Miłość w prawdzie szansą rozwoju

2013/01/19

Aż nie chce się wierzyć, że na tę encyklikę trzeba było czekać 18 lat! Tyle bowiem czasu upłynęło od ogłoszenia Centessimus annus, ostatniego dokumentu społecznego Kościoła o randze encykliki.

 


Fot. Artur Stelmasiak

Chociaż enuncjacji kościelnych w kwestiach społecznych w tym czasie było wiele (przede wszystkim nieocenione Kompendium nauki społecznej Kościoła, przygotowane jeszcze pod okiem Jana Pawła II, oraz społeczne dokumenty Kongregacji Nauki Wiary), to jednak nowa encyklika społeczna zawsze jest dla katolików dokumentem szczególnym. Stanowi bowiem jakby nowy impuls ożywiający refleksję i pobudzający wolę działania w obliczu stale zmieniających się warunków społecznych i nowych wyzwań cywilizacyjnych.

Caritas in veritate Benedykta XVI to nadzwyczaj wszechstronne i niezwykle przenikliwe spojrzenie na dzisiejszą sytuację cywilizacyjną i kulturową świata w perspektywie globalizacji i z punktu widzenia rozwoju ludzkości. Nic dziwnego zatem, że punktem odniesienia dla tej encykliki stała się Populorum progressio Pawła VI, w której dała o sobie znać świadomość, że współczesna „kwestia społeczna” jest kwestią globalną.

Mogłoby się więc wydawać, że adresowana nie tylko do wiernych Kościoła, ale i do wszystkich ludzi dobrej woli encyklika znajdzie się w polu powszechnej uwagi. Jednak stało się inaczej. Poza entuzjastycznym przyjęciem wewnątrz wspólnoty katolickiej i pojedynczymi głosami ze świata (francuski minister pracy Xavier Darcos powiedział, że „dokument papieski przyszedł w porę, jak promień światła pośród zachmurzonego nieba”, a włoski ekonomista Ettore Gotti Tedeschi wezwał do przyznania papieżowi Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii) encyklika nie wywołała – przynajmniej na razie – poważniejszych reakcji.

Ton tej encykliki nie każdemu się spodoba. Przede wszystkim dlatego, że odwołuje się do trudnej do zasymilowania na gruncie społecznym, politycznym i ekonomicznym kategorii miłości. Spłaszczona i wyszydzona przez współczesną kulturę miłość pojawia się dziś co najwyżej jako chwyt marketingowy w śmiertelnej rywalizacji politycznej, której uczestnicy nie mają wątpliwości, że motorem historii tak naprawdę jest walka. Tymczasem papież proponuje im miłość, która nawet nie jest dziełem człowieka, ale darem Boga oczkującego odpowiedzi na ten dar. Miłość, której wartość i sens nadaje dopiero prawda, będąca światłem zarówno rozumu, jak i wiary; miłość, która nie jest alternatywą dla sprawiedliwości, ale jest z nią wewnętrznie związana; w końcu miłość, która wymaga zaangażowania na rzecz dobra wspólnego i jest warunkiem prawdziwego rozwoju. Czy takiej melodii są w stanie wysłuchać współcześni apostołowie indywidualizmu i liberalizmu?

Podobnie rzecz się ma z oceną współczesnej sytuacji świata w czterdzieści lat po ogłoszeniu Populorum progressio. Papież w sposób jednoznaczny uznaje rozwój za czynnik, który uwolnił od nędzy miliardy osób, a wielu krajom umożliwił awans ekonomiczny i polityczny. Nie znaczy to jednak, że współczesny model rozwoju wolny jest od wypaczeń i ciążących na nim problemów, które zostały bezlitośnie obnażone przez obecny kryzys ekonomiczny. Skandaliczne nierówności w dochodach, nowe obszary ubóstwa, zgubne skutki niekontrolowanej działalności finansowej, prowokowane, niekontrolowana eksploatacja zasobów, korupcja i bezprawie, łamanie praw pracowniczych, nadużycia w sferze pomocy międzynarodowej, przesadna ochrona własności intelektualnej.

Wielu zapewne zaskoczonych będzie konsekwencją, z jaką Ojciec Święty podąża drogą swoich poprzedników, odpowiadając na nowe wyzwania, jakie stoją przed stale zmieniającą się rzeczywistością społeczną. Akceptuje pozytywną rolę takich kategorii ekonomicznych, jak zysk czy rynek, ale zwraca jednocześnie uwagę, że żadna z nich nie może stanowić celu samego w sobie. Wskazuje na pozytywną rolę przedsiębiorczości, ale wzywa też do niezbędnych zmian w jej modelu. Menedżerowie nie mogą już dłużej uwzględniać interesów wyłącznie właścicieli przedsiębiorstwa, bo w grę wchodzą interesy także innych osób uczestniczących jego w życiu: pracowników, klientów, dostawców, społeczności lokalnej, z którą to przedsiębiorstwo jest związane. Gdy do tego dodamy akceptację papieża dla interwencyjnej roli państwa w gospodarce i potwierdzenie prawa do stowarzyszania się ludzi pracy, to z całą pewnością możemy się spodziewać ze strony liberałów zarzutów o „skrzywienie socjalistyczne”.

Jeszcze trudniejsze do strawienia dla dzisiejszego politycznego i intelektualnego mainstreamu będzie nauczanie papieskie w kwestiach kultury, obrony życia i właściwie rozumianego prawa do wolności religijnej, które musi obejmować także prawo do zabiegania o to, aby prawdy wiary mogły kształtować życie publiczne. A już najtrudniej będzie przyjąć papieską krytykę stale rozszerzającej się mentalności technicznej, która polega na przedkładaniu racji technologicznych nad racje moralne. I dotyczy to nie tylko współczesnych praktyk biomedycznych, ale i świata polityki rzekomo uwalnianej od ideologii przez postpolitykę.

Zbigniew Borowik

Artykuł ukazał się w numerze 08-09/2009.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej