Drzemiący potencjał polskiej duchowości

2013/02/5

Peryferyjne koleiny, w których grzęźnie Polska utrudniają jej wszechstronny rozwój. Nie jesteśmy jednak skazani na los imitujących „lepszy świat” mentalnych pariasów. Trzy kluczowe doświadczenia, które dotknęły nas w ostatnich dekadach: prymasostwo kardynała Stefana Wyszyńskiego, pontyfikat Jana Pawła II oraz pierwsza „Solidarność” pokazują, że drzemie w nas olbrzymi potencjał służący budowie lepszego i bardziej chrześcijańskiego świata.

Przy okazji analiz wydarzeń, które ponad dwadzieścia lat temu doprowadziły do fundamentalnej odmiany rzeczywistości Polski i Europy, w środowiskach katolickich stosunkowo często podnoszona jest kwestia wpływu, jaką odegrał w nich opatrznościowy i profetyczny wręcz splot trzech fenomenów historycznych z naszej najnowszej historii. W chronologicznej kolejności są to wieloletnie rządy na stolicach biskupich w Gnieźnie i Warszawie Prymasa Tysiąclecia, objęcie godności najwyższego pasterza Kościoła powszechnego przez Jana Pawła II oraz narodziny „Solidarności” podczas strajków na Wybrzeżu.

Wnikliwy obserwator zwróci jednak uwagę, że znaczna część z tych refleksji z biegiem upływającego czasu coraz bardziej koncentruje się na aspektach wspomnieniowo-historycznych. Wielkie, dane nam z góry „znaki czasu”  konserwowane są w ten sposób  w bezpieczne formy czcigodnych, ale coraz bardziej pokrywających się kurzem pomników, przy których łatwo jest zorganizować okolicznościowe akademie, ale dużo trudniej dostrzec realny związek z bieżącym życiem.

 

W duchu chrześcijańskiego posłannictwa

Ponad trzy dekady po śmierci prymasa Stefana Wyszyńskiego, wyborze na papieża krakowskiego kardynała Karola Wojtyły przez rzymskie kolegium kardynałów i narodzinach niezależnego ruchu społecznego, warto przyjrzeć się tym wydarzeniom za pomocą klucza chrześcijańskiego mesjanizmu, do którego wprost wzywa nas soborowa Konstytucja Dogmatyczna „Lumen gentium” wskazując na konieczność współuczestnictwa wiernych w potrójnej – prorockiej, królewskiej i kapłańskiej misji Chrystusa.

Ciekawe będzie postawienie pytania, czy niepowtarzalne wydarzenia w polskim Kościele w ostatnich 30 latach na nowo obudziły w nas żarliwego ducha głoszenia Ewangelii, skłaniając jednocześnie do głębokich duchowych zmagań i poszukiwań? Czy może wręcz przeciwnie, przez naszą własną słabość dokonała swego rodzaju racjonalizacji naszej duchowości, traktując ją tylko jako jeden z wielu użytecznych elementów budowy nowej wspólnoty politycznej? Wspólnoty, która zabiegając przede wszystkim o tworzenie społeczności dobrze urządzonych w „tym świecie”, mimowolnie staje przed zagrożeniem utraty wrażliwości na to, co nadprzyrodzone, co wielokrotnie podkreśla w swoim nauczaniu kierowanym do katolików świeckich angażujących się w życie społeczne Ojciec Święty Benedykt XVI.

Bóg obecny w historii

W nieco zapomnianym już dzisiaj filmie fabularnym „Sauna”, nakręconym w 1992 roku przez Filipa Bajona, znajdziemy zastanawiającą scenę. W tradycyjnej fińskiej saunie w Helsinkach w latach 1980-89 spotykają się naukowcy, ludzie kultury oraz dyplomaci przebywający w kraju cieszącym się statusem „specjalnych relacji” z ZSRR. Najbardziej charakterystycznymi postaciami grupy są Polak Janek – opozycyjnie nastawiony do rzeczywistości PRL, Jurij – obywatel Związku Radzieckiego, oportunistyczny safanduła i łatwy do manipulowania „człowiek bez właściwości” oraz Amerykanin Stewart  – nie starający się nawet zrozumieć elementarnych realiów geopolitycznych zimnowojennego podziału Europy. Jesienią 1980 roku bohaterzy oglądają krótkie relacje telewizyjne o sierpniowych strajkach na polskim Wybrzeżu oraz podpisaniu porozumień pomiędzy władzami PRL i rodzącym się ruchem „Solidarności”. Rosjanin, widzący obrazy modlących się na różańcu gdańskich robotników, zawieszone na bramie Stoczni Gdańskiej krucyfiksy, obrazy Matki Boskiej Częstochowskiej oraz portrety Jana Pawła II, wypowiada dość niecodzienny w ustach „człowieka radzieckiego” komentarz. Zamiast o „zdradzie socjalizmu i „pełzającej kontrrewolucji imperializmu”, ni stąd ni zowąd mówi: ”Wasz ruch się nie uda. Dlaczego? Bo oswoiliście Boga, ściągnęliście Go na ziemię. Wasz Bóg przestał być tajemnicą, stał się politycznym hasłem”.

Można się zastanawiać, czy filmowe słowa przedstawiciela radzieckiej nomenklatury stanowią jedynie wyraz jego przebiegłej strategii rozmowie z polskim kolegą, w którego oczach zechciał się w zmienionych warunkach politycznych pokazać jako osoba troszcząca się o integralny charakter religii, której szkodzi redukcja jedynie do użytecznego narzędzia mobilizacji politycznej i społecznej wspólnoty narodowej. Paradoksalnie jednak, w postawie Jurija (który jako obywatel radziecki dysponujący paszportem zagranicznym nie mógł z pewnością publicznie przejawiać opisywanych przez propagandę Kremla „burżuazyjnych postaw religianckich”) możemy jednak znaleźć dalekie dziedzictwo wielu myślicieli wyrosłych w tradycji bizantyjskiej, krytykujących zachodnie i łacińskie chrześcijaństwo za zbyt mocny ich zdaniem związek z doczesną rzeczywistością społeczno-polityczną.

Podobne tezy, choć stosunkowo rzadko, były i są artykułowane w Polsce w niektórych kręgach konserwatywnych. Prekursorem takiego myślenia był Stefan Kisielewski, który w kilku zapiskach i wypowiedziach w latach osiemdziesiątych z przekąsem wyrażał się o sojuszu Solidarności z Kościołem w latach 80., twierdząc, że Bóg „nie zbuduje za nas niepodległości”. „Kisiel” dawał również wyraz swojemu sceptycyzmowi co przejęcia przez Kościół funkcji nieformalnego mecenasa autentycznej kultury narodowej w czasach stanu wojennego, pisząc w jednym z felietonów, że „cierpi na alergię wobec poezji patriotycznej deklamowanej masowo w kościołach”, do których on sam „chodzi tylko w celach religijnych”.

O ile jednak w wypowiedziach publicysty było sporo przekory, ironii i chęci wykazania niezależnej pozycji intelektualnej, to biorąc tego typu myślenie na poważnie, zmierzać będziemy nieuchronnie w stronę niewłaściwie rozumiejącej świat postawy konserwatywnej niewiary w możliwość pozytywnej przemiany rzeczywistości zgodnie z Bożym porządkiem miłości. Wiary i historii, Boga i społeczeństwa, Ewangelii i życia nie da się po bizantyjsku rozdzielić.

Boga nie da się czcić, zezwalając jednocześnie na publiczne zło, zniewolenie i głęboko osadzające się w społeczeństwie struktury grzechu. Bóg jest obecny w historii, w której jest też obecny jego Kościół, który nie może milczeć, gdy widzi wielką nieprawość. Ta prawda obowiązywała wczoraj, dziś i będzie obowiązywać zawsze. Nie da się jej zakryć rzekomą troską o dobro i integralność wiary. „Pan udzieli mocy swojemu ludowi, niech Pan błogosławi swój lud, darząc go pokojem” – modlimy w Psalmie 29, szczerze wyznając, że to Bóg jest prawdziwym Panem historii, a nie przebiegli ziemscy gracze polityczni lub pozornie wszechwładni dyktatorzy.

    Polska droga wyzwolenia

Patrząc z pozycji współczesnej, z pewnością wiele z kapitału zgromadzonego podczas Wielkiej Nowenny z okazji tysiąclecia Chrztu Polski, pielgrzymek bł. Jana Pawła II do Polski czy unikalnego doświadczenia „Solidarności” zostało przez nas roztrwonione. Jakże wielu z tych, którzy zaczytywali się w „Etyce solidarności” ks. Józefa Tischnera lub papieskiej encyklice „Laborem exercens” z 1981 roku naczelną tezą tego dokumentu o pierwszeństwie pracy przed kapitałem, na przełomie lat 80 i 90. zaczęło tłumaczyć współrodakom o nieuchronności „procesów rynkowych”, likwidacji „przestarzałych zakładów pracy” czy konieczności egoizmu społecznego, który „pozwoli bogatym napędzać wzrost gospodarczy kraju”. Jak wiele autorytetów wspierających tak istotny postulat Sierpnia 1980 roku jak prawo do obecności wiary w życiu publicznym, po odzyskaniu niepodległości wypowiadały się tak, jakby ta obecność była ciężkim i niebezpiecznym balastem dla młodej demokracji…

W porządku filozoficznym można powiedzieć, że trzy opatrznościowe, polskie znaki czasu (Prymas Tysiąclecia, Jan Paweł II, „Solidarność”) były kolejną w historii polskich dziejów epifanią, dążącą do przepełnienia rzeczywistości doczesnej pierwiastkami nadprzyrodzonymi i ostatecznym zbliżeniem jej do mesjańskiego, a następnie niebiańskiego Jeruzalem. Tuż po nocy okresu stalinowskiego, a następnie początku gomułkowskiej „małej stabilizacji”, zainicjowana przez Prymasa Tysiąclecia Wielka Nowenna na nowo pokazała naszej wspólnocie , że stoją przed nią wielkie, nadprzyrodzone cele.

Po dekadzie gierkowskiej quasi-modernizacji, sprzyjającej jednakże religijnej obojętności, wybór Jana Pawła II na papieski tron stał się zapowiedzią potężnego tchnienia Ducha Świętego, które „odmieni oblicze tej ziemi”. Sierpień 1980 roku był zaś zbiorową manifestacją wiary w Boga połączonej z dążeniem do realizacji zasad sprawiedliwości społecznej. Był swoistą polską filozofią wyzwolenia niosącą za sobą przekonanie o specjalnej roli Polski w duchowym i społecznym przebudzeniu naszej części Europy. Wyrażone ono zostało w skromnym tekstowo, ale bogatym w sens „Posłaniu I Zjazdu Delegatów NSZZ „Solidarność” do Ludzi Pracy Europy Wschodniej z 1981 roku, a także elementy profetyczne, widoczne w zaproponowanym przez Papieża-Polaka solidarnym społeczeństwie związanym zasadami chrześcijańskiej etyki pracy.

Ten wielki potencjał, który dane nam było otrzymać pod koniec minionego stulecia nie zdezaktualizował się i wciąż może, jak to już wielokrotnie bywało, zadziwić Europę i cały świat. To wyjątkowe doświadczenie pokazuje, jak wielki globalny potencjał wciąż drzemie pod twardą skorupą naszej ułomnej bylejakości i przemijającej fascynacji błyskotkami globalnej komercji.

Łukasz Kobeszko

 

 

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej