Miłość ojczyzny nie jest zabobonem

2013/11/4

Czy ksiądz katolicki w ogóle, a hierarcha Kościoła powszechnego szczególnie, może i powinien być patriotą? Jak ma się patriotyzm do Dekalogu? Na koniec zaś: co to jest patriotyzm i jak może się on w tym konkretnym przypadku wyrażać!?

Pisząc o patriotyzmie jednego z największych Polaków, na dodatek prymasa Polski (Prymasa Tysiąclecia, jak go później nazywano), stajemy przed niezmiernie trudnym zadaniem. Tym trudniejszym, że skłaniającym do postawienia kolejnych pytań: czy ksiądz katolicki w ogóle, a hierarcha Kościoła powszechnego szczególnie, może i powinien być patriotą? Jak ma się patriotyzm do Dekalogu? Na koniec zaś: co to jest patriotyzm i jak może się on w tym konkretnym przypadku wyrażać? Przyznam, że jest to niezmiernie trudne zadanie. Myślę, że gdybyśmy mieli okazję dyskutować z prymasem Wyszyńskim, bez szczególnych zastrzeżeń przyjąłby on definicję patriotyzmu, jaką daje inny wybitny polski duchowny, o. Józef Bocheński, który pisał w Stu zabobonach: „Miłość ojczyzny i rodaków bynajmniej nie jest zabobonem, ale cnotą godną pielęgnowania, […] kto kocha własny kraj, niekoniecznie musi tym samym ubóstwiać go ani tym samym pogardzać innymi krajami […]. Nie musi też wcale uważać narodu za »najwyższe dobro«, tak jakby chciał tego nacjonalizm”. Przyglądając się po upływie czasu biografii Stefana Wyszyńskiego, dochodzimy do wniosku, że w rzeczywistości całe jego życie było emanacją polskości i polskiego patriotyzmu uzewnętrzniającego się głównie w czynie, emanacją zgodną z wyżej przedstawioną definicją patriotyzmu.

Stefan Wyszyński jako uczeń Gimnazjum im. W. Górskiego, w Warszawie, 1912 r./Fot. nonpossumus.pl
Stefan Wyszyński jako uczeń Gimnazjum im. W. Górskiego, w Warszawie, 1912 r./Fot. nonpossumus.pl

Stefan Wyszyński urodził się 3 sierpnia 1901 r. w Zuzeli nad Bugiem, na pograniczu Podlasia i Mazowsza. Już ten fakt musiał pośrednio determinować postawę przyszłego prymasa – okolica była głęboko patriotyczna i zaangażowana w walkę o wolną Polskę. Był drugim dzieckiem Stanisława (organisty miejscowego kościoła) i Julianny Wyszyńskich. W 1910 r. rodzina przeniosła się do Andrzejewa, gdzie zmarła matka. Po okresie pobierania nauk w szkołach w Warszawie, Łomży, Włocławku w latach 1912– –1920, wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego we Włocławku (1920–1924). Został księdzem 3 sierpnia 1924 r., w dniu swoich 23. urodzin. Był to okres narodzin Polski, tak wyczekiwanej i upragnionej. Trudno przypuszczać, że nie wywarło to wpływu na Stefana Wyszyńskiego. W latach 1925–1929 studiował na Wydziale Prawa Kanonicznego oraz Prawa i Nauk Ekonomiczno- -Społecznych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Studia te zakończył obroną pracy doktorskiej Prawa rodziny, Kościoła i państwa do szkoły. Po okresie wikariatu w Przedrzeczu (1931), od 1932 r. był redaktorem naczelnym włocławskiego miesięcznika Ateneum Kapłańskie, prowadził też Sodalicję Mariańską i Chrześcijański Uniwersytet Robotniczy, łącząc to z pracą społeczno-oświatową dla chrześcijańskich związków zawodowych. Po 1939 r. ukrywał się przed niemieckimi służbami bezpieczeństwa w województwie lubelskim. W Powstaniu Warszawskim pod pseudonimem „Radwan III” był duszpasterzem Grupy AK Kampinos. Trudno o bardziej widoczny przejaw i symbol patriotyzmu, praktycznego i trudnego, bo grożącego najcięższymi konsekwencjami – od tortur w niemieckich katowniach do utraty życia włącznie. Po wojnie Stefan Wyszyński wrócił do Włocławka i reorganizował tam seminarium duchowne, pełniąc równocześnie obowiązki jego rektora. W 1946 r. nominowany na biskupa lubelskiego, święcenia otrzymał od prymasa Polski kard. Augusta Hlonda. Symbol biskupi Stefana Wyszyńskiego zawiera maksymę Soli Deo. Służył więc ówczesny biskup „Samemu Bogu” przez Maryję Królową Polski. Służba ta była równocześnie służbą Polsce jako krainie Jej oddanej.

Neoprezbiter Seminarium Duchownego, we Włocławku, 1924 r./Fot. nonpossumus.pl
Neoprezbiter Seminarium Duchownego, we Włocławku, 1924 r./Fot. nonpossumus.pl

Po – odnotowanej z pewną satysfakcją przez środki masowego przekazu „nowej Polski” – śmierci prymasa Augusta Hlonda w 1948 r. pierwszym kandydatem do schedy był biskup łomżyński Stanisław Kostka Łukomski. Zginął jednak w zainspirowanym najprawdopodobniej przez bezpiekę wypadku samochodowym, gdy wracał z pogrzebu prymasa Hlonda. Nie pierwszy to duchowny w dziejach Polski Ludowej, który padał ofiarą mordu politycznego. Wtedy to Stefan Wyszyński zupełnie nieoczekiwanie został arcybiskupem metropolitą gnieźnieńskim i warszawskim oraz prymasem Polski. „Dziedziczył” po Auguście Hlondzie potwornie skomplikowaną i pod każdym względem trudną sytuację, za którą rządzący Polską komuniści obciążali Kościół i hierarchię – dwa lata wcześniej kard. Hlond, charakteryzując to, co się działo wokół, pisał: „…Rosjanie wywozili wszystko jako łupy wojenne. Gwałty, grabieże, zabójstwa. Ludność niemiecka, pozostała w znacznie zmniejszonej liczbie, traktowana była jako pokonana, odpowiedzialna za zbrodnie hitlerowskie, skazana na odpokutowanie. Pierwsze władze polskie ustanowione tam (na Ziemiach Zachodnich – P.Ł.) przez Rosjan składały się najczęściej z komunistów, ludzi niewykształconych, Żydów pragnących zemsty. Rząd rezydujący w Warszawie wysłał tam dziesiątki tysięcy nieszczęsnych Polaków wypędzonych z ziem oddanych Rosji. (…) I Rosjanie i bandyci rabowali i w dzień i w nocy niezniszczone i na wpół zniszczone kościoły. (…) Wojewoda pomorski, Żyd, ateusz i komunista, korzystał z istniejącego zamieszania, aby czynić Kościołowi wszelkie możliwe zło. (…) Władze we Wrocławiu najbardziej czerwone i zażydzone w całej Polsce ostentacyjnie pomijały „niemiecką” kurię wrocławską (…) Polacy, którzy przybywali na Śląsk w coraz większej liczbie, domagali się polskich kapłanów, których kuria nie mogła im zapewnić. Postępowanie części kleru (niemieckiego – P.Ł.) powodowało wzrost napięcia. Odmawiano Polakom kościołów katolickich, a przyznawano je niemieckim protestantom. (…) Te nadużycia powodowały reakcje niebezpieczne dla wiary Polaków, i tak już krańcowo rozdrażnionych przez hitlerowskie okrucieństwa. (…) Tymczasem w Poczdamie podjęto decyzje, które ustanawiały zachodnią granicę Polski na Odrze, oraz postanowiono przesiedlić do Niemiec całą niemiecką ludność pozostałą na wschód od tej granicy. To oznaczało stabilizację, lub wzrost anarchii religijnej, jeśli szybko nie zostałyby podjęte środki zaradcze. W ówczesnych warunkach skuteczne mogło być jedynie przekazanie władzy kościelnej w ręce polskich prałatów, zdolnych do opanowania sytuacji, w której ordynariusze niemieccy, w następstwie zmian politycznych, okazali się praktycznie pozbawieni wpływów i możliwości skutecznego sprawowania władzy. Te kroki należało podjąć natychmiast, nie tylko w interesie wiary Polaków, którzy osiedlali się jako stali i wkrótce jedyni wierni, ale także w interesie wiary katolików niemieckich, którym ordynariusze nie mogli już zagwarantować ochrony ich interesów religijnych (…)” (Cytaty za: Sprawozdanie Kard. A. Hlonda, Prymasa Polski dla Watykańskiego Sekretariatu Stanu w sprawie administracji kościelnej na Ziemiach Odzyskanych).

Stefan Wyszyński stał się, chcąc nie chcąc, „beneficjentem” tej sytuacji i stawiało to przed nim wielkie i trudne zadania; patrząc na kwestię z perspektywy czasu, należy stwierdzić, że poradził sobie z nimi doskonale, dając dowód szczególnego rodzaju patriotyzmu i głębokiej mądrości – patriotyzmu pracy i dobrych uczynków dla swojego narodu. Ostatecznie 14 kwietnia 1950 jako reprezentant Episkopatu Polski podpisał porozumienie z rządzącymi. Za zagwarantowanie nauczania religii w szkołach i funkcjonowanie Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego polski Kościół uznał nowy kształt geograficzny Polski – sankcjonując istniejące status quo. W 1951 r. Prymas wyjednał w Rzymie nominację administratorów apostolskich na Ziemiach Odzyskanych jako biskupów tytularnych – komuniści jednakże, wbrew narodowemu interesowi, nie dopuścili nominowanych do objęcia stanowisk. Postawa prymasa była więc pełna oddania i wierności polskiej racji stanu. W styczniu 1953, podczas obrad konsystorza w Rzymie został nominowany przez papieża Piusa XII na kardynała i członka kolegium kardynalskiego.

Na początku lat 50. uzewnętrzniły się istotne napięcia między państwem komunistycznym a Kościołem. Postępowanie władz, całkowicie zależnych od ZSRR, nie zakładało jakiejkolwiek formy dzielenia się władzą i „rządem dusz” z „innymi”, w tym szczególnie z Kościołem mającym przecież ogromny wpływ na Polaków. Do „rozwiązania” sprawy zobligowano bezpiekę. We wrześniu 1953 r. prymas został internowany. Józef Światło, później zbiegły do USA „bezpieczniak z górnej półki”, pisał: „Wszystkie decyzje w sprawie polityki kościelnej w Polsce zapadają w Moskwie. Tam zadecydowano proces biskupa Kaczmarka i aresztowanie prymasa Polski kardynała Wyszyńskiego. Po instrukcje do Moskwy jeździ zawsze Bierut, a wraz z nim Franciszek Mazur wtedy, kiedy rozważyć się ma kampanię kościelną i antyreligijną. (…) W rozmowie ze Stalinem Bierut nalegał na natychmiastowe aresztowanie kardynała. I tutaj nie kto inny, a Stalin powstrzymał te służalcze zapędy, pohamował towarzysza Bieruta i powiedział , że czas jeszcze nie nadszedł. Ale przy tym dodał: »A wot byłoby charoszo imiet w Polszy swajewo primasa« ”.

modlitwa w klasztorze Monte Cassino 1965 /Fot. nonpossumus.pl
modlitwa w klasztorze Monte Cassino 1965 /Fot. nonpossumus.pl

Akt aresztowania prymasa przebiegł spokojnie, główna w tym zasługa i przejaw dalekowzrocznego patriotyzmu samego Stefana Wyszyńskiego – łatwo byłoby bowiem we własnej obronie wzbudzić wśród Polaków nastroje buntu i oburzenia skutkujące fizycznym oporem, tak widoczne po aresztowaniu, procesie i skazaniu bp. Kaczmarka, przeciwko któremu Stefan Wyszyński bardzo energicznie (tuż przed swoim zatrzymaniem) i logicznie protestował. Oddajmy tu jednak raz jeszcze głos Józefowi Światle: „Gdy po nabożeństwie 25 września późnym wieczorem powrócił prymas do swej siedziby, cała jego rezydencja została otoczona uzbrojonymi funkcjonariuszami, którzy z karabinami wtargnęli do środka. Obecnych ustawiono twarzą do ściany i rozpoczęto dokładną rewizję całego domu. Równocześnie policja badała i przesłuchiwała prymasa przez całą noc. (…) Wiceminister bezpieki Romkowski opowiadał mi, że pełne godności i spokoju zachowanie się prymasa wywarło na agentach bezpieki ogromne wrażenie”. Ksiądz prymas, niewolny od obaw o własne życie, nie zdecydował się na prowokowanie Polaków do akcji w swojej obronie. Po aresztowaniu otoczony konfidentami (z czego zdawał sobie sprawę) spędził lata 1953–1956 w różnych miejscach w Polsce. Jeszcze podczas internowania (w maju 1956) napisał tekst ślubów narodu, będących w jego zamyśle odnowieniem ślubów lwowskich Jana Kazimierza. W sierpniu 1956 r. wobec tłumu pielgrzymów odczytał je na Jasnej Górze bp Michał Klepacz. Kościół ponownie (od aresztowania prymasa) przestał milczeć i wypowiedział się mocno w imieniu Polaków.

Z dzisiejszego punktu widzenia trudno przecenić to wydarzenie w dziejach powojennej Polski. Patrząc na kwestię z perspektywy czasu zda się, iż pozwoliło ono wielu Polakom przejść przez bardzo trudny okres lat 60., 70. Nie trzeba dodawać, że było to z punktu widzenia interesów Polski niezmiernie istotne. Podobnie istotny był powrót prymasa z internowania do domu w październiku 1956 r. – atmosfera była wtedy dramatycznie napięta i faktycznie nie do końca było wiadomo, jak sprawy Polski się potoczą – a groźba sowieckiej interwencji nadal istniała. Stefan Wyszyński, przemawiając do wiwatujących i płaczących z radości na Miodowej tłumów, mówił wtedy, tonując nastroje: „Módlcie się, bo ojczyzna wymaga od was w tym momencie dużego spokoju, dużej rozwagi”. Prymas równocześnie w mądry sposób pokazywał nasze narodowe słabości, a wśród nich „wybujały indywidualizm”, podkreślając, że niejednokrotnie istotniejsza od „ja” połączonego z „bohaterstwem” jest ciężka praca, budowanie Polski „własnej i suwerennej”: „Łatwiej umrzeć w chwale aniżeli żyć walcząc przez całe lata z trudnościami, z brakami, znosić cierpienia. To wymaga większego bohaterstwa w tych chwilach tak brzemiennych w wydarzenia i budzących tyle naszych obaw”.

W Belwederze z Janem Pawłem II podczas pobytu Ojca świętego w Ojczyźnie /Fot. nonpossumus.pl
W Belwederze z Janem Pawłem II podczas pobytu Ojca świętego w Ojczyźnie /Fot. nonpossumus.pl

Można zakładać, że gdyby nie postawa Stefana Wyszyńskiego, zdarzenia mogłyby się potoczyć w zupełnie innym kierunku, co doprowadziłoby do kolejnego dramatycznego „upuszczenia polskiej krwi”. Prymas apelował do rodaków, nie bacząc na to, że może swoją umiarkowaną postawą zrazić ich do siebie i Kościoła. Najważniejsze było w tym momencie bezpieczeństwo Polski i Polaków. W sposób podły wykorzystywali to w walce z Kościołem i prymasem komuniści, którzy byli beneficjentami jego postawy (w r. 1958 np. przeprowadzono 11 procesów przeciwko księżom za kazania). Gomółka mówił wtedy: „…wojny z Kościołem nie chcemy, ale Kościół musi pozostać w kościele…”. Jakże podobna jest ta opinia do dzisiejszych wściekłych wrzasków tych, którzy jeszcze całkiem niedawno korzystali z dobrodziejstwa ochrony przez Kościół, o tym, że nie powinien się on „mieszać się do polityki”. Oskarżano równocześnie prymasa o zaściankowość, wyolbrzymianie kultu Maryi, wstecznictwo, a także faktyczne działanie przeciwko odnowie polskiego Kościoła. Do akcji tej angażowano i wykorzystywano ośrodki zarówno krajowe, jak i zagraniczne.

W walce o realizowanie swoich idei Stefan Wyszyński odwoływał się do tysiąclecia chrztu Polski (zagłuszanego przez komunistów hucznymi obchodami – ogromną defiladą wojskową i eksponowaniem politycznego tła konfliktu między Bolesławem Szczodrym a św. Stanisławem) – sprzyjało to gruntowaniu się polskiego patriotyzmu w mądrej formie ludowej. W 1965 r. z jego inicjatywy wystosowano orędzie biskupów polskich do biskupów niemieckich. Nie pomijając polskich krzywd odniesionych z rąk Niemców, pisano w nim: „…Prosimy was, katoliccy Pasterze narodu niemieckiego, abyście na własny sposób obchodzili z nami nasze chrześcijańskie Milenium (…). Prosimy was też, abyście przekazali nasze pozdrowienia i słowa wdzięczności niemieckim braciom ewangelickim, którzy wraz z nami i Wami starają się znaleźć rozwiązanie naszych trudności. W tym jak najbardziej chrześcijańskim, ale i bardzo ludzkim duchu, wyciągamy do was, siedzących tu na ławach kończącego się soboru, ręce oraz udzielamy przebaczenia i o przebaczenie prosimy. A jeśli niemieccy biskupi i Ojcowie Soborowi bratersko ujmiecie nasze ręce, to wtedy dopiero będziemy mogli ze spokojnym sumieniem obchodzić nasze Milenium w sposób jak najbardziej chrześcijański. (…)”. To potrzebne Polsce i Polakom wystąpienie wywołało obłędną reakcję i odpowiedź władz: „…Rozpoczęty w dokumentach biskupich dialog w przedmiocie granicy polskiej na Odrze i Nysie nie przyniósł Polsce niczego dobrego. Biskupi niemieccy, ważąc słowa i nie zajmując bezpośrednio stanowiska w tej sprawie, w sposób pośredni i zdecydowany stanęli na gruncie rewizjonistycznym. Podjęta w piśmie biskupa Choromańskiego nieudolna próba zinterpretowania listu biskupów niemieckich, jako dokumentu »o nastawieniu do naszych Ziem Zachodnich wręcz przeciwnym niż rewizjonistyczne« jest niestety zupełnie bezpodstawna. (…) Dla Niemiec »nieszczęśliwe skutki wojny« wyrażają się przede wszystkim w powrocie Polski na ziemie zachodnie i północne i w przesiedleniu Niemiec z tych terenów. Nutą współczucia dla Niemiec potwierdza to orędzie biskupów polskich w słowach: »…polska granica na Odrze i Nysie, co rozumiemy dobrze, jest dla Niemiec gorzkim owocem ostatniej wojny… wraz z cierpieniem uchodźców i wypędzonych Niemców«. (…) Biskup Choromański użył w swym piśmie zwrotu, że orędzie (…) nacechowane jest »gotowością przebaczenia«. W rzeczywistości biskupi polscy, nawet bez uprzedniej prośby (…) wybaczyli Niemcom wszystkie zbrodnie, jakich dopuściły się Niemcy (…) wobec Polski i narodu polskiego. Łącznie ze zbrodnią ludobójstwa. Biskupi mówią przecież w swym orędziu do biskupów niemieckich: »…wyciągamy do Was nasze dłonie z ław kończącego się Soboru, udzielamy przebaczenia i prosimy o przebaczenie«. (…) Żadne dokumenty biskupie nie mogą wymazać hitlerowskich zbrodni wojennych i zbrodni przeciw ludzkości. Nie zostaną one ani zapomniane ani wybaczone. Nie jest to problem zemsty, czy moralności, lecz sprawiedliwości. Prośba autorów orędzia o udzielenie przez biskupów niemieckich przebaczenia narodowi polskiemu, który nie ma na sumieniu żadnych win, nie dopuścił się żadnych zbrodni wobec Niemców, a tylko stanął w obronie swej ojczyzny napadniętej przez Niemcy (…) – jest dla narodu polskiego wprost obrażająca i poniżająca jego godność. (…) Od hierarchii kościelnej niczego więcej się nie domagamy, tylko lojalności wobec Polski Ludowej (…) Jednak część episkopatu, na czele z kardynałem Wyszyńskim, pozostała na swoich dawnych (…) pozycjach walki z socjalizmem, (…) antykomunizm zaćmił w ich umysłach poczucie patriotyzmu, zaćmił fakt, że walka z komunizmem uderza rykoszetem w granice Polski na Odrze, Nysie i Bałtyku, godzi faktycznie w niepodległy byt narodu polskiego. Kapitalistyczno – obszarnicza Polska zeszła bezpowrotnie z dziejów historii narodu polskiego. Na mapie Europy państwo polskie może figurować tylko jako państwo socjalistyczne. (…) Rząd PRL, organa władzy państwowej, nie prowadzą ani nie chcą prowadzić walki z Kościołem, (…) część hierarchii kościelnej na czele z kardynałem Wyszyńskim wyszła z konstytucyjnych ram (…) podjęła walkę z rządem, z władzami Polski Ludowej (…) władze państwowe muszą na to reagować (…) Ta część hierarchii kościelnej, która gwałci ustawę zasadniczą (…) nie może liczyć na tolerancję ze strony państwa i opinii publicznej. Nie otrzyma też paszportów (…) dopóki nie zajmie lojalnej postawy wobec państwa, wobec Polski Ludowej. (…)” – kłamał w Sejmie PRL (marzec 1966) premier PRL Józef Cyrankiewicz.

Kościół i prymas Polski padali ofiarą nie tylko nagonki słownej, atakowano także fizycznie. W Gorzowie, Opolu i Katowicach napadnięto na rezydencje biskupie, wybijano szyby w oknach, wypisywano antykościelne hasła na budynkach kurialnych. Władzę opanowała trudna do opisania nienawiść i wściekłość – ktoś (Stefan Wyszyński i kierowany przezeń Kościół) „ośmielił się” reprezentować polskie społeczeństwo, nie pytając o zgodę rządzących. Dodajmy przy tym, że z prymasem i biskupami „dyskutowano”, nie ujawniając pełnej treści ich listu do niemieckich współbraci. Ta technika manipulacji stosowana jest zresztą przez „niezależne i demokratyczne media” wobec Kościoła do dzisiaj. Wszystko to łączyło się w jedną całość z awanturami wywoływanymi przez władze w kontekście wspominanych obchodów 1000-lecia chrztu Polski.
Wszystkie te działania ostatecznie jednak wzmacniały tylko polski Kościół i pozycję prymasa. W 1972 r. w efekcie jego długofalowych działań Stolica Piotrowa ostatecznie zaakceptowała granice zachodnie PRL – był to kolejny krok mądrego, patriotycznego działania wielkiego Polaka, jakim był Stefan Wyszyński. Komuniści zdali sobie w końcu sprawę, że prymas jest postacią i umysłowością na tyle mocną i równocześnie ważną dla narodu polskiego, że nie będą w stanie go ośmieszyć, zniszczyć czy usunąć w cień. W 1976 r. najwyższe władze PRL (premier Piotr Jaroszewicz) złożyły prymasowi życzenia z okazji 75-tych urodzin. Była to jednoznaczna próba poprawy stosunków państwa z Kościołem w obliczu narastających, po brutalnym stłumieniu przez władze, protestów robotniczych wobec potężnych problemów ekonomicznych. Po Radomiu i Ursusie Kościół mocno wspomagał powstającą opozycję i działo się to niewątpliwie za wiedzą i przy akceptacji księdza prymasa.

W Internacie Sióstr Urszulanek Szarych w Rzymie 1965 r./Fot. nonpossumus.pl
W Internacie Sióstr Urszulanek Szarych w Rzymie 1965 r./Fot. nonpossumus.pl

Nadszedł w końcu rok 1978. Karol Wojtyła został wybrany na Stolicę Piotrową – wszyscy pamiętają niezwykłe homagium na placu Świętego Piotra, Kardynał, Prymas Polski z oddaniem i głęboką wiarą całujący papieski pierścień Jana Pawła II – pokazywał Polakom, jak należy odnosić się do władzy. Władzy – dodajmy – akceptowanej i pochodzącej od Boga, nie tej świeckiej, opresyjnej. Ważna była też reakcja Jana Pawła II w tej niezwykłej chwili. Udział Stefana Wyszyńskiego w wyborze papieża „z dalekiego kraju” był, jak się zdaje, nie do przecenienia i na to wskazywała właśnie m.in. wspomniana wyżej reakcja Ojca Świętego. Warto przypomnieć, jak Jan Paweł II wspominał Stefana Wyszyńskiego i te chwile w Rzymie: „Kiedy w dniu 16 października 1978 konklawe kardynałów wybrało Jana Pawła II, prymas Polski kard. Stefan Wyszyński powiedział do mnie: »Zadaniem nowego papieża będzie wprowadzić Kościół w Trzecie Tysiąclecie«. Nie wiem, czy przytaczam to zdanie dosłownie, ale taki z pewnością był sens tego, co wówczas usłyszałem. Wypowiedział je zaś Człowiek, który przeszedł do historii jako Prymas Tysiąclecia. Wielki prymas. Byłem świadkiem Jego posłannictwa, Jego heroicznego zawierzenia. Jego zmagań i Jego zwycięstwa. »Zwycięstwo, kiedy przyjdzie, będzie to zwycięstwo przez Maryję« – zwykł był powtarzać Prymas Tysiąclecia słowa Swego Poprzednika kard. Augusta Hlonda”.
W okresie „wiosny Solidarności”, odpowiadając na prośbę płaczącego i błagającego o pomoc Edwarda Gierka w obawie przed obcą interwencją i możliwością przelania polskiej krwi, apelował o wstrzemięźliwość i rozsądek. Jego apele wypływały z głębokiej troski o Polskę. Pośredniczył też w rozmowach między władzami PRL a przedstawicielami Solidarności – czyż nie był to przykład wspaniałej i mądrej postawy patriotycznej!?

W marcu 1981 r. zdiagnozowano u prymasa nowotwór. Rozwoju choroby nie udało się zatrzymać. W maju 1981 r. prymas przyjął sakrament namaszczenia chorych. 22 maja 1981 ostatni raz wystąpił publicznie, otwierając obrady Rady Głównej Episkopatu Polski. Odszedł do Pana w czwartek 28 maja. W oficjalnym komunikacie Rady Głównej Episkopatu Polski podano, że przyczyną śmierci był „rozsiany proces nowotworowy jamy brzusznej o wybitnej złośliwości i szybkim postępie”. 28 maja wieczorem przeniesiono ciało zmarłego z Pałacu Arcybiskupów Warszawskich przy ul. Miodowej do kościoła seminaryjnego Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i św. Józefa Oblubieńca przy Krakowskim Przedmieściu, gdzie została odprawiona msza św. żałobna pod przewodnictwem kard. Macharskiego. Uroczystości pogrzebowe Prymasa 31 maja zgromadziły w stolicy tysiące ludzi. Przewodniczył im watykański sekretarz stanu kard. Agostino Casaroli. Ceremonia rozpoczęła się liturgią żałobną w kościele seminaryjnym. Do dziś pamiętam wstrząsającą w swej wymowie homilię kard. Franciszka Macharskiego wygłoszoną przepiękną polszczyzną (tak rzadko dzisiaj słyszaną w mediach i przestrzeni publicznej), tak pielęgnowaną przez zmarłego. W 1986 r. sarkofag prymasa został przeniesiony z krypty arcybiskupów w podziemiach Bazyliki Archikatedralnej św. Jana Chrzciciela do poświęconej mu kaplicy w lewej, północnej nawie. Całe swoje życie Stefan Wyszyński poświęcił Kościołowi i Polsce. Przyszło mu działać w wyjątkowo trudnych czasach tak niebezpiecznych dla Polski i Polaków – z tej próby wyszedł zwycięsko ku chwale i sile Kościoła powszechnego i naszej ojczyzny, Polski. Gdyby przyjąć metodologię stosowaną dzisiaj przy przyznawaniu pokojowej Nagrody Nobla, zasłużył na nią tysiąckrotnie.

 

Piotr Łysakowski – dokor historii, biograf Bismarcka, autor prac o problematyce katyńskiej, współtwórca i dyrektor „Polsko Niemieckiej Współpracy Młodzieży”, sekretarz stanu w Ministerstwie Sportu RP w latach 2005–2006.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej