Święta i ateista. Historia udanego małżeństwa

2024/04/19
CCH 4564 male v2
Fot. Marta Karpińska

Czy historia małżeńskiej miłości z przełomu XIX i XX wieku może być inspirująca w XXI wieku? Jak możliwe jest szczęście małżeńskie, gdy on jest wojującym ateistą, a ona głęboko wierzącą katoliczką? O niezwykłej historii Elżbiety i Feliksa Leseur opowiada tłumaczka książki „Połączeni przez miłość, podzieleni przez wiarę” - Katarzyna Kamińska - w rozmowie z Martą Karpińską.

Jak Pani się pracowało nad przekładem tej książki?

Wspaniale. Książka jest bardzo wdzięczna, świetnie napisana. Historia małżeństwa Leseur jest dobrze streszczona, zawiera dużo fragmentów listów, tekstów źródłowych i cytatów z biografii Elżbiety, którą Feliks napisał po jej śmierci. Bardzo szybko przetłumaczyłam książkę „na brudno”, a potem osiem miesięcy ją cyzelowałam i wgłębiałam się w resztę pism Elżbiety – kupiłam jej dzienniki, listy do niewierzących, listy o cierpieniu. Jej postać mnie zaintrygowała i przyszła do mnie myśl, że pewnie sama Elżbieta chce, żeby książka o niej  i Feliksie została wydana w Polsce.

Co takiego pociągającego jest w Elżbiecie, która żyła na przełomie XIX i XX wieku we Francji dla Polki żyjącej w wieku XXI wieku?

Podciągające jest jej podejście do drugiej osoby i to takiej, która jest inna. Elżbieta żywiła totalny szacunek dla sumienia i przekonań drugiego człowieka. Widziała w nim duszę. Myślę, że to jest z jednej strony odkrywcze, a drugiej – to po prostu jedyna słuszna droga. Jest w tym podejściu przecież coś fenomenalnego, ponieważ żyjemy w społeczeństwie, które jest bardzo podzielone.

Elżbieta po ślubie obracała się głównie w środowisku niewierzących znajomych swojego męża – dziennikarzy, polityków, malarzy, naukowców. Była wykształcona, zjednywała ich swoją erudycją i serdecznością, umiała z każdym rozmawiać, czy to o biologii, czy malarstwie, historii, polityce. Doradzała Feliksowi, kiedy pisał artykuły prasowe na tematy geopolityczne. Zarazem miała w sobie taką pokorę i taką wizję drugiego człowieka, że dostrzegała w nim dobro i wrodzone każdemu dążenie do prawdy. Kiedy pisała listy do niewierzących, to mówiła o nich „moi drodzy niewierzący” i to nie była ironia. Nie próbowała nikogo nawracać, tylko o każdego dbała. To jest właśnie to! Mieć na względzie drugiego człowieka, patrzeć w jego serce. Elżbieta była w tym niesamowita.

Jakiś przykład?

Korespondowała z Joanną – niewierzącą matką czwórki dzieci, która przechodziła kryzys depresyjny. Napisała do niej w sumie 46 listów. Umiała jej doradzić, wczuć się w jej sytuację. Pisała na przykład: Wiem, że Ty nie masz tego skarbu, jaki mam ja, którym jest modlitwa, ale nie przeszkadza to temu, żebyś rozwijała swoje życie duchowe, żebyś miała namysł nad sobą, robiła codziennie taki rachunek sumienia, żebyś sobie ułożyła swój dzień – to pomaga. Kiedy tłumaczyłam ten fragment, pisałam do znajomych i wysyłałam im passusy z listów Elżbiety. Jej niezwykłe podejście widać we wszystkich listach do niewierzących. Jest tak empatyczna i serdeczna, że nie sposób jej nie lubić.

Mimo takich wielkich różnic w spojrzeniu na wiarę, na życie wieczne, jakie mieli z mężem, byli dobrym małżeństwem. W czym tkwi tajemnica tego, że im się udało?

No właśnie, to jest ciekawa kwestia. Sama się zastanawiam, na ile to wynikało z faktu, że się dobrali intelektualnie i osobowościowo, a na ile z mądrości Elżbiety. Bardzo się sobie podobali, imponowali sobie. Zdarza się jednak, że są małżeństwa bardzo dobrane, ale różnica w podejściu do wiary staje się czymś nie do obejścia. Dlaczego nie idziesz do kościoła? No przecież obiecałeś, że pójdziesz. Czemu się nie modlisz? To jest na tyle ważna sfera, że być może gdyby Elżbieta inaczej do niej podeszła, to by się im nie udało. A ona wciągnęła męża w wiarę, mimo że on nawet o tym nie wiedział – ofiarowała za niego cierpienia, swoją ostatnią operację za jego nawrócenie, wojowała w milczeniu o jego duszę.

Gdybym miała, czerpiąc z przykładu Elżbiety i Feliksa, coś doradzić młodym małżonkom… Niezależnie od spraw wiary, dbajcie na co dzień o wspólne rzeczy, wspólne przestrzenie. Elżbieta i Feliks Leseur przeżywali życie, codzienność razem, byli oboje głęboko zaangażowani w życie swoich rodzin i znajomych, dzieląc pasję bibliofilską, wspólnie podróżując, słuchając muzyki. To z pozoru proste, ale z własnego doświadczenia wiem, że wcale takie nie jest.

Czyli pisma Elżbiety zachowały aktualność i mogą być wyznacznikiem dla współczesnych katoliczek?

To jest najbardziej zaskakujące. Elżbieta jest aktualna zarówno jako wzór podejścia do drugiego, ale też jako przykład przeżywania kobiecości. To kobieta wykształcona, mająca pasje, cały czas się rozwijająca. W dorosłości nauczyła się kilku języków obcych (w tym łaciny), dokształciła w zakresie filozofii. Podkreślała też, że trzeba wiedzieć w co się wierzy, być gotowym do rozmów na ten temat, znać odpowiedzi na wszystkie pytania. Kiedy Feliks zobaczył jej bibliotekę, którą zresztą potem sam przestudiował, jej zapiski na marginesach książek,  był ogromnie zaskoczony. W bibliotece Elżbiety były pozycje z zakresu filozofii, moralności, historii ogólnej oraz historii Kościoła, kwestii społecznych, żywoty świętych, pisma doktorów Kościoła.

Nie mogli z Felisem mieć dzieci. To było dla niej bardzo trudne, a pogodzenie się przyszło dzięki Bożej sile i łasce. Ona prosiła o łaski, wszystko wybłagiwała. Postępowała tak już w dzieciństwie, co wiemy z jej dziecięcych dzienników, potem rozwinęła ten rys swojej duchowości. Uderzyło mnie, że miała w sobie taką harmonię. W jej relacjach z niewierzącymi albo z Feliksem nie było rozedrgania ani lęku. Ofiarowała za męża swoje modlitwy i wszystkie cierpienia, a resztę zostawiała Bogu. Była przekonana, że Bóg, gdy przyjedzie czas, zdejmie z Feliksa zasłonę niewiary. Kim przecież jesteśmy, żeby wiedzieć, kiedy to nastąpi?

Elżbieta wydaje się być przy tym osobą niezwykle praktyczną.

Pisała między innymi do swych przyjaciółek, że jak się uporządkuje dzień, ma się więcej czasu. Banalne, prawda? Wspomnianej tu już Joannie, radziła, by jak dojdzie do siebie po epizodzie depresji, zadbała o porządek dnia, przemyślała swoje priorytety, trzymała się planu, miała zajęcie dla rąk i umysłu, a wieczorem podsumowała dzień. Podkreślała przy tym konieczność bycia elastycznym w tym podejściu.

Elżbieta dzięki temu porządkowi miała czas zarówno na godzinę medytacji dziennie, jak i na prowadzenie bardzo szerokiej korespondencji, samokształcenie, zabawę z dziećmi z rodziny, działalność charytatywną, pomoc Feliksowi w jego pracy. Zbudowała tyle prawdziwych relacji, że na jej pogrzebie były tłumy ludzi wszelkiego pokroju – wierzących, niewierzących, bogatych, biednych. Świadkowie mówili, że takiego tłumu na pogrzebie nie widzieli.

A co Elżbieta wniosła w Pani życie?

Półtora roku temu zachwyciłam się nią. Stała mi się bliska z racji podobnych problemów zdrowotnych i małżeńskich. Poczułam się ponaglona, by poszukać swojej duchowości, bo mimo, że jestem w Kościele „od zawsze”, to nie mam tego, co miała ona. Nie mam tego nawyku proszenia o łaski, tudzież osobowej relacji z Bogiem. Więc to jest dla mnie zaproszenie, szczególnie w kontekście małżeństwa.

Bardzo dziękuję Pani za tę rozmowę.

 

Bernadette Chovelon, Połączeni przez miłość, podzieleni przez wiarę. Historia Elżbiety i Feliksa Leseur, Wydawnictwo M, Kraków 2024

 

/mdk

1 ppok20220620 0005

Marta Karpińska

Dziennikarz i fotograf, redaktor naczelna kwartalnika "Civitas Christiana".

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#Połączeni przez miłość, podzieleni przez wiarę #Elżbieta Leseur #Feliks Leseur #Katarzyna Kamińska #małżeństwo #szczęście małżeńskie #Wydawnictwo M #wywiad #małżeństwo osoby wierzącej z niewierzącą #tolerancja #Bernadette Chovelon
© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej