Modele jednoczenia europy: od chrześcijaństwa do neokomunizmu

2014/05/6

Europa ojczyzn – ściśle ze sobą współpracujących państw, jest lepszym projektem niż budowa superpaństwa, a tradycja chrześcijańska jest koniecznym warunkiem cywilizacyjnego przetrwania Europy. 

Dążenia do zjednoczenia Europy znane były od wieków. Pojawiały się tutaj różne tendencje. Mieliśmy do czynienia z dziedzictwem rzymskim, do którego nawiązywali cesarze europejscy (począwszy od Karola Wielkiego). Przez wieki funkcjonował model Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Często jednak przeważały nie tyle odniesienia łacińskie, co bizantyjskie. Do tych korzeni sięgali władcy niemieccy, w dużym stopniu, mimo wyznawania wiary katolickiej, wzorujący się na Bizancjum (szczególnie gdy weźmiemy po uwagę ich tendencje zmierzające do podporządkowania sobie papieża i Kościoła).
Pewien zupełnie oryginalny model jednoczenia Europy dawała Polska, zwłaszcza od czasów unii z Litwą. Pod Grunwaldem starły się nie tylko dwie armie, ale również dwie wizje jednoczenia Europy (łacińsko-polska i krzyżacko-bizantyjska) w Europie środkowej. Dzięki polskiemu zwycięstwu powstała olbrzymia przestrzeń oddziaływania wolnościowej cywilizacji łacińskiej. Nie mieliśmy tu do czynienia z przymusem ani religijnym (nawracanie mieczem), ani narodowym (obowiązywała zasada: „wolni z wolnymi, równi z równymi”).
Nie słabł jednak napór Orientu na Zachód, szczególnie po wyzwoleniu się Moskwy spod dominacji tatarskiej. Moskwa ogłosiła się Trzecim Rzymem i budując swoje życie społeczne na cywilizacji turańskiej (wschodniomongolskiej), zaczęła podbijać poszczególne ziemie ruskie. Przez całe wieki przyszło nam się zmagać z gromadnościową cywilizacją na wschodzie, napierającą na nas z potężną siłą. Do tego wszystkiego doszły wojny z Turcją, która w imię Allacha również starała się zjednoczyć Stary Kontynent.

KOLEJNE PRÓBY JEDNOCZENIA PRZEZ PODBÓJ
Czasy nowożytne przyniosły różne tendencje zjednoczeniowe. Dużą rolę odegrała tu filozofia oświeceniowa i rewolucja francuska. Odnosząc się do tego właśnie dziedzictwa, Napoleon starał się podbić Europę i zbudować swoje imperium. Były to tendencje mocno bizantyjskie, a odniesienia narodowe nie odgrywały w nich dużej roli. Napoleon chciał zbudować kosmopolityczną, porewolucyjną, „oświeconą” Europę pod dominacją Francji.
Po oświeceniu nastąpił w Europie wręcz wysyp różnych utopii i ideologii, najczęściej stojących na gruncie antychrześcijańskim. Utopie te zaczęły się realizować w XX w., kiedy to komunizm i narodowy socjalizm święciły triumfy w Niemczech i w Sowieckiej Rosji. Cechą tych utopii, funkcjonujących w życiu społecznym niemalże jak religie, była wizja „zbawcza”. W imię tej „misji” dokonywały się w XX w. wielkie podboje na gruncie europejskim. O ile Stalin, bazując na poziomie cywilizacyjnym na turanizmie moskiewskim, chciał doprowadzić do zjednoczenia Europy i stworzenia idealnego społeczeństwa bezklasowego, o tyle Hitler, wykorzystując bizantyjskie przywiązanie Niemców do biurokracji i armii, dążył do panowania w Europie i w świecie jednej, wielojęzycznej rasy. Wszystko to łączyło się z nieopisanymi wręcz zbrodniami, które rozlały się po całym kontynencie, a łacińska i katolicka Polska była wielkim tego zmagania teatrem.

CHRZEŚCIJAŃSKIE POCZĄTKI UNII
Po wojnie pojawiły się tendencje zjednoczeniowe związane z próbą powrotu do korzeni chrześcijańskich. Szczególnie zależało na tym zachodnioeuropejskim chrześcijańskim demokratom, takim jak Robert Schuman, Alcide De Gasperi i Konrad Adenauer. Ponieważ po II wojnie światowej Stalin był w obozie zwycięzców, a ideologia komunistyczna święciła triumfy na całym świecie, chadecy europejscy, wracając do korzeni chrześcijańskich, starali się znaleźć ideowe antidotum dla tego ateistycznego barbarzyństwa napierającego na Europę od Wschodu. Adenauer stwierdził, że „Azja stanęła u brzegów Łaby”. Ów odpór dla bolszewickiego komunizmu mógł być możliwy przy zjednoczeniu sił poszczególnych krajów na poziomie politycznym, ekonomicznym, militarnym itd.
Najlepszą pożywką dla propagandy komunistycznej była szerząca się w Europie powojenna bieda, dlatego też przy wykorzystaniu planu Marshalla działano w kierunku odbudowania europejskiego przemysłu i stworzenia wspólnego rynku. Udało się to przez stworzenie najpierw Wspólnoty Węgla i Stali, potem Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej.
Równolegle jednak budowano instytucje ponadnarodowe, mające na sposób administracyjny zarządzać wspólnym rynkiem. W zamierzeniach Schumana działania te (tzw. „taktyka małych kroków”) miały ostatecznie doprowadzić do budowy federacyjnego państwa europejskiego (Stanów Zjednoczonych Europy). Schuman w 1950 r. stwierdzał: „Europa nie powstanie od razu i jako konstrukcja całości będzie się budować poprzez konkretne realizacje, tworząc w pierwszym rzędzie faktyczną solidarność. (…) Przez zespolenie podstawowych produkcji i ustanowienie nowej Wysokiej Władzy, której decyzje będą wiążące dla Francji, Niemiec i krajów, które się do nich przyłączą, ta propozycja położy pierwsze podwaliny Federacji Europejskiej niezbędnej dla zachowania pokoju”. Owa federacja oczywiście miała być oparta na tradycji chrześcijańskiej, wspólnym rynku i ostatecznie wspólnocie instytucjonalnej. Szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę problem tworzenia ponadnarodowych instytucji biurokratycznych, tendencje te można ocenić po części jako cywilizacyjnie odwołujące się do bizatynizmu.
Taka wizja budziła opór w środowiskach lewicowych, nastawionych nieprzychylnie wobec tradycji chrześcijańskiej, z drugiej strony u polityków, którym drogie były idee narodowe. Najbardziej znaczącym przedstawicielem tutaj był gen. Charles de Gaulle, który obejmując rządy we Francji pod koniec lat 50., jednoznacznie sprzeciwił się koncepcji budowy superpaństwa. Będąc wielkim zwolennikiem zjednoczenia Europy, w tym pojednania francusko-niemieckiego, nie uznawał za sensowne odwoływania się do tradycji biurokratycznych. Jego sprzeciw powodował opóźnienie budowy wszelkich nowych instytucji biurokratycznych w jednoczącej się Europie. Generałowi przypisano wizję „Europy ojczyzn”, czyli Europy współpracujących ze sobą państw narodowych. Słynne są słowa generała: „Od chwili, gdy jestem Francuzem, jestem Europejczykiem”. Wielkie przywiązanie de Gaulle’a do narodu i jego tradycji łączyło się z ochroną instytucji państwa narodowego. Sprzeciwiał się on natomiast „Europie technokratów”, „Europie mitów i przemówień”. Nie ulega wątpliwości, że ta wizja była najbardziej zgodna z tradycją łacińską, tak mocno zakorzenioną w tradycji polskiej (jednoczenie Europy środkowej na bazie unii polsko-litewskiej).

LATA SZEŚĆDZIESIĄTE ODCISKAJĄ SWOJE PIĘTNO
Pod koniec lat 60. Europa przeżyła niezwykle bolesną rewolucję kulturalną (seksualną), która wprowadziła na grunt Starego Kontynentu utopię neomarksistowską w „nowoczesnym” wydaniu. Ideologia rewolucji kulturalnej zasadzała się na bazie filozofii Szkoły Frankfurckiej i wywodziła się bezpośrednio z marksizmu. Podważanie wszelkich tradycyjnych więzi społecznych (instytucji tradycyjnego małżeństwa, rodziny, Kościoła, narodu, państwa) doprowadziło do niewyobrażalnego spustoszenia życia społecznego na Zachodzie. Szerzące się: aborcja, rozwody, kosmopolityzm, zanik religijności – to tylko niektóre przykłady wywrócenia starego porządku kulturowego. W całej Europie rozpowszechniono również ideologię multikulturalizmu.

Wszystko to spowodowało olbrzymie wręcz spustoszenia kulturowe. Melanie Phillips w swojej książce Londonistan pisze: „W latach 60. XX wieku, w których wciąż tkwi tak wielu naszych przywódców, najbardziej wpływowym myślicielem był włoski komunista Antonio Gramsci. Pojął on, że najskuteczniejszym sposobem na obalenie społeczeństwa Zachodu jest zniszczenie jego kultury i moralności. Zamiast mobilizować klasę robotniczą, by przejęła kontrolę nad światem, rewolucję można było osiągnąć drogą wojny kulturowej, w wyniku której większościowe poglądy na moralność zostałyby zastąpione wartościami marginalnej warstwy społecznej. Sposobem na przeprowadzenie tego planu było przejęcie wszystkich instytucji społecznych – szkół, uniwersytetów, kościołów, mediów, sektora prawnego, policji, grup wolontaryjnych oraz pilnowania, by cała ta intelektualna elita śpiewała hymny z tego samego psałterza rewolucji”.
Zawołanie polityczne neomarksistowskich rewolucjonistów związane było z tzw. „pochodem przez instytucje”, tzn. zdobywanie kolejnych obszarów życia państwowego w celu zaprowadzania nowego porządku. Ten pochód doszedł aż do instytucji europejskich i w czasach nam najnowszych lewica opanowała większość najważniejszych urzędów w UE, a w sferze globalnej jej olbrzymie wpływy można zaobserwować na forum ONZ lub Światowej Organizacji Zdrowia. Nowa lewica nie jest już przeciwniczką budowy państwa europejskiego, wręcz przeciwnie – stara się ona możliwie szybko takie państwo stworzyć. Ma to być państwo bez narodów, bez religii, a także bez moralności chrześcijańskiej. M. Phillips pisze: „Rzekomy postulat równości w rzeczywistości zmierza do radykalnej dekonstrukcji kultury większościowej, pojęcia narodu jako takiego oraz wartości związanych z zachodnią demokracją, szczególnie zaś właściwego jej rozumienia moralności i prawdy. Separatyzm nie jest tutaj największym złem. Jest nim polityka spalonej ziemi w wymiarze kultury – rok zerowy nowej ery świeckiego, uniwersalnego porządku świata (…). Pustka moralna, kulturalna i duchowa wynikająca z takich założeń wywołuje – i słusznie – pogardę ze strony radykalnych islamistów, którzy z radością korzystają, by ją wypełnić”. Skoro u podłoża tej wizji stoi utopia neomarksistowska, to ostatecznie musi to być państwo totalitarne (nawet jeśli zewnętrznie będzie miało ono atrybuty tzw. liberalnej demokracji). Zagrożenia, jakie z tego faktu wynikają, możemy obserwować niemal codziennie.
Na gruncie polskim najbardziej atrakcyjnym projektem wydaje się wizja gen. de Gaulle’a. Budowa Europy ojczyzn, a więc Europy ściśle ze sobą współpracujących państw narodowych, mieści się w naszej tradycji niepodległościowej, a w niej suwerenność była dobrem, za które pokolenia oddawały życie. Budowa superpaństwa niczemu dobremu nie służy. Z kolei powrót Europy do tradycji chrześcijańskich jest koniecznym warunkiem jej kulturowego i cywilizacyjnego przetrwania. Inaczej ulegnie ona naporowi azjatyckich cywilizacji, czy to w mongolskim, chińskim, czy islamskim wydaniu.

Prof. Mieczysław Ryba/kw

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej