Deficyt sensu

2013/01/18

Czego poszukuje współczesny człowiek? Doraźnych i szybkich rozwiązań. Liczy się efekt i możliwie niski koszt jego uzyskania. Za czym wytrwale goni? Za szczęściem rozumianym jako możliwie trwałe zadowolenie z życia. Co jest motorem jego działania? Nienasycenie, brak satysfakcji z obecnego stanu, deficyt sensu.

Do dzisiejszej rzeczywistości – komercyjnej i powierzchownej – dopasowuje się postawa hedonistyczna, nastawiona na zaspakajanie doraźnych potrzeb i zapewnianie możliwie najwięcej przyjemności. O jakie przyjemności zabiegać najbardziej, które wybierać – o tym decyduje się samemu, zależnie od indywidualnych upodobań. Nie ma hierarchii wyższe–niższe.

O ile nie każdy ateista musi być od razu hedonistą, o tyle dzisiejszy hedonista niemal zawsze jest jednocześnie ateistą. Wiarę i uczestnictwo we wspólnocie religijnej odrzuca jako zbyt wymagające, a przede wszystkim ograniczające i krępujące jego wolność korzystania z życia i czerpania z niego radości. W imię wolności i równości ogłasza się całkowity, pozbawiony wszelkiego wartościowania pluralizm i relatywizm we wszystkich sferach życia. Pochwała wielości, różnorodności i nieskrępowanego poszukiwania, popularna i strywializowana wersja postmodernistycznych manifestów, świadomie lub nie, wdarła się i opanowała współczesną mentalność i światopogląd epoki.

Nowy – stary przepis na życie szczęśliwe

W wielobarwnym, zachłyśniętym sobą świecie hipermarketów coraz mniej miejsca na głęboką, kontemplacyjną duchowość, rozumianą jako wewnętrzną świadomość porządku wartości. Ulega ona zanikowi bądź wypaczeniu. Obok postawy ateistycznej, negującej Boga i transcendentny wymiar ludzkiej egzystencji, nastawionej tylko na tu i teraz, szukającej swojego miejsca w świecie takim, jakim on jest, zagrożeniem dla tej „właściwej” duchowości są nowe ruchy religijne spod znaku New Age. Ideologia New Age sięga znacznie dalej niż w XX wiek, przeżyła jednak swoje odrodzenie począwszy od lat 60. XX wieku, kiedy to ogłoszono nadejście „Ery Wodnika”, która ma wyprzeć „Erę Ryb”, czyli chrześcijaństwa. Era Ryb zdaniem myślicieli z kręgu New Age usankcjonowała na świecie jednostronny, dyskryminujący porządek: patriarchat, etnocentryzm, kartezjański dualizm, newtonowską fizykę, oraz zabsolutyzowała rozum. Nie udało się też uniknąć wojen światowych, totalitaryzmów ani nie wyeliminowano nierówności społecznych. Harmonia i ład wszechświata zostały zaburzone, a zwolennicy Nowej Ery chcą tę harmonię i właściwy porządek odnaleźć. Ich przekonania, sposób funkcjonowania, cele, jakie chcą osiągnąć, i metody, które mają im w tym pomóc, stoją w oczywistej sprzeczności z religią i wartościami chrześcijańskimi.

Nie ma w wykładni New Age Boga transcendentalnego, nie ma też koncepcji zbawienia po śmierci. Bóstwem staje się uduchowiony wszechświat, Kosmos pełen sprzyjających człowiekowi istot, noszący w sobie ukryty, doskonały porządek. Związani z ruchem Nowej Ery dążą do jedności z wszechświatem, stąd tak powszechne u nich zainteresowanie ekologią, astrologią, medycyną alternatywną, wegetarianizm. Czasem przybiera to formę neopoganizmu – kultu Gai – ziemi jako boskiej, nieustannie rozwijającej się, czującej istoty, odrzucenie nowoczesnych technologii, powrót do prymitywnych rytuałów mających odnowić kontakt z wszechświatem. Na poziomie teoretycznym odrzuca się zwykle koncepcję obiektywnej prawdy czy też jednego właściwego zestawu metod i praktyk mających doprowadzić do osiągnięcia stanu harmonii z sobą, innymi, naturą. To miejsce zajmuje jest synkretyzm zarówno w sferze metod, jak i zaplecza teoretycznego – swobodne czerpanie z rozmaitych odłamów religijnych i branie z nich wybranych elementów na własne potrzeby. Wszystko, co służy osiągnięciu głównego celu, jakim jest szczęście rozumiane jako harmonijne współbycie z wszechświatem, odkrycie jego wewnętrznego ładu i swojego w nim miejsca, jest dobre. Często przybiera to formę duchowości instant – pokaż mi, co mam robić, jak medytować, jak się odżywiać, w jakich praktykach uczestniczyć i czyje pisma czytać, żebym jak najszybciej osiągnął stan harmonii, samozadowolenia, odkrył źródła życiowej energii i własnego potencjału. Ponieważ liczy się tu i teraz, zachęca się, aby zamiast zbawienia każdy własnymi siłami lub z pomocą duchowego przewodnika osiągnął zadowolenie i odnalazł sens, przenikając kosmiczny porządek i odkrywając siebie zjednoczonego z ubóstwionym, panteistycznym wszechświatem. Swoiste „samozbawienie” jest na wyciągnięcie ręki!

Duchowość urynkowiona

Współczesny człowiek jest bezsilnym świadkiem procesu coraz głębszego przenikania praw gospodarki rynkowej, z naczelną zasadą konkurencji, do wszystkich dziedzin ludzkiej aktywności. Na plan pierwszy wysuwa się kryterium opłacalności i zysku. Wydaje się takie książki, które znajdą odpowiednią liczbę nabywców, w telewizji nadaje się całymi dniami teleturnieje i seriale, bo znajdują rzesze stałych odbiorców, sklepy pękają od bezużytecznych gadżetów, chińskich bubli i głupawych pisemek, bo świetnie się to sprzedaje. Mnożą się fast-foody i multikina, kwitną galerie handlowe i parki rozrywki, bo ciągnie do nich masowy odbiorca. Dlaczego tak trudno zaistnieć ofertom kultury wysokiej, Sztuce przez duże S? Dlatego że klasyfikowanie rzeczy pod względem jakości, hierarchizowanie zgodnie z pewnym obiektywnym kryterium wartości straciło rację bytu. Wobec zaniku obiektywnych wyznaczników tego, co lepsze lub gorsze, wszystkie oferty okazały się jednakowo dobre. Nie ma znaczenia, że jeden wybierze najnowszą „strzelankę” na PlayStation, a drugi pójdzie na koncert do filharmonii. Zniknęła wertykalna perspektywa, a w jej miejscu pojawiła się horyzontalna. Świat stał się centrum handlowo-usługowym, dostarczającym ogromne ilości przeróżnych towarów. Za ich selekcję odpowiadają jedynie mechanizmy konkurencji. Atrakcyjność, opakowanie, dostępność, niska cena czy dobra kampania reklamowa to jedyne czynniki, które zdolne są wpłynąć na wybór klienta i sprawić, że produkt odniesie komercyjny sukces, spychając towary konkurencyjne na niższą półkę. Jeśli próbować wskazywać na marność pewnych rzeczy, uświadamiać, dlaczego warto zabiegać o coś zupełnie innego, natychmiast zostanie się oskarżonym o dyktatorską chęć narzucenia innym swojej koncepcji dobra, wartości, prawdy i dyskryminowanie innych. To z monopolem na prawdę i sens walczyli postmoderniści, postulując wolność, wielość możliwych rozwiązań, postaw i dróg oraz tolerancję. I czym te wartości stały się dzisiaj? Wolność oznacza całkowitą dowolność, którą cechuje impuls i przypadkowość, a równość i tolerancja bezwarunkową akceptację odmiennych upodobań i wyborów.


Nawet wartości wyższe zdają się trafiać do hiperketu

Choć może trudno w to uwierzyć, podobne mechanizmy i relacje można zaobserwować w sferze duchowości. Potrzeba duchowości, poszukiwania sensu życia jest ogromna, łatwo dostrzec dziś wyraźne religijne ożywienie. Coraz częściej jednak próby wypełnienia duchowej pustki przybierają karykaturalne formy. Tak jak po zażyciu tabletki oczekuje się natychmiastowej ulgi. Modelową ilustracją takiego podejścia mogą być Stany Zjednoczone, gdzie każdego roku powstają setki nowych kościołów nienależących do powszechnych wyznań – więcej niż różnego rodzaju organizacji czy stowarzyszeń. Amerykanie zwykle nie są jednak zainteresowani rozwojem duchowym pojętym jako formacja, rozłożony w czasie proces, wymagający determinacji, skupienia i wytrwałości. Szukają rozwiązań prostych i atrakcyjnych, recepty czy poradnika w rodzaju „Dziesięć sposobów na osiągnięcie harmonii duchowej”. Tego typu przewodniki, jak również wszelkie zbiory praktyk medytacyjnych, oczyszczających naparów, podręczników astrologii czy płyt z muzyką relaksacyjną kupowane są masowo i sprzedają się tam lepiej niż jakakolwiek inna literatura branżowa. Każda droga, jeśli tylko skuteczna, jest przecież dobra. Możemy wybierać. Ponadto istnieje w Stanach mnóstwo telewizji czy stacji radiowych podejmujących wyłącznie tematykę religijną, a przedstawiciele poszczególnych wyznań uważani za mistrzów duchowych funkcjonują w sferze publicznej jako gwiazdy popkultury. Sfera duchowości została skomercjalizowana. Szybko i bez większego wysiłku, wystarczy kupić, zaprenumerować, pójść na spotkanie.

Znak sprzeciwu

Kościół katolicki postrzegany jest dzisiaj często jako instytucja zachowawcza i anachroniczna; jako taka, która nie potrafi dostosować się do nowych trendów, do potrzeb młodych ludzi, żyjących w epoce, w której wszystko wolno. Wiarę chrześcijańską uważa się za zbyt wymagającą, niedostosowaną do współczesnych realiów. Nowe ruchy religijne swobodnie czerpią z różnych kultur i tradycji, dostosowują się często do mód i tendencji, oferują szczęście w kuszącym opakowaniu. Brak głębi i trwałych fundamentów powoduje, że sens gdzieś umyka, a poczucie pustki ciągle powraca. Kościół katolicki nie dał się wciągnąć w relację klient–sprzedawca, który próbuje zwabić kupującego marketingowymi zabiegami. Nie rozstawił obok innych swojego kramu z towarami, nie wszedł w absurdalną rywalizację o wyznawców. Nie nagiął się i nie zmienił stanowiska, reguł i zasad funkcjonowania. Pozostał ostoją trwałych, niezmiennych wartości, stojących na straży człowieczeństwa i społecznego ładu. Dzięki tym stałym definicjom dobra, sprawiedliwości, prawdy, duchowego piękna i miłości bliźniego wierny może odnaleźć istotę i sens własnego życia, drogowskaz postępowania. Natomiast postawa relatywistyczna, nastawiona na konsumowanie i chwilowe zadowolenie, wyklucza znalezienie trwałego sensu własnej egzystencji.

Autorka jest studentką filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Zajmuje się analizą przemian we współczesnej kulturze i przestrzeni społecznej.

Katarzyna Ćwik

Artykuł ukazał się w numerze 08-09/2008.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej