III Rzeczpospolita– czy PRL-bis

2013/01/12

Właściwie nie dowiedzieliśmy się niczego nowego. O tym, że „okrągły stół” to zmowa „różowych” z „czerwonymi” przeciw „czarnym”, a Wałęsa to agent peerelowskich służb specjalnych, można było usłyszeć już kilkanaście lat temu na każdym bazarze lub u fryzjera.

Fot. Artur Stelmasiak

O istnieniu zaś tajnej instrukcji 0015, wydanej przez resort zarządzany twardą ręką ministra Milczanowskiego, a służącej śledzeniu poczynań niezadowolonej z „nocnej zmiany” rządu 4 czerwca 1992 roku prawicy, rozpisywała się nawet prasa i to niekoniecznie prawicowej proweniencji.

A jednak ujawnione w ostatnich miesiącach stenogramy rozmów Kuronia z bezpieką oraz zawartość tzw. szafy Lesiaka robią piorunujące wrażenie. Co innego podejrzewać coś, domyślać się, a co innego zobaczyć czarno na białym. Okazuje się, że skład występującej przy okrągłym stole tzw. strony społecznej, zdominowanej – jak pamiętamy – przez jedną opcję ideową, uzgadniany był z SB. Natomiast w wolnej już Polsce służby specjalne, działające według swoich własnych, ale zatwierdzonych przez zwierzchników instrukcji, zajmowały się zwalczaniem legalnie istniejących partii politycznych, które arbitralnie nazwano antypaństwową opozycją i zastosowano wobec nich takie same metody, jak komunistyczna bezpieka wobec najdrobniejszych nawet poczynań opozycyjnych w PRL.

Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że oba te wątki, przed- i pookrągłostołowy, łączy osoba pułkownika Lesiaka, który został pozytywnie zweryfikowany właśnie za wstawiennictwem Kuronia i który do 1997 roku kierował działaniami służb specjalnych, stanowiącymi bez wątpienia największy skandal polityczny III RP.

Ujawnione fakty, zwłaszcza gdy je uzupełnimy dzisiejszą wiedzą o rzeczywistej roli Wojskowych Służb Informacyjnych, prowokują do szerszej refleksji nad genezą III Rzeczypospolitej i zmuszają do postawienia kilku dosyć zasadniczych pytań. Na przykład, kto był faktycznym inicjatorem przemian, które nastąpiły po roku 1989, i kto miał zostać ich prawdziwym beneficjentem? Trudno bowiem zaprzeczyć, że historia pułkownika Lesiaka jest w zasadzie niemożliwa do uzgodnienia z oficjalną wykładnią tego wycinka naszych dziejów, zawartą w podręcznikach szkolnych. Nie wspominając już o Lechu Wałęsie, który zwykł powtarzać, że to on sam obalił komunizm.

Ale nie unikniemy też pytań idących w przeciwnym kierunku. Czy taka obustronnie kontrolowana wizja zmiany ustrojowej nie była po prostu konieczna z uwagi na potrzebę zachowania jej pokojowego charakteru? Innymi słowy, czy okrągły stół nie musiał zostać podparty szafą Lesiaka, aby całość konstrukcji nie zawaliła się na skutek niekontrolowanego procesu pokomunistycznych rozliczeń, do których parła prawica? Albo jeszcze inaczej, nawiązując do słów byłego prezydenta RP: czy przypadkiem pułkownikowi Lesiakowi nie należy się medal za jego działania służące inwigilacji prawicy?

Bez względu na to jak bardzo pociągałby nas realizm takiego myślenia, wspierany milczeniem w tej sprawie tzw. autorytetów moralnych, nie bardzo możemy się z nim zgodzić. Po pierwsze dlatego, ze została złamana fundamentalna zasada państwa prawa, która nie pozwala wykorzystywać władzy administracyjnej do walki politycznej. Po drugie dlatego, że taki błąd u zarania młodej demokracji kładzie się cieniem na wszystkich aspektach życia społecznego i usprawiedliwia niejako każde z podejmowanych przez służby specjalne przedsięwzięć, o których dziś wiemy, że bardzo blisko bywały związane ze zwykłą działalnością przestępczą.

Dla liberalnej demokracji nie ma większej zbrodni niż administracyjny gwałt na wolności politycznej i to bez względu na to, czy jego ofiarą padają ugrupowania polityczne. Zlekceważenie poczynań pułkownika Lesiaka i jego mocodawców wobec legalnie działających partii prawicowych oznaczałoby zastosowanie jakiegoś monstrualnego relatywizmu, który miałby nieobliczalne konsekwencje dla kultury politycznej w Polsce. Przypomnijmy, że podręcznikowa afera Watergate, która do dziś pełni rolę „czarnego luda” demokracji, dotyczyła zaledwie podsłuchu zainstalowanego w siedzibie politycznych przeciwników. Tymczasem UOP, którego pracownikiem był protegowany Jacka Kuronia, musi się wytłumaczyć z uszkadzania hamulców w samochodach przywódców prawicy. Ludzie ponoszący choćby tylko polityczną odpowiedzialność za takie działania powinni rzeczywiście na dłuższy czas pożegnać się z polityką.

Zastosowanie taryfy ulgowej wobec odpowiedzialnych za inwigilację prawicy oznaczać też będzie akceptację dla takiego modelu funkcjonowania służb specjalnych, z którym mieliśmy do czynienia niemalże do chwili obecnej, a więc do mementu likwidacji WSI. Model ten był tak pojemny, by mógł zmieścić w sobie zarówno zwykłe działania przestępcze służące przynoszeniu zysku (np. handel bronią), jak i próby oddziaływania na opinię publiczną poprzez instalowanie agentury w niezależnych mediach. Dysponowanie takimi służbami okazało się wielką pokusą dla rządzących III Rzeczpospolitą.. Pytanie tylko, kto w takiej sytuacji był rzeczywistym podmiotem rządzenia?

Ujawnianie całej tej, ciemnej strony naszej transformacji ustrojowej spowoduje prawdopodobnie u obywateli jeszcze większą niechęć do polityki i polityków. I to jest najgorsza wiadomość dla polskiej demokracji. Niechęć rodzi bowiem obojętność, a obojętność zgodę na rządy fachowców i autorytetów moralnych, które w naszym przypadku zawsze sięgają do zasobów kadrowych rzekomej nieboszczki PZPR.

Zbigniew Borowik

Artykuł ukazał się w numerze 11/2006.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej