Mrok i odwaga

2013/01/19

Coraz częściej widzę różne formy ucieczki od życia, lęk przed prawdą, ból trwania w miejscu, którego się nie akceptuje. Streszcza się to w krótkich zdaniach, słowach, monosylabach, spojrzeniach, gestach i półgestach, czasami już tylko w zaburzonym rytmie oddechu. Mówi się więc, że wszystko jest bez sensu, że życie mnie przerasta, że jestem nikomu niepotrzebny, że jestem do niczego i dlatego nikt mnie nie kocha, nie lubi, nie chce ze mną być, że jestem tak zły i głupi, że tylko samotność może stać blisko.

Stałeś się ciężarem sam dla siebie? Przestałeś rozumieć, skąd to się bierze? Spisałeś siebie na straty? Zaczekaj, nie wygłupiaj się! Tylko w pustym korytarzu usłyszysz kroki KOGOŚ, kto cię szuka, bo jesteś ważny, niepowtarzalny i jedyny. Tylko w ciemnym korytarzu ujrzysz ostry, a zarazem ciepły promień świecy.

Nieważne, czy jesteś mężczyzną, czy kobietą, a może dopiero dorastasz do tych określeń – nieważne, ile masz lat. Ważna jest tylko odwaga, by spojrzeć za siebie, w dół, w gęsty mrok. Nic się nie bierze z niczego, a zatem wszystko ma swój początek, swoją przyczynę, choć czasem odległą i zamazaną.

Byłeś wtedy dzieckiem, potrzebowałeś miłości, opieki, prawdy i tej niczym niezmąconej wiary, że się nie zostanie odrzuconym, oszukanym, zdradzonym. Stało się inaczej. Nie chcesz dopuścić prawdy o winie swoich rodziców, opiekunów, bliskich? Boisz się, że ich znienawidzisz? A jakie w związku z tym masz do nich uczucia? Czy zawsze pozytywne? Prawda, że nie? Pochyl się nad tą przepaścią, przyjrzyj się matce, tej kobiecie zmęczonej, zagonionej, rozdrażnionej, czasem agresywnej, z lękiem patrzącej w lustro. Przyjrzyj się ojcu, który aż się ugina pod ciężarem idiotycznych schematów określających męskość. Widzisz ich zranienia, ich wysiłek ukrycia tych zranień, które być może wynieśli z własnego dzieciństwa lub doznali na jakimś innym etapie życia? Gdyby potrafili odważnie spojrzeć w tamten – własny mrok, z pewnością nie zraniliby ciebie. Wszyscy potrzebujemy miłości, zgody, zaufania, czyli wewnętrznego pokoju. Nie musimy zatem zła, które nas dotyka, traktować w kategoriach nienawiści i izolacji, natomiast musimy obnażyć i nazwać jego korzenie, a potem zrozumieć i zdecydowanie się od nich odciąć. Nasze uczucia, nasze myślenie, sposób patrzenia na świat mają swoją przeszłość. Bez odważnego, sprawiedliwego i racjonalnego spojrzenia na nią nie mamy szans na prawidłowy, zdrowy rozwój naszej osobowości ani szans na wydostanie się z przykrego stanu depresji. Są to ważne prawa rozwoju osobowego oraz rozwoju całych społeczeństw. A zatem bez prawdy ani rusz! Współczesny człowiek nie wyraża również zgody na oczyszczający walor cierpienia, nie wierzy, że może ono nieść potencjał rozwoju. Depresja jest cierpieniem i to przeważnie wielowarstwowym, gdzie przyczyny wyniesione z dzieciństwa (na szczęście nie zawsze tak jest) mieszają się z tymi, które wpychają nas na bieżąco w psychiczny i duchowy dół.

Znamy, a jednak zbyt często lekceważymy te aktualnie dotykające nas przyczyny różnego rodzaju depresji. Stajemy się workiem informacji (często sprzecznych), naskórkowych doznań, fałszywych i groźnych schematów, filozofii bardzo dalekich od rzetelnej psychologii i rozwoju człowieka. Zaczynamy odbierać na innych kanałach, gdzie przekonuje się nas, że można żyć, tu na ziemi, lekko, przyjemnie i wiecznie, bez oglądania się na innych, gdzie Boga przedstawia się jako abstrakcję lub egzotykę, albo w ogóle Go nie ma. W niewidoczny sposób zaczynamy być rozregulowani, zaczynamy wpadać w „dół”. Ten dół może się jednak okazać zbawienny jako przymusowy przystanek. Czas na rekonesans, remanent, głęboki oddech. To czas na przebaczenie sobie i innym. Depresja, która nie przechodzi w rozpacz, czyli nie jest zbyt rozległa, zawiera również element twórczy. Jakże często jest to twórcza samotność, którą jednak w jakimś zakresie trzeba dzielić z drugim człowiekiem.

W tym miejscu dochodzimy do drugiego kroku w uwalnianiu się od depresji. Jest to szukanie sprzymierzeńców wśród mądrych przyjaciół, takich, którym można się zwierzyć i mieć gwarancję tajemnicy. Chrześcijanin zna takiego, szczególnego Przyjaciela i takie szczególne miejsce. To Chrystus i konfesjonał. Czasami jednak bardzo trudno w tym stanie tam dojść, więc jeśli jesteś przyjacielem człowieka dotkniętego depresją, bądź cierpliwy i taktowny, czekaj gdzieś „w obwodzie” na odpowiedni moment, aby pomóc mu zlokalizować i nazwać przyczynę kryzysu. Dopiero wtedy może on sobie zacząć radzić z paraliżującym, a przeważnie w małym zakresie zawinionym poczuciem winy. Trzeci krok to uświadomienie sobie lub innym, że nie jesteś sam, nie jesteś niewolnikiem swoich uczuć ani w ogóle niczyim niewolnikiem.

Krystyna Holly

Artykuł ukazał się w numerze 01/2009.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej