Pozytywne napięcie. Wywiad z dr. hab. Sławomirem Sowińskim

2023/10/27
Projekt bez nazwy4
Fot. Grzegorz Gałązka, Archidiecezja Przemyska, Episkopat News, flickr.com, CC BY-NC-SA 2.0

O tym, jak budować relacje państwo – Kościół w oparciu o katolicką naukę społeczną, na czym polegają dobre relacje między tymi podmiotami i czy Kościół ma prawo „mieszać się do polityki”, z politologiem dr. hab. Sławomirem Sowińskim rozmawia Marta Karpińska.

Jak w dzisiejszym, dynamicznie zmieniającym się świecie należy układać relacje między państwem a Kościołem i czy dobre relacje między nimi są obecnie możliwe?

W tym pytaniu zawarte są, jak sądzę, dwie ważne kwestie. Pierwsza dotyczy owego „dzisiaj”. Mamy bowiem poczucie, że relacje między Kościołem a polityką to wyzwanie, które dotyczy szczególnie nas, szczególnie teraz. Warto jednak na to spojrzeć szerzej. Pytanie, jak układać relacje między władzą świecką a duchową, towarzyszy bowiem chrześcijaństwu od jego zarania. Św. Paweł Apostoł w swym Liście do Rzymian pisał przecież o tym, że powinniśmy być lojalni wobec władzy i płacić należne podatki. Pisał też: „nie ma bowiem władzy, która by nie pochodziła od Boga”. I słowa te frapują do dziś. Z drugiej strony, dobrze wiemy, że świat dla chrześcijan pierwotnego Kościoła był nieprzyjazny, brutalny. Zadawali sobie oni też pytania: czy służyć w wojsku, płacić podatki, jak traktować niewolnictwo? Od samego początku istniało więc pytanie: jak chrześcijanin powinien traktować rzeczywistość polityczną? Ono nie utraciło swojej dramatyczności później, kiedy Kościół przeszedł przez czas prześladowań i stał się fundamentem chrześcijańskiej Europy. W średniowieczu także istniały duże napięcia, choćby spór o inwestyturę między papieżem Grzegorzem VII a królem Henrykiem IV. Następne wieki przynosiły kolejne odsłony tych sporów – reformacja, wojny religijne, pytanie o wolność religijną itd. Nie jesteśmy więc ani pierwszym, ani zapewne ostatnim pokoleniem, które musi się z tymi pytaniami mierzyć.

Druga kwestia dotyczy tego, co to znaczy: dobre relacje między Kościołem a państwem czy też religią a polityką? Wiele wskazań w tej sprawie zawartych jest w dokumentach Soboru Watykańskiego II. Ale dobry drogowskaz znajdziemy też na przykład w polskiej konstytucji z roku 1997 roku, gdzie – właśnie w duchu Soboru – w art. 25 jest mowa o tym, że państwo i Kościół powinny być w relacjach autonomii i współdziałania dla dobra wspólnego. Innymi słowy: wszędzie, gdzie jest taka potrzeba – współpraca obu instytucji dla dobra obywateli; ale jednocześnie pilnowanie ich odrębności, ja bym powiedział – wolności. Moim zatem zdaniem, modelowy stan tych stosunków powinien mieć charakter pozytywnego napięcia. Słowo napięcie kojarzy nam się wprawdzie na ogół negatywnie, jako źródło konfliktów, ale jest też przecież pozytywne znaczenie tego słowa – napięcie jako źródło energii i światła. Dobrze przeżywane, unikające wrogości napięcie, pielęgnowanie różnicy misji i potencjałów przy równoczesnym szukaniu pól współpracy – to, jak sądzę, model optymalny. Szerzej piszę o tym w swej ostatniej książce pt. Dobra Nowina w czasach „dobrej zmiany”. Kościół katolicki w sferze publicznej współczesnej Polski w latach 2015-2018.

Mówisz o pozytywnym napięciu, a często spotykamy się z zarzutem, że „Kościół miesza się do polityki”. Czy to nie wynika z tego, że Kościół, wypowiadając się w sprawach dla siebie fundamentalnych, porusza się w przestrzeni, którą politycy chcieliby zawłaszczyć?

Warto tu kilka rzeczy wyjaśnić. Zacznę od języka. Myślę, że zbyt łatwo w mowie potocznej utożsamiamy dwa różne obszary, tzn. sferę polityczną (walka o władzę) i sferę publiczną (debata o sprawach społecznych). Oskarżenie o mieszanie się Kościoła do polityki bierze się więc czasem z tego, że Kościół jest i chce pozostać instytucją publiczną. Tu znowu warto zajrzeć do polskiej konstytucji, która w art. 53 wyraźnie mówi, że wolność religijna ma charakter indywidualny i prywatny, ale także zbiorowy i – co ważne – publiczny. W tym sensie Kościół traktowany jest przez państwo jako partner, ma swą osobowość prawną i nikt nie powinien formułować zarzutów, że występuje on w sferze publicznej, podobnie jak robią to inne instytucje publiczne: uniwersytety, instytucje kultury, media itd. Czasem pojawia się jednak ważne pytanie: jak ta publiczna rola, która nie jest przecież tylko przywilejem, ale też zobowiązaniem, w różnych trudnych sprawach powinna być wiarygodnie wypełniana? Niekiedy pojawiają się także wątpliwości, czy misja publiczna czasami nie staje się zbyt bliska politycznej. To oczywiście otwiera dyskusję o relacjach między Kościołem a państwem w Polsce, którą toczymy od roku 1989. Uważam jednak, że począwszy od obrad „okrągłego stołu”, kiedy – przypomnijmy – Kościół patronował ich przygotowaniom i wchodził w rolę aktora politycznego, co nikogo wówczas nie dziwiło, Kościół w tej sprawie coraz bardziej dojrzewa. Zwłaszcza w nauczaniu oficjalnym, w wypowiedziach Episkopatu, mocniej akcentowana jest różnica między sferą publiczną a polityczną. Oczywiście bardziej złożona bywa codzienna praktyka, gdy poszczególni duchowni w pojedynczych sytuacjach podejmują różne decyzje, co do których można mieć wątpliwości, czy granice, o których mówimy, nie zostały gdzieś zatarte.

Generalnie jednak myślę, że problem w Polsce nie leży dziś w tym, że Kościół chce się mieszać do polityki partyjnej. Występuje on raczej po stronie polityków, którzy próbują instrumentalizować autorytet Kościoła. Zarówno tych, którzy mienią się zbyt ostentacyjnie jego obrońcami, jak i tych, którzy starają się budzić antyklerykalne emocje. Kościół jest bowiem ciągle w Polsce istotnym punktem odniesienia – dla jednych pozytywnym, dla innych negatywnym. Stąd pokusa, aby to politycznie wykorzystać. Jeśli więc Kościół nie broni się wystarczająco skutecznie przed takimi próbami, pojawiają się oskarżenia, że to on sam miesza się do polityki. I dlatego na przykład, jak sądzę, Rada Stała Konferencji Episkopatu Polski 2 maja na Jasnej Górze, trochę antycypując nadchodzącą kampanię wyborczą, wyraźnie przypomniała, że Kościół nie chce być przez nikogo w polityce wykorzystywany. Wyzwanie polega oczywiście na tym, jak ten apel przełożyć na codzienne sytuacje i co zrobić, żeby politycy uszanowali to stanowisko.

Czy w relacji państwo – Kościół jest przydatna katolicka nauka społeczna? Czy KNS może jeszcze mieć praktyczną wartość dla współczesnego świata?

Myślę, że zdecydowanie tak. Wrócę do mojej myśli o tym, że warto chronić pozytywne napięcie w relacjach państwo – Kościół. Powstaje wtedy oczywiste pytanie: ile w tym napięciu powinno być współpracy, a ile autonomii? Nauczanie społeczne Kościoła pozwala jednak na tej dość krętej ścieżce (z jednej strony niebezpieczeństwo wrogości, z drugiej groźba sojuszu tronu z ołtarzem) znaleźć bardzo konkretne odpowiedzi. Żeby nie być gołosłownym: Kościół w Polsce po roku 2015, kierując się swoim nauczaniem społecznym i KNS, zachęcał na przykład władze, aby podobnie jak w innych krajach Europy dać Polakom przestrzeń do świętowania niedzieli. Pochwalał też politykę prorodzinną obecnego obozu władzy. Z drugiej strony, biskupi – kierując się NSK i KNS – mówili jednak wyraźnie innym językiem niż władze państwowe choćby o kwestii migrantów. Wystarczy tylko wspomnieć niedawne stanowisko Rady Konferencji Episkopatu Polski ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek, która bardzo wyraźnie apeluje, żeby kwestii migracji nie czynić narzędziem rozgrywki politycznej. Można też przypomnieć stanowisko Episkopatu z 2017 roku dotyczące patriotyzmu, które różni się dość wyraźnie w swym wydźwięku od tego, co słyszymy dziś w ramach polityki historycznej prowadzonej przez władze. Są też inne przykłady.

Jak zbudować przestrzeń do prezentacji katolickiego punktu widzenia we współczesnym świecie? Często głos Kościoła jest traktowany jako „niepraktyczne moralizatorstwo” i z miejsca odrzucany, pomijany.

Powinniśmy się powoli przyzwyczaić do tego, że nie tylko w kwestiach społecznych Kościół nie będzie już jednoznacznym autorytetem dla wszystkich Polaków, jak choćby za czasów św. Jana Pawła II. Dziś musimy zatem działać bardziej oddolnie. Bardzo ważne jest, żeby w Polsce istniały i działały różne środowiska, w których o katolickiej nauce społecznej się myśli, rozmawia i ją propaguje. Civitas Christiana pełni w tym względzie niezwykle istotną rolę, bo kiedy – mogę zdradzić tę tajemnicę – razem rozpoczynaliśmy studia na początku wolnej Polski, to ośrodków, w których uprawiano KNS, było więcej niż obecnie. Niezwykle istotne jest też kształcenie duchownych w tym zakresie. Potrzebni są również ludzie mediów, przedsiębiorcy i działacze społeczni, którzy będą się na KNS znali i się nią kierowali. Na końcu warto podkreślić, jak istotne są parafie i ruchy katolickie, bo to za ich pośrednictwem nauczanie społeczne Kościoła może trafiać do wiernych. Nie widzę jednak złotych recept. Trzeba mieć świadomość, że przed nami długa droga i powinniśmy się w niej koncentrować na jakości, a nie ilości.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

 

Sławomir Marek Sowiński (ur. 1968) – polski politolog, doktor habilitowany nauk społecznych w zakresie nauk o polityce, nauczyciel akademicki Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie (UKSW). W latach 2013-2023 konsultor Rady ds. Społecznych Konferencji Episkopatu Polski.

  

Tekst pochodzi z kwartalnika Civitas Christiana nr 4 / październik-grudzień 2023

 

/ab

1 ppok20220620 0005

Marta Karpińska

Dziennikarz i fotograf, redaktor naczelna kwartalnika "Civitas Christiana".

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#politologia #relacje Kościół–państwo #państwo #Kościół #Sławomir Sowiński
© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej