Sutowicz: Europa, czyli co?

2022/10/26
bangkok thailand august 01 2020 europe magnifying glass close up with colorful world map
Fot. Freepik.com/chormail

Pytanie właściwie oklepane: co to jest Europa? Każdy zdefiniuje ją nieco albo i całkiem inaczej. Dla jednych ciągnie się od Lizbony do… Władywostoku. Dla drugich odwrotnie, a owa odwrotność ma duże realne znaczenie.

Niektórzy właściwie odmawiają prawa do europejskości wszystkiemu, co znajduje się na wschód od Łaby, w ostateczności Odry. Bywały i nadal bywają Europy dwóch prędkości, przy czym tej rzekomo wolniejszej odmawia się części praw, które posiada ta niby szybsza. Jednym z nich jest brak prawa do własnego zdania i możliwości realizowania własnego interesu. Wreszcie Europa dla jednych ma pewien rys znaczeniowy związany z kulturą i cywilizacją, czyli ze sferą ducha, a dla innych jest jedynie formą bloku gospodarczego, zapewniającego mieszkańcom pewien poziomu dobrobytu.

Między dobrem a dobrostanem

Prawdopodobnie nie ma nic złego w tym, że konstruując programy gospodarcze i polityczne, za cel stawia się dobro, najlepiej – wspólne wszystkich tych, którzy w owym budowaniu biorą udział. Z tym że projekcja i realizacja takich dążeń oparta winna być o pracę i myśl oraz, w wypadku mojego patrzenia na Europę, o coś jeszcze, mianowicie musi tu być duch albo – nazywając inaczej – założenie cywilizacyjne. W kręgu myślowym, w którym jestem, i mam nadzieję, dla którego piszę, rzeczy wydają się oczywiste. Europa to konstrukt oparty o rzymskie prawo, filozofię grecką i chrześcijaństwo. Chociaż w tym ostatnim też chodzi o coś więcej niż tylko o ideologię czy doktrynę. Na religię Chrystusową Europejczyk nie może patrzeć jak na instytucję, którą się szanuje, albo o której się mówi w konkretnych okolicznościach, kiedy nie można się już odwołać do czegoś innego. Takie odwołania mają często miejsce wśród polityków, którzy nie wiedzą, co to jest chrześcijaństwo, ale dobrze brzmi i można przez to pojęcie coś wygodnego dla siebie przekazać. Nie będę się tu pastwił nad takimi wypowiedziami – w sferze publicznej jest ich pełno.

Dwa tysiące lat temu świat, podobnie jak dziś, pogrążony był w kryzysie. Rzym, który był światem zachodnich Europejczyków i mieszkańców północnej Afryki oraz Bliskiego Wschodu, osiągnął apogeum rozrostu terytorialnego, ale to, co go budowało, czyli swoista Wola Mocy – że odwołam się do pojęcia i filozofa nieco „wyklętego” – słabła. Pax Romana, jak zauważył Roman Dmowski w ostatnim chyba swoim tekście, opublikowanym już po śmierci autora w czasopiśmie „Polityka Narodowa”, „oduczała stopniowo ludzi myślenia o obronie przed nieprzyjacielem zewnętrznym i niszczyła zdolność do obrony”. Po prostu zwyciężyła idea ciepłej wody w kranie, zabezpieczonych łańcuchów dostaw i polityki, która łączy w sobie wątki niepołączalne. Szybko też okazało się, że człowiek słaby, spacyfikowany, nie oparty o zbiorową wolę jest do wielu rzeczy niezdolny. Wtedy właśnie przyszło chrześcijaństwo – nie będę dokonywał jego egzegezy, ale przytoczę tego samego Dmowskiego z tego samego artykułu, który nosił znamienny tytuł Rzym i chrześcijaństwo. Według autora ta religia ocaliła rzecz najważniejszą, dając człowiekowi osłabionemu przez wyrosły w Rzymie sceptycyzm „wiarę, a z nią siłę”. Mówiąc krótko, uzdolniła ludzi do czegoś całkiem nowego. Nie chodzi tu o ocalenie form politycznych, bo te upadły pod ciosami barbarzyńców i muzułmanów, ale chrześcijaństwo spowodowało, że barbarzyńcy, dając początek Rzymowi nowemu, ponownie nakierowali człowieka na dobro, a nie tylko na dobrobyt. Trzeba było całych stuleci pracy, by to dobro budować na ruinach, które pozostały po Imperium Romanum. Były w tym procesie różne momenty przełomowe, w tym także wsteczne, ale gdy siły postępu odzyskiwały wpływ na człowieka historia, szła do przodu.

Jeśli czegoś dziś Europie potrzeba, to wskrzeszenia właśnie takiej woli życia – a tej obecnie najbardziej brak. Tak się bowiem stało, że ów sceptycyzm, wyrosły z tworzenia dobrobytu dla dobrobytu, konsumpcji dla konsumpcji, spowodował, że wartości europejskie są w tym samym miejscu, co w czasach, kiedy chrześcijaństwo zaczęło swój marsz przez rzymską Europę.

Czy współcześni, żyjący w zmierzchającym imperium, wiedzieli, że historia dzieje się gdzieś obok nich, że przyszłość nadchodzi z innego kierunku niż ten oficjalny? Niektórzy pewnie tak, ale dla większości chrześcijanie byli tymi, którzy zakłócali spokój i burzyli ów specyficzny sceptyczny porządek. Dziś przypuszczalnie jest tak samo. Niekiedy to powtarzam, ale co mi szkodzi zrobić to jeszcze raz. Na razie wierzący w Chrystusa nie giną na arenach, przynajmniej w Europie, ale wydaje się to tylko kwestią czasu, chyba że nadejdzie jakaś nowa kontrreformacja, która tchnie w Stary Kontynent nowego ducha.

Duch Europy

Powołuję się tu na spojrzenie na Europę człowieka, który znany jest raczej ze sformułowania „Jestem Polakiem, więc mam obowiązki polskie”. Trzeba jednak wykazać się nieuctwem, żeby nie zdawać sobie sprawy z tego, że myśl Dmowskiego i budowana przez niego doktryna polskiego nacjonalizmu, chociaż tej nazwy specjalnie nie lubił, jest zjawiskiem w pełni europejskim. Dziś martwiłby się on o Europę. Zresztą nie tylko ten cytowany przeze mnie, ale i kilka innych tekstów Dmowskiego poświęconych zostało problemowi Europy. Ich zestawieniu, które ujrzało światło dzienne w postaci niewielkiej publikacji wydanej kilka lat temu, wydawca nadał znamienny tytuł Duch Europy.

Polskość dla narodowców to sposób przeżywania europejskości. Jeśli ktoś tego nie rozumie i nie chce uczestniczyć w budowaniu Ducha Europy – wolno mu, ale warto przy okazji zgłosić postulat, by pojęciom nadawać właściwe im znaczenia. Można oczywiście nazwać zupę pomidorową bigosem, ale co z tego wyniknie sensownego? Pytanie pozostawię retorycznym.

Europa wyrosła z Rzymu, jej cywilizacja jest cywilizacją łacińską. Możemy się spierać, czy trafniej definiował ją Koneczny, czy ktoś inny oraz czy można ryzykować syntezę między nami łacinnikami a bizantyjczykami. Koneczny taką możliwość odrzucał i przyjmując linię bardziej wymagającą, założył, że cywilizacje, nie tylko nasza, albo prowadzą ekspansję, albo gnuśnieją i w końcu giną. Odpowiedzialność przed historią, a może jeszcze przed Kimś więcej, wymaga, byśmy naszą cywilizację rozszerzali. Do tego potrzebujemy być silni, a tymczasem nie jesteśmy i nie ma w Europie woli zmiany, ogarnęła ją Pax Romana i ubezwłasnowolniła. W głównym nurcie historii toczą się dyskusje o tym, jak swoją tożsamość obrzydzić, a na skraju debat handluje się pojęciami, tak jak niegdyś robili Rzymianie, którzy nadawali rzymskie tytuły najeźdźcom, by przedłużyć fikcję trwania. Konstrukcja globalnego porządku, opartego na rozmytej definicji człowieka, braku społeczeństwa, wyzuciu duszy ludzkiej ze wspólnoty rodzinnej, lokalnej, narodowej czy religijnej, to doskonała metoda na zniszczenie. Na szczęście mamy swoją wiarę, a siła życia, jaka z niej płynie, nie raz pozwoliła wspólnocie europejskiej, ale i nam Polakom, przetrwać sytuacje na pozór całkowicie beznadziejne i wyciągała nas ze stanu upodlenia. O tym, ile zawdzięczamy wierze, modlitwie i wynikającej z tych składowych aktywności – ponowocześni historycy raczej nie napiszą.

Ten sam przywoływany przeze mnie Dmowski, przez większość życia sceptyk religijny, pisał: „katolicyzm nie jest dodatkiem do polskości, lecz stanowi jej istotę”. To zdanie jest oklepane, ale trafia w sedno idei Europy – tylko wiara Chrystusowa może nadać jej sens, ale musi to być wiara w Boga, a nie aktywizm na rzecz odnawialnej energii, skierowany jednocześnie przeciwko globalnemu ociepleniu, a społecznie zwektorowany w stronę afirmacji osób LGBT. Godność człowieka, jakiej uczył nas Jezus Chrystus, to co innego niż jakaś czcza gadanina o prawie do „miłości”, przy czym pod tym pojęciem kryją się jakieś zupełnie przedziwne demony.

„Duch” to ostatnia linia obrony, pozwalająca odbić się w sytuacji, w której rzekome wspólnoty okażą się całkiem bezbronne. W latach trzydziestych Karol Hubert Roztworowski wykazał się ciekawą intuicją, dziś jeszcze bardziej aktualną: „Wolę narodu mieczem pisz/ a gdyby zwiódł miecz i spiż,/ niech Ducha wróg nie zmoże!/ Bo duch to hutmistrz, kowal, tkacz,/ hartownik przy warsztacie./ Póki on żyje – w przyszłość patrz,/ póki on żyje – w ogień skacz,/ a nie zgorzejesz bracie!”.

Tekst pochodzi z kwartalnika "Civitas Christiana" nr 4 | październik-grudzień 2022

/em

Piotr Sutowicz

Piotr Sutowicz

Historyk, zastępca redaktora naczelnego, członek Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana”.

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#Europa #Piotr Sutowicz #felieton #4-2022 #kwartalnik Civitas Christiana
© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej