Od nadmiaru głowa nie boli

2013/01/19

Współczesny rozwój nauk biomedycznych i biotechnologii, a zwłaszcza inżynierii genetycznej, sprawił, że fikcja literacka o doktorze Frankensteinie „produkującym” człowieka powoli staje się rzeczywistością.

Jak oceniłbyś, drogi Czytelniku, postępowanie kogoś, kto rozpoczyna wiele przedsięwzięć, lecz żadnego nie realizuje jak należy lub w ogóle nie doprowadza do końca? Pracuje na trzech etatach, bierze prace zlecone do domu, pomaga kilkunastu znajomym w ważnych sprawach życiowych (bo wszystkie sprawy życiowe są ważne), zasiada w komitecie blokowym, zarządzie osiedla i radzie gminy, a ostatnio zgłosił się jeszcze na wolontariusza do Spółdzielni Byłych Abstynentów „Daremny Trud”. W rezultacie nie wywiązuje się rzetelnie z powierzanych mu obowiązków, przychodzi spóźniony na spotkania, stale zapomina oddzwonić, nie dotrzymuje obietnic i nosi ubłocone buty, gdyż nie ma czasu ich wyczyścić. Co zaleciłbyś, miły Czytelniku, tej osobie? Zapewne to, co ja: „Zrezygnuj, człowieku, z większości zajęć, które tak pochopnie podjąłeś – a te, które ci pozostaną, wykonuj solidnie i w terminie”. Przypuszczam też, że unikałbyś prywatnych i zawodowych kontaktów z takim osobnikiem.

Niestety, obok nas wszystkich, a właściwie nad nami wszystkimi mieszka taki właśnie człowiek, z którym mamy bezustannie do czynienia jak z nachalnym sąsiadem. Człowiekiem tym jest ni mniej, ni więcej tylko państwo polskie. Trudno wyliczyć sprawy, którymi ambitnie się ono zajmuje. Namiętnie pragnie budować drogi i wznosić pomniki, chronić lasy iglaste, liściaste oraz mieszane, przesyłać (a przy okazji kontrolować) naszą korespondencję, utrzymywać szpitale, prowadzić szkoły wszystkich szczebli, nadzorować budki z gorącymi parówkami, przeprowadzać dzieci przez jezdnie (zajmują się tym żółto-odblaskowo odziani panowie, najęci przez „jednostki samorządu terytorialnego”), hołubić bezpańskie kundle, finansowo ratować upadłe kobiety oraz stocznie okrętowe (bo stocznie jachtowe same sobie doskonale radzą), dokarmiać młódź szkolną zupami mlecznymi (najlepiej z „wkładką mięsną”), zapewniać nam rozrywkę sportową, teatralną oraz telewizyjną… Oczywiście to tylko drobny fragment długiej listy zadań, które w szalonej ambicji stawia przed sobą państwo polskie.


Gdy pracownik nie wypełnia swoich zadań, wędruje na bruk. Tymczasem polityk lub urzędnik, który nie dopilnuje spraw ważnych dla dzielnicy, gminy lub Polski po prostu znika z pełną sakiewką, aby za parę lat znów się pojawić na równie odpowiedzialnym stanowisku.


A jakie są realne efekty tych wzniosłych zamierzeń? Efekty znamy: dziurawe i zabłocone drogi, dziwaczne i śmieszne pomniki, zaśmiecone lasy, brudne i źle kierowane szpitale, fatalnie działająca poczta, przeludnione i ubogo wyposażone szkoły, nudne i przerażająco głupie produkcje telewizji publicznej… Dlaczego tak jest? Otóż wszystkiemu winien brak wykształcenia klasycznego. Gdyby bowiem jeden z drugim polityk i urzędnik liznęli w latach swojej młodości nieco języków starożytnych, niechybnie znaliby grecką sentencję-przestrogę: „Przedsiębranie wielu rzeczy prowadzi do mylenia się w wielu”.

Cóż więc poradziłbyś, szanowny Czytelniku, temu wielkiemu Człowiekowi, który nazywa się Rzeczpospolita Polska? Zapewne to, co ja: „Zrezygnuj, Człowieku, z większości zajęć, które tak pochopnie podjąłeś – a te, które ci pozostaną, wykonuj solidnie i w terminie”. Niech państwo robi niewiele, ale niech robi to dobrze. Inaczej bowiem grzęźnie w nadmiarze zadań, którym nie umie podołać.

Oczywiście politycy i urzędnicy nie podejmują tych zajęć z czystego umiłowania ojczyzny. Co to, to nie – akurat bezinteresowności niepodobna im zarzucić. Pobierają bowiem za swoją działalność sowite wynagrodzenia. Nic więc dziwnego, że nie chcą się ich wyrzec. W dodatku nie ponoszą żadnej odpowiedzialności. Osobliwe to zjawisko i warte uwagi. Gdy bowiem uczeń nie odrobi pracy domowej z budowy odwłoku owadziego, otrzymuje niedostateczny i po dłuższym okresie takich postępów może nawet zostać na drugi rok w tej samej klasie (a bywa że i na trzeci). Gdy rzemieślnik sfuszeruje robotę, musi się liczyć co najmniej z zatrzymaniem dniówki albo perspektywą nagłego mordobicia. Gdy pracownik nie wypełnia swoich zadań, wędruje na bruk. Tymczasem polityk lub urzędnik, który nie dopilnuje spraw ważnych dla dzielnicy, gminy lub Polski po prostu znika z pełną sakiewką, aby za parę lat znów się pojawić na równie odpowiedzialnym stanowisku. Cóż, życie jest piękne, jak mawiali francuscy arystokraci, ale na szczęście krótkie – dodawali radzieccy chłopi.

Paweł Borkowski

Artykuł ukazał się w numerze 01/2009.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej