Jedyna taka Noc

2013/03/25

Między popołudniem Wielkiego Piątku a porankiem Wielkiej Niedzieli trwała najdłuższa noc w historii ludzkości

Odejście

Nie byłoby Niedzieli Zmartwychwstania Pańskiego bez Wielkiego Piątku. Nie zajaśniałaby nadprzyrodzona światłość wielkanocnego poranka, gdyby przedtem nie zapadła nad światem wielka ciemność: „Było już około godziny szóstej i mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. Słońce się zaćmiło…” (Łk 23, 44). Nie byłoby ogromnej radości dla nas wszystkich – zgodnie z wolą Chrystusa, który chciał, „aby radość wasza była pełna” (J 15, 11) – gdyby wcześniej On sam nie „ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi” (Flp 2, 7). Syn Boży i zarazem Syn Człowieczy w Ogrójcu zrezygnował z własnych pragnień i poddał się całkowicie zamysłowi Ojca: „nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie” (Łk 22, 42). W konsekwencji tego fundamentalnego aktu wyzbył się wszystkiego, co miał na ziemi:

– przyjaciół i uczniów, którzy rozpierzchli się z przestrachu na widok tego, co samozwańczy sędziowie robią z ich Mistrzem: „Wtedy wszyscy uczniowie opuścili Go i uciekli” (Mt 26, 56);

– głównego współpracownika, który zapytany o swoje relacje z Jezusem Nazarejczykiem, oświadczył pod przysięgą: „Nie znam tego Człowieka” (Mt 26, 72);

– dobrego imienia: „policzony został pomiędzy przestępców” (Iz 53, 12);

– szacunku wśród ludu, który nagle począł wołać: „Na krzyż z nim!” (Mt 27, 23);

– zdrowia, sił i urody: „Nie miał on wdzięku ani też blasku, aby na niego popatrzeć, ani wyglądu, by się nam podobał. (…) Spodobało się Panu zmiażdżyć go cierpieniem” (Iz 53, 2.10);

– ubrania, które zapewne było Jego jedyną własnością: „Gdy Go ukrzyżowali, rozdzielili między siebie Jego szaty” (Mt 27, 35);

– najbliższych osób, czyli Matki i umiłowanego ucznia: „Rzekł do Matki: «Niewiasto, oto syn Twój». Następnie rzekł do ucznia: «Oto Matka twoja»” (J 19, 26-27);

– wreszcie swojej duszy: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego” (Łk 23, 46).

Oddanie całej swojej egzystencji nie było jednak przymusową stratą, lecz świadomym darem miłości. Sam Jezus objaśnił to uczniom: „Ja życie moje oddaję (…). Nikt mi go nie zabiera, lecz Ja sam z siebie je oddaję” (J 10, 17-18). Jan Tauler, niemiecki dominikanin z XIV wieku, komentował w jednym z kazań: „Rozważmy niewyobrażalnie głęboką miłość, jaką nam okazał Chrystus przez niepojęte dzieło miłości, w którym cierpiał On ponad wszelką miarę, we władzach wyższych i niższych, we wszystkich swoich zmysłach, wewnętrznie i zewnętrznie”. Było to ogołocenie totalne. Na naszych oczach, w ciągu kilku godzin, nieskończoność wiekuistego Boga skurczyła się do zera. Wszechmocny Bóg stał się niczym, abyśmy mogli otrzymać wszystko. W tym jedynym momencie historii kosmosu zderzyły się dwa krańce – Bóg i nicość. Dlatego „ziemia zadrżała i skały zaczęły pękać” (Mt 27, 51). W osobie Syna Bożego, startego na pył, Bóg Ojciec zdaje się wołać do każdego z nas: „Oddałem ci wszystko, nie mam nic więcej. Ile ty jesteś gotowy oddać Mnie?”

 

Powrót

Między popołudniem Wielkiego Piątku a porankiem Wielkiej Niedzieli trwała najdłuższa noc w historii ludzkości. Nam, współczesnym, ta część tygodnia zwykła się kojarzyć z weekendem, zakupami, relaksem i zabawą. Ale Jezus w tamtych dniach nie odpoczywał: „zstąpił do piekieł” i trudził się „dla nas, ludzi, i dla naszego zbawienia”, jak wyznajemy w Symbolu nicejsko-konstantynopolitańskim.

Potem nastąpiło Zmartwychwstanie. Samo to wydarzenie pozostaje dla nas okryte mrokiem tamtej Nocy. Męka i śmierć Jezusa dokonywały się w świetle dnia: były zjawiskiem, które mógł obserwować każdy. Nikt nie zaprzeczy realności tamtych zdarzeń, które znajdują potwierdzenie w najstarszych przekazach dziejopisarskich. Natomiast Zmartwychwstanie dokonało się pod osłoną nocy i w zamknięciu grobowca, niewidoczne, niedostępne dla nikogo. Śmierć Jezusa była sprawą ludzką, sprowokowaną przez historyczne postacie, które znamy z imion i funkcji: skarbnik Judasz, arcykapłani Annasz i Kajfasz, namiestnik Piłat, król Herod… Natomiast Jego powrót do życia był dziełem wyłącznie Bożym. Bóg zaś działa w ukryciu. Toteż całe to wydarzenie do dzisiaj pozostaje dla nas przedmiotem wiary, a nie poznania historycznego. Wiara ta dotyczy zarówno minionego zmartwychwstania Jezusa, jak i przyszłego powstania z martwych każdego z nas. Albowiem „jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, (…) próżna jest także wasza wiara” (1Kor 15, 14). Bóg zakrył swoje dzieło przed oczami świata, a odsłonił je przed pokornymi (por. Łk 1, 52), którzy są gotowi uznać je w wierze i nie poczytują jej za ujmę dla swojego rozumu. „Ojcze, (…) zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom” (Łk 10, 21).

Nie znamy formy ani przebiegu Zmartwychwstania, lecz doświadczamy jego skutków w historii świata i osobistych losach każdego z nas. Tak samo widzieli je dwaj uczniowie, Szymon Piotr i Jan, którzy przybiegli do pustego grobu „pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno” (J 20, 1). Intrygująco brzmi ten fragment relacji Janowej: „Szymon Piotr (…) wszedł (…) do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą w jednym miejscu. Wtedy (…) także i ów drugi uczeń (…) ujrzał i uwierzył” (J 20, 6-8). Dlaczego zużyta tkanina stała się dla obu uczniów dowodem na faktyczność zmartwychwstania? I jakie znaczenie ma szczegół z chustą?

Po zniknięciu z grobu ciała Jezusa zwierzchnicy żydowscy zainspirowali pogłoskę, że uczniowie Nazarejczyka przyszli w nocy i wykradli Jego ciało (zob. Mt 28, 11-15). Plotce tej, kolportowanej przez opłaconych gorliwców, dali posłuch nawet apostołowie. Odczuwali smutek i gorycz z tego powodu, że – jak sądzili – cała historia Mesjasza i ich zażyłe relacje z Nim okazały się iluzją, źle zainwestowanym zaufaniem, straconą szansą Izraela. Dlaczego więc uwierzyli w zmartwychwstałego Jezusa na widok marnej płachty materiału? Wydaje się, że można to wytłumaczyć następująco:

Zawartość grobu zadaje kłam plotce rozprowadzanej wśród Żydów. Przecież gdyby uczniowie naprawdę zakradli się do grobu, nie rozbieraliby umarłego, który w tamtym klimacie z pewnością już zacząłby się rozkładać, zwłaszcza że miał na sobie wiele głębokich, krwawych ran spowodowanych przez biczowanie, koronę cierniową, przybicie do krzyża, wreszcie cios włócznią. Taki nieunikniony los pośmiertny spotkał wcześniej Łazarza: „już cuchnie. Leży bowiem od czterech dni w grobie” (J 11, 39), a Jezus „leżał trzy dni w grobie, dał bok przebić sobie”. Zwłoki więc zostałyby ukradzione w całunie, a nie nagie, właśnie z powodów higienicznych, po drugie zaś ze względów bezpieczeństwa: uczniowie śpieszyliby się z kradzieżą, aby nie zbudzić strażników grobu, którzy jakoby posnęli.

Z kolei chusta nie leżała razem z płótnami, lecz osobno. To znaczy, że Jezus sam zdjął ją sobie z głowy i odłożył na bok. Z całunu został uwolniony przez Ojca, który „wskrzesił Go, zerwawszy więzy śmierci” (Dz 2, 24), bo przecież nawet pełnosprawny człowiek nie zdoła samodzielnie uwolnić swojego ciała ściśle owiniętego tkaniną. Jednakże zaraz po tym, gdy został oswobodzony przez Ojca, Jezus zaczął działać własną mocą i odsłonił swoją głowę z krępującej ją taśmy.

Te tkaniny nieprzypadkowo pozostały w grobie: przemawiają na świadectwo Zmartwychwstania i na przekór źle obmyślonej plotce. Stały się niemymi świadkami tego, co wydarzyło się tamtej jedynej Nocy w grobie udostępnionym przez Józefa z Arymatei (zob. J 10, 38). Coś tak nieistotnego jak zużyte, brudne płachty materiału zaprzeczyło potędze czynników politycznych i religijnych, sile uzbrojonych wart, ciężarowi głazu, którym zatrzaśnięto grobowiec. „Darmo kamień wagi wielkiej Żydzi na grób wtoczyli. Darmo dla pewności wszelkiej zbrojnej straży użyli. Na nic straż, pieczęć i skała nad grobem Pana się zdała”. Całun i chusta powiewają niczym biała chorągiew pokoju „naprzeciw glinom, naprzeciw tankom”.

 

Spotkania

Zmartwychwstały Jezus momentalnie zaczął działać. Od razu też spotykał się z ludźmi. Pierwszą, która odkryła pusty grób, a także ujrzała Zmartwychwstałego, była Maria Magdalena. Zapewne nas to dziwi: dlaczego tak wielkich łask dostąpiła kobieta? Być może dlatego, że niegdyś kobieta pierwsza zgrzeszyła (zob. Rdz 3, 6-7), a teraz niejako dostąpiła wynagrodzenia za porażkę Ewy. Kobieta pierwsza zakosztowała goryczy zła i śmierci i pierwsza też poznała nieziemski smak zmartwychwstania. Pociągnęła mężczyznę, Adama, w otchłań grzechu, a teraz zaniosła Dobrą Nowinę mężczyznom, apostołom. Stała się zwiastunką zarówno rozpaczy, jak i wielkiej radości. Mężczyzna poszedł za kobietą w śmierć, teraz zaś podążył za nią, aby się przekonać, że grób Pański opustoszał.

Maria Magdalena zrazu sądziła, że widzi ogrodnika (zob. J 20, 15). W pewnym sensie nie pomyliła się. Jezus wszakże jest Ogrodnikiem, który u Gospodarza winnicy-świata oręduje o los każdego drzewa-człowieka: „Panie, jeszcze na ten rok je pozostaw; ja okopię je i obłożę nawozem, i może wyda owoc” (por. Łk 13, 8). Jezus czeka, aż wydamy owoce skruchy, nawrócenia i miłosierdzia. Temu mają służyć nasze z Nim spotkania.

Paweł Borkowski

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej