Gender – pełzająca rewolucja, czyli gangrena naszych czasów

2014/01/20

Na naszych oczach rozgrywa się kolejny etap rewolucji kulturowej, która zmierza do unicestwienia cywilizacji chrześcijańskiej. Jesteśmy świadkami bezwzględnej i bezpardonowej walki z Bogiem: z Kościołem,
z krzyżem, odwiecznym porządkiem natury i wartościami wynikającymi z prawa naturalnego. Chodzi o gender, czyli rewolucję kulturową, która prowadzi do destrukcji rodziny i zagraża człowiekowi w jego wymiarze duchowym, biologicznym, społecznym i cywilizacyjnym.

Co to jest gender? Wyraz ten w języku angielskim do 1955 r. znaczył tyle, co „rodzaj gramatyczny” (w odróżnieniu od sex – płeć biologiczna). Zwolennicy gender twierdzą, że jest to metodologia naukowa badająca płeć społeczno-kulturową czy też gramatyka w kulturze. Tymczasem jest to ideologia postmodernistyczna o podłożu neomarksistowskim (szkoła frankfurcka), która pojawiła się na uniwersytetach zachodnich już w latach 50. XX wieku, a w 1968 r. wraz z wybuchem rewolty studenckiej rozpoczęła swój marsz przez kulturę. Obecnie opanowała wszystkie kluczowe instytucje i struktury normatywne o zasięgu międzynarodowym, jak ONZ, WHO czy UE, które narzucają ją poprzez kulturę, system prawny, edukację i medycynę. Jest to jedyna rewolucja narzucana odgórnie i jedyna wdrażana przez kobiety. Dzieje się to w sposób prawie niezauważalny. Oczywiście składową tej rewolucji były: rewolucja seksualna, druga fala feminizmu, nurt ekologiczny, eugeniczny, aborcyjny i antykoncepcyjny, początkami sięgające XVIII wieku. W latach 60. XX w. weszła w użycie hormonalna pigułka antykoncepcyjna, która „wyzwoliła” człowieka z jego seksualności, oddzielając seks od prokreacji. Wówczas pojawiły się dzieci-kwiaty, hipisi, moda unisex, żądanie wolnej miłości zamiast małżeństwa, prawa do rozwodów, do aborcji na życzenie i do antykoncepcji, a do powszechnego użycia wszedł syntetyczny narkotyk LSD. Warto przypomnieć sztandarowe hasło: Make love, not war (lata 60. XX w. to okres wojny w Wietnamie). Podwaliną ideologiczną rewolucji 1968 r. były m.in. poglądy T.R. Malthusa, M. Sanger (aborcja, antykoncepcja, eugenika), M. Mead (płeć kulturowa), A. Kinseya, M. Hirschfelda (zniesienie tożsamości płciowej), S. Freuda, C.G. Junga, S. de Beauvoir, która np. domagała się prawa do aborcji i negowała macierzyństwo, twierdząc, że ogranicza ono i zniewala kobietę, więc wychowaniem dzieci powinny się zająć instytucje państwowe. Kobiety mają się realizować poza domem i nie wolno pozostawiać im prawa wyboru (większość będzie wolała zostać w domu). Proszę zwrócić uwagę, jak to jest zbieżne z polityką władz komunistycznych (dzieci do żłobka; karmienie butelką, nie piersią; kobiety na traktory, do hut i fabryk), jak i z postulatami feministek. Można powiedzieć, że stara idea została ubrana w nowy kostium ponowoczesności. Co istotne, sufrażystki i emancypantki z przełomu XIX i XX w. (pierwsza fala feminizmu) walczyły o prawa obywatelskie dla kobiet i było to przecież słuszne i zasadne w zmieniającej się sytuacji społeczno-kulturowo-ekonomicznej. Natomiast feministki w latach 70. i 80. XX w. na Zachodzie prowadziły kampanię mającą na celu zrównanie mężczyzn z kobietami. Zrównanie, czyli pozbawienie tożsamości seksualnej zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Mężczyźni mają wchodzić w role kobiet-matek, a kobiety zajmować przestrzenie kulturowe i społeczne zarezerwowane dotychczas dla mężczyzn. Stąd np. pomysł urlopów „tacierzyńskich” (obowiązkowych). Nie chodzi mi o to, aby ojcowie nie angażowali się w opiekę nad dziećmi i w proces wychowania, bo przecież ich wkład w rozwój i kształtowanie się osobowości dziecka jest tak samo ważny, jak wkład matek. Wynika to przecież z praw natury, a mężczyzna i kobieta są stworzeni przez Boga jako byty komplementarne, a nie zwalczające się wzajemnie. Chodzi o to, by mężczyźni pod pretekstem równych praw dla kobiet i mężczyzn nie byli zrównywani z kobietami i zmuszani do odgrywania nie swojej roli, bo i tak mamy powszechny kryzys ojcostwa. W propagowanych obecnie normach zachowań tkwi poważny błąd antropologiczny, który prowadzi do zaprzeczenia natury i godności człowieka, a tym samym do zaprzeczenia istoty męskości i kobiecości, a w konsekwencji do zaprzeczenia istoty rodziny.

Mówiąc o rewolcie studenckiej 1968 r., nie sposób pominąć wątku homoseksualnego, tym bardziej że jest on dzisiaj bardzo ekspansywny. Homoideologia ma charakter totalny i totalitarystyczny. W latach 60. XX w. określone gremia rozpoczęły walkę o uznanie tej orientacji seksualnej jako normy. W Polsce homoseksualizm podlegał penalizacji do końca lat 60., podczas gdy w USA był traktowany już wtedy w kategoriach zaburzenia psychicznego czy dewiacji. Obecnie mamy do czynienia z homodyktatem i próbą przesterowania zachowań heteroseksualnych na bi/homoseksualne. Według gender role społeczno-kulturowe i zachowania seksualne można płynnie, wielokrotnie i dowolnie zmieniać w zależności od upodobań i sytuacji. Co ciekawe, zmianie nie podlega jedynie orientacja homoseksualna i jakiekolwiek próby podejmowane w kierunku przeciwdziałania uprzywilejowanej pozycji homoseksualizmu spotykają się z niesłychaną agresją.

Ideolodzy gender twierdzą, że płeć ma charakter kulturowy i dlatego może wielokrotnie podlegać zmianie. J. Butler – prof. filozofii na uniwersytecie w Berkeley i zdeklarowana lesbijka, która w swoich licznych związkach wchodziła płynnie i naprzemiennie w role mężczyzny i kobiety – idzie jeszcze dalej. Twierdzi, że płeć biologiczna jest bez znaczenia i zarówno biologiczna, jak i kulturowa mogą być konstruowane (queers theory). Zgodnie z założeniami gender związek małżeński jako związek kobiety i mężczyzny nie ma racji bytu, a rodzina składająca się z ojca, matki i dzieci jest reliktem przeszłości. Aby zbudować nowy wspaniały świat, wolny od wszelkich ograniczeń, trzeba zniszczyć rodzinę. Dzieci mają wzrastać w „rodzinach” różnorodnych, np. „patchworkowych”, tworzonych przez pary jednopłciowe w dowolnych konfiguracjach. Ponadto każdy człowiek mocą prawa międzynarodowego ma mieć zagwarantowane tzw. prawa seksualne czy reprodukcyjne (aborcja, antykoncepcja, in vitro). Aby taki model mógł być powszechnie realizowany, należy odpowiednio przygotować i „wychować” młode pokolenie, i to od najmłodszych.

W Polsce proces ten zaczął się na dobre w 1997 r., wraz z wprowadzeniem reform rządu J. Buzka, które notabene przygotował Bank Światowy, w tym reformy edukacji polegającej z grubsza na permanentnym wyrzucaniu z programów nauczania tego, co uczy myślenia logicznego, analitycznego i syntetycznego, oraz historii i historii literatury, które budują zarówno tożsamość narodową, jak i kulturową. W efekcie młode pokolenie zostaje wykorzenione z własnej kultury i nie potrafi posłużyć się właściwym dla niej kodem, co bardzo niekorzystnie wpływa m.in. na komunikację międzypokoleniową. Ostatnio pojawiły się przedszkola „równościowe” (68 w całym kraju) zakładane przez Feminatekę i Fundację Edukacji Przedszkolnej za pieniądze z UE (1,4 mln zł) i coraz więcej mówi się o programie seksualizacji dzieci i młodzieży w kontekście dokumentu WHO Standardy Edukacji Seksualnej w Europie (…). Podstawowe zalecenia dla decydentów oraz specjalistów zajmujących się edukacją oraz zdrowiem, który zawiera nowe wytyczne w zakresie edukacji seksualnej, a który w kwietniu b.r. spotkał się z bardzo dobrym przyjęciem przez Ministerstwo Edukacji Narodowej i Ministerstwo Zdrowia. Publikacja ta w sposób jawny narzuca model edukacji typu B, zgodnie z którym od pierwszych lat przedszkolnych placówki oświatowe mają wpajać dzieciom takie zachowania, jak: masturbacja, zabawa ciałem, techniki seksualne, petting. Tego dokumentu nie można bagatelizować, ponieważ ma on wymusić zmianę dotychczasowego modelu (typu A), czyli wychowania do czystości, miłości i odpowiedzialności bez propagowania antykoncepcji (przedmiot Wychowanie do życia w rodzinie). Obecny model edukacji jest dostosowany do poszczególnych naturalnych etapów rozwoju dziecka, uczy miłości, odpowiedzialności, ukazuje seks i ciało jako wartość. Jest zgodny z wizją człowieka w antropologii chrześcijańskiej. Wychowuje do miłości i odpowiedzialnego życia rodzinnego, oczywiście pod warunkiem, że jest odpowiednio wykładany. Seksualizacja dzieci i młodzieży ma na celu zniewolenie człowieka przez popęd seksualny oraz odarcie dzieci z tożsamości seksualnej od najmłodszych lat. W konsekwencji człowiek zostaje pozbawiony godności osoby ludzkiej, koncentruje się tylko na szybkim dostarczaniu sobie doznań seksualnych, byle jakich i z byle kim. Zostaje pozbawiony prawa do płodności (powszechna i przymusowa antykoncepcja, aborcja, sterylizacja), która ma być towarem reglamentowanym (in vitro).

Rząd przeznacza na projekty równościowe (genderowe) ogromne środki pochodzące zarówno z budżetu naszego państwa, jak i UE, czyli z naszych podatków: m.in. wspiera działalność Krytyki Politycznej (rozsadnika gender), finansuje „zabawy” dla dzieci, w których dziewczynki odgrywają rolę chłopców i vice versa (Kopciuszek), szkoli urzędników w zakresie równego traktowania, wydaje ogromne środki na walkę z homofobią (wyimaginowanym zagrożeniem), podczas gdy pieniędzy brakuje dosłownie na wszystko, począwszy od remontów i kredy, po kółka zainteresowań czy zajęcia dodatkowe, chociażby dla wybitnie uzdolnionych. W ramach projektu Program Operacyjny Kapitał Ludzki realizowanego przez Ministerstwo Rozwoju Regionalnego zostały dofinansowane tylko wnioski „równościowe”. UE wyasygnowała 90 mln zł na propagowanie seksu analnego wśród dzieci i młodzieży w Polsce. Warto sobie uświadomić, że te niemałe przecież pieniądze, które rząd wydaje niefrasobliwie na tego typu projekty, pochodzą z naszych podatków.

Wszystkie te działania mają na celu zmianę mentalności przez wykorzenienie człowieka z jego tożsamości kulturowej i seksualnej oraz zniszczenie jego wymiaru duchowego. Dlaczego? Ponieważ stanowią one istotę człowieczeństwa. Kultura wyrasta z ludzkiego ducha, jest jego wytworem i jednocześnie służy mu przez rozwój życia duchowego. Prawo do własnej kultury jest niezbywalne i posiada je każdy człowiek oraz każda społeczność. Jest to fundament spajający naród i jednocześnie budujący jego tożsamość. Tożsamość seksualna to drugi fundament człowieczeństwa. Na niej przecież oparta jest antropologia chrześcijańska i wszystko, co z niej wynika. Gender stawia nas także w konfrontacji z islamem, prowadzi do depopulacji i samozagłady. Człowieka zredukowanego, niezdolnego do nawiązywania dojrzałych i odpowiedzialnych relacji interpersonalnych, wykorzenionego z tożsamości kulturowej i seksualnej czeka eutanazja (w imię humanizmu i humanitaryzmu) i utylizacja. Taka wizja człowieka zgodna z antropologią ateistyczną wpisuje się w model „płynnego” społeczeństwa Z. Baumana, gdzie człowiek jest nomadą (ewentualnie turystą) wędrującym po świecie za kawałkiem chleba, jest zasobem podlegającym nieograniczonej eksploatacji, oczywiście w imię postępu i nowoczesności. To wszystko sączy się powoli, niepostrzeżenie i niczym gangrena niszczy nieodwracalnie naszą cywilizację.

Obecnie w parlamencie trwają prace nad zmianą systemu prawnego w celu umożliwienia wprowadzenia gender jako jedynej obowiązującej prawdy objawionej i uniemożliwienia mówienia na temat zagrożeń, jakie ze sobą niesie. Te działania trzeba koniecznie zablokować. Polecam stronę www.stop-seksualizacji.pl, gdzie można (a nawet trzeba) złożyć protest, dopóki obowiązują jeszcze pozory demokracji. W przeciwnym razie ta pełzająca zaraza całkiem nas pochłonie.

 

Małgorzata Jaszczuk-Surma

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej