Kościół na globalnym areopagu

2013/02/6

Procesy globalizacyjne nie mają prostego, łatwo dającego się określić przebiegu. Dążenia do politycznego, społecznego i kulturowego zjednoczenia całego świata w automatyczny sposób nie doprowadzą do powszechnej unifikacji życia we wszystkich aspektach. Ten problem dotyczy również dialogu międzyreligijnego.

 

Na szczególną uwagę zasługują dokonujące się, przynajmniej od czasów ostatniego Soboru, przemiany katolickiego myślenia o religii, wśród których silnie zarysowują się tendencje dążące do zmniejszenia dystansu nie tylko między Kościołem a innymi chrześcijańskimi grupami religijnymi, lecz także między religiami światowymi w ogóle.

Przecież jeszcze nie tak dawno, w 1928 r., Pius XI w encyklice Mortalium animos pisał w zdecydowany, jednoznaczny sposób: „Pracy nad jednością chrześcijan nie wolno popierać inaczej, jak tylko działaniem w tym duchu, by odszczepieńcy powrócili na łono jedynego, prawdziwego Kościoła Chrystusowego, od którego kiedyś, niestety, odpadli. Powtarzamy, by powrócili do jednego Kościoła Chrystusowego, który jest wszystkim widomy i po wszystkie czasy, z woli Swego Założyciela, pozostanie takim, jakim go On dla zbawienia wszystkich ludzi ustanowił”. Takie nauczanie Stolicy Apostolskiej zakorzenione było w wielowiekowej Tradycji, sięgającej Ojców Kościoła.

 

Poza Kościołem nie ma zbawienia

Kościół jednak nigdy nie wypowiedział się jednoznacznie, że ci, którzy pozostają poza jego formalnymi granicami, nigdy nie zaznają radości oglądania Boga. Przeciwnie, od czasów starożytnych żywe jest nauczanie o chrzcie krwi, a zatem o sytuacji, w której katechumeni, którzy jeszcze nie dostąpili sakramentalnej łaski chrztu, doświadczywszy śmierci męczeńskiej, wchodzą do wiecznej radości. Pozornie tylko ta teologia wydaje się nieaktualną kartą wyciągniętą z lamusa historii, gdyż to właśnie w naszych czasach chrześcijanie (w tym również katechumeni) oddają swoje życie za wiarę w wielkiej liczbie. Obecna jest również w Kościele nauka o chrzcie pragnienia. Kto pozostaje poza nim i przynależy do innej wspólnoty religijnej, jeśli tylko gorliwie poszukuje prawdy i trwa w wierności własnemu sumieniu, z wielkim trudem może dojść do zbawienia. Taki stan rzeczy opisywano, powołując się na obraz małego dziecka, które do płatnej niańki woła „mamo” i zostaje nakarmione.

Nie ma więc nic dziwnego w tym, że Sobór Watykański II z dużą sympatią odnosi się do pozostających poza Kościołem. Stwierdza bowiem: „Wielu bowiem jest takich, którzy mają we czci Pismo święte, jako normę wiary i życia, i wykazują szczerą gorliwość religijną, z miłością wierzą w Boga Ojca wszechmogącego i w Chrystusa Syna Bożego, Zbawiciela, naznaczeni są chrztem, dzięki któremu łączą się z Chrystusem, a także uznają i przyjmują inne sakramenty w swoich własnych Kościołach czy wspólnotach kościelnych. Wielu z nich posiada również episkopat, sprawuje Świętą Eucharystię i żywi nabożeństwo do Dziewicy Bogarodzicielki. Dochodzi do tego łączność (communio) w modlitwie i w innych dobrodziejstwach duchowych, a co więcej, prawdziwa jakaś więź w Duchu Świętym, albowiem Duch Święty przez swe łaski i dary wśród nich także działa swą uświęcającą mocą, a niektórym spośród nich dał nawet siłę do przelania krwi. Tak oto we wszystkich uczniach Chrystusowych Duch wzbudza tęsknotę i działanie, aby wszyscy, w sposób ustanowiony przez Chrystusa, w jednej trzodzie i pod jednym Pasterzem zjednoczyli się w pokoju”. Oprócz tego Sobór wyraził aprobatę dla wolności religijnej i zaaprobował wszystko, co „jest prawdziwe i święte” w religiach pozachrześcijańskich.

 

Dialog w czasach nowoczesnych

W okresie posoborowym zaowocowało to całym szeregiem inicjatyw mających na celu podjęcie współpracy i dialogu nie tylko z braćmi odłączonymi, lecz także z przedstawicielami judaizmu, islamu, buddyzmu, hinduizmu i innych mniej znaczących religii. W 1986 r. Jan Paweł II, a w 2011 r. Benedykt XVI spotykali się w Asyżu z przedstawicielami światowych religii w duchu dialogu, porozumienia i modlitwy o pokój. Te i inne wydarzenia związane z nawiązywaniem relacji z innowiercami wywołały różnorodne reakcje. Z jednej strony widać było radość otwartych na obce kultury zwolenników „porozumień ponad podziałami” dostrzegających w podejmowanych przez zwierzchników Kościoła aktach wyraz tolerancji, przejaw ducha ponadkonfesyjnej solidarności. Z drugiej pojawiły się głosy z prawej burty Kościoła, pełne zdecydowanej krytyki, niekiedy interpretujące gesty Jana Pawła II całującego Koran wręcz jako akty apostazji.

Tak skrajnie odmienne reakcje domagają się dokładniejszej analizy. Pierwsze pytanie, jakie się nasuwa, dotyczy nadrzędnego, głównego celu Kościoła. Jest nim rozszerzanie Królestwa Chrystusa po całej ziemi (KKK 863). Zainicjowane chrztem wejście do tego tej części owego Królestwa otwiera natomiast człowiekowi drogę do zbawienia wiecznego. Skoro tak, to zachowanie ziemskiego pokoju nie może być celem nadrzędnym działań Kościoła. Niewątpliwie jednak dziś, w czasach, gdy ludzkość dysponuje środkami militarnymi pozwalającymi na dokonanie samozagłady w bardzo krótkim czasie, dbanie o pokój wydaje się sprawą najwyższej wagi.

Jaką jednak rolę ma w tym odgrywać papież? Czy ma być kimś w rodzaju prezydenta jakiejś religijnej ONZ dążącej do zachowania pokoju? Także i na te pytania daje odpowiedź Katechizm: „Pokój ziemski jest obrazem i owocem pokoju Chrystusa, który jest mesjańskim Księciem Pokoju (Iz 9, 5). Przez krew przelaną na krzyżu, w sobie zadawszy śmierć wrogości (Ef 2, 16), pojednał On ludzi z Bogiem, a swój Kościół ustanowił sakramentem jedności rodzaju ludzkiego i jego zjednoczenia z Bogiem. On… jest naszym pokojem (Ef 2,14). Jezus ogłasza: Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój (Mt 5, 9)” (KKK 2305). Jasne jest więc, że samo dążenie do pokoju nie może być uznane za działanie nieporządne, jednak nie jest to pokój rozumiany jako nieprowadzenie działań wojennych, lecz pokój pod sztandarem Chrystusa. Jeśli więc dialog międzyreligijny czy ekumeniczny nie jest nastawiony w pierwszym rzędzie na powrót wszystkich owiec do jednej owczarni, to nic dziwnego, że jest odbierany jako szkodzący Kościołowi. Widać jednak wyraźnie, że rozwiązanie tej kwestii jest bardzo złożone, wymagające rozwinięcia cnoty roztropności w stopniu heroicznym. Z jednej strony istnieje zagrożenie, że przeciwskuteczne działania duszpasterskie na tym obszarze doprowadzą do zaognienia konfliktów, z drugiej istnieje niebezpieczeństwo takiego ich złagodzenia, że nie będą już miały nic wspólnego z „nastawaniem w porę i nie w porę” (2Tm 4,2) i doprowadzą do sytuacji w której „sól utraci swój smak” (Mt 5,13). Jest to zresztą jeden z wielu powodów, dla których potrzebna jest modlitwa całego Kościoła za papieża.

 

Hermeneutyka ciągłości

Warto zwrócić uwagę jeszcze na jedną kwestię, którą podniósł Benedykt XVI w otwierającym rok wiary motu proprio „Porta fidei”. Mówił tam mianowicie o hermeneutyce ciągłości, czyli o takim rozumieniu dokumentów Soboru Watykańskiego II, które nie przeciwstawia się wierności Tradycji Kościoła. Jest to o tyle godne uwagi, że alternatywą jest hermeneutyka zerwania, która takiej ciągłości nie widzi. Ta zaś w istocie może przyjmować dwie postaci. Można więc mówić o tradycjonalistycznej hermeneutyce zerwania, która odrzucając Sobór, skupia się wyłącznie na Piśmie Świętym i Tradycji, co w skrajnych wypadkach owocuje między innymi jawną wrogością wobec innowierców, a jeśli nie wrogością, to taką formą okazywania troski o ich zbawienie, która jest dla nich bardzo trudna do przyjęcia.

Druga – hermeneutyka zerwania progresistów – przejawia się w odrzuceniu mądrości zgromadzonej przez wieki w Kościele i poszukiwaniu porozumienia z innowiercami z pominięciem radykalizmu w wierze.

Niekiedy ekumeniczny szał powoduje, że dochodzi do takich kuriozów, jak to, które ma obecnie miejsce na polskim rynku wydawniczym. Otóż znane wydawnictwo WAM wydało w serii „Wielcy ludzie Kościoła” książkę poświęconą Martinowi Lutrowi. (Wykład ks. prof. Tadeusza Guza wykazujący destruktywny wpływ Lutra na religię, możemy znaleźć na stronie: http://www.youtube.com/watch?v=beF-0ZAeR7U).

Nie ma więc możliwości zjednoczenia międzyreligijnego, chociaż plany oczywiście istnieją. Na początku XXI w. zaprojektowano i zbudowano prawie od podstaw nową stolicę Kazachstanu – Astanę. Centralne miejsce zajmuje tam Piramida Pokoju i Pojednania, budynek nawiązuje kształtem do symboli okultystycznych stosowanych przez tajne stowarzyszenia (http://www.youtube.com/watch?v=jrkb03STuXU). W 2009 r. odbył się tam III Kongres Religii Światowych i Tradycyjnych obradujący pod hasłem „Rola przywódców religijnych w budowaniu świata opartego na tolerancji, wzajemnym szacunku i współpracy”. Niezgodność takiego hasła z nauczaniem Kościoła jest jasna, chociażby z tego względu, że tolerancja, nie daje się pogodzić z przykazaniem miłości. Niestety w obradach wzięli udział przedstawiciele Kościoła Rzymskokatolickiego, Jean-Louis Turan wygłosił do zgromadzonych prelekcję na temat encykliki „Pacem in terris”. Więc nawet jeśli powiedzenie Pawła VI, że „swąd szatana roznosi się po Watykanie” jest aktualne, to zawsze można wzbogacić osobiste spotkanie z Niebem o modlitwę do św. Michała Archanioła.

Ostatecznie jasne jest, że nie jesteśmy w jednym Kościele z protestantami ani tym bardziej z przedstawicielami religii dalekowschodnich. Jedynie pod Krzyżem Chrystusa, w jedności z papieżem mamy dostęp do pełni środków zbawczych pozostawionych przez Zbawiciela.

Adam Wątróbski

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej