Parada: Choroba populizmu!

2023/12/13
1624px Zgromadzenie poslow i senatorow 22 grudnia 2015 01
Fot: Kancelaria Senatu Rzeczypospolitej Polskiej, CC BY-SA 3.0 pl, Wikimedia

Populizm jak gangrena toczy dziś polską demokrację. I co gorsze nie chodzi tu o populizm rozumiany jako ruch polityczny idealizujący tzw. „prostego człowieka”, mający konkretne żądania polityczne wobec elit rządzących, pojawiający się często tam, gdzie narasta poczucie bezsilności wobec władzy, wynikające z jej wyobcowania lub skorumpowania, jak również nieprzejrzystego charakteru współczesnej demokracji. Tu chodzi o populizm będący zwykłą pospolitą demagogią, schlebiającą wyborcom, karmiącą ich patetycznymi hasłami, żerującą na irracjonalnych nadziejach, rozbudzającą iluzje i roszczenia, składającą obietnice bez pokrycia, a wszystko to dla osiągnięcia własnych korzyści oraz utrzymania lub zdobycia władzy. Najsmutniejsze jest, że nie ma on barw politycznych, jest wszędzie – na prawicy i lewicy, często cynicznie wykorzystywany przez media i kierowany praktycznie do wszystkich grup społecznych.

Jakie są jego skutki? Przede wszystkim populizm nasila konflikty między grupami społecznymi i pogłębia podziały społeczne, co przekłada się w efekcie na ogólny spadek zaufania społeczeństwa do przywódców politycznych, instytucji państwowych i samorządowych, a ostatecznie niszczy chęć włączania się ludzi w działalność społeczno-polityczną, tak na szczeblu rządowym jak i samorządowym. Polityka staje się wyłącznie areną walki nielicznych, najsilniejszych grup interesów zamiast służbą oraz sztuką poszukiwania konsensusu i mądrego kompromisu. Przypomnijmy sobie tylko ile to już przez ostatnie trzy dekady mieliśmy obiecanych i niezrealizowanych „ programów” budownictwa, „reform” służby zdrowia, wymiaru sprawiedliwości czy systemu podatkowego. Ile razy „odpolityczniano” spółki skarbu państwa, „naprawiano” media publiczne i „walczono” z nepotyzmem w urzędach centralnych. Jak często podnoszono płace tym grupom zawodowym, które potrafiły wywalczyć je na ulicy lub „dawały głosy” przy urnach wyborczych, a nie tym które naprawdę na to zasługiwały. Ile razy „napinano muskuły” w stosunkach międzynarodowych (szczególnie w kontaktach z Unią Europejską), by potem po cichu nie informując obywateli podpisać praktycznie wszystko przeciwko czemu wcześniej „gardłowano”. A co najgorsze, prawie każdy spór polityczny kończy się u nas zazwyczaj obrzuceniem konkurenta inwektywami typu: komunista, faszysta, agent rosyjski lub niemiecki lub po prostu zdrajca albo złodziej. To już jest choroba, choroba populizmu, która zatruwa całe życie społeczno-polityczne w Polsce, niszczy wielu uczciwych ludzi, a obywatelom odbiera nadzieję na skuteczną naprawę systemu.

Skąd ona się wzięła? Niewątpliwie w dużej mierze to wciąż efekt utraty przez Polskę większości elit intelektualnych i politycznych w okresie drugiej wojny światowej i powojennej emigracji. I mimo, iż od odzyskania suwerenności minęło 30 lat, to widać, że ta wyrwa wciąż nie została zaleczona. Bo czy możemy dziś szczerze powiedzieć, że mamy obecnie polityków lub ekonomistów na miarę Piłsudskiego, Dmowskiego, Korfantego, Kwiatkowskiego, Grabskiego czy Krzyżanowskiego? Kolejna, najważniejsza przyczyna to odrzucenie prymatu etyki nad polityką w polskim życiu politycznym. Dziś liczy się tylko tzw. skuteczność w zdobyciu i utrzymaniu władzy, nazywana często dla lepszego brzmienia pragmatyzmem. I temu „pragmatyzmowi" wszystko jest podporządkowane, łącznie z moralnością. Zadziwia fakt jak łatwo wielu polskich polityków, w tym tych, którzy w swej pracy odwołują się do zasad chrześcijańskich, nie dostrzega albo tylko udaje, że populizm któremu hołdują to łamanie uniwersalnych zasad etycznych, a dla chrześcijan po prostu dekalogu, konkretnie ósmego przykazania – nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu, to znaczy nie kłam, nie oczerniaj innych, nie stawaj po stronie nieprawdy dla korzyści, dotrzymuj obietnic i danego słowa.

Czy z populizmem da się walczyć? Na pewno trzeba próbować, bo całkowicie wykorzenić się go nie da, jest zbyt wielką pokusą dla dużej części polityków. Wydaje się, że jedyna droga, by go przynajmniej ograniczyć to odpowiednia edukacja młodego pokolenia, zwracająca szczególną uwagę na obowiązek prymatu etyki w życiu społeczno-politycznym i gospodarczym. Wielkie to wyzwanie szczególnie dla uczelni wyższych, bo bez ich właściwego kształcenia trudno będzie oczekiwać w przyszłości nie tylko etycznych polityków, ale także lekarzy, prawników, urzędników czy bankowców.

 

/mdk

Janusz Parada

Janusz Parada

Samorządowiec. Członek Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana”.

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#populizm #polityka polska #konflikt #elity #etyka #władza polityczna
© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej