e-Rodzina

2013/01/19

Coraz częściej rozmaite elektroniczne gadżety zastępują relacje międzyludzkie, dlatego można śmiało powiedzieć, że tradycyjna rodzina odchodzi w przeszłość, a zastępowana jest zbiorowiskiem osób zamieszkujących wspólną przestrzeń, gdzie funkcje rodzinne zredukowane zostały do potrzeb egzystencjalnych, komunikującą się ze sobą za pomocą urządzeń lub też żyjących w świecie wirtualnym.

Niegdyś posiadanie dobrego telewizora, odtwarzacza muzycznego (wieży) lub magnetowidu było wyznacznikiem zamożności. W czasach szkolnych chodziło się do kolegi obejrzeć film „na wideo”, pograć w grę telewizyjną lub poszaleć na prywatce przy dźwiękach płynących z dobrego magnetofonu. Dzisiaj to piękne wspomnienia, gdyż rozwój nowoczesnych technologii medialnych w sposób niezaprzeczalny wtargnął do polskich domów. Stało się to nie tylko na skutek otwarcia polski na świat, ale przede wszystkim dzięki spadającym cenom technicznych nowinek i ich powszechną dostępność. Coraz częściej dzieci opanowują znacznie szybciej technologie niż ich rodzice i umieją się doskonale obsługiwać sprzęt elektroniczny. Z jednej strony to cieszy, ale czasami może rodzić poważne problemy, komplikacje wychowawcze, a nawet tragedie.

Ołtarzyk domowy

Telewizor dawno już przestał spełniać swoją funkcję nośnika informacji. Rozmaitość programów na wielu kanałach sprawia, że wytworzył się styl życia przed telewizorem. Wstaje się rano, włącza telewizor, wszystkim czynnościom porannym towarzyszy obraz i dźwięk. Jeśli program się znudził, za pomocą pilota co chwila go zmieniamy. Śniadanie, nauka, zabawa, spotkania rodzinne, relaks przy telewizorze. Dzieci nasiąkają tym i zaczynają się wdrażać. Wracają ze szkoły, jeszcze nie zdążą zjeść obiadu, a już siadają przed telewizorem. Telewizor wyznacza plan dnia wolnego, ustawia się zajęcia pod jego dyktando. Nie możemy pójść do znajomych, bo mecz, bo program, bo turniej, bo film… Telewizor traktuje się jak bóstwo opiekuńcze ogniska domowego, a jeśli się zepsuje, to dzieje się prawdziwa tragedia.


Czy nowoczesna technologia jest w stanie zastąpić szczęśliwe i beztroskie dzieciństwo?  |  | Fot. Radozław Kieryłowicz

Telewizor trzeba traktować jak narzędzie poznawcze świata, włączać tylko w określonych porach, aby obejrzeć określony program i wytwarzać w dzieciach zainteresowanie innymi mediami, w tym tradycyjnymi, a przede wszystkim książką.

Wideo

Jeśli w telewizji nie ma nic ciekawego, korzysta się z płyt DVD, VCD, ściąga filmy z internetu (o tym będzie później). W zaciszu domowym można obejrzeć wszystkie przeboje kina, programy dla dzieci oraz nagrać programy telewizyjne, których nie obejrzeliśmy, a chcielibyśmy zobaczyć. Dzieci opanowują błyskawicznie posługiwanie się pilotem, uczą się na błędach, by potem nas dorosłych instruować, co jak się włącza, przewija, odtwarza, zapisuje. Oczywiście zdobywają wtedy nasze pochwały, że są takie sprytne, ale który rodzic zreflektuje się, że lepiej wykorzystałyby go, ucząc się pisać, rysować, opanowywać zdolności manualne?

Muza

Idąc ulicą, jadąc autobusem, często widzi się młodzież i dzieci z zatkniętymi w uszach słuchawkami, które zdają się w ogóle nie reagować na bodźce zewnętrzne, a na zwróconą uwagę reagują histerycznie, gdyż zaburzono im świat emocji podczas słuchania muzyki…

Muzyka towarzyszy dzieciom przy odrabianiu lekcji, zagłuszając wszystkie niepożądane szumy. Przynajmniej tak to tłumaczą, ale najczęściej lepiej pamiętają, czego słuchały, niż czego się nauczyły. „Muza” jest wyznacznikiem pozycji społecznej. Często nawet mówi się, parafrazując powiedzenie o książkach: „Powiedz mi, czego słuchasz, a powiem ci, kim jesteś”. „Muza”, a właściwie jej odbiorniki, robi niesłychaną furorę. Kiedyś modne były walkmany, potem discmany, teraz zaś odtwarzacze MP3, zredukowane do wielkości kciuka, byle pomieściły wejście na miniaturowe słuchawki, są nieodłącznym wyposażeniem dziecka. Choć umiejętnie wykorzystane mogą być również narzędziem edukacyjnym, o czym zupełnie się zapomina. A szkoda.

Komórka

Telefon przenośny, podobnie jak rodzaj słuchanej muzyki, jest modą, zabójczą często dla kieszeni rodzica, ale wyznaczającą pozycję społeczną wśród rówieśników. Niegdyś telefony wielkości cegły miały jedną funkcję – telekomunikacyjną. Dziś wielkości wafelka mają rozmaite „wodotryski” w postaci odtwarzacza muzycznego, aparatu fotograficznego, kamery wideo, gier, kalkulatora, kalendarza i kilkudziesięciu innych funkcji. Błyskawiczne wysyłanie SMS-ów, kontaktowanie się z rodzicami w ten sposób nawet w domu, bo uszy są zajęte słuchaniem muzyki, to już norma. Rodzice często kupują dzieciom komórki, żeby mieć „smycz”, dla ukojenia własnych nerwów, że „jest w zasięgu”. Jest to forma kontroli nad dzieckiem, ale całkowicie zawodna, gdyż oprócz rodziców kontaktuje się ono ze wszystkimi zainteresowanymi odbiorcami. Dlatego też ważne jest sprawdzanie bilingów połączeń i przepytywanie dzieci, jeśli pojawiają się nowe kontakty w telefonie. Dobrze byłoby wytworzyć u dzieci nawyk zostawiania nowych numerów, które wpisują do komórki.

Maszyna do wszystkiego

Komputer z maszyny do biznesu stał się niezbędnym meblem domowym, pośrednikiem w poznawaniu świata, zwłaszcza że upowszechniło się łącze internetowe, czyli powiązanie ze sobą wszystkich komputerów na świecie za pomocą linii telekomunikacyjnych. Komputer coraz częściej zastępuje telewizor, radio, wideo, książkę, album, służy do gier. Komputery mieszczą się w niewielkich walizkach, zwanych laptopami, które towarzyszą użytkownikom nie tylko w domu, ale również w pracy, bibliotece czy na spotkaniach towarzyskich.

Jednakże komputer, jak każde urządzenie wielozadaniowe, ma swoje wady. Uzależnia. Często po przyjściu z pracy do domu włączamy komputer po to, żeby choćby sprawdzić, czy przyszła poczta, czy w komunikatorze pojawił się znajomy i czy coś napisał albo czy jest, żeby z nim porozmawiać. Bywa że ludzie zaniedbują związki rodzinne, bo świat towarzyski przez internet jest ważniejszy; rodzi to czasami rodzinne tragedie. Dotyczy to również dzieci, choć w innym wymiarze.

Dzieci w sieci

Internet jest bardzo dobrym narzędziem poznawczym, bo można przenieść się w odległe rejony świata, a nawet podejrzeć niebo, nie ruszając się z domu i ciepłego fotela. Niesie jednak zagrożenia dla dzieci, które z natury są bardziej ufne i skłonne do zwierzeń. W internecie na pociechy czyhają nie tylko różni zboczeńcy, ale również pospolici złodzieje, którzy są w stanie wyciągnąć od nich wiadomości na temat rodziców, domu, a także cennych przedmiotów. Zabranianie dziecku możliwości korzystania z internetu nic nie da, bo pójdzie do kawiarenki internetowej lub kolegi. Ważniejsze jest tu kontrolowanie poczynań dzieci. Istnieje możliwość zdalnego sprawdzania poczty elektronicznej z komputera rodziców, blokowania niektórych stron w przeglądarce oraz sprawdzanie historii odwiedzanych stron. Jeśli tylko pojawia się podejrzenie, że coś jest nie tak, lepiej przeprowadzić z dzieckiem rozmowę na ten temat.

Inną sprawą są przestępstwa dokonywane za pomocą komputera. Najczęściej dotyczy to pobierania muzyki i filmów z internetu za pomocą programów „peer to peer”. Uświadomienie dzieciom, że jest to działanie szkodliwe, leży w interesie rodziców, którzy mogą być narażeni na straty finansowe, jeśli dziecko zacznie ściągać muzykę czy filmy i zgromadzi ich na dysku sporą ilość, a policja zastuka do domu. Kiedyś na każdym podwórku wisiała tabliczka z groźnie brzmiącym napisem: „Za szkody zrobione przez dzieci odpowiadają rodzice”. Było to skuteczne. Dzieci uważały, choć głównie na to, aby swoim zachowaniem nie spowodować gniewu rodziców. Brzęk tłuczonej szyby był donośny. Ściągany plik nie wydaje dźwięku. Jednakże w obu wypadkach szkoda była spora.

Inną sprawą są włamania przez komputer do innych komputerów. Dziecko może przynieść do domu program od kolegi, który będzie zawierał wirus umożliwiający zdalne przeszukiwanie innych komputerów. To są już działania czysto przestępcze i nie wolno ich w żaden sposób tolerować. Trzeba ograniczać kontakty dziecka z takimi osobami.

Z powrotem do jaskini Są ludzie, którzy zdecydowali się na ucieczkę od świata przeładowanego nowoczesnością. Nie mają telewizora, radia, komórek, komputerów, poruszają się w świecie tradycyjnych mediów. Oczywiście jest to jakiś sposób na życie, ale nie wiadomo, czy najlepszy.

Nie wrócimy do jaskini. Jesteśmy skazani na rozwój. Sęk w tym, żeby nie był on bezmyślny, a każde działanie w tym kierunku odpowiadało na pytanie, czy rzeczywiście jest mi to aż tak potrzebne do pracy, nauki, rozrywki. Takim kryterium należy się kierować przy wyborze przedmiotów, którymi się otaczamy. I oczywiście użytkować je z umiarem, aby życie rodzinne nie toczyło się jedynie za pośrednictwem urządzeń elektronicznych.

Radosław Kieryłowicz

Artykuł ukazał się w numerze 10/2009.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej