Dwie Polski

2013/11/4

Mówiąc potocznie, porównanie dokonań dwudziestolecia II Rzeczypospolitej z dokonaniami III Rzeczypospolitej jest takie, że nie ma żadnego porównania.

Polska międzywojenna już u swego zarania podołała gigantycznemu wysiłkowi organizacyjnemu, wystawiając armie, które zdołały stoczyć kilka zwycięskich wojen na niemal wszystkich granicach (jedyną zdecydowanie przegraną poniosła z Czechosłowacją, która zaatakowała w momencie, gdy nie byliśmy zdolni do kontrakcji, a podbój został usankcjonowany przez arbitraż międzynarodowy) i scalając administrację, systemy prawne oraz infrastrukturę po trzech zaborcach. Kraj, który odzyskał niepodległość w 1918 r., był w ok. czterdziestu procentach zniszczony wskutek działań wojennych. Polacy stanowili w nim niecałe 70% mieszkańców. Wśród pozostałych nie brak było ludności odnoszącej się do państwa polskiego obojętnie lub wrogo, co z pełną mocą objawiło się w r. 1939, kiedy to zwłaszcza Niemcy i Ukraińcy, w mniejszym stopniu Żydzi, w znacznej liczbie opowiedzieli się po stronie najeźdźców, dopuszczając się zbrojnej dywersji. Polska międzywojenna była rozdarta politycznie do granic wojny domowej, czego skutkiem był zamach majowy i wieloletnia dyktatura, po śmierci Piłsudskiego coraz bardziej opierająca się na przemocy; słabość jej społecznej legitymizacji również fatalnie odcisnęła się na decyzjach podejmowanych podczas wielkiego europejskiego kryzysu politycznego lat 1938–1939.

W porównaniu z tym, co odziedziczyła II RP po zaborcach, przejmujący władzę w 1989 r. Komitet Obywatelski przy Przewodniczącym NSZZ „Solidarność” Lechu Wałęsie znajdował się w sytuacji wręcz komfortowej. Owszem, po pięćdziesięciu latach socjalizmu przejęto państwo w stanie bankructwa, zacofane gospodarczo i niezdolne sprostać zasadniczym wyzwaniom nowoczesności, ale jednolite administracyjnie i narodowościowo, z nienajgorszym, choć wymagającym poważnej modernizacji przemysłem i jako taką infrastrukturą.

W II RP pomimo wszystkich tych przeciwieństw (dodajmy jeszcze wrogość sąsiadów, zwłaszcza Niemiec prowadzących przez wiele lat wojnę celną przeciwko Polsce, oraz światowe załamanie gospodarcze lat 30., szczególnie ciężkie dla krajów rolniczych, do jakich się wtedy zaliczaliśmy) w ciągu dwudziestu lat zdołano zbudować port w Gdyni i dużą część zaplanowanego Centralnego Okręgu Przemysłowego, połączyć w jeden system rozdzielone dawnymi granicami linie kolejowe i postawić niektóre działy produkcji przemysłowej na światowym poziomie. Wprawdzie zabrakło czasu na powszechną industrializację, ale II RP była w stanie od zera projektować i wytwarzać produkty na najwyższym ówczesnym poziomie − przykładem myśliwiec PZL 37 „Łoś” czy szybkobieżny pociąg „Lukstorpeda”. W 1939 r. Polska miała zrównoważony budżet, stabilną, mocną walutę i rozwijała się szybko.

Po r. 1989 natomiast majątek odziedziczony po PRL został w większości wyprzedany, a wpływy z tego tytułu przeznaczono na konsumpcję. Na konsumpcję poszły też w większości kredyty, wskutek których zadłużenie kraju przekroczyło 800 miliardów złotych (a dług ukryty, wg prof. Balcerowicza, sięgnął 4 bilionów). Nie zbudowano do końca ani jednej autostrady, a infrastruktura kolejowa uległa dekapitalizacji w stopniu porównywalnym z dekolonizowanymi państwami afrykańskimi (przywrócenie jej do stanu z lat 70., wg informacji podanej przez szefa jednej z ponad pięćdziesięciu spółek, na które podzielono dawne PKP w r. 2011, wymagałoby pilnej inwestycji co najmniej 40 miliardów złotych, których nie przewidziano w żadnych planach). Podobnie zdekapitalizowana jest infrastruktura energetyczna. Straciliśmy całą flotę handlową, a średni wiek nielicznych pozostających w służbie okrętów wojennych sięga czterdziestu lat. Nie przeprowadzono żadnych inwestycji, które można by porównać z międzywojennymi. Jedynymi produktami z Polski, która można znaleźć na światowej liście rozpoznawalnych marek, są dwa gatunki wódki. Najlepsze polskie wyższe uczelnie znajdują się w czwartej setce światowego rankingu. Armia po dokonywanych na niej od dwóch dekad oszczędnościach nie jest zdolna nie tylko do obrony kraju przed zagrożeniem zewnętrznym, ale nawet do przeprowadzenia masowej ewakuacji terenów zagrożonych przez powódź. Mamy chronicznie ujemny deficyt handlowy, nasz eksport wciąż, jak w PRL, jest zdominowany przez produkty rolne i towary nieprzetworzone. Jedynymi sukcesami, jakimi może się pochwalić III RP, jest mocna i stabilna waluta (której porzucenie na rzecz wspólnej waluty europejskiej stało się jednak istotną częścią programu rządzących elit) oraz zdecydowane podniesienie poziomu życia obywateli; w porównaniu z PRL wzrosła znacząco ich zamożność, jakość oraz długość życia. Ten sukces jest jednak problematyczny, jeśli wziąć pod uwagę, że owa poprawa jakości życia została osiągnięta przez wyprzedaż majątku państwowego i na kredyt.

Tu właśnie dotykamy głównej różnicy pomiędzy dwiema Polskami − tą odzyskaną przez Piłsudskiego i Dmowskiego oraz tą wynegocjowaną przez Wałęsę i jego doradców. Całkowicie odmienne są postawy zaludniających je społeczeństw. W II Rzeczypospolitej Polacy wielokrotnie wykazywali się niezwykłą ofiarnością. Dowodem tego są nie tylko najczęściej przywoływane ofiary wojenne nieporównywalne z żadnym z krajów zachodnich, ale także np. sukces wielokrotnie w dwudziestoleciu przeprowadzanych zbiórek publicznych. Nie umożliwiły one dorównania zbrojeniom Niemiec i ZSSR ani nie wyprowadziły Polski z kryzysu początku lat 30.,  gdyż − wbrew nadziejom rządzącej sanacji − po prostu nie było to możliwe, ale za każdym razem dowodziły, iż w imię dobra Polski jej ówcześni mieszkańcy byli gotowi do najdalej idących wyrzeczeń. Z tą postawą naszych przodków rażąco kontrastuje współczesna roszczeniowość, wskutek której walka o władzę w III RP odbywała się głównie na licytację obietnic, a tą, która okazała się zdolna dać zwycięstwo wyborcze, była np. obietnica, iż dzięki uległości wobec Europy kandydat zdoła uzyskać z niej więcej dotacji i subwencji niż inni. O ile Polacy przedwojenni za główne zadanie państwa uważali utrzymanie silnej armii, nie tylko akceptując wydatki na ten cel, rzędu jednej czwartej całego budżetu państwa, ale też oddając własne oszczędności na Fundusz Obrony Narodowej, pożyczkę przeciwlotniczą czy okręt podwodny „Orzeł” − to w przeprowadzonym w latach 90. ubiegłego wieku badaniu społecznym, w którym pytano, na co warto wydawać publiczne pieniądze, miażdżąco wygrały wydatki socjalne i ratujące lub mnożące nieefektywne miejsca pracy, podczas gdy obronność wskazało zaledwie 8% badanych.

Słabość gospodarcza i cywilizacyjna III RP jest skutkiem słabości – jak by to ujęli nasi przodkowie z czasów międzywojennych − polskiego ducha, czyli, mówiąc językiem współczesnej socjologii, dramatycznie niskiego poziomu kapitału społecznego. Jej źródłem zaś, i w ogóle podstawowym uwarunkowaniem tej bolesnej odmienności od II RP, jest nieporównywalny z wydarzeniami lat 1918–1921 sposób powstania państwa. O ile przed bez mała stuleciem mieliśmy do czynienia z ogromną mobilizacją Polaków, możliwą dzięki wieloletniej pracy różnych sił dążących do niepodległości, a potem z ogromny sukcesem, jakim było zwycięstwo nad bolszewikami i innymi wrogami zewnętrznymi − o tyle III RP została poczęta z niejasnego dla obywateli, podejrzanego dilu, zawartego zakulisowo i nigdy do końca niewyjaśnionego, w atmosferze społecznej apatii, zatarcia pojęć dobra i zła („zapaści semantycznej”, jak to ujął wielki poeta Zbigniew Herbert) i intensywnego demobilizowania społeczeństwa przez elity oraz masowe media.

Sukces, jakim było odzyskanie i obronienie niepodległości w początkach XX w., natchnął Polaków niespotykaną energią i wiarą w siebie. Prowadziła ona nawet do zachowań z dzisiejszego punktu widzenia groteskowych – jak popularność idei poszukiwania i zdobywania dla Polski zamorskich kolonii – oraz graniczących z zatratą instynktu samozachowawczego − takim było powszechne przekonanie, że Polska, która utarła nosa bolszewikom, podobnie jest w stanie sama jedna „pokazać ich miejsce” Niemcom Hitlera, broniąc się jednocześnie przed ewentualnymi próbami rewindykacji ze strony ZSSR; podobnie iluzoryczne było społeczne oczekiwanie prowadzenia polityki mocarstwowej, twardej, nieugiętej wobec wszystkich potęg ówczesnego świata (to właśnie przed falą tych nastrojów społecznych, wyrażanych przez opozycję, uciekał minister Beck, podejmując brzemienną w skutki decyzję o odrzuceniu ultimatum Hitlera i zawarciu antyniemieckiego sojuszu z okazującą dotąd Polsce obojętność lub jawną wrogość Wielką Brytanią). Natomiast „szemrany”, niejasny układ z Magdalenki pogrążył Polaków na długi czas w stanie postkolonialnej apatii, niewiary we własne siły i możliwości. To on właśnie w dużym stopniu przesądził o fatalnym dotychczasowym bilansie III RP.

 

Rafał A. Ziemkiewicz – endek, publicysta, komentator polityczny i ekonomiczny, pisarz. Współtwórca Telewizji Republika

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#niepodległość #Ziemkiewicz
© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej