dr Anna Sutowicz: Historia Kościoła. XVII. Pochwała Wieków Średnich

2021/04/18
17 Historia Kosciola

Skoro żyjemy w czasach, kiedy łamanie stereotypów stało się praktyką nazbyt powszechną we wszystkich środkach przekazu, pozwolę sobie i ja dołączyć do szacownego grona publicystów, prostujących nasze spojrzenie na rzeczywistość, tym razem historyczną. Będę chwalić Średniowiecze. Wbrew powszechnej opinii o ciemnocie tych wieków, będę dowodzić ich nadzwyczajności i wyjątkowości w całej historii od początku istnienia ludzkości.

Przede wszystkim, skąd wzięła się nazwa Wieki Średnie? Otóż nadali ją piewcy renesansowej swobody kulturalnej i światopoglądowej, uważając, że pomiędzy Starożytnością a Odrodzeniem (z czego i do czego?) nie było nic: oczekiwanie na przebudzenie, jednym słowem: pustka, przeciętność. Tak więc patrzymy na Średniowiecze oczyma Renesansu, zbuntowanego przeciwko tzw. "prymatowi" Kościoła w wielu dziedzinach życia, a nie zawsze zdajemy sobie sprawę z tego, że każdą epokę należy badać odrębnie, przykładając w tym celu warunki historyczne istniejące tylko w danym okresie. Nasze myślenie obciąża dodatkowo dziedzictwo Rewolucji Francuskiej i Oświecenia.

A przecież Średniowieczu zawdzięczamy pierwsze zdobycze młodej Europy powstałej na zgliszczach Rzymu i nikt nie zdoła zaprzeczyć, że przyczynił się do tego właśnie Kościół. Różnie możemy oceniać jego wysiłki w tym względzie - różnie w różnej epoce. Ale to właśnie Kościół, jako wspólnota biskupów, księży, a nade wszystko mnichów, oraz wiernych świeckich, przejmujących wzorce zachowań i przechowujących tradycję ustną, ten Kościół ma wyłączną zasługę w budowaniu naszej Europy, dawniej zjednoczonej miłością do Chrystusa, dziś już tylko mrzonkami o wspólnej przyszłości. Było to możliwe z prostego powodu: w Średniowieczu nie znajdowano sensu w działaniu poza Kościołem. Zresztą Wieki Średnie to bardzo długi wycinek czasu: można przyjąć nawet, że dziesięć wieków, podczas których zmieniały się dziesiątki pokoleń, a historia toczyła kołem - raz pomyślnie, dla chrześcijaństwa a raz nie. Obszerniej wspominaliśmy o tym wielokrotnie w poprzednich częściach cyklu. Nie wolno nam jednak zatrzymywać się na ciemniejszych stronach dziejów Kościoła. W połowie XI wieku pojawia się w nich wielka postać, która wywarła niebotyczny wpływ na późniejszy wygląd papiestwa i Kościoła w ogóle, a przez swoje zaangażowanie w sprawy polityczne, także Europy.

22 IV 1073 roku papieżem został mnich Hildebrand. Kanonicznemu obiorowi dokonanemu przez kolegium kardynalskie towarzyszyło gorące poparcie rzymskiej gawiedzi. Należy tu zaznaczyć, że taki przebieg wyboru następcy św. Piotra, stał się praktyką dopiero od wydania dekretu Mikołaja II, bezpośredniego poprzednika Hildebranda na tronie papieskim. Był to wynik trwającej już i powoli przemieniającej życie Kościoła reformy promieniującej od mnichów Cluny. Z nich też być może wywodził się Hildebrand, a na pewno był spadkobiercą ich myśli. Dlaczego jednak cieszył się tak wielkim mirem wśród prostych wiernych? Odpowiedź znajdziemy we wcześniejszej działalności tego wielkiego duchownego, urodzonego w toskańskiej rodzinie plebejskiej. Ukochał on Kościół bez reszty, bronił jego praw, o czym świadczy fakt dobrowolnego towarzyszenia Grzegorzowi VI na wygnaniu spowodowanym konfliktem z cesarzem. W czasach przekupstwa kościelnego i deptania nakazów celibatu, jego wierna postawa gorącego obrońcy Prawdy i czystości zjednała mu tyluż przeciwników, co wielbicieli. Do tych ostatnich należał prosty lud, choć odebrano mu decydujący głos przy obiorze każdego nowego papieża. Hildebrand cieszył się też prawdziwym autorytetem u następców św. Piotra, szczególnie Mikołaja II. Ogłoszony papieżem zabrał się z największą chyba od czasów Grzegorza Wielkiego gorliwością do odnowy oblicza Kościoła. Dzięki niemu powstało nowoczesne prawo kanoniczne, na którego założeniach budowano następnie zręby współczesnej teorii prawnej. To on, przez swoje zainteresowanie sztuką wpłynął na upowszechnienie muzyki w Kościele, przekazywanej do niedawna w postaci tzw. chorału gregoriańskiego. Za jego pontyfikatu przyjęły się wszystkie księgi liturgiczne używane do dzisiaj w Kościele. Ta reforma liturgii, do której się przyczynił, wpłynęła w znacznym stopniu na ożywienie życia religijnego nie tylko pomiędzy duchowieństwem, ale także wśród wszystkich ówczesnych warstw społecznych. Jako jeden z pierwszych papieży zrozumiał wielką rolę zakonów w ewangelizacji prostego ludu. Sadowiąc się na prowincji zakonnicy czynnie uczestniczyli w życiu wsi i jej mieszkańców, nierzadko jako nauczyciele nowych metod uprawy gruntu, zawsze jako organizatorzy pracy i czasu tych niewielkich wspólnot. Pierwszorzędnym zadaniem Grzegorza VII, obok reformy organizacyjnej Kościoła, była więc monachizacja, czyli nie tylko stworzenie gęstej sieci zakonów, ale przeniknięcie ducha monastycznego we wszystkie kręgi duchowieństwa tak, aby Kościół stanowił niejako jedną wielką wspólnotę zakonną: rozmodloną, a przy tym czynnie zaangażowaną w życie społeczne. Za jego pontyfikatu rozpoczął się renesans klasztoru na Monte Cassino, a wraz z nim rozwój całej wspólnoty benedyktyńskiej, która zajmowała się nie tylko praca ręczną, ale też intelektualną, zapładniając najtęższe umysły tego wieku. Nie ma przesady w przekonaniu, że to właśnie benedyktynom zawdzięczamy zdobycze naukowe wieku następnego, który określa się często jako "średniowieczne odrodzenie". Pod koniec wieku XI powstały też wielkie gałęzie zakonne eremickie: kartuzi i kameduli. Odnowienie życia religijnego w całym Kościele, a więc ożywienie duchowe Europy, zaowocowało też, choć już po śmierci papieża, założeniem słynnych zakonów męskich: cystersów i premonstratensów we Francji. Obie te wspólnoty koncentrowały się przede wszystkim na odnowie życia monastycznego w duchu benedyktyńskim, ale z większym uwzględnieniem potrzeb społecznych.

W 1112 roku we wspólnocie Citeaux zjawił się wraz z 15 towarzyszami (w tym kilku krewnymi) Bernard, młody, energiczny i niezwykle błyskotliwy człowiek, którego zapał religijny i zaangażowanie w życie małej gromady pierwszych cystersów zjednało mu współbraci. Trzy lata później obrany opatem nowego klasztoru w Clairvaux rozpoczął swój duchowy pochód przez Europę, owocujący powstaniem 60 wspólnot od Bałkanów po Anglię, zainspirowaniem reguł: Premontre i templariuszy. Św. Bernard, przejął duchowy spadek po Grzegorzu VII i powiększył jego owoce. Przeniósł w wiek XII to, co rozpoczął papież kilkadziesiąt lat wcześniej. Jako genialny i prawdziwie kochający Kościół polemista angażował się nieustannie w obronę Ojca Świętego przed atakami władzy świeckiej i roszczeniami schizmatycznego patriarchy Konstantynopola. Swój talent literacki i filozoficzny wykorzystywał również w walce z nowymi herezjami szerzącymi się szczególnie we Francji. Z tego powodu nazwany pogromcą heretyków wzbudzał słuszny respekt pośród działających poza Kościołem kaznodziei. W ikonografii przedstawiany jest też z biczem u bram świątyni, jak stojący na straży pasterz, który zasłania sobą wstęp dla wilków. Jego przeciwnicy zgodnie jednak przyznawali, że Bernard umiał godzić zwaśnionych, przebaczać powracającym na łono Kościoła. Kiedy widział w tym korzyść Owczarni okazywał się łagodnym. W ten sposób nawrócił słynnego Sugera, późniejszego budowniczego pierwszej katedry gotyckiej Notre Dame i zdolnego filozofa, z którego myśli czerpie cała epoka Gotyku. Bernard przyczynił się też do potępienia Abelarda, zbierającego współczucie wszystkich niemal następnych pokoleń humanistów. A przecież w gruncie rzeczy w ten sposób stał się pośrednio źródłem jego prawdziwego powrotu do Boga, owocującego piękną, ujawniającą całe jego duchowe bogactwo, korespondencją z Heloizą.

Św. Bernard określany jako drugi założyciel cystersów to jednak nie tylko obrońca Kościoła i propagator krucjat. To nade wszystko mistyk, apologeta, orator, poeta. Dobrze obeznany w duchowości benedyktyńskiej, reformował swój zakon w duchu wielkiego założyciela Monte Cassino. W przeciwieństwie też do Cluny, nacisk położył nie na czystą pracę intelektualną, ale modlitwę liturgiczną i indywidualną, praktyki ascetyczne pogłębiające życie duchowe zakonników oraz odosobnienie, doceniane w warunkach nieustannego kontaktu z wiernymi świeckimi. Tak więc św. Bernard rozpoczął twórczość polemiczną od "Apologii" w obronie reformy monastycznej, a następnie nie ograniczając się do pisania listów (dochowało się 500, niestety uległ zniszczeniu niezwykle cenny list do opata cystersów jędrzejowskich) i kazań (332), zabrał się do analizy "Pieśni nad Pieśniami". To ta księga stała się dla niego inspiracją do uporządkowania doświadczeń i teorii na temat miłości mistycznej Chrystusa i Kościoła. Chrystus zajmował w jego myśli miejsce najważniejsze, jako Oblubieniec, boski i cielesny zarazem, którego można spotkać tylko w Prawdzie, a tę posiada jedynie Kościół, ponieważ jest Jego wybraną Oblubienicą. Stąd bierze się czysta miłość Bernarda do Kościoła w ogóle i tu ma swe źródło wielkie zaangażowanie w obronę jego czystości i piękna duchowego. Dla reformatora cystersów Bóg jest przede wszystkim miłością i to jest punkt wyjściowy dla wszelkiej z Nim relacji, szczególnie na płaszczyźnie ascezy, jako sposobu na pogłębienie życia religijnego. Słusznie nazywano Bernarda "doktorem miłości", jak Tomasza "doktorem anielskim". Wielki czciciel Maryi, widział w niej Wspomożycielkę na drodze doskonałości chrześcijańskiej. Przyczynił się też do rozwoju kultu Męki Pańskiej. A jego dzieło "O stopniach pokory i pychy" stanowiło bazę pracy nad sobą zakonnic i zakonników oraz ludzi świeckich we wszystkich pokoleniach aż do dzisiaj. Dla swojej szerokiej twórczości teologicznej oraz głębi poruszanych problemów i ich fundamentalności włącza się go jako ostatniego w poczet Ojców Kościoła.

Święty Bernard miał już radość oglądać Kościół podźwignięty niemal z ruin, w jakich się znajdował on od IX w. Zasłużenie odebrał w niebie nagrodę jako osoba, która miała największy wkład duchowy i polityczny w tym procesie odradzania. W XII wieku widzimy chrześcijaństwo skoncentrowane wokół Ojca Świętego, duchowego przywódcy Europy i organizatora całego życia religijnego. Reforma płynąca wartkim strumieniem z zakonu w Cluny wniosła do Kościoła nowoczesną myśl społeczną. I to właśnie w niej leży istota odnowy chrześcijaństwa. Bowiem walka z przekupstwem na urzędach duchownych (symonia) i zawieraniem małżeństw przez osoby konsekrowane na wszystkich szczeblach hierarchii duchownej (nikolaizm) nie była nowością w XI w. Hasła te wysuwano już dużo wcześniej. Jednak dopiero silne scentralizowanie władzy religijnej wokół osoby papieża, w czym postrzegano siłę tiary, umożliwiło powolne wcielanie tych idei w życie Kościoła.

W XII wieku Kościół jest silny organizacyjnie i duchowo, choć Grzegorz VII umierał na wygnaniu i nic nie zapowiadało zwycięstwa idei prymatu Ojca Świętego nad wszelką władzą w Europie. Ale to właśnie on pierwszy, ucząc się metod działania i rozumowania politycznego podczas pracy u boku Leona IX i Mikołaja II, zrozumiał, że należy odsunąć władzę świecką od spraw Kościoła, aby dać mu swobodę działań reformatorskich.. Dążył też do tego całe życie. W kompetencje cesarskie wymierzone były kolejne jego dekrety (1074, 1075 r.) unieważniające godności kościelne przyjmowane przez duchownych z rąk władzy świeckiej, dziedziczone w dodatku w warunkach płodzenia dzieci przez żonatych kapłanów. Uznał wszystkie msze odprawiane przez takich księży za nieważne. Wydał słynny program reformy stosunków z cesarzem niemieckim i królami Europy znany w historii jako Dictatus papae. Zawierał on rewolucyjne, jak się wydawało, tezy o powrocie do zwierzchnictwa duchowego papieża oraz jego politycznej niezależności od wszelkiej władzy świeckiej. W gruncie rzeczy był to jednak tylko zwrot ku pierwotnej myśli o chrześcijaństwie jako rodzinie narodów, gdzie poszczególni władcy podporządkowują się Ojcu Świętemu jako opiekunowi. Po głębszym wczytaniu się w ten tekst dostrzeżemy tam wiele uwag, które Kościół wykorzystał tworząc współczesną katolicką naukę społeczną. Czymże innym może być walka o prerogatywy duchownych, jak dążeniem do uniezależnienia najniższych warstw ludności od wpływu nie zawsze etycznie postępującej władzy świeckiej. Poprzez swój bezpośredni kontakt z ludnością, najniższy kler miał możliwość obrony jej potrzeb. Warunkiem jednak była swoboda udzielania święceń i przyznawania biskupstw. W tym właśnie kontekście należałoby chyba analizować spór biskupa Stanisława z Bolesławem na gruncie polskim, zakończony pozorną klęską Kościoła, a przecież w konsekwencji odrodzeniem życia religijnego w kraju nad Wisłą, a w przyszłości skoncentrowaniem idei polskości i wolności w szerokim sensie tego słowa wokół katolicyzmu.

Życie Grzegorza, zdawało się, zakończyło się klęską w roku 1085. Zmarł na wygnaniu przekonany o słuszności swych dążeń i umiłowania przez siebie sprawiedliwości. Jednak wkrótce miało się okazać, że myśl społeczno-polityczna tego wielkiego papieża, podjęta przez jego spadkobierców, w tym św. Bernarda z Clairvaux, miała odmienić polityczne oblicze Europy. Uzyskana w początkach XIII wieku równowaga między siłami, umożliwiła powrót do zdrowego życia społecznego większości państw. Musimy sobie zdać sprawę, że monarchie wcielające w życie zasadę respektowania praw własnego narodu i Kościoła odegrały w historii największą rolę, najbardziej twórczą, a działo się tak, dlatego, że wspierane były silnym własną niezależnością ramieniem Kościoła. Do nich należała Francja, Hiszpania, Austria, Polska, Węgry... W momencie zagubienia tej prawdy państwa te traciły znaczenie. Warto przypatrzyć się od tej właśnie strony historii Europy, aby to zrozumieć.

Pozostaje na koniec zauważyć, że Kościół nie tylko pozytywnie kreował życie polityczne i społeczne na naszym kontynencie. Wprowadzał Stary Świat niejako w wiek dojrzałości umysłowej, która miała się objawić dzięki wysiłkom tak wybitnych postaci, o których była mowa powyżej, nie w XV czy XVI w., ale już na początku wieku XIII. To on dał początki organizacji szkolnictwa, bibliotek (jedna z pierwszych w Watykanie). Nie oskarżajmy tej epoki o niedostępność wiedzy, wszak była ona niedostępna powszechnie jeszcze dobrych kilkaset lat, a i dzisiaj wydaje się być dobrem roztrwanianym przez leniwe umysły. Znamy przypadki, i to nierzadkie, kariery naukowej człowieka z gminu, którego wyniosła na piedestał wiedzy własna praca i poparcie miejscowego duchowieństwa. W XVI w. takie ewenementy już zaczynały zanikać. Zadajmy sobie pytanie: kiedy powstały uniwersytety, kiedy obserwujemy początki teatru europejskiego, kto pierwszy od czasu upadku nauki starożytnej zainteresował się wiedzą przyrodniczą, kto stworzył nowoczesne rozumienie historii, ale nie w sensie XIX-wiecznych dywagacji nad sensem istnienia, komu zawdzięczamy cuda architektury gotyckiej. Za każdym razem odpowiedź nakieruje nas na wysiłek Kościoła jako wspólnoty wszystkich mieszkańców Europy średniowiecznej, skupionej wokół idei jedności chrześcijaństwa. Może w innym świetle ukaże nam się walka z herezjami, roszczenia papieży względem władców, krucjaty i inne zjawiska, potępiane zbyt pochopnie przez obrońców najbardziej krzywdzącego ze stereotypów: że Średniowiecze to "wieki ciemne".

CCH 0574 kadr

dr Anna Sutowicz

Historyk Kościoła, publicystka.
Członek Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana”

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#cykl #Historia Kościoła
© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej