I tak rozumieć trzeba Jałtę

2013/01/16

62 lata mija od czasu, gdy w krymskim pałacu Lewadia odbywały się negocjacje przywódców USA, ZSRR i Wielkiej Brytanii mające przesądzić o losach i kształcie powojennej Europy. Do historii przeszły pod nazwą konferencja jałtańska.

Jak wiadomo, w Jałcie postanowiono podział Niemiec na cztery strefy okupacyjne, przystąpienie Rosji do wojny z Japonią, zwołanie konferencji założycielskiej ONZ, przesunięcie na Zachód granic Polski oraz ustalenie wschodnich granic na linii Curzona, powołanie rządu polskiego poprzez włączenie do komunistycznego Rządu Tymczasowego przedstawicieli PSL i PPS, i wreszcie oddanie Europy Środkowej pod dominację sowiecką.

Jałta to przykład negocjacji, w których nie tylko siła państw reprezentowanych przez głównych aktorów rozmów, ale i ich osobiste cechy charakteru, stan psychiczny w dniu rozmów przesądzały o losach państw.

Spójrzmy na tych aktorów. Franklin Delano Roosevelt czterokrotnie wybierany na prezydenta Stanów Zjednoczonych, uznawany powszechnie za jednego z najwybitniejszych prezydentów USA. Był osobliwą mieszanką politycznego manipulatora i wizjonera kierującego się częściej instynktem niż racjonalną analizą. Stworzył sytuację, w której problemy wojny i pokoju, postępu lub stagnacji na świecie stały się zależne od jego wizji, jak napisał o nim Henry Kissinger. Winston Churchill to przenikliwy realista polityczny, krytykował ugodową politykę Zachodu wobec hitlerowskich Niemiec i dobrze wyczuwał ekspansjonistyczne zapędy Stalina. W Jałcie zdawał sobie dobrze sprawę z politycznej i militarnej słabości Wielkiej Brytanii i sam nie stawiał żądań wobec Stalina tylko raczej zabiegał o poparcie Roosevelta.

Józef Stalin to wybitny manipulator, potrafiący wzbudzić respekt swych rozmówców. Grał rolę stanowczego, ale też poczciwego i dobrotliwego człowieka. Uczestnicy konferencji uważali go za bardzo sympatycznego. Był to człowiek chorobliwie nieufny. W USA uważano, że dąży do pokoju, a Polska pod jego rządami zmierzać będzie do demokracji.

Zwycięski negocjator

Przebieg konferencji jałtańskiej, jak uważają znawcy tego wydarzenia, wskazuje, że wykształcony i wytrawny polityk – Franklin D. Roosevelt w Jałcie jaskrawo nie stosował się do podstawowych zasad negocjacji, w przeciwieństwie do W. Churchilla, który był jednak mocno uzależniony od postawy amerykańskiego prezydenta. Natomiast Stalin, człowiek bez wykształcenia, na tyle zręcznie manipulował słowami, że wygrał nawet więcej niż sobie zamierzył. Jego postawa przesądziła o kształcie granic Polski i pozwoliła przywódcy radzieckiemu bezwzględnie wyegzekwować linię Curzona jako wschodnią granicę Polski.

W zamian za uległość w kwestii granic wschodnich Stalin zaproponował rozszerzenie granic Polski na zachód, do Nysy. Churchill zgodził się, że choć miał wątpliwości, czy Polacy powinni dostać tak dużo terytorium niemieckiego, obawiał się, że pociągnie to za sobą przesiedlenie 6 milionów Niemców.

Ważne miejsce na konferencji zajęła sprawa rządu polskiego. Roosevelt chciał, aby reprezentował on wszystkie siły polityczne. Churchill mówił, że los Polski jest kwestią honoru Wielkiej Brytanii. W odpowiedzi Stalin wzmocnił retorykę honoru i stwierdził, że sprawa polska to dla ZSRR nie tylko sprawa honoru, ale i bezpieczeństwa, bo przez wieki Polska była korytarzem, przez który Niemcy nękali Rosję i dodał, że w interesie Rosji jest, by Polska była silna i mogła samodzielnie zamknąć drzwi tego korytarza.

Ta retoryka pozornej zgody z rozmówcami i akcentowanie bezpieczeństwa Rosji nie przeszkadzała potem Stalinowi usprawiedliwiać swoich poczynań w Polsce według własnej interpretacji. Trudno tu nie zauważyć, że prezydent USA nie zdawał sobie raczej sprawy, że dla Rosjan słowa wypowiedziane i zapisane nie mają mocy wiążącej i podlegają wygodnym dla nich interpretacjom. I rzeczywiście powstał rząd polski formalnie zgodny z ustaleniami jałtańskimi, ale i taki jakiego chciał Stalin. Ustalono, że do prokomunistycznego rządu warszawskiego zostaną wprowadzone siły demokratyczne, zostanie on przekształcony w Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej, którego obowiązkiem będzie przeprowadzenie wolnych wyborów. Tego ustalenia zabrakło jednak w komunikacie końcowym konferencji. Wybory w Polsce oczywiście odbyły się, ale wiemy jak wolne były i miały miejsce dopiero po blisko dwóch latach, a nie po miesiącu, jakobiecywał Stalin. Stalin zdawał sobie sprawę z rychłego odejścia Roosevelta i dlatego mógł sobie pozwolić na złamanie obietnic. Nie biorący zaś udziału w konferencji jałtańskiej następca Roosevelta, Harry Truman, nie mógł zbytnio zarzucać Stalinowi kłamstw. W ten sposób stracił szansę na pozycję przeciwnika radzieckiego ekspancjonizmu. Stalin zaś mógł bezkarnie wykręcać się różnymi sztuczkami przed zarzutami łamania postanowień jałtańskich. Stroną atakującą w Jałcie był więc Stalin. Bezwzględnie wykorzystywał fakt, że Roosevelt nie znał rosyjskiej duszy i dał się wyprowadzić w pole, a Churchill popełnił na tyle istotne błędy, że niemal bez oporu przegrał najbardziej istotne sprawy. To Stalin okazał się zwycięskim negocjatorem. Wiedział, że małe ustępstwa zachęcają do wzajemności, a duże pobudzają żądania przeciwnika. Przedłużał obrady upierając się przy kwestiach, w których i tak gotów był ustąpić. Schorowany Roosevelt nie stawiał wygórowanych żądań. Lekkomyślnie odkrywał karty zdradzając cel negocjacji. Podobnie Churchill dążył przede wszystkim do upragnionego przez Brytyjczyków zakończenia wojny. A droga do twardych żądań była przecież otwarta: Wielka Brytania przed wybuchem wojny złożyła formalne gwarancje dla Polski. Polacy zaś walnie przyczynili się do zwycięstwa aliantów.

Na domiar złego zabrakło porozumienia między prezydentem USA i premierem brytyjskim. Roosevelt chciał jak najszybciej wycofać z Europy wojska amerykańskie nie zdając sobie sprawy ze słabości militarnej i politycznej Zjednoczonego Królestwa.

Nadchodzi realizm

To swoisty paradoks, że o losie powojennej Europy decydowała wyspiarska, skłonna do izolacjonizmu Wielka Brytania, położone za Atlantykiem Stany Zjednoczone i euroazjatycki kolos – ZSRR. Stalin dobrze wiedział, że aliantom zależy na pokoju i umiejętnie to podsycał. Nie interesował się zbytnio planami utworzenia ONZ. W Jałcie chciał nie pozwolić, aby go osłabiono jako militarnego zwycięzcę. Dążył do tego, by każdy mógł narzucić swój system tam, dokąd dotrą jego armie. I to mu się udało.

Zauważmy, że takie uprawianie polityki, jakie zademonstrował z pełną maestrią w Jałcie Stalin – cynicznie rozmijanie się z danym słowem, łamanie wszelkich zasad i norm, nieliczenie się z interesem słabszych, owo machiaweliczne wynoszenie ponad wszystko skuteczności, stało się powoli domeną polityki europejskiej i światowej.

Ale żyjemy już w XXI wieku i postawa Stalina straciła znaczenie. Do zwycięstwa militarnego nie potrzeba wkraczania armii, wystarczą rakiety o odpowiednim zasięgu. Zmieniło się zatem pojęcie siły militarnej i politycznej państwa, która opiera się bardziej na wpływach ekonomicznych i kulturowych. Można powiedzieć, że dziś państwo narzuca swój system tam, dokąd dotrze jego gospodarka, dokąd sięgają jego wpływy. A te wpływy można osiągnąć choćby poprzez wspieranie własnej diaspory. Tego nam bardzo brakuje. Z lekcji Jałty, choć gorzkiej, powinniśmy jednak wyciągnąć wnioski. Na powojenny los Polski wpłynęło z pewnością wiele czynników. Nie powinniśmy jednak wspierać naszej o tym refleksji na romantycznym w swej istocie złudzeniu, że przez czysty sentyment inne państwa będą wspierać nasz interes narodowy. Choćby i historia Unii Europejskiej nadto wyraziście wskazuje, że w ważnych kwestiach liczy się starcie egoizmów narodowych. W Jałcie zaś zabrakło wyrazistego i twardego podniesienia polskiego interesu narodowego w amerykańskiej opinii publicznej. Gdybyśmy byli do tego zdolni zapewne los całej Europy Wschodniej mógłby się potoczyć inaczej. Niestety, historia się nie powtarza i drugi raz takiej szansy mieć nie będziemy. Trzeba jednak pilnie baczyć, aby taka sytuacja jak w Jałcie – zupełnej niemal obojętności wobec polskiego interesu narodowego – nie powtórzyła się.

Wymaga to przede wszystkim wzmożenia i pogłębienia dyskursu publicznego w Polsce. To dość oczywiste, że odniesienie do historii, podkreślenie wyjątkowości własnego dorobku kulturowego, duma z własnego kraju jest powszechnie przyjęta treścią debaty publicznej w USA, Wielkiej Brytanii, Francji, Niemczech. U nas takie próby okrzykiwane są szowinizmem. Próby zaś przejęcia kontroli przez państwo nad kluczowymi sektorami gospodarki nazywane jest nacjonalizacją, zamachem na wolny rynek. Amerykanie nazywają taki proces przenoszeniem gałęzi gospodarki z sektora prywatnego do publicznego. Uzasadniona dyscyplina partyjna jakże chętnie jest u nas nazywana dyktaturą. To jeszcze jedna ze spuścizn komunizmu, że potrafimy się jednoczyć w obliczu nagłego zewnętrznego zagrożenia, a kiedy ono znika dajemy upust anarchizmowi. W czasach komunizmu mogło być lepiej, bo wielu z nas dokonywało oczywistego wyboru – stawało po jednej z dwóch stron barykady. Dziś łatwo unikać samookreślenia i trwać w politycznym zawieszeniu. W czasach komunizmu nie obce nam było poczucie misji. Dziś bardzo nam tego brakuje. Trudno nam jako zbiorowości i jako jednostkom o poświęcenie. Właściwie przestało się u nas mówić o poświęceniu, debatujemy za to chętnie o konsumpcji, pieniądzach, takich małych doraźnych sprawach.

Potrzeba jednak dyskusji nad kształtowaniem postaw obywatelskich, przywracanie pamięci historycznej bodaj kiełkuje. Pozwala to ufać, że pojawią się w życiu publicznym ludzie społecznie zaangażowani. Tacy ludzie mogą jednak wyrosnąć li tylko na bazie wyrazistego moralnego, światopoglądowego określenia. Czas postkomunistycznego niezdecydowania, relatywizmu przemija zostawiając miejsce dla autentycznego doświadczenia narodowego losu. Mija czas pojałtański. Nadchodzi realność. I to jest też lekcja z Jałty.

Zdzisaw Koryś

Artykuł ukazał się w numerze 2/2007.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej