Kto stworzył miasta?

2013/01/21

Pan Bóg stworzył pola, człowiek wioski, a diabeł miasta – mawiała moja stara ciotka. Wtedy budziło to we mnie uśmiech pobłażania. Dzisiaj myślę, że coś w tym jest.

Pociąg ciągnął się, jak makaron, drobne krople marudnego deszczu gryzmoliły po brudnych szybach, asymetria kół (szczególnie przed semaforem) nie dała zasnąć, a wnętrze przedziału przypominało zreumatyzowanego kota. W dodatku piszczał zakatarzony głośnik, który witał, życzył dobrej podróży i przypominał, że jak ktoś zapomni bagażu, to już jego wyłączna wina

Naprzeciw siedziała drobna dziewczyna, która robiła wszystko, aby nie widzieć i nie słyszeć tej kompozycji, wciskała nos w cichy szelest kurtki i odliczała odległość między środkiem okularów a poszczególnym uchem. Nikogo oprócz nas w przedziale nie było i szansa na odmianę raczej nikła. Wtem pociąg lekko zwolnił, ucichła asymetria kół, a przez wszystkie wagony (od lokomotywy, aż po wagon pocztowy) przebiegł dreszcz olśnienia. Za oknem tęcza, jak pasmo landrynek i młode brzózki, jak petarda złota. Trochę dalej krowa w berecie z resztek mgły i dwa zające w rudej szczotce ściętych zbóż. A obok biegły dwa zielone kwadraty (ten drugi zieleńszy). Który pierwszy dobiegnie do mety, gdzie chałupa, co z godnością potrafiła się zestarzeć? Dach ze słomy i psia buda z buku.

Pierwsza odezwała się dziewczyna. – Czy pani widzi to co ja? – To zależy, co widzisz, moje dziecko. – Ciszę, a ona jest harmonią. – Pewnie jesteś poetką? – Jeśli architekt nie jest jak poeta, to każdy jego projekt daleko od człowieka i wtedy… ten człowiek musi zamienić się w ślimaka, w małża, w larwę motyla, bo każdy chce mieć dom blisko.

– Co to znaczy blisko?

Młoda pani architekt zamilkła i skurczyła się jak gniazdko jedwabnika. Nie było już petard, ani landrynek, a to, co za oknem zabolało jak drzazga w dłoni. Domy – porozrzucane, uszkodzone klocki, wycinany las jak rana. Im szybciej zbliżałyśmy się do Warszawy, tym bardziej nerwowe stawały się okulary dziewczyny. Zabudowania, jak rachityczne olbrzymy albo chore na łuszczycę karły, odbijały się w pokaleczonej przestrzeni architektonicznej czkawką. – Zaraz będziemy w Warszawie – powiedziała niespokojnie dziewczyna i po długiej chwili zastanowienia dodała: – Jest jeszcze parę miast, gdzie nie czuję się zagubiona… Chociaż przyznam, że w Paryżu jest takie jedno nowoczesne osiedle, które wolałabym widzieć jedynie w projekcie. Czułam się jak chora mrówka. Zgubili tam miarę człowieka. Wszystko takie ogromne, błyszczące, zimne, nachalne. A przecież bez piękna nie da się jednak żyć. Piękno jest przecież tak blisko dobra, pozwala szeroko oddychać i szeroko patrzeć.

Dziewczyna mówiła coraz wolniej i ciszej, a ja i tak bym jej chyba już nie słyszała, bo myślami byłam gdzie indziej.

Przypomniałam sobie akurat tego siedemnastolatka, który był bardzo smutny i prosił mnie o radę. Chciał w domu wymalować stare odrapane meble, zebrał na to nawet trochę funduszy, ale kiedy poprosił rodziców, aby mu dołożyli do kupna farby, zaczęli mu wybijać cały zamysł z głowy.

– Tyle lat to ci nie przeszkadzało, a raptem teraz chcesz, żeby było pięknie. Odłóż pieniądze na coś rozsądnego.

– Tak, chcę, żeby było ładnie, przyniosę jeszcze kwiaty, a kwietnik już zrobiłem na warsztatach – nie dawał za wygraną chłopiec. Długo prosił i walczył, ale tym razem na szczęście się udało. Ojciec nawet pomógł, a matka kwiaty w doniczki powtykała.

Piękno naprawdę stoi blisko dobra. Ono pomaga w wychowaniu. Bez niego nie ma urody życia. Może dlatego tak mało radosnej młodzieży, która wciśnięta w ekrany telewizorów, komputerów, telefonów komórkowych, w tandetne, często wręcz wulgarne czasopisma, ponoć dla młodzieży już nie potrafi odczytać urody życia i jak gąbka wchłania fałsz i brzydotę. Dziewczyna z pociągu miała rację, że architektura jest coraz mniej na wymiar człowieka. Dzieje się tak dlatego, że proponowane przez media i ich mocodawców sposoby na życie są zupełnie nie na miarę człowieka. Czy można się zatem dziwić, że młodzież, czasem wręcz dzieci pytają o granice normy psychicznej, co wyraża się w krótkim zdaniu- proszę popatrzeć na mnie, czy ja jestem czubek? Dzięki Bogu, że jeszcze o to pytają, że jeszcze coś chcą, że malują te swoje odrapane meble, że sytuują piękno obok dobra. Dzięki, że jeszcze do końca nie uwierzyli, że świat aborcji, eutanazji, pornografii, narkotyków, eksperymentów genetycznych, związków homoseksualnych, seksu odpreparowanego od więzi to już norma. Dzięki Ci Panie, że jeszcze pytają o normę.

Krystyna Holly

Artykuł ukazał się w numerze 04/2010.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej