Kim jest człowiek? okiem filozofa

2015/12/4

Każdy człowiek nosi w sobie ogromny potencjał, który  może się rozwijać zarówno w kierunku pozytywnym, jak i negatywnym, a wpływ na to ma i sam zainteresowany, i jego otoczenie społeczne, zawsze oddziałujące wychowawczo.

Refleksja człowieka nad samym sobą, czyli jego autorefleksja, sięga czasów tak dawnych jak cała historia rodzaju ludzkiego. Czyż nie świadczą o tym wymownie choćby prehistoryczne malowidła naskalne, na których nasi praprzodkowie schematycznie przedstawiali swoje postacie w trakcie polowania i innych codziennych zajęć? Już wtedy człowiek, kierowany przemożnymi, choć nie zawsze uświadomionymi pobudkami własnej natury, chciał niejako przeglądać się w wytworach swojej myśli i ręki, do pewnego stopnia odbijających jego wewnętrzną istotę, a tym samym dawał wyraz mniej lub bardziej rozbudowanej autorefleksji (łaciński rzeczownik reflexio oznacza m.in. odbijanie). Od pradawnych więc epok istota ludzka prowadzi namysł nad sobą i m.in. ten fakt niezmiennie odróżnia ją od całego świata przyrody, co metaforycznie wysłowił papież Jan Paweł II w poemacie Tryptyk rzymski: „Potok się nie zdumiewa […] Lecz zdumiewa się człowiek. Próg, który świat w nim przekracza, jest progiem zdumienia”.
Jednakże pogłębioną, naukową czy quasi-naukową refleksję antropologiczną zwykliśmy łączyć nie z poezją, sztukami pięknymi ani mitologią, lecz z początkami filozofii, która w naszym, zachodnim kręgu cywilizacyjnym narodziła się w greckich miastach-państwach w VII w. przed  Chr. Chociaż w toku kolejnych stuleci i tysiącleci niepomiernie się rozrastała i wzbogacała o nowe wątki i treści, to jednak już od zarania zawierała w sobie pewne niezmienne elementy. Chodzi o ponadczasowe pytania dotyczące tego, kim (albo czym) jest człowiek w swojej strukturze i czynnościach, jaka jest jego natura (cielesna czy duchowa, czy może i taka, i taka), skąd on pochodzi i dokąd zmierza, w jaki sposób i na jakich płaszczyznach układa swoje relacje z innymi ludźmi, światem, Bogiem etc. Te kwestie roztrząsali zarówno starożytni mędrcy – poprzednicy i następcy wielkiego Sokratesa i jego najbliższego ucznia, Platona, a potem Arystotelesa – jak i wybitni myśliciele średniowiecza ze św. Tomaszem z Akwinu na czele, a później przedstawiciele renesansu, oświecenia i wreszcie filozofowie bliżsi nam w czasie, spośród których warto w tym miejscu wymienić wybitnych współtwórców chrześcijańskiej myśli o człowieku, takich jak Karl Jaspers, Emmanuel Mounier, Etienne Gilson, Gabriel Marcel i Jacques Maritain, a z Polaków – Karol Wojtyła i Mieczysław A. Krąpiec.
Pośród rozlicznych kierunków i poglądów filozoficznych dotyczących człowieka nurt nazywany personalizmem (od łac. persona – osoba) wydaje się najpełniej ujmować rzeczywistość bytu ludzkiego; jego przedstawicielami byli właśnie m.in. wyżej wymienieni Wojtyła i Krąpiec. Spróbujmy pokrótce przedstawić podstawowe twierdzenia personalizmu, ale najpierw zróbmy pewną uwagę ogólniejszą. Otóż filozofia człowieka, tak czy inaczej pojmowana, nie jest uprawiana jako ars gratia artis (sztuka dla sztuki), lecz pociąga za sobą istotne i rozległe następstwa w wielu doniosłych dziedzinach: moralności, prawa, religii, polityki etc. Dlatego można powiedzieć, że człowiek i wszystkie relacje, w jakich może on pozostawać, są nie tylko przedmiotem zainteresowania antropologii (filozoficznej, teologicznej lub kulturowej), lecz także wielu innych dyscyplin naukowych, takich jak etyka, pedagogika, teoria prawa, nauka o społeczeństwie, politologia itp. Inaczej mówiąc, nie jest obojętne, w jaki sposób patrzymy na człowieka, gdyż analogicznie do tego będziemy postrzegać rodzinę, społeczeństwo, edukację, stosunki międzynarodowe, relacje państwo-Kościół i wiele innych spraw.
Powróćmy jednak do głównego toku rozważań. Podstawowe założenie personalizmu głosi, że człowiek jest istotą cielesno-duchową, a więc znajduje się jak gdyby na przecięciu (in horizonte) świata materii i ducha, łącząc w sobie pierwiastki z obydwu tych sfer. Zgodnie z tym podejściem wykluczamy absolutyzację zarówno fizyczności (materializm), jak i duchowości (spirytualizm) – dwie wielkie pułapki na drodze myślenia o człowieku. Mimo to w mocy pozostaje pytanie, któremu z owych pierwiastków przypada pierwszeństwo, a więc czy istota ludzka jest ucieleśnionym duchem, czy raczej uduchowionym ciałem. Temat ten jest dość delikatny zwłaszcza na gruncie chrześcijaństwa, któremu w przeszłości nieobce były tendencje do deprecjonowania cielesności i wywyższania elementu duchowego. Interesująco, choć oczywiście nie wyczerpująco, wypowiedział się na ten temat papież Benedykt XVI w przemówieniu z 13 maja 2011 r.: „Nasze ciała kryją tajemnicę. W nich przejawia się i działa duch. Mają one być ciałami duchowymi, jak mówi św. Paweł (por. 1  Kor 15,44). […] Skoro nasze ciało ma być duchowe, czyż jego historia nie powinna być historią przymierza ciała i ducha? Ciało, bynajmniej nie będąc w sprzeczności z duchem, jest bowiem miejscem, gdzie może mieszkać duch. W świetle tego można zrozumieć, że nasze ciała nie są bezwładną, ciężką materią, lecz przemawiają – jeśli potrafimy słuchać – językiem prawdziwej miłości”.
Skoro człowiek jest istotą cielesno-duchową, to z natury ma potencjał do działania własnego oraz do odbierania skutków działań cudzych w obydwu planach, tj. pod względem zarówno fizycznym (zmysłowym), jak i umysłowym. Językiem filozoficznym mówimy, że przysługują mu stosowne władze, spośród których zwrócimy uwagę na dwa ich rodzaje, mianowicie poznawcze i pożądawcze: na poziomie fizycznym są to zmysły i uczucia, a na poziomie intelektualnym – rozum i wola.
Władza „pożądawcza” zarówno „skłania (popycha) ku czemuś”, jak i „odpycha (odstręcza) od czegoś”. Tak jest i z wolą (możemy wszak chcieć czegoś albo nie chcieć), i z uczuciami (odczuwamy pociąg, czyli skłonność do czegoś, albo awersję, niechęć). Oczywiście należy pamiętać o tym, żeby władz ludzkich nie personifikować, czyli nie nadawać im odrębnej podmiotowości. Są one tylko funkcjami człowieka jako całości; poszczególne czyny (akty) również pochodzą od całego człowieka, a nie od jego poszczególnych uzdolnień. Jak nie mówimy, że zadanie geometryczne rozwiązała zdolność matematyczna ucznia, tak samo nie możemy powiedzieć, że coś zrobiła czy spowodowała wola człowieka – zawsze chodzi o to, że coś uczynił sam człowiek, tyle że za pomocą swojej określonej zdolności-władzy.

Filozofia człowieka, tak czy inaczej pojmowana, nie jest uprawiana jako ars gratia artis (sztuka dla sztuki), lecz pociąga za sobą istotne i rozległe następstwa w wielu doniosłych dziedzinach: moralności, prawa, religii, polityki.

W personalizmie zakłada się również, że człowiek nie pragnie niczego, o czym by uprzednio nie wiedział. Chce więc tego, co zna, choćby zalążkowo. Wyraża to łacińska fraza: ni(hi)l volitum, nisi praecognitum – „nic nie jest chciane, jeśli wcześniej nie zostało poznane”, albo ignoti nulla cupido – „nieznanego się nie pragnie”.
Ponadto przyjmujemy, że człowiek ma wolną wolę, a więc możność samodzielnego wyboru tego, do czego chce dążyć bądź czego chce unikać. To oczywiście nie znaczy, że zakres tego wyboru jest nieograniczony, gdyż dobrze znamy przeróżne bariery swojej wolności; niemniej zasadniczo dysponujemy taką właśnie zdolnością decydowania. W sensie etyczno-społecznym chodzi o autonomię, czyli samorządność, to znaczy faktyczną i prawną zdolność do kierowania własnym życiem, czy to indywidualnym, czy zbiorowym. Karol Wojtyła określał tę zdolność nazwą „samostanowienie” (autodeterminacja) i tak ją definiował w dziele Osoba i czyn: „Przez samostanowienie każdy człowiek aktualnie panuje sobie samemu, aktualnie sprawuje tę specyficzną władzę w stosunku do siebie, której nikt inny sprawować ani też wykonywać nie może”. Z tego wynika, że choć mamy prawo oczekiwać w życiu różnorakiej pomocy od innych, to jednak nigdy nie możemy liczyć na to, by ktokolwiek wyręczył nas w samym przeżywaniu życia, a więc w braniu na siebie jego ciężaru moralnego – przede wszystkim obowiązków i odpowiedzialności.
Skoro doszliśmy aż dotąd, postawmy na koniec kwestię, którą myśliciele rozważają od tysiącleci: czy człowiek jest z natury dobry, czy zły? W tej sprawie poglądy zawsze się rozbiegały, a dwa skrajne i chyba najsłynniejsze pochodzą od Tomasza Hobbesa (1588–1679) i Jana Jakuba Rousseau (1712–1778). Pierwszy z nich utrzymywał, że ludzie są sobie z zasady obcy i wrodzy (homo homini lupus) i dopiero w ramach państwa jako tako dochodzą do porozumienia; drugi zaś – przeciwnie – zakładał, że wszyscy rodzą się niewinni i dopiero społeczeństwo robi z nich pazernych, występnych egoistów. Bardziej umiarkowana filozofia personalistyczna powiada natomiast, że każdy człowiek nosi w sobie ogromny potencjał, który może się rozwijać zarówno w kierunku pozytywnym, jak i negatywnym, a wpływ na to ma i sam zainteresowany, i jego otoczenie społeczne, zawsze oddziałujące wychowawczo.

Paweł Borkowski

pgw

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#człowieczeństwo #człowiek #filozofia #kształtownie #osoba #Paweł Borkowski #wychowanie
© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej