Kościół wzywa do odpowiedzialności za sprawy publiczne

2016/03/9

Z abp. Henrykiem Hoserem SAC, biskupem diecezji warszawsko-praskiej, przewodniczącym Zespołu Ekspertów Komisji Episkopatu Polski ds. Bioetycznych, rozmawia Alicja Dołowska

fot. Dominik Różański
fot. Dominik Różański

Z apelem o tworzenie w diecezjach szkół kształcących katechistów gotowych podjąć ewangelizację dorosłych zwrócił się przewodniczący KEP abp Stanisław Gądecki. Stwierdził, że w wielu wspólnotach parafialnych zbyt łatwo zrezygnowano z formacji dorosłych lub jest ona realizowana okazyjnie, a nierzadko w sposób infantylny. Dostrzega Ksiądz Arcybiskup potrzebę takiego kształcenia na swoim terenie?

W naszej diecezji istnieją różne rodzaje formacji świeckich organizowanej przez ruchy wspólnotowe i tych przedsięwzięć przybywa. Warto wspomnieć choćby o Kościele Domowym, który jest częścią Ruchu Światło-Życie, gdzie dokonuje się bardzo intensywna praca formacyjna dorosłych – w perspektywie małżeństwa i rodziny. Jednocześnie tworzymy parafialne ośrodki formacji rodziny, które już pracują. Działają one zgodnie ze wskazaniami ostatniego Synodu ds. Rodziny, który podkreśla konieczność towarzyszenia rodzinie we wszystkich stadiach jej istnienia. To nowość, wymagająca całościowego podejścia i dodatkowego trudu ze względu na nowe wymagania, które są bez porównania większe, niż te, które stawiano dawnym poradniom życia rodzinnego.
Do tego można dodać np. Akademie Rodziny Ruchu Szensztackiego, który ma ojców szensztackich i siostry szensztackie jako formę życia konsekrowanego, ale skupia również ogromne rzesze świeckich.

W naszej diecezji Ruch Szensztacki cieszy się dużym powodzeniem.

Podczas przygotowań do Światowych Dni Młodzieży zaczęły także funkcjonować pewne formy kształcenia katechistów. Mamy już kilkuset świetnie przygotowanych wolontariuszy, którzy po Dniach Młodzieży będą kadrą do nowych zadań. Trzeba im wskazać nowe cele, żeby mogli je realizować, tym bardziej że są dobrze przygotowani. Formowanie dorosłych do tego, żeby mogli ewangelizować, jest wyzwaniem dla całego Kościoła powszechnego. Musimy sobie zdawać sprawę, że Kościół, statystycznie rzecz biorąc, złożony jest przede wszystkim ze świeckich. Kapłanów i osób konsekrowanych jest we wspólnocie zaledwie kilka procent. Jakość Kościoła zależy więc od świeckich.

Kiedyś powiedział Ksiądz Arcybiskup, że wierni świeccy są siłą Kościoła.

Oczywiście, że wierni świeccy są siłą, bo przecież oni kształtują nasze życie społeczne, polityczne, kulturalne – całe środowisko życiowe człowieka. To świeccy uchwalają prawa, a nie kapłani czy zakonnicy. Widzę pilną konieczność przygotowania i formowania wiernych świeckich w dwóch ważnych dziedzinach życia: katolickiej nauce społecznej i ściślej – w  kształceniu do zadań wychowawczych rodziców.

Zapotrzebowanie na posługi duchowe zacznie wzrastać. Im większe trudności będzie ludziom sprawiać odnajdywanie się we współczesnym świecie, tym większe oczekiwania wierni będą wiązać z Kościołem.

Sami duchowni nie są w stanie sprostać wszystkim wyzwaniom. To niemożliwe. Niestety, nie zauważa się, że polski kapłan wiele godzin spędza w konfesjonale i poświęca się funkcji uświęcenia wiernych, czego na Zachodzie się już nie spotyka. Dlatego ten czas powinien być niejako kompensowany przez zaangażowanie wiernych. Widzę ich narastającą aktywność. Niemal co tydzień przychodzą do mnie ludzie z nowymi pomysłami, propozycjami, które chcą rozwijać. Widać wyraźnie, że świeccy wierni nie traktują już Kościoła jak usługodawcy, lecz jako swoje, również osobiste, zadanie.

W Kościele katolickim na Zachodzie zanika spowiedź. Wierni bez spowiedzi, bez sakramentu pokuty i pojednania przystępują do Komunii św. Wszyscy, a konfesjonały stoją puste…

…i często nie ma konfesjonałów. Zostały wyniesione, a spowiedź zapomniana.

…rodzi się zatem pytanie: czy nie wystarczy, że według słów Credo „wyznaję jeden chrzest na odpuszczenie grzechów”? Czy tym można tłumaczyć rezygnację ze spowiedzi?

Fakt, że zanikła praktyka sakramentu pojednania, powoduje, że jednocześnie zanikła świadomość grzechu. A bez świadomości grzechu nie ma nawrócenia. Tym właśnie tłumaczę wyludnienie, czyli pustynnienie Kościoła zachodniego. Odejście od sprawy najważniejszej – ciągłego nawracania człowieka do Boga i życia z Bogiem w ścisłej łączności – prowadzi do uwiądu Kościoła. Zlikwidowanie sakramentu pojednania w praktyce powoduje jednocześnie ogromną redukcję znaczenia sakramentu Eucharystii, a przecież Eucharystia jest nie tylko znakiem braterstwa między ludźmi, ale przede wszystkim wyrazem komunii z Bogiem.

Dobrze, ale Mszę św. zaczynamy od wyznania: „spowiadam się Bogu wszechmogącemu i wam, bracia i siostry, że bardzo zgrzeszyłem, myślą mową, uczynkiem i zaniedbaniem…” W niektórych krajach to wystarczy.

My się tak spowiadamy, oczywiście. Jest to spowiedź powszechna. Ów ryt mszalny i Eucharystia mogą gładzić grzechy powszednie, ale nigdy grzechy ciężkie – te grzechy nie są odpuszczone. Komu grzechy odpuścicie, będą odpuszczone – czytamy w Ewangelii. Te ostatnie niewyznane nie są odpuszczone. Odpuścić grzechy ciężkie może tylko kapłan. To wynika z sakramentu kapłaństwa i spowiedzi.

Czy mamy w związku z tym w Europie dwa Kościoły katolickie?

Kościół jest jeden, tylko w różnym stopniu niedomagający, bo przecież ma również składnik ludzki i to on niedomaga. Pan Bóg pozostaje zawsze wierny i swojej wierności nikomu nie odmawia. Zawsze czeka na ludzi. Natomiast ludzie nie dopisują i to jest niebagatelny problem Kościoła – wszędzie zresztą.

Dane Instytutu Statystyki Kościoła – ostatnie z 2013 r. – wykazują, że odsetek wiernych, którzy uczestniczą w Mszy św., po raz pierwszy od 1980 r. spadł poniżej 40%, chociaż jednocześnie 16,3% z tych osób przystępuje do Komunii św. i ta liczba rośnie. Mamy problem?

Taka statystyka jest czytelna dopiero w kontekście realiów Kościoła w Polsce. Dlatego, że prawie 39,9% uczestniczących w niedzielnej Mszy św. to cyfra, o której kościoły w innych krajach mogą tylko pomarzyć. Przecież na Zachodzie liczba uczestniczących w Mszach św. spadła poniżej 5%. Natomiast spadek w Polsce jest bardzo powolny i ma wiele przyczyn. Jedną z nich jest emigracja aktywnych katolików. Jeżeli ponad dwa miliony wyjechały, to o te dwa miliony mniej wiernych jest w polskim Kościele. Drugi czynnik – to mimo wszystko ogromny nacisk laicyzujący współczesnej kultury postmodernistycznej po 1989  r. Łatwiej się było przeciwstawić ateizacji komunistycznej, niż tej, która zaczęła wnikać do naszych domów, umysłów i serc w sposób łagodny, atrakcyjny, a jednocześnie skuteczny.

Możemy zaśpiewać jak Freddy Merkury: We are the champions.

Tak. W skali porównawczej Polska jest absolutnym czempionem w starej Europie. Również co do liczby powołań.

Mamy wielki napływ imigrantów i  apel papieża, żeby każda parafia przyjęła chociaż jedną rodzinę uchodźców. Z drugiej strony – dochodzi do sytuacji takich jak w Kolonii. Lęk, że to się będzie powtarzać, ma głębsze podłoże, związane z następstwami rewolucji arabskich, które – jak wszystkie rewolucje – zerwały hamulce.

Zgoda. Ale ponosimy konsekwencje pewnych decyzji politycznych, w których Polska nie uczestniczyła. Otwarcie granic w strefie Schengen spowodowało właśnie masowy napływ ludzi, którzy z bardzo różnych motywów przyjeżdżają do Europy. Gdy żelazna kurtyna stała się przepuszczalna, a później znikła, Polacy też masowo ruszyli na Zachód i były obozy organizowane dla Polaków. Ten exodus dotyczył jednak ludzi, którzy byli etnicznymi Europejczykami i chrześcijanami. Teraz mamy napływ ludów obcych, innej religii, bardzo wojowniczej, podbijającej. Nie ma cienia wątpliwości, że proces islamizacji Europy dokonuje się m.in. poprzez tę falę emigrantów. Oni są przekonani, że z upływem czasu cała Europa będzie należała do obszaru religii muzułmańskiej.

Czy w związku z tym Kościół musi wypracować jakieś rozwiązania?
Ekspansja islamu dokonuje się w pustce religijnej Zachodu. Jeżeli Zachód nie odnajdzie swojej religii, straci kompletnie własną podmiotowość i sytuacja się odwróci. W strukturze społecznej wypełnionej imigrantami ludzie Zachodu podzielą los chrześcijan na Bliskim Wschodzie.

W sytuacji gdy przybywają uchodźcy z Syrii, Iraku, Afganistanu – mamy Rok Miłosierdzia. Jak katolik ma się w tym odnaleźć?

Niewątpliwie każdy człowiek wymaga szacunku. Ważne, żeby władze imigracyjne miały dobre rozeznanie w strukturze społecznej tych, którzy przybywają, i potrafiły przygotować im odpowiednie warunki pobytu. Zaledwie 20% imigrantów stanowią rodziny i one wymagają specjalnego traktowania. Ale 80% to młodzi mężczyźni, wśród których niewątpliwie są też bojownicy dżihadu. To bardzo poważny problem.

Czy Kościół ma w tej sytuacji jakieś zadanie do wykonania?

To jest przede wszystkim wyzwanie dla państwa, nie dla Kościoła. Przecież Kościół nie ma warunków, by zaopiekować się nimi od pierwszych chwil. Może to robić dopiero później, starając się ich zintegrować ze społeczeństwem. Na przykład Kościół w Polsce zgłasza chęć zajęcia się chrześcijanami ze Wschodu, ponieważ w Polsce mamy też ryty wschodnie, a chrześcijanie, którzy napływają, są najczęściej rytów wschodnich. Dlatego możemy im zapewnić opiekę religijną, osiedlić tam, gdzie posługują kapłani rytów wschodnich. Może im pomóc przez opiekę społeczną Caritas Kościoła katolickiego. Niemniej z wyzwaniem, jakim będzie przyjęcie siedmiu tysięcy uchodźców, musi się zmierzyć przede wszystkim państwo, używając państwowych środków. Polska jest otwarta i przyjmuje imigrantów ze wschodu Europy. Mamy w Polsce bardzo wielu Ukraińców, ale oni się doskonale integrują i nie ma z nimi kłopotu. Istnieje też program sprowadzenia do kraju Polaków z republik azjatyckich, a z czasem sprowadzenia ich jeszcze z dawnych Kresów Wschodnich, o ile zgłoszą taką wolę.

Imigracja to w Polsce na razie problem przyszłości. Teraźniejszość to dla wielu rodzin wysyp umów śmieciowych, zaniżanie wynagrodzeń. Czy nie zapomnieliśmy o encyklice Leona XII Rerum novarum, encyklikach Jana Pawła II, nauce społecznej Kościoła? Ja o niej naprawdę nie słyszałam u siebie w parafii.

Do tego trzeba wracać. Są Tygodnie Społeczne organizowane co roku przez Kościół, ale przecież tematów do poruszenia jest tak wiele, że nigdy nie sposób podjąć i przeanalizować wszystkich. Niemniej to, co się dotąd działo w kwestii sprawiedliwości społecznej i rozdzielczej – katastrofalna sytuacja ludzi młodych – wynikało z zaniedbania polityki społecznej. Natomiast każda próba zwrócenia uwagi na sprawy sprawiedliwości społecznej od razu napotykała na zarzut, że Kościół wtrąca się do polityki, a przecież jakoby mu nie wolno. Przez większość 26-lecia transformacji ustrojowej trwało wypychanie Kościoła z przestrzeni publicznej i spychanie do sfery ściśle prywatnej. Dopiero teraz słyszę, że Kościół milczy, a powinien mówić.

A jednak Ksiądz Arcybiskup wypowiedział bulwersującą dla niektórych księży opinię, że Kościół zdradził nauczanie Jana Pawła II. Co zgubiono?

Zgubiono najpierw znajomość tego nauczania. Ona jest bardzo słaba, płytka lub żadna. Bez świadomości tego, czego Jan Paweł II nauczał, nie było możliwe żadne przełożenie tej nauki na praktykę Kościoła, na duszpasterstwo rodzin i wynikły ogromne zaniedbania. W Polsce zaniedbania były może relatywnie mniejsze, ale na Zachodzie – kolosalne. Kościół po prostu zostawił rodzinę. I naszym wielkim obowiązkiem jest dokonanie rachunku sumienia wobec pontyfikatu Jana Pawła II, bo to był papież rodziny. Od 35 lat pracuję, mając w ręku adhorację apostolską Familiaris consortio i widzę, jaki to cenny dokument. Stanowi syntezę nauczania Kościoła o zadaniach rodziny w świecie współczesnym. A jednocześnie to znakomity podręcznik duszpasterstwa rodzin, który podaje niemal na tacy propozycje i rozwiązania.

Jak Ksiądz Arcybiskup rozumie dzisiaj określenie civitas christiana? Co to znaczy być dzisiaj obywatelem chrześcijaninem?

Powołanie chrześcijańskie ma charakter społeczny. Nie jest powołaniem do samotniczego życia, bo nawet Pan Bóg nie jest samotnikiem, lecz Trójcą Osób. W związku z tym wszyscy od samego początku funkcjonujemy w relacjach. W dobrym, zdrowym społeczeństwie jakość relacji obecna w rodzinie powinna być przenoszona na wspólnotę. Czyli: bezinteresowność, oddanie, odpowiedzialność, miłość, sprawiedliwość rozdzielcza i odpowiedzialność za sprawy publiczne. Do tego wzywa Kościół

pgw

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#abp. Henryk Hoser #chrześcijaństwo #civitas christiana #credo #imigracja #Kościół #odpowiedzialność #Rok Miłosierdzia #slider #wiara
© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej