Petar Petrović |
„Bezdomni i Podziemni, jak w bajce szli widmowi. Z niczyjego rozkazu, z własnego wyboru. Już tylko na te próby męstwa i honoru. Już tylko, by tych prochów nie oddać wrogowi” pisał Marian Hemar w wierszu „O wielkim bojowniku”. I pamięć o Żołnierzach Wyklętych, bohaterach walczących przeciwko komunistycznemu zaborcy wciąż w dużej mierze pozostaje w cieniu zapomnienia. W szkołach tylko się o nich wspomina, nie tłumaczy się motywów, które pchały ich do beznadziejnej walki z sowieckim okupantem. Młodzież rzadko czerpie wzory z ich patriotyzmu i umiłowania ojczyzny, a najczęściej nie rozumie ich wyborów i postawy.
Chociaż żyjemy w wolnym kraju, to antykomunistyczna partyzantka wciąż jest problemem, ci ludzie nie pasują do utartych schematów. Duża część społeczeństwa znajduje się jednak w stanie schizofrenii, gdyż przez lata była oszukiwana przez komunistyczną propagandę, a w III RP karmiona wizją historii promowaną przez lewicowo-liberalne media, które zamiast rozliczać komunistów z ich zbrodni, starały się ich bronić.
Na marginesie także w III RP
Co ciekawe, to właśnie te ośrodki najgłośniej nawołują dziś do „odbrązawiania” historii (jej wybranych części), pokazywania rzekomo zbrodniczego oblicza narodu polskiego, co miało miejsce choćby w przypadku publikacji Jana Tomasza Grossa przedstawiającego Polaków jako żydożerców. Wielu z tych ludzi, medialnych autorytetów moralnych i salonowych dziennikarzy, nie miało jednak odwagi, by rozliczyć się z własną, nieraz niechlubną, przeszłością, a ci, o których dowiadywaliśmy się, że byli tajnymi współpracownikami SB, bagatelizowali swoją działalność lub wypierali się jej wbrew wszelkim dowodom winy. Ich strach stał się powodem histerycznego sprzeciwu wobec lustracji i działań w celu niedopuszczenia do rozliczenia komunizmu i ludzi, którzy oddali temu zbrodniczemu systemowi swoje dusze. To ich postawa wpłynęła na negowanie potrzeby odkrywania białych plam naszej historii i jej odkłamywania. Ich ofiarą stali się też Żołnierze Wyklęci. Skoro bowiem oni byli bohaterami, to ci, którzy poparli „czerwoną zarazę”, działali na rzecz umacniania systemu, byli zdrajcami i zaprzańcami. Z tym, że wielu z nich chce cieszyć się poważaniem i pełnić funkcję autorytetów.
W wielu artykułach na temat „leśnych” wciąż można natrafić na elementy peerelowskiej propagandy. Zamiast zwalczać komunistyczne kłamstwa, dowiadujemy się o pojedynczych „ciemnych sprawkach” z życia Wyklętych, które pomagają w przyklejaniu łatki całej antykomunistycznej partyzantce. Nie mówiąc już o elaboratach, które polegają na jawnym powielaniu starych kłamstw. Ta sytuacja przypomina rozliczanie się mediów lewicowo-liberalnych z powstaniem warszawskim, które wciąż podważają mit i wartości wypełniające serca powstańców. To powoduje, że Żołnierze Wyklęci mimo tego, że po ponad dwudziestu latach istnienia III RP doczekali się swojego święta – obchodzonego 1 marca – nadal nie mogą wydostać się z marginesu naszej pamięci narodowej. To właśnie tego dnia w 1951 r. w mokotowskim więzieniu komuniści strzałem w tył głowy zamordowali przywódców IV Zarządu Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość – Łukasza Cieplińskiego i jego towarzyszy walki. Było to kierownictwo ostatniej ogólnopolskiej konspiracji kontynuującej od 1945 r. dzieło Armii Krajowej.
My wszyscy z Was
Wiele dla przywracania pamięci o ich bohaterstwie i poświęceniu w czasie trwania swojej prezydentury zrobili prof. Lech Kaczyński i jego otoczenie. Zmarły w katastrofie pod Smoleńskiem prezydent był inicjatorem pogłębiania badań nad antysowiecką partyzantką. Zaczęły się pojawiać coraz liczniejsze wydawnictwa, artykuły, opracowywano biografie żołnierzy, wyróżniano ich odznaczeniami państwowymi. Żyjący bohaterowie otrzymali dodatkowe wsparcie socjalne. Wiele dla uhonorowania ich zasług zrobiła też Fundacja Pamiętamy, środowisko „Zeszytów Historycznych WiNu” i Instytut Pamięci Narodowej. Antykomunistyczna partyzantka powoli objawia swoje dziedzictwo także w formie popularnej, choćby poprzez muzykę (np. zespół De Press i ich genialna płyta „Myśmy Rebelianci”) i Scenę Faktu Teatru Telewizji. To jednak wciąż za mało, by oczyścić wspomnienie o nich z komunistycznych kłamstw, które sączono społeczeństwu przez cały okres trwania PRL.
Jedną z ważniejszych inicjatyw, która mogłaby poruszyć wyobraźnię współczesnych Polaków i zaciekawić ich losami antysowieckiej partyzantki, jest wielka produkcja filmowa „Historia „Roja”, czyli w ziemi lepiej słychać”, nad którą od kilku lat pracuje reżyser Jerzy Zalewski. Autor chciałby, aby film trwający 2 godziny 40 minut, został wyemitowany w telewizji bez cięć, oprócz tego miałby się też pojawić miniserial składający się z pięciu odcinków. Zalewski nie godzi się też na ingerencję w treść swojego dzieła. Poświęcone jest ono Mieczysławowi Dziemieszkiewiczowi ps. Rój, żołnierzowi Narodowych Sił Zbrojnych, a potem Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Po obejrzeniu tego filmu, który był już prezentowany na przedpremierowych pokazach, widzom łatwiej będzie zrozumieć motywy walki antysowieckich partyzantów i odpowiedzieć na pytanie o sens tej walki.
Członkowie grupy rekonstrukcji historycznej jako aktorzy na planie filmu „Historia Roja”
Rzeczpospolita konała w mękach
Styczeń 1944 r. to czas, kiedy żołnierze Stalina drugi raz weszli na tereny Rzeczypospolitej – z misją jej „wyzwalania”, czyli ustanawiania swojej władzy. Podczas gdy czerwonoarmijcy zwyciężali wojska niemieckie, mordercy z NKWD pod dowództwem gen. Iwana Sierowa zajmowali się likwidacją polskiej partyzantki z Kresów Wschodnich, które po porozumieniu z Jałty miały zostać wchłonięte przez Sowietów. Akcja „Burza” nie mogła zmienić tej sytuacji. Dr Sławomir Cenckiewicz w „Długim ramieniu Moskwy” opisuje, w jaki sposób nowy system w Polsce został ustanowiony na sowieckich bagnetach. W ten sposób rodziła się dyktatura PPR. W tym samym czasie katownie gestapo zaczęły pełnić funkcję obozów jenieckich dla tych, którzy wciąż wierzyli w wolną Polskę. Każdy, kto rozumie, na czym polegało „niesienie bratniej pomocy” naszej ojczyźnie przez Sowietów, nie będzie pytał, dlaczego nie przyszli z pomocą umierającej Warszawie. Nie przyszli, bo chcieli, żeby upadła, żeby rękami niemieckich najeźdźców wybić jak największą liczbę polskich patriotów.
Tych, którzy nie zginęli w czasie niemieckiej nawałnicy, w latach konspiracji i działaniu w podziemnych strukturach sowieckie „popy”, czyli żołnierze „pełniący obowiązki Polaka”, i ich polscy poplecznicy wyszukiwali w każdym zakątku kraju. W opinii dr. Cenkiewicza cel był jeden – pozbyć się polskich „faszystów”. Stąd wsadzanie do więzień, morderstwa, prześladowanie całych rodzin i wsi podejrzanych o pomoc antykomunistom. Aresztowanie szesnastu przywódców Polskiego Państwa Podziemnego 27 marca 1945 r. było ostatecznym sygnałem wysłanym Polakom, żeby zrozumieli, że nad Wisłą znów rządzi Kreml. Sfałszowane wybory w 1947 r. przelało czarę goryczy.
Przetrwać i czekać na niepodległość
Ci, którzy zdecydowali się na „pójście do lasu”, nie byli naiwniakami czy marzycielami nierozumiejącymi tego, w jakiej sytuacji znalazła się ich ojczyzna. „ Z bezsensu dalszej walki zbrojnej zdawali sobie także sprawę przywódcy ogólnopolskich organizacji konspiracyjnych: WiN i NSZ. Wszyscy zdecydowali się na tajną demobilizację. Chodziło o to, żeby chronić żołnierzy” – twierdził Janusz Kurtyka, prezes IPN, w wywiadzie „Niezłomni do końca”. Jego zdaniem część z nich wierzyła, że niedługo dojdzie do wybuchu III wojny światowej, po której Polska uzyska rzeczywistą wolność i dlatego nie należy składać broni, ale trwać, być czujnym i gotowym do walki o niepodległość, kiedy zacznie się wyzwoleńczy konflikt. Inni nie mieli już drogi odwrotu, gdyż komuniści wiedzieli, kim są, i w razie dekonspiracji czekałaby ich śmierć lub więzienie. „Walki trwały na Białostocczyźnie, Lubelszczyźnie, we wschodnich powiatach Mazowsza. Dlaczego? Bo komuniści przeprowadzali na wielką skalę akcje pacyfikacyjne. Wielkie wsypy powodowały, że mnóstwo ludzi uciekało do lasu. Partyzantka kwitła, dlatego że wciąż istniało zagrożenie. Oficerowie pozostawali w lasach z obowiązku wobec żołnierzy” – tłumaczył prof. Kurtyka. Ciągłe poczucie zagrożenia i dekonspiracji, walka o życie każdego dnia z przeważającymi siłami wroga dopełniała ich ciężki los.
Prof. Wojciech Roszkowski w „Historii Polski 1945-1980” zwraca uwagę, że niektórzy „leśni” uwierzyli w amnestię (1945 i 1947 r.), starali się rozpocząć nowe życie na ziemiach zachodnich bądź uciekali zagranicę. Ten ostatni kierunek w zwartym szyku udało się pokonać prawie tysięcznej formacji brygady Świętokrzyskiej NSZ. „Pokolenie Żołnierzy Wyklętych wychodziło z więzień na ogół w 1956 r., ale ich życie w PRL nadal stanowiło dla władz zagrożenie. Inwigilowano ich do końca istnienia Polski Ludowej, do 1989 r.” – pisał prof. Jan Żaryn w artykule „Agonia Rzeczypospolitej”. Po tym czasie nie spotkało ich żadne zadośćuczynienie. Prof. Ryszard Terlecki w monografii poświęconej peerelowskim służbom bezpieczeństwa „Miecz i tarcza komunizmu” zauważył, że sytuacja antysowieckiej partyzantki była bardzo ciężka także ze względu na to, że Sowieci i ubecy potrafili wydzierać tajemnice o strukturach i personaliach przywódców organizacji NIE, udało im się też aresztować wielu przedstawicieli Armii Polskiej będącej formacją konspiracyjną Organizacji Polskie (NSZ). Komuniści dysponowali w tych środowiskach silną agenturą, a niektórzy żołnierze AK ratowali życie za cenę inwigilowania swoich kolegów.
Wolni i Niezawiśli
Połowa z tych, którzy walczyli z bronią w ręku przeciwko sowieckiej dominacji, weszła w skład ogólnopolskiej organizacji Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość. Po likwidacji przez komunistów wszystkich struktur zrzeszenia partyzanckie oddziały, do tej pory mu podlegające, uzyskały większą samodzielność i prowadziły walkę partyzancką na własny rachunek. Część z nich wytrwała w swoim uporze jeszcze do lat pięćdziesiątych. Osławiony Józef Franczak „Lelek” zginął w obławie MO i SB dopiero w październiku 1963 r. Ostatni podkomendny mjra Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”, dowódcy 5. Brygady Wileńskiej AK, z terenów Białostocczyzny, a następnie Pomorza, walczył do 1952 r. Nie wszystkie oddziały należały do ogólnopolskich struktur, część z nich samodzielnie walczyła z komunistami. Jedną z takich jednostek była grupa działająca na terytorium Podhala zarządzana przez Józefa Kurasia „Ognia”, która liczyła prawie siedmiuset żołnierzy.
Konspiracja niepodległościowa skupiała się przede wszystkim na defensywie, powodem była wielka dysproporcja sił. Polscy patrioci, dysponując najczęściej bronią lekką, stawali do walki z prawie półmilionową Armią Czerwoną, NKWD, prawie czterystu tysiącom żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego, tysiącom żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, funkcjonariuszom UB, MO i ORMO. Nieraz do walki z nimi siły komunistyczne używały czołgów i lotnictwa. Na początku lat 50. przeciwko kilkuset partyzantom w całym kraju używano bezpieki, która liczyła prawie 300 tys. ludzi. Dlatego też większość akcji podziemia antysowieckiego należy uznać za samoobronę, nawet wtedy, gdy przybierała ona formy ataku na posterunki i zasadzki na komunistycznych żołnierzy, funkcjonariuszy i notabli. Zazwyczaj karano w ten sposób tych, którzy okazywali się najbardziej okrutni wobec ludności cywilnej. Najważniejsze figury w państwie pozostawały jednak poza ich zasięgiem. Prof. Wojciech Roszkowski tłumaczył w swojej publikacji, że akcje o charakterze ofensywnym dotyczyły w dużej mierze odbijania aresztowanych, w latach 1944-1946 doszło do ataków na osiemdziesiąt cztery więzienia i areszty UB oraz na cztery obozy NKWD. Do tej liczby należy dodać też ratowanie więźniów z konwojów. W sumie historycy oceniają, że podziemiu niepodległościowemu udało się w ten sposób przywrócić wolność ponad pięciu tysiącom ludzi.
„Leśni” przeprowadzali też tzw. eksy, czyli akcje finansowe i gospodarcze, które polegały na atakach na instytucje państwowe, tj. banki, sklepy i fabryki, a także na osoby, które służyły reżimowi komunistycznemu w celu uzyskania funduszy na swoją działalność. Nie mogli już bowiem liczyć na pomoc rządu polskiego na uchodźstwie i rodaków nadmiernie obciążonych podatkami. Prof. Jan Żaryn zapewnia, że wszystko to robione było z zachowaniem standardów powstałych w czasach Armii Krajowej, stąd wszelkie przychody były księgowane i podlegały kontroli. Warto dodać, że oprócz przeznaczania ich na potrzeby walki wypłacano z nich także wsparcie dla prześladowanych i ich rodzin. Rzadko wspomina się, że Żołnierze Wyklęci nieraz stanowili jedyną obronę ludności cywilnej przed bandytyzmem i złodziejstwem. To właśnie oni przeciwstawiali się rozkopywaniu masowych grobów ofiar zamordowanych przez Niemców, których dokonywano w celu odnalezienia złota. Dziś historycy, którzy badają dokumenty MSW z lat 60. i 70., są już pewni, że większość „leśnych” stanowili chłopi, a nie, jak przedstawiała sytuację propaganda komunistyczna, „burżuje”.
Zohydzić Tę Pamięć
Komunistom nie wystarczała fizyczna eliminacja żołnierzy podziemia antykomunistycznego. Prof. Roszkowski przyznaje, że obawiali się oni mitu, na którym, podobnie jak na XIX-wiecznych powstaniach i powstaniu warszawskim, będą się opierać nowe pokolenia polskich patriotów. Dlatego prawdę o nich należało zohydzić, połączyć ich bohaterstwo z tym, co najgorsze. Propaganda komunistyczna była nastawiona na „faszyzowanie” i „antysemityzowanie” Wyklętych. Po zamordowaniu byli oni grzebani potajemnie, bez krzyża i mogiły, otoczeni oparami komunistycznej propagandy przedstawiającej ich jako bandytów i morderców.
Przez cały okres PRL-u o antysowieckiej partyzantce można było mówić tylko w sposób wzgardliwy, oskarżać ich o współpracę z hitlerowcami i pomoc w mordowaniu Żydów.
„To, co się działo w Polsce w tamtych latach, nie było wojną domową. Była to po prostu okupacja i utrata wszelkiej możliwej tożsamości, która tych ludzi kształtowała. To poczucie łączy Roja ze współczesnymi ludźmi, bardziej radykalnymi, czasami desperatami, którzy w pierwszej kolejności walczą o własną wolność. On to robi w ramach przestrzeni patriotycznej, polskiej” – tłumaczył Jerzy Zalewski w rozmowie z portalem Fronda.pl. Miejmy nadzieję, że uda mu się zaprezentować szerokiej publiczności swój film o Roju. Po jego obejrzeniu wielu widzom łatwiej będzie zrozumieć motywy, jakie kierowały antykomunistycznymi partyzantami, a także docenić ich poświęcenie i umiłowanie ojczyzny.
Autor jest dziennikarzem Polskiego Radia.