Między wyższością a niższością

2013/01/18

Ponad rok temu na ulicach Warszawy można było zobaczyć plakaty stanowiące część akcji „Patriotyzm jutra” organizowanej przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Na jednym z nich widniało zdjęcie młodziutkiej dziewczyny i podpis mówiący, że wyobraża sobie siebie na barykadach, jak bierze udział w powstaniu warszawskim.

Owszem, na innym było zdjęcie chłopaka – mistrza świata olimpiady informatycznej w Meksyku w 2006 roku i podpis informujący, że zostaje w Polsce. Dlaczego nie możemy pozostać tylko przy tej drugiej wersji, skoro żyjemy w czasach pokoju? Dlaczego my – Polacy, kiedy mówimy „patriotyzm”, mamy od razu na myśli barykady, walkę zbrojną, oddawanie życia za kraj? Przecież dziś, kiedy jest pokój, taki patriotyzm nie jest potrzebny. Możliwe, że chodzi o to, że sama kategoria polskości, a przecież gdy mówimy o polskim patriotyzmie, właśnie do niej się odwołujemy, wiąże się z bohaterstwem uwieńczonym śmiercią.

Mesjasz narodów

Prawdziwy patriota to ten, który ponosi śmierć za ojczyznę, a nie ten, który zakłada fabrykę i rozwija polski przemysł. By być Polakiem, trzeba nieustannie cierpieć. Na tym cierpieniu budujemy swoją wielkość. Z jednej strony cechuje nas poczucie niższości, które wywołuje cierpienie, a z drugiej poczucie wyższości wynikające z tego, że tak cierpimy. Nie możemy pojąć, że Francuzi nie chcieli umierać za Gdańsk, bo my jako Polacy w swojej historii cierpieliśmy za wszystkich. To u nas przecież, a nie gdzie indziej, powstała wizja ojczyzny jako mesjasza narodów. Cierpienie jako podstawowe pojęcie w antropologii romantycznej i myśli chrześcijańskiej na stałe wpisało się w nasze narodowe wyobrażenie. Dlatego tak trudno przyjąć nam do wiadomości, że czasami to inni cierpieli przez nas, że byliśmy nie tylko ofiarami, ale zdarzało się, że stawaliśmy w roli katów.


Dla Polaków prawdziwym patriotą jest ten, kto ponosi śmierć za ojczyznę, a nie ten, kto zakłada fabrykę
Fot. Adam Walas

Według Marii Janion w Polsce przez dwieście lat panowała kultura romantyczna. Powoduje, że działamy w obrębie mitu, że nasze czyny są romantyczne. Dlatego w polskiej kulturze tkwi zachowanie według reguł: Bóg, honor, ojczyzna. Przez literaturę narzucona jest świadomości przemoc mistyczna, której przykładem może być na przykład powstanie warszawskie. Młodzi ludzie szli umierać ze świadomością, że to bez sensu, ale że mimo to muszą. Janion cytuje słowa powstańczego poety „niech spłonie miasto, Polska urośnie”. Czyli, jak mówi – przez śmierć wchodzi się do historii i zyskuje wielkość. Skutkiem tego w obliczu sytuacji, która zagraża polskiej tożsamości narodowej gestem, na który zdobywają się Polacy jest powstanie.

Janion uważa, że zabory Polski i wzbudzane przez Sienkiewicza marzenia o podbojach, kolonizowaniu innych spowodowały, że wytworzyła się „paradoksalna polska mentalność postkolonialna”. Jej przejawy to poczucie bezsilności i klęski oraz niższości i peryferyjności naszego kraju. Tym odczuciom przeciwstawia się „mesjanistyczna duma w postaci narracji o naszych wyjątkowych cierpieniach i zasługach, o naszej wielkości i wyższości nad ťniemoralnymŤ zachodem, o naszej misji na wschodzie – taka opowieść jest zamkniętym kołem niższości i wyższości, które przeradza się w narodową figurę totalnej niemożności i wiecznej szarpaniny między „europejskim pozorem” (który może wcale nie jest pozorem) a ťpolską prawdąŤ (którą podejrzewa się o to, że nie jest absolutem)”.

Nie dla Skargi i Sienkiewicza

Napięcie między tym, co narodowo- wyznaniowe, a tym, co różnokulturowe we współczesnych społeczeństwach jest według tej badaczki wynikiem właśnie sienkiewiczowskiej i posienkiewiczowskiej mentalności. Podobnie Stefan Swieżawski uważa, że do dziś żyjemy tylko Skargą i Sienkiewiczem. Owszem, mają wielkie zasługi dla Polski, jeśli chodzi o homiletykę i literaturę, jednak jak mówi, ich mentalność jest mentalnością kontrreformacji, a nie wielkiej duchowo Polski Jagiellonów. A to Polska Jagiellonów mogłaby dziś być dla nas modelem wspanialszym niż ten, który proponuje Europa Zachodnia. Co podkreśla Swieżawski, Erazm z Rotterdamu mówił „Polonia mea est”, bo Polska wtedy jako jedyny kraj w Europie realizowała humanistyczny ideał. Żyli w niej ludzie różnych narodowości, wyznawcy różnych religii i wszyscy mogli czuć się u siebie. „Cały świat powinien być taki – i Polska też nie ma być państwem narodowym ani wyznaniowym, ma być państwem obywatelskim, Rzecząpospolitą, w której równie dobrze jak Polak czuje się Cygan, Żyd, Ukrainiec. Ku takiemu ideałowi prowadzą ofiary św. Wojciecha i królowej Jadwigi” – pisze Swieżawski. W Polsce Jagiellonów chrześcijaństwo nie było jeszcze nacechowane duchem walk religijnych, a kościół polski dziś niestety żyje duchem walki i przemocy. Należy się z tego wyzwolić, bowiem stanowi to zacieśnienie naszego katolicyzmu. Kościół polski żyje dziś jeszcze ideologią sarmacką, a można by ją zastąpić wizją wielkiej, przedreformacyjnej, wielonarodowej i wieloreligijnej Polski. Takie jest zdanie Swieżawskiego. Powinniśmy budować swoje rozumienie polskości w oparciu o chrześcijaństwo, katolicyzm, ale katolicyzm w duchu ekumenicznym.


Większość Polaków jest zawieszona gdzieś pomiędzy Janem Pawłem II i Gombrowiczem
Rys. Adam Walas

„Świadomość osobowości obejmuje również poczucie formy, kształtu, w jaki ujmujemy nieskończone bogactwo życia. Dotychczasowa dominująca w naszej kulturze ťforma polskaŤ miała charakter symbolicznoromantyczny. Jako społeczność kochaliśmy siebie w ideale heroicznym i martyrologicznym. Nikt nie był tak bohaterski, nikt tak nie cierpiał na świecie całym… To poetyczne marzenie zbiorowości o sobie samej zaczęło obecnie blednąć” – mówiła Janion podczas wykładu wygłoszonego na uroczystości nadania jej tytułu doktora honoris causa Uniwersytetu Gdańskiego w 1994 roku. Trudno powiedzieć, czy faktycznie blednie. Trudno też wyobrazić sobie formę polską inną niż symboliczno-romantyczna. Jaki jest wzorzec polskiej tożsamości? Bartłomiej Dobroczyński uważa, że są dwa: albo Jan Paweł II, czyli idealny chrześcijanin – polskość jest tu rozumiana jako pewien sposób realizowania chrześcijaństwa, a zatem nie istnieje nic polskiego per se – albo Gombrowicz, czyli dystans, czysta negacja, szydzenie i wyśmiewanie, postawa, dla której nie ma nic świętego. Janion mówi, że „Dławi, kiedy ojczyzna staje się absolutem. Musimy to podgryzać Gombrowiczem”. Mamy dwa sprzeczne wzorce egzystujące obok siebie. Najłatwiej byłoby wybrać jeden z nich i negować drugi. Jednak większość Polaków jest zawieszona gdzieś między nimi. I Jan Paweł II, i Gombrowicz. Jednak okazuje się, że wynikiem tego wymieszania nie jest katolik pełen dystansu do otaczającej go rzeczywistości. Wynikiem jest jakieś rozdwojenie, niespójność, wewnętrzna sprzeczność. Nie wiem nawet, czy nie silniejsza wśród ludzi młodych, którzy chcieliby wyrwać się paradygmatowi romantyzmu, a jednak nie mogą.

Polskie brzemię

Poczucie niższości w stosunku do zachodu Europy i poczucie wyższości w stosunku do Wschodu charakteryzuje Polaków niezależnie od wieku. Moja przyjaciółka mówi, że w Austrii czy w Niemczech czuje się jak uboga krewna ze Wschodu. To określenie doskonale pokazuje, o co chodzi. Można je rozszerzyć i dodać, że na Wschodzie możemy czuć się jak dobrze sytuowani krewni z Zachodu. Z jednej strony jesteśmy dumni z bycia Polakami, z drugiej towarzyszy nam świadomość pewnego rodzaju nieszczęścia, które polega właśnie na tym, że jesteśmy Polakami. Gdybyśmy byli innej narodowości, byłoby nam łatwiej. A tak musimy dźwigać polskie brzemię, które owszem napawa dumą, ale ciąży.

Główny bohater Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną Doroty Masłowskiej to właśnie taki młody, niewykształcony, pełen sprzecznych poglądów i myśli, równocześnie niebędący tych sprzeczności świadom, Polak – z jednej strony dumny, z drugiej przekonany o tym, że przytrafiło mu się to nieszczęście, że los uczynił go Polakiem. Oczywiście, to nieszczęście spotkało nie tylko jego, to nieszczęście wspólne wszystkim Polakom. O swojej dziewczynie mówi tak: „Gdy tak patrzę na nią, przychodzi mi myśl o tym, że być może jej dramat polega na urodzeniu się nie w tym miejscu, nie w tym czasie. Wyobrażam sobie, że w innym mieście, w innym państwie by mogła zostać nawet królową dworu królewskiego. I nikt by się nie skapnął, iż jest tylko zwykłą dziewczyną, włącznie z królem, włącznie z marszałkiem”. Właśnie tak. Gdyby urodzić się nie w Polsce, miałoby się dużo większe szanse i możliwości. Przekonana jest o tym większość Polaków. Jak na rysunku Mleczki, w którym Bóg mówi: „A Polakom zrobimy kawał i umieścimy ich między Rosją i Niemcami”. To nam – Polakom Bóg robi kawał. Bo być Polakiem to krzyż Chrystusowy.

Nasza tożsamość kształtuje się w opozycji wobec innych. Według Dobroczyńskiego Polak cieszy się, że nie jest nikim innym. Jednak jeśli spytać go, co go charakteryzuje, nie potrafi odpowiedzieć. Tożsamość polska w dużej mierze kształtuje się wobec zagrożenia, przez tych, którzy nam zagrażają. Dla jednych kształtuje się wobec Żydów, masonów, a może Żydo-masonów, którzy chcieliby państwo polskie zagarnąć. Dla innych wobec Niemców, którzy chcą wykupić nasze ziemie. Jednak dla szerokiej rzeczy ludzi ta tożsamość kształtuje się wobec Rosjan. Stanisław Stomma uważał, że zasadniczym powodem, który doprowadził do powstania styczniowego, był kompleks antyrosyjski. Działało przekonanie, nie do końca uświadomione, że walka z Rosją jest konieczna dla ocalenia narodu, wręcz dla ocalenia duszy narodu. Jednak dlaczego, pytał Stomma, ocalenie duszy narodu nie wymagało walki przeciwko Prusom czy Austrii, a wymagało walki przeciw Rosji? I, jak odpowiadał, nie da się na to pytanie udzielić racjonalnej odpowiedzi, jedyną odpowiedzią jest kompleks antyrosyjski. Wyjaśnienie, jakie są źródła tego kompleksu, nie są proste, jednak pewne jest, że „poezja romantyczna ten kompleks nasiliła i dała mu aureolę”. Coś w tym, o czym mówił Stomma, musi być. Potwierdza to nawet współczesna polska literatura, chociażby cytowana już książka Masłowskiej, w której sam tytuł stanowi wypowiedzenie owego kompleksu. Robakoski i inni bohaterowie Wojny polsko-ruskiej mają nieodpartą ochotę Ruskim dokopać. „Wtedy ona pyta, czy wiem, że jest wojna polsko-ruska na naszych ziemiach przy fladze biało-czerwonej, która się toczy między rdzennymi Polakami a ruskimi złodziejami, którzy ich okradają z banderoli, z nikotyny. Ja mówię, iż nic o tym nie wiem. Ona na to, że tak właśnie jest, że się słyszy, że ruscy chcą Polaków wycwanić stąd i założyć tu państwo ruskie”. Ciekawie brzmią te słowa zestawione z nauką Towiańskiego. W 1841 roku w Biesiadzie pisał tak: „Siła tylko jest w Duchu, tym większa, im duch wyższy, czystszy. Jeden niższy duch całą Rosją dziś wstrząsa, niepokoi, a Najświętsza Panna siłą swej świętości jednym swym skinieniem pułkom takich duchów rozkazuje. Przed J. Chrystusem, który jak Lekki Obłok jest dla wielkiej swej świętości, drży całe piekło”.

Dla pewnej części Polaków narodowa tożsamość kształtuje się dziś również w opozycji do krajów Europy zachodniej. Janusz Tazbir w książce Polska przedmurzem Europy powołuje się na badania (wprawdzie z 2003 roku, jednak zapewne dość jeszcze i teraz aktualne) wskazujące, że stosunek przeciętnego Polaka do Europy zachodniej jest pełen nieufności. Uważamy, że zdradziła nas parokrotnie w przeszłości i obecnie zamierza zrobić to samo. Jak podkreśla sarkastycznie Janusz Tazbir, te zdrady Europy to „dowód straszliwej niewdzięczności, skoro właśnie Polsce jako przedmurzu chrześcijaństwa Europa zawdzięcza swoje przetrwanie”. Znowu widać tu pewne rozdwojenie polskiego sposobu myślenia: poczucie niższości w stosunku do zachodniej Europy wymieszane jest z poczuciem wyższości. Poczucie wyższości jest niewątpliwie natury moralnej. Poczucie niższości jest znacznie szersze, nazwałabym je kulturowo-cywilizacyjnym.

Narodowa tożsamość

Jeśli nie wobec innych, to w stosunku do czego ukształtowała się nasza narodowa tożsamość? Przede wszystko w odniesieniu do chrześcijaństwa. Mitologia słowiańska jest nam zupełnie nieznana. To, co z niej w naszej kulturze zostało i tak zostało przejęte przez chrześcijaństwo, zostało ochrzczone, tak jak bożonarodzeniowa choinka. Dobroczyński zwraca uwagę na gościnność, jako na cechę typowo polską, cechę wymienianą przez Polaków, gdy starają się określić siebie jako Polaków. Ale czym jest gościnność bez chrześcijaństwa, skoro gość w dom, to Bóg w dom? Rola chrześcijaństwa w kształtowaniu polskiej tożsamości jest pierwotna, mimo że wcześniej na naszych ziemiach istniała już pewna kultura, która była kulturą słowiańską. Chrześcijaństwo zastąpiło ją, przekonując o swojej wyższości. Może to stąd właśnie polskie przekonanie o wyższości kultury zachodniej, którą przejęliśmy i która stała się częścią naszego dziedzictwa, połączone z poczuciem wyższości w stosunku do Wschodu, który swojej słowiańskości nie porzucił, chociażby dlatego że obrządek chrześcijański przejął na właściwy sobie sposób, a nie na sposób łaciński? I okazało się, że mit przedmurza, do którego sięgnął w swojej twórczości Sienkiewicz, by pokrzepiać serca, stał się okolicznością kształtującą ducha narodowego. Jednak to mit, który wpycha w pułapkę, który więzi, który powoduje kompleksy. I dlatego słowa Słonimskiego cytowane przez Tazbira i Janion brzmią cały czas aktualnie: „Chcemy żyć w zwyczajnym kraju. Nie na szańcach, na bastionie, nie na barbakanie, nie na przedmurzu, ale w zwyczajnym kraju. Nie chcemy ani misji dziejowych, ani przewodnictwa, nie chcemy mocarstwowości ani imperializmu”.

Anna Walas

Artykuł ukazał się w numerze 05/2008.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej