Niedokończone odrodzenie

2013/01/19

W historii liczą się nie tylko dokonania materialne, których wpływ na życie zbiorowości stosunkowo łatwo można zbadać i ocenić. Olbrzymi ślad w procesie kształtowania się tożsamości danego społeczeństwa odgrywają także czynniki ideowe. Wyśmiewane i kwestionowane przez zwolenników rozpowszechnionego dzisiaj technicystycznego stylu myślenia, w rzeczywistości stają się one ostatnią deską ratunku dla narodów, których egzystencja znalazła się w niebezpieczeństwie unicestwienia. Tak też stało się z Polską Anno Domini 1939.

Przed kilkunastu latu w pewnym nis-konakładowym piśmie przy okazji redakcyjnej dyskusji na temat słabej kondycji intelektualnej polskich elit w obliczu negatywnych procesów politycznych i gospodarczych towarzyszących transformacji po 1989 roku, jeden z jej uczestników wypowiedział lakoniczne, choć wciąż aktualne zdanie: „Odpowiedź na dzisiejszy kryzys polskości tkwi na Powązkach”. Przy okazji kolejnych rocznic polskich Sierpniów i Wrześniów nie ma chyba nikogo, kto choć przez chwilę nie zamyślił się nad pytaniem, jak wiele straciliśmy jako wspólnota narodowa w wyniku 1 i 17 września, akcji „A-B”, Palmir, Sonderaktion Krakau, Katynia, pacyfikacji Zamojszczyzny, Pawiaka, wywózek na Syberię czy tłumienia Powstania Warszawskiego. Pod względem procentowego ubytku ludności w stosunku do ogólnej liczby mieszkańców, nasz kraj stracił ponad 16 proc. mieszkańców (niemal 6 mln zabitych), co obok ówczesnego ZSRR (23 mln zabitych, ubytek ludności 13 proc.) stawia nas w czołówce ofiar II wojny światowej. Jasne staje się wiec, że tak duży odsetek strat ludzkich nie pozostał bez wpływu na rozwój polskiego życia intelektualnego.

Symboliczny los

Wystarczy krótki przegląd przebiegu wojny na ziemiach polskich, abyśmy przekonali się, że już od pierwszych dni września 1939 roku przedstawiciele naszych elit stali się jednym z głównych celów agresji okupantów. 8 września w bombardowanym przez Luftwaffe w Lublinie ginie poeta Józef Czechowicz, jeden z najwybitniejszych przedstawicieli tzw. Drugiej Awangardy, nurtu który pod koniec lat 30. XX wieku stał się zapowiedzią nowych sił witalnych polskiej literatury. Gdy myślę o przypadkowej, choć jakże symbolicznej śmierci 36-letniego Czechowicza, trudno jest mi uciec od skojarzeń, że stanowi ona symbol losu polskiego ducha i intelektu, którego ze wściekłym impetem próbowała złamać wielka, nieludzka maszyna pogardy. Tragiczny los Czechowicza na tle wydarzeń Polskiego Września to jakby prefiguracja dalszych cierpień profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego aresztowanych w listopadzie 1939 roku w Krakowie, zabitych w Palmirach wybitnego twórcy tygodnika „Prosto z mostu” Stanisława Piaseckiego, kierownika literackiego Polskiego Radia Witolda Hulewicza, marszałka Sejmu i działacza ludowego Macieja Rataja, znaczącego działacza przedwojennej PPS i publicysty Mieczysława Niedziałkowskiego czy w końcu profesorów Politechniki Lwowskiej, zamordowanych w pierwszych dniach okupacji hitlerowskiej w czerwcu 1941 roku. Czyż jakiejś magicznej siły oddziaływania nie ma również fakt, iż to właśnie przesycone poszukiwaniem sensu istnienia strofy poezji Józefa Czechowicza, zamordowanego przez NKWD w Charkowie w 1940 roku Władysława Sebyły oraz innych twórców Drugiej Awangardy wpłynęły tak bardzo na dokonania młodych poetów skupionych wokół podziemnego pisma „Sztuka i Naród”? Jej pierwszy redaktor naczelny Bronisław Onufry Kopczyński (ps. „Stefan Barwiński”) zginął w 1943 roku na Majdanku, jego następcę Wacława Bojarskiego dosięgły pod warszawskim pomnikiem Mikołaja Kopernika kule Gestapo. Kolejny redaktor – Andrzej Trzebiński został rozstrzelany w ulicznej łapance, a ostatni z rzędu przywódca grupy literackiej – Tadeusz Gajcy, poniósł śmierć pod gruzami zamienionej w barykadę warszawskiej kamienicy w sierpniu 1944 roku, dołączając do swojego rówieśnika, Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, zabitego w pierwszych dniach powstania w Pałacu Blanka.


Tadeusz Gajcy, świetnie zapowiadający się poeta z rozstrzelanego pokolenia  | 

Przedwojenny zwrot

Nieczęsto jednak uświadamiamy sobie, że wszystkie te postacie, które po latach uważamy za przewodników pokolenia wojennego, w samym środku ofensywy krwawych totalitaryzmów zaproponowały program stanowiący odtrutkę na idee pogardy, którym udało się zawładnąć niemal całą Europą. Przekonania ideowe młodych pisarzy były niejako kontynuacją nurtu zapoczątkowanego przez poetów i filozofów debiutujących w drugiej połowie lat 30. Do historii literatury przeszedł on pod nazwą katastrofizmu, co po części wynikało z ponurego i niepokojącego nastroju większości tworzonych w jego obrębie utworów. Katastrofizmu tego nie należałoby jednak tłumaczyć tylko poprzez pryzmat wzrastającego napięcia politycznego wokół Polski i przeczuć zbliżającej się wojny. W większym stopniu obrazował on odpowiedź młodych na kryzys dominującego od czasów Rewolucji Francuskiej racjonalistyczno – oświeceniowego modelu kultury. Obiecywał on rozumne i praktyczne urządzenie społeczeństwa za pomocą narzędzi postępu naukowo-technicznego oraz demokratyczną umowę społecznej pomiędzy suwerenem a obywatelami, która w sposób wyczerpujący znormalizowałaby większość relacji międzyludzkich. Wraz z wybuchem I wojny światowej i stopniową defensywą demokracji stawało się jasne, że w europejskim życiu duchowym następuje proces rozejścia się pomiędzy światem wartości absolutnych, a ideami postępu. Roszcząc prawo do całkowitego panowania nad człowiekiem, idee oświeconego modelowania świata przekształciły się w złowrogi, nietzscheański bunt przeciwko wszystkim wartościom. Pokolenie, które przyszło na świat na progu narodzin porządku wersalskiego szczególnie mocno odczuło potrzebę ponownego odnalezienia rzeczywistości nadprzyrodzonej, która stanowić może gwarancję wyzwolenia się z totalitarnego nihilizmu.

Echa końca epoki

Metafizyczne poszukiwania Czechowicza, Sebyły, pisarzy skupionych wokół „Prosto z mostu” czy w końcu młodych poetów Polski Walczącej można również umiejscowić w szerszym kontekście ogólnoeuropejskiej tendencji zwrotu ku wartościom absolutnym, która rozpoczęła się pod koniec lat 30. Na rok przed wybuchem wojny przebywający na emigracji we Francji rosyjski filozof Nikołaj Bierdiajew pisze pracę „Los człowieka we współczesnym świecie”, w której argumentuje, iż jedyną drogą do odrodzenia cywilizacji chrześcijańskiej na Wschodzie i Zachodzie jest powrót do właściwej hierarchii, panującej na Starym Kontynencie do czasów Renesansu, która na szczycie wszystkich pojęć i bytów umieszcza Boga. Równolegle z Bierdiajewem, prowadzi swoje badania Etienne Gilson, który na nowo odkrywa średniowieczną filozofię tomistyczną. W drugiej połowie lat 30. swoje pierwsze prace, krytykujące zarówno ateistyczny totalitaryzm jak i egoistyczny liberalizm publikuje Emmanuel Mounier, późniejszy twórca filozofii personalistycznej. Tuż przed wybuchem wojny w stronę poszukiwań religijnych zwraca się też wywodząca się z tradycji agnostycznej, radykalnej lewicy francuska filozof Simone Weil. Do dzisiaj można prowadzić fascynujący spór, jak potoczyłyby się dalej koleiny europejskiej myśli i czy ów duchowy zwrot odcisnąłby wyraźniejsze piętno w kulturze Starego Kontynentu, jeżeli we wrześniu 1939 roku na świat nie runęłaby agresja totalitaryzmów…

Szerokie poszukiwania

Przerwany tak brutalnie przez wybuch wojny polski zwrot duchowy pod koniec lat 30. XX wieku również ustawił Boga w centrum procesu odrodzenia tradycyjnej kultury. Bóg Czechowicza, Sebyły czy Gajcego nie był, w przeciwieństwie do starszych o pokolenie twórców Skamandra jednym z rekwizytów poetyckich, stylistyczną figurą tworzącą patetyczny nastrój, lecz przeżywanym do głębi, często w trudnościach i zniechęceniu dynamicznym doświadczeniem. Do poznania Niepoznanego przedstawiciele nowej awangardy dochodzili wieloma drogami – poprzez twórczość i kulturę („najwyższego organizatora świadomości narodowej”, jak pisali redaktorzy „Sztuki i Narodu”), ale także poprzez uniwersalistyczne poczucie więzi z własnym językiem i narodem, nie mające nic wspólnego z płaskim, nacjonalistycznym szowinizmem zbudowanym na oświeceniowym projekcie ideowym. Z chrześcijańskiego uniwersalizmu wynikała wyznawana przez środowisko „Sztuki i Narodu” idea jedności kulturowo-duchowej z całym obszarem Słowiańszczyzny. Położenie geograficzne krajów leżących w trójkącie Bałtyk – Adriatyk – Morze Czarne, pomiędzy obydwoma totalitarnymi Babilonami wręcz predestynowało zamieszkujące tam narody do pełnienia roli zaczynu odrodzenia całego Kontynentu.

Przerwany łańcuch?

Śledząc losy głównych bohaterów polskiego przełomu ideowego z przełomu lat 30. i 40. prześladować nas może ważne pytanie – czy nie było dziwnym dopustem Opatrzności, że żaden z jego prominentnych przedstawicieli nie dożył końca wojny, a niemal cały, stosunkowo bogaty dorobek tego pokolenia był w okresie powojennym prawie kompletnie zapomniany? Pesymiści odpowiedzieliby, że Czechowicz, Sebyła, Trzebiński czy Gajcy byli tylko romantycznymi straceńcami, którzy urodzili się z zapisanym już, tragicznym wyrokiem. Czy jednak obecny wśród młodego pokolenia renesans zainteresowania twórczością „Prosto z mostu” oraz „Sztuki i Narodu” (tak widoczne przy okazji płyty muzycznej „Gajcy”, wydanej z okazji 65-rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego) nie jest świadectwem, że poszukiwania rozpoczęte przed siedmioma dekadami przez trzydziesto- i dwudziestolatków mogą być, w obecnym niepewnym i skomplikowanym świecie kontynuowane? Poeta powstańczej Warszawy poradzi nam, od czego powinniśmy zacząć związywanie przerwanej we wrześniu 1939 roku nici:

„A wtedy kochać ci wypadnie niewielki obszar, gdzie piramid malutkie grudki leżą na dnie, a z wierzchu zwiędły kwiat lub kamień. A wtedy – mierząc sercem skąpym swój krok i słowo już daremne podasz jak laur dłonie obie i kochać będziesz razem ze mną” (Tadeusz Gajcy, Do potomnego)

Łukasz Kobeszko

Artykuł ukazał się w numerze 08-09/2009.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej