Ekumeniczne wyzwania XXI wieku

2013/01/19

Gdzieś do początku XX wieku żyliśmy w świecie, który wydawał się jedyną i prawdziwą miarą dla wszystkich. Kulturę europejską uznawaliśmy za wzór powszechny. Przyszło jednak uznać, że świat nie ma jednego centrum i trzeba szukać dróg porozumienia między różnymi tradycjami, religiami. Wszystkie zaś religie wypływają z prawdy Boga, ale wchodząc w świat i czas oddalają się od swego źródła. W swych przejawach, kultach, obrazach i słowach oddalają się od Prawdy, jak i świat rozwijający się w czasie. Głoszą Prawdę, lecz rzadko ją osiągają.

Religie zatem to nieustanne poszukiwanie utraconego przez człowieka Boga, co nie oznacza, że powinniśmy ekumenicznie połączyć elementy wielu religii i stworzyć nową, lepszą dla całej ludzkości. Zważmy bowiem na przywołane na początku watykańskiej deklaracji „Dominus Iesus” z 2000 roku autorstwa kard. Josepha Ratzingera, słowa Chrystusa: „Dana mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego” (Mt 28, 18-20). Wcześniej Ojcowie Soboru Watykańskiego II stwierdzali: „Wierzymy, że owa jedyna prawdziwa religia przechowuje się w Kościele katolickim i apostolskim, któremu Pan Jezus powierzył zadanie rozszerzania jej na wszystkich ludzi”.

Dla nas objawienie Chrystusa pozostaje jedynym prawdziwym drogowskazem przekraczającym barierę czasu i przestrzeni. A wszyscy ludzie wywodzący się z różnych krajów i tradycji są powołani w Chrystusie do udziału w jedności rodziny dzieci Bożych przez uczestnictwo w Jego tajemnicy.

Tradycyjnie na początku roku podjęliśmy temat dialogu między różnymi kościołami chrześcijańskimi, wszak dialog to jeden ze sposobów przejawiania się kondycji człowieka, jako bytu otwartego, który stale się rozwija dążąc do Boga. To szansa dla naszego ponownego samookreślenia, rewaloryzacji duchowego dziedzictwa i pełniejszego udziału w chrześcijańskiej Europie. Pośrednictwo innych może nam, pomóc w odnajdowaniu duchowych korzeni, odzyskiwaniu i podtrzymywaniu tożsamości, której utrata jest przyczyną nieszczęść ludzkości.

Ale patrząc na dzisiejszych Europejczyków trudno się oprzeć przekonaniu, że przestają zadawać sobie pytania, na które odpowiada religia. Czy zatem obszar rozstrzygnięć egzystencjalnych istotnie stracił Boski punkt odniesienia? No bo to, jak mówią Francuzi o Bogu, u nas postrzegane jest jeszcze jako świętokradcze. Czy stanowi jednak znak kiełkowania zwodniczej myśli, że świat bez Boga jest lepszy? Przecież republiki w krajach od dawna demokratycznych nie potrafiły stworzyć swojego Boga. A tzw. kulturze humanistycznej nie udało się zbudować własnego odpowiednika religii, dającej ludziom poczucie sensu życia poza celami materialnymi.

Europejczycy przypomnieli sobie dramatycznie w zetknięciu z muzułmańskimi imigrantami, jaką siłę daje religia. Zapewne czują się bezradni, jako obywatele świeckiego państwa, które nie jest w stanie zapanować nad emocjami wyznawców Allaha.

Stajemy więc w obliczu nieuchronnych przemian, których kształt dostrzegamy zaledwie w zarysie. Będą one następować i w Polsce.

Co w tym kontekście znaczyć może dialog międzyreligijny, międzywyznaniowy?

Z tym pytaniem ośmielamy się zostawić naszych Czytelników. Odrzucamy tylko utylitarne pojmowanie naszej wiary, takie jak choćby wyraził prezydent Sarkozy, mówiąc o religii jako „pozytywnej sekularyzacji”. Czyżby chrześcijaństwo miało być jedynie bronią w walce z islamem?

Wygląda jednak na to, że w Europie początku III tysiąclecia trudno żyć bez Boga, ale i trudno wymyśleć inną nowoczesność niż taka właśnie.

Zdzisław Koryś

Artykuł ukazał się w numerze 01/2009.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej