Czy istnieje patriotyzm europejski?

2014/05/12

Jakie pani ma poglądy? – zapytano kiedyś w wywiadzie Monikę Olejnik. Normalne, europejskie – odpowiedziała dziennikarka i w ten sposób stała się kandydatką na europejską patriotkę. Ilu jest takich ludzi? 

660144_20355097Niewielu. Parady Schumana już nie są tak promowane, jak przed akcesją do Unii Europejskiej, a liczebność ich uczestników ustabilizowała się. Oczywiście znajdą się postaci o podobnych zapatrywaniach, co Monika Olejnik. Pasują tu: Monika Richardson, Róża Thun (pełne nazwisko: Gräfin von Thun und Hohenstein) i jeszcze parę innych osób, ale większość ludzi występujących w euroentuzjastycznych barwach niekoniecznie wiąże się emocjonalnie z ideą zjednoczonej Europy. Mogą mieć własny interes w tym, żeby ją popierać, ale miłości w tym raczej nie ma.

Kwitnie za to polski patriotyzm, tak zażarcie sekowany podczas kampanii referendalnej w 2003 r. w celu osiągnięcia pożądanego wyniku w głosowaniu. Ktoś jednak w końcu przestawił na górze wajchę i dzisiaj znaczna większość społeczeństwa stroi się publicznie w patriotyczne piórka, a posiadanie własnego Marszu Niepodległości stało się palącą ambicją polityków przeróżnych opcji, od Korwin-Mikkego po Komorowskiego. Dlaczego europejski patriotyzm nie ma takich sukcesów?

Znamy hasło „małej ojczyzny”, wiemy, że istnieje lokalny i regionalny patriotyzm, ale czy ktokolwiek z nas zna ludzi, którzy uważają za swoją ojczyznę kontynent, a nie państwo? Bogata lista europejskich separatyzmów, od Szkocji po Padanię i Korsykę, od Kraju Basków po Śląsk, świadczy, że regionalne patriotyzmy zasiewają u niektórych chęć do korekty integralności swojego kraju. Odchylenia od krajowego patriotyzmu zdarzają się tylko „w dół”, w stronę lokalności, ale w drugą stronę, „w górę”, jakoś nie idzie. Dlaczego?

Ojczyznę można mieć tylko jedną. Urodziliśmy się w Polsce i w Europie zarazem, ale budujemy swoją tożsamość na polskości, nie europejskości. Ludzie łatwiej znajdują wspólny mianownik na poziomie kraju, regionu czy miasta niż na poziomie kontynentu. Z Francuzem, Portugalczykiem i Rumunem nie wiąże nas wspólna tradycja i kultura. Różni nas także język, choć to akurat nie musi być przeszkodą w stworzeniu jednego państwa, czego dowodzi przykład Szwajcarii. Z krajami, z którymi walczyliśmy, różni nas jeszcze interpretacja historii. Walka trwa nadal, tylko bezkrwawo. Europejska rodzina walczy ze sobą o zasoby, tworząc sojusze i stosując zakulisowe podchody, i pokazuje, jak wciąż ważne są interesy narodowe, mimo deklarowanej przez eurokratów potrzeby ściślejszej integracji. Różne cele poszczególnych krajów są kolejnym hamulcem narodzin europejskiego patriotyzmu. Próby tworzenia jednego państwa w zderzeniu z praktyką rządzenia wykazują niemożliwość realizacji wzniosłego projektu i dają jasny sygnał ludziom, żeby nie traktowali poważnie zjednoczeniowych ambicji polityków.

Rodzimi dekonstruktorzy narodowych uczuć również zauważają bezsens stręczenia miłości do Unii. Wiedzą, że narodu europejskiego nie ma i długo nie będzie, ale walczyć z pielęgnowaniem narodowej świadomości jakoś muszą, ponieważ zagraża ona ich kosmopolitycznym interesom. Od jakiegoś czasu słychać więc w Polsce taką tezę, że czas pokoju wymusza redefinicję patriotyzmu, który odtąd ma wyrażać się w płaceniu podatków i wrzucaniu papierków do kosza. Dewaluacja umiłowania ojczyzny do poziomu podstawowych zasad kultury zawsze ułatwia życie nowym panom. Do miłości wytresować się nie da, ale ordnungu można nauczyć.
Zmiany dokonują się również na wyższym poziomie. Unia Europejska demontuje zasady cywilizacji łacińskiej, kiedyś zespalające kraje europejskie. W ich miejsce wchodzą: gender i pseudoreligijne ersatze, spychające chrześcijaństwo do kościelnej kruchty, w której musi się ono tłumaczyć z wszystkiego, co tylko przyjdzie do głowy współczesnym antyklerykałom. Nie wszyscy Europejczycy są skłonni do asymilacji promowanych przez Brukselę nowych wartości. Opór konserwatystów przywiązanych do tradycyjnej etyki zabezpiecza przed homogenizacją Europy według założeń planistów sympatyzujących z ideami Antonio Gramsciego. Europejczyków więcej dzieli niż łączy i przez to nie tworzą wspólnoty. Nawet gdyby wszyscy z nich zaadaptowali to, co stręczą im eurokraci, na tak kruchym fundamencie nie byliby w stanie zbudować niczego trwałego. Patriotyzm w swej istocie polega na afirmacji wartości. Staje się możliwy dzięki temu, że człowiek jest istotą aksjologiczną, zdolną do wydawania sądów wartościujących. Promocja relatywizmu ruguje z nas tę wrażliwość.

Marcin Motylewski

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej