Czym samorząd nie jest?

2014/09/30

„Samorząd powinien być formą autentycznego upodmiotowienia obywateli, umożliwiając im uczestnictwo w demokratycznym systemie sprawowania władzy. Jego rolą jest udział w budowaniu ładu społecznego i gospodarczego na poziomie wspólnot lokalnych”.

Z Deklaracji Programowej Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana”

Powyższy tytuł jest celową prowokacją zmierzającą raczej do postawienia kwestii, czym rzeczywiście ma być samorząd w życiu publicznym i społecznym, nauczyliśmy się bowiem patrzeć na działania samorządu jak na przedłużenie życia politycznego. Sami samorządowcy niestety patrzą na siebie w ten sposób. Oto w radach miast, powiatów, nie mówiąc już o sejmikach wojewódzkich, nasi przedstawiciele samorządowi grupują się w kluby, które są lustrzanym odbiciem klubów poselskich, nawet jeżeli są tworzone jako federacje różnych sił politycznych. Niekiedy z trudem starają się maskować swe oblicze, nazywając się w sposób sugerujący pozapolityczny sposób działania, jednak prędzej czy później prawda i tak wychodzi na wierzch. Politycy dużych partii ze swej strony robią wszystko, by kontrolować działalność samorządów, a w razie oporu zniszczyć siły, które bez swej woli, wiedzy i intencji zostałyby uznane za wrogie. Burmistrzowie czy prezydenci żyjący w zgodzie z liderami polskiego życia politycznego mają często ułatwione zadanie czynienia sobie ze swoich wspólnot na wpół prywatne folwarki. Można oczywiście uznać powyższy obraz za zbyt czarny i skrajnie pesymistyczny. Oczywiście, drugą stroną medalu są samorządowcy i samorządy działające sprawnie i służące mieszkańcom danego terenu. W końcu w samorządzie mimo wszystko ulokowanej jest dużo rzeczywistej aktywności społecznej i ducha służby i z pewnością nie wolno wszystkiego generalizować, bo (jak rzadko kiedy) prawda leży gdzieś pośrodku.

Norblin_Sejmik_SUTOWICZ

Czym więc samorząd powinien być? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba sięgnąć po prostu do zdrowego rozsądku, społecznego nauczania Kościoła i historii, także tej naszej, polskiej, dostarczającej w tym temacie wielu pozytywnych przykładów. Jeżeli chodzi o zdrowy rozsądek, to konieczność działania samorządu wydaje się oczywista. Państwo, szczególnie to współczesne, mające tendencję do oddawania swych kompetencji jeszcze większym organizmom i mające poważne trudności w zderzeniu z globalizującą się rzeczywistością, staje się czymś niezwykle odległym od obywatela zamieszkującego tu i teraz określony obszar, którego z sąsiadami – bez względu na opcję polityczną – łączy wspólna szkoła, dziura w moście czy brudny chodnik. Obszar takich wspólnych problemów jest bardzo duży i, ogólnie rzecz ujmując, jego granicą powinna być możliwość poradzenia sobie z nimi wspólnoty lokalnej. W sprawach wykraczających poza możliwości działania samorządu winno się przywoływać na pomoc np. państwo. Przechodząc do języka nauczania Kościoła, należałoby tu powołać się choćby na słowa Piusa XI, który w Quadragessimo Anno napisał: „Nienaruszalnym i niezmiennym pozostaje owo najwyższe prawo filozofii społecznej: co jednostka z własnej inicjatywy i własnymi siłami może zdziałać, tego nie wolno jej wydzierać na rzecz społeczeństwa; podobnie niesprawiedliwością, szkodą społeczną i zakłóceniem ustroju jest zabieranie mniejszym i niższym społecznościom tych zadań, które mogą spełnić, i przekazywanie ich społecznościom większym i wyższym. Każda akcja społeczna ze swego celu i ze swej natury ma charakter pomocniczy: winna pomagać członkom organizmu społecznego, nie niszczyć ich lub wchłaniać”. Jan Paweł II w Centessimus annus całkowicie potwierdził opinię swego poprzednika, stwierdzając: „Społeczność wyższego rzędu nie powinna ingerować w wewnętrzne sprawy społeczności niższego rzędu, pozbawiając ją kompetencji, lecz raczej winna wspierać ją w razie konieczności i pomóc w koordynacji jej działań z działaniami innych grup społecznych, dla dobra wspólnego”.

Wbrew skrzeczącej rzeczywistości Polacy mają ogromne doświadczenie w dziedzinie samorządności. Cały kształtujący się dość długo ustrój I Rzeczypospolitej opierał się na ideach przytoczonych w obu cytatach w czasach, kiedy zasada pomocniczości nie istniała jako opisany postulat. Na pewno wiele rozwiązań ustrojowych tego państwa ewoluowało w kierunku prowadzącym do jego uwiądu, ale z pewnością do momentu, w którym świadomi swej roli obywatele (szlachta) skupieni w swych organach terytorialnych podejmowali decyzję co do swej ziemi oraz zabierali głos co do całości państwa, a było to państwo sprawne. Później niczym rak weszły w te struktury kwestie polityki – czy to w postaci koterii magnackich, czy wielkich mocarstw, czy też doktryny absolutystycznej, do której nie pasowały. Wreszcie trzeba powiedzieć, że ustrój samorządowy I Rzeczypospolitej z czasem przestał być zasilany przez zdrową i podążającą z duchem czasu myśl prawniczą, stając się fasadą siebie samej.

Czasy ostatnich dwustu lat nie były łaskawe dla rozbudzenia idei samorządności w polskim społeczeństwie. Zaborcy robili wszystko, by nasze społeczeństwo pogrążało się w marazmie i nie przejawiało aktywności społecznej. Jeżeli takowa się pojawiała, to siłą rzeczy kierowała się przeciwko instytucjom państwa, które było wrogie i obce. Taka była np. inspiracja dla potężnych instytucji obywatelskich o charakterze gospodarczym, zbudowanych przez Wielkopolan w XIX w. Szkoda, że poza miłym wspomnieniem w naszej świadomości tak niewiele śladów o charakterze inspiracji na dziś pozostało z tej aktywności. Także i II Rzeczpospolita w dziedzinie samorządności nie poczyniła zbytnich postępów. W 1941 lub 1942 r. Adam Doboszyński napisał na emigracji artykuł Chłopska Demokracja, w którym podzielił się z czytelnikami pewnym wspomnieniem: „Na zawsze stać mi będzie przed oczyma rynek małego miasteczka w pamiętne dni września 1939. Wszystkie sklepy rozbite i zrabowane – przez cywilnych uchodźców – wśród nich snujący się bezradnie ich właściciele.

– Gdzie policja? – spytałem.

– Wyjechała pięć dni temu. Pan starosta też wyjechał.

– To dlaczego nie stworzycie milicji obywatelskiej, któraby strzegła waszego dobytku?

Zapytany spojrzał na mnie jak na wariata.

– Pan starosta nic nie kazał – odpowiedział po chwili. – Mógłby nas potem pozamykać”. Autor relacji konkluduje więc smutno: „Tak nisko upadło nasze społeczeństwo”.

O okresie PRL i jego stosunku do samorządności większości czytelników pisać nie trzeba, choć jest to doskonała ilustracja dla jednej z głównych chorób minionego stulecia totalitaryzmu. W r. 1947 Feliks Koneczny, obserwując kształtowanie się nowej rzeczywistości, pisał o takim modelu władzy co następuje: „Obecnie narody europejskie nawiedzane są przez totalizm państwowy […] Państwo totalne robi przez swoje urzędy wszystko, o czym tylko da się pomyśleć; a ponieważ nie chce opierać się na społeczeństwie, to jedyną więzią państwową stają się w takim państwie urzędy. Państwo totalne staje się państwem biurokratycznym. Zawsze mu urzędów za mało”. Niestety ten model sprawowania władzy, zdaje się, nie przeminął wraz z minionym systemem, a obecnie mamy do czynienia z jego prawdziwym rozkwitem. Tymczasem wolne społeczeństwo winno, zdaniem myśliciela, budować „państwo obywatelskie, które stara się mieć jak najmniej urzędników, gdyż organizacje obywatelskie same załatwiają większość spraw i to zazwyczaj bez wynagrodzenia, nie obciążają tym samym budżetu państwowego. Państwo obywatelskie jest przeto tańsze”.

Wracając do tytułowego pytania, trzeba powiedzieć jasno: samorząd nie powinien być odgórnie zadekretowaną strukturą biurokratyczną, nie może też być wysięgnikiem partii politycznych. Stanowczo natomiast winien być obszarem obywatelskiej aktywności, stanem umysłu, w którym otaczająca rzeczywistość jest przedmiotem troski nas wszystkich. Tego typu świadomość buduje się latami w organizacjach obywatelskich, które mogą być przedszkolem samorządności, z drugiej strony mogą one przejmować wiele elementów życia społecznego, troskę o szkoły, domy kultury, akcje edukacyjne dla dorosłych, lobbing w sprawach dobra wspólnego danej miejscowości. Oczywiście, coś się w tej kwestii zaczęło dziać, istnieje coraz więcej środowisk, które zdają sobie sprawę z konieczności budowania wspólnoty lokalnej dla jej dobra. Nie zmienia to jednak faktu, że pracy w tej dziedzinie jest więcej niż mniej. W cytowanym powyżej tekście Doboszyński napisał również słuszny i dziś postulat: „trzeba będzie odgrzebać spod popiołów poczucie gromadzkie tam, gdzie zapanowało zniechęcenie, niewiara w możność pozytywnej pracy zbiorowej, pewien nihilizm tak obcy duszy polskiej”.

Nie dajmy sobie wmówić, że naszym obowiązkiem jest wziąć udział w wyborach, wybrać, kogo nam się proponuje i przez cztery lata spać spokojnie. Weźmy się do codziennej pracy społecznej i zacznijmy od dołu, od podniesienia śmiecia z chodnika, którym przechodzimy, a potem jakoś pójdzie.

Piotr Sutowicz

 

 

pgw

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej