JEDNOŚĆ WARUNKIEM PRAWDZIWEJ MIŁOŚCI

2013/07/5
Adam Wątróbski

Nie da się doprowadzić katolików do jednorodności we wszystkich sprawach, bo Kościół jest ogromny, a specyfika lokalnych wspólnot dodaje mu kolorytu

 

Różnorodność życia i przekonań ludzi Kościoła nie jest zjawiskiem nowym. Gdyby było inaczej, Dzieje Apostolskie nie opowiadałyby nam o tak zwanym soborze jerozolimskim, na którym rozstrzygnięto, kto ma rację w sprawie obrzezania – Piotr czy Paweł. Dziś także w Polsce dochodzi do różnic między katolikami i wydaje się, że są one coraz poważniejsze.

Zawsze, gdy pojawia się problem, Kościół podejmuje się próby jego rozwiązania. O tym, że Kościół w Polsce jest podzielony, świadczy chociażby konferencja zwołana niedawno przez środowiska Kościoła otwartego, a więc ludzi związanych z „Tygodnikiem Powszechnym” oraz miesięcznikami „Znak” i „Więź”. Podjęto tam problem porozumienia między różnymi środowiskami katolickimi i jak wynika z przebiegu spotkania, wydaje się on bardzo trudny, szczególnie, gdy partnerami do dialogu mają być przedstawiciele środowisk związanych z „Naszym Dziennikiem” i „Radiem Maryja”. Redaktor Jerzy Sosnowski przy okazji podkreślania tych trudności wyraził swój pogląd jednoznacznie, mówiąc „To my jesteśmy Kościołem”.

Choć nie ulega wątpliwości, że katolickie środowiska otwarte w Polsce nie są szczególnie liczne, to warto zapytać, co stanowi o istocie tej części Kościoła i na czym polega owa otwartość. Z licznych wypowiedzi przedstawicieli tych środowisk wynika, że najistotniejsze dla nich jest osobiste spotkanie z Chrystusem, doświadczenie Jego Ducha i przeżywanie Jego obecności we wspólnocie Kościoła. Sprawy takie jak normy moralne płynące z Ewangelii, konsekwencje polityczne, obowiązki patriotyczne, o ile są ważne, z pewnością zajmują dalsze miejsce. Zdarza się, że wśród tych osób dochodzi do próby syntezy chrześcijaństwa z tendencjami kosmopolitycznymi. Tworzący to środowisko mają skłonność do podkreślania misteryjnego wymiaru chrześcijaństwa, zwracają uwagę na fakt, że wobec Boskich tajemnic ludzkie słowa ostatecznie są bezradne, pozostają niedoskonałym środkiem wyrazu. W związku z czym nie ma w nich chęci do uprawiania apologetyki, do walki w imię wiary, co nierzadko owocuje przekraczaniem ortodoksji, porzucaniem stanu duchownego lub trwanie w nim mimo wyznawanych heterodoksyjnych poglądów. Niestety za ową otwartością (bardzo trudno jest wskazać, na co konkretnie chcą się otwierać przedstawiciele tych środowisk i jak daleki jest zasięg związanych z tym poszukiwań) idzie często zanik świadomości wymiaru walki duchowej, w której uczestniczy każdy chrześcijanin, czy wręcz zacieranie różnic między tym, co dobre, a tym, co złe.

Dla przedstawicieli środowisk otwartych inspirujące wydaje się to, co poza Kościołem, często żywe jest wśród nich zainteresowanie myślą protestancką, co niekiedy łączy się z wyraźnym dystansem względem oficjalnego nauczania Kościoła. Nie czują oni także dystansu do filozoficzno- religijnych systemów dalekowschodnich, a także do światopoglądowych propozycji wysuwanych przez reprezentantów laickiego humanizmu. Ponad walkę o obronę jedynej prawdy katolickiej przedkładają dialog z inaczej myślącymi, dystansując się jednocześnie do tych środowisk Kościoła polskiego, którym bliski jest związek z narodową i kościelną tradycją i wierne przestrzeganie wskazań magisterium.

Tak dalekie od katolickiej wykładni postępki powodują, że dziś zaczyna się mówić o ekumenizmie katolicko-katolickim (ekumenizm katolicko-katolicki), co jest o tyle dziwne, że ekumenizm oznacza dialog z przedstawicielami innych chrześcijańskich wyznań. Nie ma możliwości, aby istniał więcej niż jeden Kościół katolicki, chociaż można wskazać grupy wiernych pozostające w niepełnej z nim jedności, a także wspólnoty wyznaniowe mające w swojej nazwie sformułowanie „kościół katolicki” (np. Polski Narodowy Kościół Katolicki albo Katolicki Kościół Mariawitów), niebędące w jedności z papieżem i głoszące naukę sprzeczną z wykładnią Kościoła Rzymskokatolickiego. W wypadku rozmów między przedstawicielami różnych środowisk katolików należy mówić raczej o dialogu wewnątrzkościelnym, co nie powoduje zbytecznych kontrowersji.

W trosce o wspólne dobro organizuje się dziś także modlitwy o jedność wewnątrz Kościoła (krakowscy dominikanie). Ta inicjatywa wydaje się szczególnie godna uwagi, zważywszy, że przecież Kościół z definicji jest jeden. Dobitnie świadczy o tym fakt, że podczas każdej niedzielnej mszy świętej wyznajemy naszą wiarę, wypowiadając słowa Symbolu Nicejsko-Konstantynopolitańskiego: „Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół”. Czym zatem różni się jedność Kościoła od jedności w jego wnętrzu? Musi się przecież czymś różnić, skoro o tę wewnętrzną jedność należy się modlić. Wydaje się, że nie chodzi tu ani o jedność sakramentów, ani o posłuszeństwo papieżowi, ani o wierność nauczaniu Kościoła, bowiem te trzy atrybuty stanowią właśnie o jedyności Kościoła. Musi więc chodzić o inne sprawy, drugorzędne, lecz problem polega na tym, że nie bardzo wiadomo, o jakie konkretnie i dlaczego rzeczą niekorzystną dla Kościoła miałyby być różne opinie w sprawach pobocznych. Zresztą nie da się (i nie ma takiej potrzeby) doprowadzać katolików do jednorodności we wszystkich sprawach. Kościół jest przecież ogromny, a specyfika lokalnych wspólnot dodaje mu kolorytu. Na przykład nasze polskie wypominki, roraty i Gorzkie Żale w żaden sposób nie naruszą jedności Kościoła, chociaż poza Polską raczej nie są znane (chyba że w ośrodkach polonijnych).

W takim razie może chodzi o coś innego? Jeśli idzie tutaj o wydobywanie się katolików z grzechu, który bez wątpienia narusza jedność Kościoła, to z całą pewnością taką inicjatywę należy uznać za słuszną. Ale czy w takim wypadku nie łatwiej byłoby mówić po prostu o modlitwie o świętość Kościoła, co pozwoliłoby na uniknięcie dwuznaczności?

Przypuszczalnie chodzi o coś zupełnie innego. Od czasów soboru zaniechano powszechnie stosowania określeń takich jak „heretyk”, przestano oficjalnie wymierzać ekskomuniki. W 1983 r. zaczęła obowiązywać nowa edycja Kodeksu Prawa Kanonicznego, w której nie można znaleźć dotychczas stosowanej sankcji prawnej, tak zwanej ekskomuniki ipso facto, a więc nakładanej na winnego automatycznie wskutek zakazanego czynu, którego się dopuścił. Usunięto z kodeksu obowiązujący wcześniej kanon mówiący: „Wszyscy odstępcy od wiary chrześcijańskiej, jako też wszyscy i poszczególni heretycy i schizmatycy ipso facto popadają w ekskomunikę”. (kn. 2314, § 1,1)”. Wskutek takich rozstrzygnięć prawnych nie wiadomo, kto jest, a kto nie jest ekskomunikowanym heretykiem, a zatem w Kościele mogą się znajdować osoby mające przekonania inne niż obowiązujące nauczanie magisterium.

Można zatem domniemywać, że owa modlitwa o jedność wewnętrzną w Kościele to modlitwa o powrót do prawdziwej wiary, tych, którzy kiedyś byliby uznani za heretyków. Są oni dziś w Kościele choćby z tego powodu, że nie bardzo jest jak ich ukarać. Obowiązujące obecnie prawo mówi: „(kn. 751) Herezją nazywa się uporczywe, po przyjęciu chrztu, zaprzeczanie jakiejś prawdzie, w którą należy wierzyć wiarą boską i katolicką, albo uporczywe powątpiewanie o niej; apostazją – całkowite porzucenie wiary chrześcijańskiej, schizmą – odmowa uznania zwierzchnictwa Biskupa Rzymskiego lub utrzymywania wspólnoty z członkami Kościoła uznającymi to zwierzchnictwo”. Co innego przecież nazwać coś herezją czy apostazją, a co innego nałożyć na kogoś z tego powodu ekskomunikę.

***********************************

Nie ma bowiem jednoznacznego wskazania, że odstępców należy karać, lecz pozwala im się trwać w Kościele, dopóki sami nie odejdą. Owszem, zdarzają się ekskomuniki, lecz dotyczą one prawie wyłącznie osób duchownych i są to wypadki sporadyczne.

***********************************

Dzisiejsza „polityka” Kościoła względem apostatów (jak pokazuje przykład niesławnego Janusza Palikota) wydaje się nad wyraz łagodna, po ogłoszeniu przez niego parę miesięcy temu aktu apostazji dało się słyszeć głosy duchownych, że ten czyn nie wykluczył go ze wspólnoty Kościoła.

Jesteśmy w sytuacji, w której jedność Kościoła (rozumiana jako wyznawanie przez wszystkich tej samej nauki) jest nie tylko zagrożona, lecz także na mocy obowiązującego prawa kościelnego niemożliwa do osiągnięcia. Nie ma bowiem jednoznacznego wskazania, że odstępców należy karać, lecz pozwala im się trwać w Kościele, dopóki sami nie odejdą. Owszem, zdarzają się ekskomuniki, lecz dotyczą one prawie wyłącznie osób duchownych i są to wypadki sporadyczne. O ekskomunikach osób świeckich przeciwstawiających się (nawet publicznie) Kościołowi słychać bardzo rzadko. W tym stanie w Kościele mamy przedstawicieli nie tylko różnych poglądów na sprawy drugorzędne, lecz także osoby, które w starym, przedsoborowym porządku zostałyby wykluczone ze wspólnoty, a dziś w niej pozostają. Trudno się dziwić, że „łódź Piotrowa nabiera wody”.

Wiadomo, że warunkiem trwania w prawdziwej miłości jest jedność w prawdzie, bez tego świadczenie innym o Chrystusie wydaje się niemożliwe, a przecież: „Po tym poznają wszyscy, że jesteście moimi uczniami, jeżeli będziecie się wzajemnie miłowali” (J13,35).

Dziś zamiast sankcji karnych Kościół proponuje metodę ekumeniczną. Mówi o tym Kodeks Prawa Kanonicznego: „(kn. 755) § 1. Do całego Kolegium Biskupiego i Stolicy Apostolskiej należy przede wszystkim popieranie ruchu ekumenicznego i kierowanie nim wśród katolików. Jego celem jest przywrócenie jedności wśród wszystkich chrześcijan, do czego zobowiązany jest Kościół wolą Chrystusa.

§ 2. Również biskupi oraz, zgodnie z prawem, Konferencje Episkopatu, mają popierać tę jedność i stosownie do różnych potrzeb i pożytku wydawać praktyczne normy, przy uwzględnieniu przepisów wydanych w tej sprawie przez najwyższą władzę kościelną”.

Czy ta droga doprowadzi do wewnątrzkościelnego pojednania, przyjdzie nam się przekonać w przyszłości.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej