Oddali życie za sprawę Bożą

2013/01/18

– Czy wiecie, co was czeka? – jeden z więźniów zapytał pięciu modlących się współwięźniów, związanych z oratorium księży salezjanów w Poznaniu. Ci odpowiedzieli: – O tym, co nas czeka, wie tylko Bóg. Jemu ufamy. Cokolwiek się stanie, będzie to Jego wola.

Czesław Jóźwiak, Edward Kaźmierski, Franciszek Kęsy, Edward Klinik i Jarogniew Wojciechowski, zwani dzisiaj „poznańską piątką”, byli liderami katolickich organizacji młodzieżowych. Zostali aresztowani we wrześniu 1940 roku i osadzeni kolejno w różnych więzieniach, gdzie poddawani rozlicznym szykanom, odmawiali różaniec i odprawiali nowenny przed ważnymi świętami kościelnymi. Zgilotynowano ich 24 sierpnia 1942 roku na dziedzińcu więzienia w Dreźnie.

Heroizm wiary

„Poznańska piątka” to członkowie grupy 108 polskich męczenników II wojny światowej, których beatyfikował Jan Paweł II 13 czerwca 1999 roku w Warszawie. Wspólny mianownik całej tej grupy osób to heroizm wiary ukazany w ekstremalnych warunkach wojennych. Oczywiście, nie tylko oni oddali bohatersko swoje życie w czasie II wojny światowej. Trudno było jednak beatyfikować wszystkich, tym bardziej że do beatyfikacji wymagane są określone warunki. Dlatego od początku procesu beatyfikacyjnego w 1992 roku lista kandydatów aż pięciokrotnie się zmieniała. Powiększała się, a następnie była redukowana, kiedy okazywało się, że w danych przypadkach nie ma wystarczającego materiału dowodowego na męczeństwo w rozumieniu teologicznym. Nie wystarczy bowiem jakiekolwiek męczeństwo. Do wyniesienia na ołtarze konieczne jest męczeństwo za wiarę. „Jest to dobrowolne i heroiczne przyjęcie śmierci zadanej z nienawiści do prawdy chrześcijańskiej, w celu dania świadectwa, czyli wykazania postawy wierności w stosunku do prawdy objawionej lub prawa Bożego. W definicji męczeństwa zawarte są więc trzy elementy: świadectwo, śmierć i heroizm. Aby czyjąś śmierć uznać za męczeństwo, musi być ona przyjęta we właściwy sposób. W jej ponoszeniu powinno się ujawniać męstwo, a więc opanowanie strachu, rezygnacji czy rozpaczy. Męczeństwo stanowi bowiem heroiczny wymiar męstwa. Nie jest to jednak postawa biernej rezygnacji z życia. Zgoda na podjęcie śmierci musi być nie tylko wyraźna, ale pełna i chętna, gdyż na męczeństwo nikogo się nie skazuje” – pisze ks. Jerzy Olszówka SDS na stronie internetowej www.katolik.pl.

W naszym stuleciu wrócili męczennicy. A są to często męczennicy nieznani, jak gdyby nieznani żołnierze wielkiej sprawy Bożej. Jeśli to możliwe, ich świadectwa nie powinny zostać zapomniane w Kościele.Jan Paweł II, „Tertio millenio adveniente”

Do nieba nie pójdę sama

W grupie beatyfikowanych męczenników za wiarę znaleźli się przedstawiciele różnych stanów, zawodów, powołań. Oczywiście, byli wśród nich duchowni, diecezjalni i zakonni, którzy woleli zginąć, niż zostawić swoją owczarnię. Ale byli tam także świeccy, na przykład teściowa, która oddała swoje życie za synową w ciąży. Albo nauczycielka z Poznania, żarliwa animatorka apostolatu świeckich. Natalia Tułasiewicz, bo o niej mowa, w 1943 roku dobrowolnie wyjechała do Niemiec z transportem deportowanych na przymusowe prace kobiet, by podtrzymywać w nich wiarę i miłość ojczyzny. Została za to aresztowana, poddawana torturom i skazana na śmierć w obozie Ravensbrück. Zginęła 31 marca 1945 roku, zresztą na krótko przed wyzwoleniem obozu. W swoim dzienniku duchowym pisała: „Moją misją jest pokazać światu, że droga do świętości przemierza także poprzez hałaśliwe rynki i ulice, a nie tylko w klasztorach czy w cichych rodzinach. Pragnę świętości dla tysięcy dusz. I nie nastąpi to, naprawdę nie nastąpi, że do nieba pójdę sama. Tam chcę prowadzić po mojej śmierci szeregi tych, którzy umrą po mnie”.


Tablica upamiętniająca Powstańców Warszawy na cmentarzu wojskowym na Powązkach
Fot. Katarzyna Kasjanowicz

Inny beatyfikowany świecki, Franciszek Stryjas, wzorowy ojciec rodziny spod Kalisza, z powodu braku księży, sam rozpoczął potajemne nauczanie dzieci religii w okolicznych wioskach, aby przygotować je do Pierwszej Komunii.


Fresk „Pochód 108 błogosławionych męczenników II wojny światowej” w kaplicy Muzeum Powstania Warszawskiego
Fot. Artur Stelmasiak

I za to został aresztowany, osadzony w kaliskim więzieniu, gdzie zmarł po dziesięciu dniach tortur.

Oni strzelali, on się modlił

Wśród męczenników dominują jednak osoby duchowne, kapłani diecezjalni oraz zakonnicy i zakonnice. Jest na przykład bł. o. Alfons Maria Mazurek OCD, przeor klasztoru karmelitów bosych w Czernej koło Krakowa. Mimo trudnych warunków okupacyjnych klasztor normalnie funkcjonował w czasie wojny. Przeor traktował wojnę jako coś przejściowego i nie myślał o kapitulacji. Latem 1944 roku Niemcy zamordowali o. Mazurka. Strzelali mu prosto w twarz. Wrzucali ziemię do otwartych ust. O. Alfons wiedział, że idzie na śmierć. Zanim opuścił klasztor, modlił się przed Najświętszym Sakramentem i przed słynącym z łask obrazem Matki Bożej Szkaplerznej. A w czasie, gdy do niego strzelali, modlił się na różańcu.

Z kolei bł. brat Józef Zapłata ze Zgromadzenia Braci Serca Jezusowego, 3 października 1939 roku, przy rewizji Domu Arcybiskupa Poznańskiego, został aresztowany przez gestapo i osadzony w Forcie VII w Poznaniu. Stamtąd wywieziono go do więzienia w Kazimierzu Biskupim, a w końcu do obozu koncentracyjnego w Dachau. Na dwa miesiące przed wyzwoleniem obozu przez wojska alianckie, na apel dowództwa obozowego, dobrowolnie zgłosił się do pielęgnacji chorych na tyfus plamisty. Oznaczało to pewną śmierć. Wiedział, że tak się stanie, ale przecież ktoś musiał pielęgnować chorych. „Kto wszedł do tych bloków tyfusowych, po zarażeniu się przechodził do nieba jako męczennik z miłości ku Panu Bogu i bliźnim” – mówił jeden z więźniów. Decydując się na śmierć, brat Zapłata wyraził intencję: o szczęśliwy powrót do ojczyzny po wojnie Prymasa Polski, kard. Augusta Hlonda. Brat Zapłata zmarł 19 lutego 1945 roku w Dachau, a jego ciało zostało spalone w krematorium.

Niemcy szczególnie nienawidzili osób duchownych. W życiorysach błogosławionych jest wiele wręcz makabrycznych przykładów tej nienawiści. Na przykład o. Stanisław Kubista, werbista, był więziony w Sachsenhausen. Pewnego dnia do baraku blokowego wszedł żołnierz niemiecki. Był to więzień niemiecki, zresztą zawodowy przestępca, który nie zaniedbywał żadnej sposobności, aby dokuczyć księżom. Z szatańską radością zbliżył się do o. Kubisty i powiedział: „Już nie masz po co żyć!”. Następnie stanął jedną nogą na piersiach werbisty, drugą na gardle i silnym naciskiem zmiażdżył kości klatki piersiowej i gardła. Krótki charkot i kapłan zmarł.

To oczywiście tylko kilka przykładów ze 108 męczeńskich śmierci. W najtrudniejszym momencie próby nie przestali wyznawać swojej wiary w Chrystusa. A wyznając wiarę, ściągnęli na siebie śmierć. Ich świadectwo stało się dzięki temu uniwersalne i ponadczasowe.

Piotr Chmieliński

Artykuł ukazał się w numerze 08-09/2008.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej