Komu rachunek za PRL ?

2013/01/15

Postawienie przez Instytut Pamięci Narodowej zarzutu popełnienia zbrodni komunistycznej autorom stanu wojennego z generałem Wojciechem Jaruzelskim na czele stanie się zapewne początkiem długiego procesu rozliczenia czterdziestu pięciu lat naszej powojennej historii, którą symbolizował niewinny skrót „PRL”. W procesie tym problemem może się okazać nie tylko adekwatność procedur sądowych i instrumentów prawnych związanych z osądzeniem i ukaraniem konkretnych osób, ale także sama ocena tamtego okresu, o którym – jak pokazują ujawniane stopniowo dokumenty – nie wszystko jeszcze wiemy.

Fot. Artur Stelmasiak

Problemy z właściwą oceną Polski Ludowej mają na pewno ludzie, którzy wraz z jej upadkiem doznali społecznej degradacji albo – jak głosi sloganowe określenie publicystki z lat dziewięćdziesiątych – „nie potrafili się odnaleźć w nowej rzeczywistości”. Dla nich tamten okres już choćby ze względów czysto biologicznych będzie na zawsze rajem utraconym.

Kłopot w tym, że z problemem oceny peerelowskiej rzeczywistości boryka się także dzisiejsza młodzież, a przynajmniej ta jej część, której masowe media nie zdołały wyperswadować zainteresowania dla spraw publicznych, zwłaszcza w ich historycznej perspektywie. Obraz życia w PRL-u wyłaniający się z filmów Barei czy serialu „Wojna domowa” jakoś słabo współgra z określeniami używanymi wobec tamtej rzeczywistości w czasie naukowych konferencji: totalitaryzm, terror, inwigilacja, skrytobójstwa, cenzura itd.

Jeśli zatem – pytają młodzi ludzie – PRL był tak niegodziwym okresem w naszych dziejach, to dlaczego winni czterdziestu pięciu lat jego funkcjonowania nie zostali dotąd osądzeni i skazani. Jeśli natomiast nie był taki zły, a był co najwyżej śmieszny, to dlaczego obnosimy się po całym świecie z dumą jako pogromcy komunizmu.

Postawienie zarzutów gen. Jaruzelskiemu wywołało konsternację nie tylko wśród jego popleczników, ale także niektórych prominentnych postaci z dawnej opozycji. Trudno się temu dziwić, bo w reakcji tej znajduje odzwierciedlenie cała paradoksalność naszej najnowszej historii nazywanej w skrócie III Rzeczpospolitą. Oto twórca jej okrągłostołowych podwalin, pierwszy prezydent wybrany głosami posłów wywodzących się z antykomunistycznej opozycji, ma stanąć przed sądem za podjęcie decyzji, co do słuszności której w dalszym ciągu przekonana jest blisko połowa obywateli. Przez szesnaście lat skutecznie wpajano zdezorientowanym rodakom, że stan wojenny był nie tylko ratunkiem przed sowiecką interwencją, ale w istocie wprowadzeniem do obrad Okrągłego Stołu – tyle że rozciągniętym nieco w czasie – aż tu nagle pada mrożące krew w żyłach oskarżenie „zbrodnia komunistyczna”, za którą generał ma być sądzony jak zwykły kryminalista.

Nie ulega wątpliwości, że zaniechanie rozliczenia się z komunistyczną przeszłością było grzechem III Rzeczpospolitej, z którego należy się nie tylko jak najszybciej wyspowiadać, ale i zadbać o stosowne zadośćuczynienie. Łatwo może się bowiem okazać, że następne pokolenia będą daleko mniej wyrozumiałe wobec „zbawców narodu”, którzy w poczuciu troski o jego dobro spełniali z nawiązką wszelkie oczekiwania ze strony możnego protektora.

Tego rozliczenia nie da się niestety przeprowadzić jedynie na płaszczyźnie teoretycznej. Ogólne potępienie totalitarnego komunizmu, od którego odżegnują się dziś nawet działacze SLD, nazywając panujący u nas po wojnie ustrój „realnym socjalizmem”, nie jest jeszcze żadnym rozliczeniem. Rozliczyć się bowiem trzeba nie tylko z ideologią, którą się uznawało i propagowało, ale także z czynami służącymi jej realizacji. Czyny natomiast mają to do siebie, że popełniają je konkretni ludzie, którzy ponoszą za nie odpowiedzialność. I takie właśnie konkretne czyny – jak choćby arbitralne wprowadzenie stanu wojennego, który pociągnął za sobą sto kilkadziesiąt ofiar śmiertelnych i pogrążył w marazmie na blisko dekadę cały naród – popełniane przez konkretnych ludzi podlegają osądowi prawa.

Przeciwnicy stawiania gen. Jaruzelskiego przed sądem twierdzą, że w zasadzie nie ma takiego prawa, wedle którego można by go osądzić. Obecne prawo nie może działać wstecz, a ówczesne – na przykład peerelowska konstytucja – nie stanowi poważnego punktu odniesienia, bo było prawem fikcyjnym, na każdym kroku łamanym przez wszystkie organa ówczesnej władzy.

Czyżby zatem za swoją decyzję Generał miał odpowiedzieć jedynie przed Bogiem i historią? Z całą pewnością nie jest to pierwszy przypadek w dziejach narodu i świata, w którym prawo może okazać się bezsilne. Ale czy to choćby w najmniejszym stopniu może usprawiedliwić decyzję o zdławieniu rodzącej się podmiotowości społeczeństwa, które w sposób pokojowy pragnęło poprawić swój los w ówczesnych realiach geopolitycznych?

Mógłby ktoś w tym miejscu zapytać, czy gen. Jaruzelskiemu – w kontekście tego, co uczynił dla pokojowej zmiany ustroju w 1989 roku – nie należy się po prostu zwykłe chrześcijańskie przebaczenie. Zdecydowanie tak! Zwłaszcza że chyba nikt nie chciałby oglądać osiemdziesięciokilkuletniego starca w więziennej celi. Problem w tym, że warunkiem chrześcijańskiego przebaczenia jest uznanie przez winowajcę jego win, a z tym w przypadku Wojciecha Jaruzelskiego mogą być kłopoty. Prawdopodobnie człowiek o takim życiorysie musiał dla zachowania równowagi psychicznej działać w poczuciu całkowitej bezgrzeszności.

Zbigniew Borowik

Artykuł ukazał się w numerze 6-7/2006.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej