzeką). Gdy upada powstanie styczniowe i Kongresówka zostaje pozbawiona autonomii, ubocznym tego skutkiem jest zniesienie ceł w handlu z Rosją właściwą. Otwiera się ogromny rynek zbytu m.in. dla produktów przemysłu włókienniczego, co stanowi kolejny bodziec rozwoju przemysłu. Dzięki nieskrępowanemu korzystaniu z dobrodziejstw wtedy niemal nieograniczonego wolnego rynku powstają kolejne fabryki, rodzą się następne fortuny łódzkich przemysłowców. Nastają zresztą dobre dni dla wszystkich – każdy, kto ma dwie ręce i chęć do pracy, znajdzie w Łodzi zatrudnienie, co powoduje, że liczba ludności miasta ciągle rośnie skokowo – od 4723 w 1823 r. do ok. 500 000 w przededniu Wielkiej Wojny.

Wbrew pozorom praca w przemyśle włókienniczym jest bardzo ciężka, a warunki jej wykonywania bardzo trudne, przy stosunkowo niskich zarobkach, co jednak nie zniechęca kolejnych chętnych do szukania właśnie tutaj swojej szansy. To zresztą znamienne, że nawet do końca XX w. przemysł włókienniczy będzie należał do grupy niskopłatnych, a zarobki w nim będą znacznie niższe niż w innych gałęziach przemysłu, o górnictwie czy hutnictwie nie wspominając. Znacząca obfitość siły roboczej na rynku pracy działa na niekorzyść pracobiorców – dla każdego zwolnionego bardzo łatwo znaleźć następcę, a strajki często kończą się po prostu lokautem.

Wolny rynek znajduje jednak rozwiązanie tego problemu – obfitość taniej siły roboczej zachęca do budowania kolejnych fabryk, które z dużą dozą prawdopodobieństwa dadzą znaczny zysk inwestorom, a niejako przy okazji – czarny chleb kolejnym rodzinom. W ten sposób nakręca się spirala rozwoju miasta, rozwoju niezaplanowanego, często chaotycznego, którego ślady w postaci secesyjnej architektury można w Łodzi oglądać do dzisiaj. W tym czasie w mieście zwykli ludzie żyją skromnie, ale na ulicach nie widać głodu.

Pomimo częstego nakładania się różnic narodowościowych na podziały społeczne (bogaci żydowscy i niemieccy przedsiębiorcy jako grupa właścicielska, Rosjanie to władza i administracja, a Polacy żywioł pracowniczy), nie ma większych problemów na tle narodowościowym – zarówno bogaci, jak i biedni są zbyt zapracowani i zabiegani, by mieć czas na awantury.

Korzystający z okazji przemysłowcy nie są jednak wyłącznie pazernymi na zysk dorobkiewiczami – budują dla pracowników budynki mieszkalne, szkoły i szpitale (czy można sobie dzisiaj wyobrazić takiego przedsiębiorcę?), które zresztą w znacznej mierze istnieją do dziś. Ówczesna Łódź jest utylitarna, praca ma być wydajna, transport szybki, a komunikacja sprawna. Poza pałacami przedsiębiorców buduje się solidne domy, bez zbędnych ozdób, w cenie jest raczej zysk i dobra robota niż sztuka i ulotne wrażenia estetyczne. Właśnie takie specyficzne warunki kształtowały Łódź i jej mieszkańców, nadając jej obraz miasta prostego, ale użytecznego, a ludziom wyrabiając pracowity, wytrwały, a często i trudny charakter.

Wielka Wojna przerwała ten dynamiczny okres w rozwoju miasta, ale łodzianie, którzy przecież odziedziczyli Łódź po przodkach, dostali w spadku również ten rys charakterologiczny, który do dzisiaj odróżnia ich od mieszkańców innych polskich miast.

 

Dr hab. inż. Dawid Stawski/kw

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej