Droga do świętości

2013/01/19

Z siostrą Teresą Antoniettą Frącek ze Zgromadzenia Franciszkanek Rodziny Maryja rozmawia Mirosława Łomnicka

Siostra jest od wielu lat mocno zaangażowana w proces kanonizacji arcybiskupa Zygmunta Szczęsnego Felińskiego. Jak przebiegał ten proces?

Początkowo brałam udział w kwerendzie pism Arcybiskupa oraz dokumentacji historycznej. W 1965 r., zostałam mianowana członkiem Komisji Historycznej. Po zebraniu dokumentów historycznych, świadectw od żyjących osób, które go pamiętały i od świadków ze słyszenia, akta sprawy zostały przekazane do Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych w Rzymie. Do kanonizacji potrzebny jest nowy cud i takie nadzwyczajne uzdrowienie miało miejsce w Krakowie w 2004 r. Osobą uzdrowioną jest s. Stefania Bożena Zelek ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi. Badania komisji lekarskiej, a następnie teologicznej i kardynalskiej trwały 4 lata. W tym czasie zostałam mianowana postulatorką procesu.

Feliński odznaczał się świętością życia, cieszył się opinią świętości za życia i po śmierci, za jego przyczyną Pan Bóg zsyłał wyjątkowe łaski na tych, którzy wzywali jego wstawiennictwa. Opinia o świętości abp Felińskiego utrwalała się także po jego śmierci, a liczne uzdrowienia m.in. wodą ze źródełka, które odkrył on w podolskiej Dźwiniaczce oraz łaski otrzymywane od Boga za jego wstawiennictwem stały się podstawą rozpoczęcia starań o jego beatyfikację, i kanonizację.

Feliński jako energiczny i pełen zapału młody człowiek nie myślał o drodze kapłańskiej – co zdecydowało że w końcu wybrał stan duchowny?

Rzeczywiście, w młodości marzył o szerokim świecie, pragnął zostać inżynierem, miał w tym kierunku wybitne zdolności. Na propozycję Zenona Brzozowskiego przyjął posadę sekretarza w Sokołówce na Podolu, w końcu został wychowawcą jego synów. Wziął udział w powstaniu poznańskim (1848 r.), ale klęska tego zrywu, jak napisał, „wytrąciła mu bron z ręki”. Wrócił do Paryża z zawiedzionymi nadziejami, ale też z nowym doświadczeniem, które wpłynęło na zmianę jego orientacji politycznej. Odtąd pragnął służyć Ojczyźnie poprzez pracę organiczną, podtrzymywanie ducha, języka i kultury narodowej, a także pomnażanie zasobów materialnych kraju. Uważał, że jako kapłan będzie mógł wiele uczynić w tym duchu. Nowym bolesnym doświadczeniem stała się choroba i śmierć serdecznego przyjaciela Juliusza Słowackiego, który 3 kwietnia 1849 r. zmarł w Paryżu na jego rękach. Przy mogile poety, z refleksji nad znikomością życia i pragnienia służenia Bogu i Ojczyźnie, dojrzało powołanie kapłańskie Felińskiego.

Jak powstały „Pamiętniki” ks. arcybiskupa?

Abp Feliński napisał je w Jarosławiu nad Wołgą, w ostatnim roku swojego zesłania, zimą 1882/1883 r. Zachęcali go do tej pracy przyjaciele, zwłaszcza brat ks. Julian Feliński. Pisał je mając za źródło jedynie własną pamięć. Przyszły święty dopiero jednak w ostatnich latach życia zajął się przygotowaniem ich do druku. Przeredagował pierwszą część zapisków i podzielił ją na 15 rozdziałów. Z części drugiej poprawił zaledwie dwa rozdziały. Śmierć przerwała dalszą jego pracę. Ta pozostała część, otrzymała tytuł: „Dalszy ciąg pamiętnika”. Pierwsza edycja Pamiętników ukazała się w Krakowie w 1897 r., druga we Lwowie w 1911 r. Trzecia edycja ujrzała światło dzienne dopiero w 1986 r., dzięki Instytutowi Wydawniczemu PAX, który przygotował też najświeższe, czwarte wydanie pamiętników.

W „Pamiętnikach” abp Feliński nie szczędził słów krytyki i to zarówno polskiej szlachcie jak i duchownym. Jaki ich obraz się wyłania z tej lektury?

Ostrze jego krytyki jest skierowane przeciwko tym, którzy nie dbali o dobro kraju, trwonili majątki, przez karty, pijaństwo, liczne podróże i życie ponad stan. Feliński krytykuje, i to ostro, jednostki, a nawet grupy duchownych wysoko postawionych, którzy dla sławy, władzy czy korzyści materialnych schodzili z prawej drogi, wikłali się w intrygi, a nawet sprzyjali władzy świeckiej. Trzeba jednak pamiętać, że sytuacja Kościoła katolickiego na terenie zaboru rosyjskiego była bardzo trudna, działał on w atmosferze wielkich nacisków. Swobodny kontakt ze Stolicą Apostolską był zabroniony pod karą zsyłki na Sybir. Sytuację pogarszało zagarnięcie przez rząd majątków kościelnych, inwigilacja księży, zastraszanie, nękanie karami pieniężnymi, zagrożenie aresztowaniem i zsyłką na Sybir, to nic dziwnego, że słabe charaktery naginały się pod knut, a niejednokrotnie łamały.

W przeciwieństwie do znacznej części ówczesnego kleru, bojaźliwego wobec władzy i często służalczego, Feliński reprezentował nowy typ kapłana: wykształconego, dobrze znającego swe prawa i obowiązki, posłusznego władzy kościelnej i w zdrowym znaczeniu tego słowa lojalnego wobec władzy świeckiej. Odważnie wypowiadał swe przekonania i potrafił odpierać naciski zaborcy skierowane przeciw Kościołowi. Stąd jego krytyka całego starego systemu wychowania i duchownych.

Abp Feliński poznał wiele ważnych postaci XIX stulecia…

Przebywając w Wiedniu, Berlinie, Brukseli, Paryżu czy Londynie poznał księcia Adama Czartoryskiego, senatora Stanisława Zamoyskiego, generałów Władysława Zamoyskiego i Jana Skrzyneckiego, poetę Wincentego Pola. Pozostawał w bliskich relacjach z powieściopisarzem Józefem Ignacym Kraszewskim, który w latach 1846- -1848 mieszkał w Gródku na Wołyniu, w sąsiedztwie rodziny Felińskich.

Podczas pobytu w Sokołówce na Podolu zapoznał się bliżej z twórczością Zygmunta Krasińskiego, która go zachwyciła; nazywał go orłem poetów.

Najbliższe, przyjacielskie stosunki połączyły Felińskiego z Juliuszem Słowackim. Wprawdzie spotkał go osobiście dopiero w Paryżu, ale znał go dobrze z opowiadań jego matki, pani Salomei. W Krzemieńcu bowiem mieszkał z matką i rodzeństwem w tym samym domu, co pani Salomea. Do Paryża przywiózł Juliuszowi list od matki. Dzięki temu doznał życzliwego przyjęcia ze strony poety. Feliński towarzyszył choremu poecie, który zmarł na jego rękach (3 kwietnia 1849). To właśnie dzięki Felińskiemu znamy szczegóły z ostatniego roku życia wieszcza, a zwłaszcza z przebiegu ostatniej jego choroby i śmierci.

Gdy Zygmunt Szczęsny Feliński obejmował godność metropolity warszawskiego wydawało się, że Królestwo Polskie uzyska szerszą autonomię i że kończy się okres represji po powstaniu listopadowym. Jaka była reakcja Arcybiskupa na wybuch Powstania Styczniowego?

Rzeczywiście w 1862 r. zarysowała się pewna nadzieja na uzyskanie szerszej autonomii, jednakże ani zapewnienia monarchy, ani reformy Aleksandra Wielopolskiego nie przyniosły spodziewanych przemian. Pewne jednak odprężenie nastąpiło i abp Feliński korzystał z szerszych możliwości w celu ożywienia działalności kleru, podniesienia poziomu nauczania w seminariach i Akademii, upowszechnienia oświaty. Był przeciwny powstaniu. Kierując się doświadczeniem z powstania poznańskiego i realną oceną sytuacji, starał się wpłynąć na uspokojenie umysłów i powstrzymać naród przed rozlewem krwi. Uważał, że wobec potęgi Rosji, powstanie nie przygotowane ani pod względem organizacyjnym ani militarnym nie ma szans powodzenia.


Wybuch Powstania Styczniowego nie był dla niego zaskoczeniem. Zdawał sobie sprawę, że ruchu powstrzymać się nie da. Stając w obronie uciśnionych, protestował przeciw represjom, złożył dymisję z Rady Stanu, napisał list do cara Do zatargów z władzami zaborczymi dochodziło od początku jego pasterzowania w Warszawie. Pierwsze większe starcie miało miejsce z powodu listu pasterskiego, którego treść pasterz zmienił, a cesarz żądał ogłoszenia w pierwotnej wersji. Arcybiskup zagroził w razie nacisku dymisją, władze odstąpiły od żądania. Protesty arcybiskupa w sprawie aresztowań w kościołach, wzbudziły zaniepokojenie władz. Już w maju 1862 r. gen. Luders sugerował carowi: „Jeśli Feliński przejdzie do otwartej walki z rządem, trzeba będzie sprowadzić go do Petersburga”. Cesarz wówczas nie aprobował takiego rozwiązania, ale pochwalał taktykę: „kompromitować Felińskiego w oczach społeczeństwa, a przez to samo związać go bardziej z rządem”. Abp Feliński zachował niezależność od rządu jak też od partii politycznych, starał się wykorzystać wszelkie możliwości dla dobra kraju, ale od początku zdawał sobie sprawę, że jego rządy w Warszawie zakończą się zsyłką.

Z. Sz. Feliński spędził 20 lat na zesłaniu, była to dla niego szkoła wiary i pokory. Dlaczego już wtedy okoliczna ludność uznała go niemal za świętego?

Skazany na wygnanie w głąb Rosji, spędził w Jarosławiu nad Wołgą 20 lat. Przez swoją pokorę i prostotę, pozyskał nie tylko katolików – Polaków, ale prawosławnych Rosjan, Tatarów oraz Żydów. Pomimo ograniczeń policyjnych otoczył opieką zesłańców syberyjskich. Dla polskich wygnańców świadomość, że wraz z nimi cierpi na zesłaniu arcybiskup Warszawy, stała się wielkim pokrzepieniem. Dopiero po 20 latach, w wyniku porozumienia między władzami Rosji i Watykanem został uwolniony. Ostatnie lata życia spędził jako arcybiskup tytularny Tarsu we wsi Dźwiniaczka na Podolu, pod zaborem austriackim, poświęcając się pracy duszpasterskiej, społecznej i oświatowej wśród Polaków i Ukraińców. Jego pobyt w tej wsi uważano za „błogosławieństwo Boże”.

Abp Feliński zmarł 17 września 1895 r. w Krakowie. Wówczas napisano o nim – „pękło wielkie serce”; pozostawił po sobie królewski spadek – „jedną sutannę, brewiarz i wiele miłości wśród ludzi”. Jego doczesne szczątki przez 25 lat spoczywały na cmentarzu w Dźwiniaczce. Po beatyfikacji jego relikwie zostały przeniesione do Kaplicy Literackiej i złożone w ołtarzu Matki Bożej Wniebowziętej. Dziś każdy na swój sposób może zwracać się przez jego pośrednictwo do Boga, prosząc o potrzebne dary, łaski, zdrowie, pomoc w różnych potrzebach.

Mirosława Łomnicka

Artykuł ukazał się w numerze 08-09/2009.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej