Wychowanie – zagubiony klucz do społeczeństwa

2024/03/8
430337463 660089566170780 3854675549034952005 n
Fot. Andrew Yurkiv on Unsplash

Z wychowaniem zawsze był problem. Wydaje się, że jak świat światem starsze pokolenie narzekało na to, że młodsze jest źle wychowane. Tak jakby przybyło z kosmosu, a nie było wytworem pracy wychowawczej tego krytykującego pokolenia. Czy na podstawie takiej ogólnikowej refleksji można powiedzieć, że obecne czasy nie różnią się od tych, które już były? Nie wiem. Na rzecz chcę spojrzeć z nieco innej strony. To, że ktoś wychował dzieci, które nie spełniają wyobrażonych celów, to jedno. Rzecz ta nie musi być ani dobra, ani zła. Każde pokolenie ma prawo być inne od poprzedniego i kształtować swoje życie oraz świat na własną modłę. Rzecz w tym, żeby dostarczyć mu służących do tego metod i narzędzi, nie unicestwiając owego przyrodzonego prawa do pokoleniowej indywidualności. Tylko Bóg stworzył człowieka „na swój obraz i podobieństwo”, my musimy być pogodzeni z różnorodnością, także tą międzypokoleniową.

Problem

W tradycyjnym modelu społecznym wychowaniem dzieci zajmowali się najczęściej rodzice i to oni odpowiadali za ich edukację. Problem polega na tym, że to, co widzimy i oceniamy dziś jako klęskę wychowawczą, nie jest winą rodziców, lecz wynikiem uzurpacji ośrodków, które zawłaszczyły młode pokolenie, mając za cel uczynienie nowego ładu na obraz i podobieństwo tego opisanego w swoich świeckich „katechizmach”, będących najczęściej antydekalogiem.

Problem, zrelacjonowany tu dość zdawkowo, nie jest aż taki nowy. Jego początki sięgają kształtowania się nowoczesnego państwa, które potrzebowało uformowanych obywateli. Rzeczywistość – przyjmijmy, że od czasów wielkich odkryć geograficznych – szybko zmierzała w stronę społeczeństw masowych, gdzie indywidualność postaw i manifestacja suwerenności miała coraz mniejszą możliwość ekspresji. Oczywiście były ośrodki, które zasadniczo protestowały przeciw tak rozumianemu społecznemu postępowi, a nawet czynnie mu się sprzeciwiały. Do dziś w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i innych krajach Nowego Świata żyją społeczności amiszów, których zgoda na funkcjonowanie w państwie nowożytnym ogranicza się do absolutnego minimum. Z drugiej strony są oni w państwach, w których żyją, traktowani jak ciekawostka turystyczno-etnograficzna i jako taka tolerowani. Świat jako całość poszedł do przodu, a roszczenia wychowawcze państw, podnoszone w imię interesów wspólnoty, były coraz większe. Zarazem wychodziły one naprzeciw tworzeniu się współczesnych, nowoczesnych narodów. Tu dotykamy pewnej osi sporu między konserwatystami a egalitarystami. Kiedy wyłania się z niego spójna wizja porządku, uwzględniająca prawa do autonomii jednostki, rodziny czy wspólnoty lokalnej (zgodnie z katolickim rozumieniem zasady pomocniczości), korelującego z interesem nadrzędnym, np. narodowym, mamy do czynienia z sytuacją nie tylko akceptowalną, ale i właściwą. Gorzej, kiedy w imię interesu ideologicznie skonstruowanej wspólnoty, dokonuje się mentalnej, a czasem i fizycznej eliminacji wszystkiego, co nie pasuje do owego wyobrażonego ładu. To tu gniazduje owa ideologiczna uzurpacja do wychowania człowieka, która obejmuje coraz to szersze aspekty jego życia.

Wartości

Świat współczesny, przynajmniej ten, który widzimy dookoła nas, jest jakby obrazkiem, na którym widać to, co opisałem. Oczywiście sytuacja uzurpacji nie jest nowa, narastała przez setki lat. W historii Europy i Nowego Świata ideologia człowieka masowego zdobywała coraz to nowe przestrzenie. Ostrzegali przed nią ludzie z różnych stron barykady, a jednocześnie inni za nią optowali. Na pozór była posadowiona obok sporu prawica – lewica, chociaż od czasów I i II wojny światowej jej lewicowe szaty są na tyle oczywiste, że inne formy uzurpacji wychowawczej odeszły w cień. Dziś już niezmiernie rzadko w tym kontekście wymienia się np. Bismarckowską II Rzeszę, a jeśli nawet, to z polskiej perspektywy skupiamy się na jej walce z polskością, a nie na uniformizacji życia narodów germańskich, żyjących w państwie podbitym przez Prusy.

Współczesne ideologie walczą z wartościami tradycyjnymi, z religią czy prawami rodziny, nie odwołując się do pojęcia prawdy, która już dawno w dyskursie politycznym przestała być istotną kategorią. Odrzucenie prawdy było niezbędne w imię nowej wizji człowieka, którą trzeba było najpierw opisać, a potem zająć się jej budowaniem. Nowoczesne ideologie, które czasem nazywano filozofią, postępowały dokładnie na odwrót w stosunku do klasycznej filozofii, która opisywała istniejącą rzeczywistość. Niebyt nie był przedmiotem jej dociekań. Jeżeli spojrzeć logicznie, nie powinno to budzić zastrzeżeń, a jednak niepostrzeżenie zaczęliśmy żyć w świecie, w którym najpierw rzeczy się definiuje, a potem powołuje do wyimaginowanego albo faktycznego bytu.

Od proletariatu do 72 płci

Wmawia się nam, że ta rzeczywistość wynika z postępu nowoczesności albo nawet ponowoczesności, gdy tymczasem żyjemy w realiach dość zmurszałych, konstrukcji budowanej dawno temu. Spór lewicy ze światem konserwatywnym wokół tego, jak ma wyglądać wychowanie i edukacja, nabrzmiewał przez wiek XIX, ale to kolejne stulecie przyniosło radykalne zmiany w szkolnictwie. Co prawda lewicowa idea „marszu przez instytucje” to lata sześćdziesiąte ubiegłego wieku, ale w edukacji czy w kulturze wyrażała się ona znacznie wcześniej. Często rządzący posługiwali się, jak im się wydawało, bardzo nowoczesnymi ideologiami, by wyrwać młodzież spod wychowawczego wpływu rodziny i Kościoła, i ani się nie obejrzeli, jak sami tracili na nią wpływ.

Jeżeli spojrzymy na nasze polskie podwórko, to już przed wojną Związek Nauczycielstwa Polskiego był organizacją lewicową. Warto zauważyć, że pracownikiem działu wydawniczego tego związku była Wanda Wasilewska, która wywołała dosyć spore polityczne zamieszanie, wydając w roku 1936 numer pisma „Płomyk” będący apoteozą metod wychowawczych stosowanych w Związku Radzieckim. Wasilewska przed wojną była też kreatorem prosowieckiego ruchu kulturalnego. Oczywiście wszystko finansowali Sowieci, niemniej grunt, jaki wtedy przygotowywano, był realny.

Idea walki klas i proletaryzmu była szeroko kolportowana już przed wojną. Oczywiście przy braku istnienia ośrodka kierowniczego w Moskwie być może te idee rozpowszechniałyby się inaczej, może wolniej, może nawet zostałyby zduszone, ale tak się nie stało. W Polsce powojennej nastała epoka wychowania w duchu sowieckim, prokomunistycznym. Na Zachodzie zaś ta sama lewica stopniowo przechodziła do działania, uważając, że można dokonywać demontażu zastanego systemu odmiennymi metodami. Skoro raz odejdzie się od zasad wychowawczych cywilizacji łacińskiej, to walkę o „nowe” należy prowadzić do skutku, a że czasami owo „nowe” trzeba „od nowa” wymyślić, to już tylko przypadłość funkcjonalna.

Tak stopniowo wielką narrację o proletariacie, jako podmiocie wyobrażonym, napędzającym rewolucję, zastąpiły nowe dekonstrukcje. Siłą napędową postępu miały być mniejszości seksualne, ubrane w szaty ruchów LGBT. Z czasem, kiedy się okazało, że można ów postęp posunąć jeszcze dalej, następowały jego kolejne etapy. Dziś żyjemy w czasie zmasowanego ataku na tożsamość płciową w ogóle. Jawna promocja coraz to dziwniejszych postaw, polegających na wyborze pośród kilkudziesięciu płci i ewentualnie ich płynnej zmianie w ciągu życia, łączy się z coraz silniejszymi dążeniami do penalizacji kwestionowania takiego podejścia do człowieka.

Łatwo nie będzie

Oczywiście ta rozgrywka toczy się w szkole, ale prawda jest taka, że ma ona też miejsce wszędzie indziej. Być może obecnie instytucje oświatowe wloką się w ogonie owego wyimaginowanego postępu, bo sama ich struktura i stosowane metody edukacyjne mało niekiedy przystają do nowych czasów. Co prawda ośrodki siły wkładają w nie ogromny ładunek ideologii, ale żeby to działanie było skuteczne, musi ono iść wielofrontowo, co wymaga przekonstruowania całego życia społecznego, w tym przede wszystkim szeroko rozumianej kultury. Poza obowiązującą narracją ma nie być wolnej intelektualnej przestrzeni.

Dlaczego tak się stało? Ano, bo jako Europejczycy, czy szerzej – ludzie Zachodu, coś przeoczyliśmy. Kiedyś zaufano instytucjom państwa, a one to zaufanie po prostu zawiodły, albo, inaczej rzecz ujmując, dały się przejąć. Jeśli miałoby nastąpić odwojowanie rzeczywistości, to będzie ono procesem długim i – co tu dużo mówić – bolesnym.

Tekst pochodzi z kwartalnika Civitas Christiana nr 1 / styczeń-marzec 2024

 

/ab

Piotr Sutowicz

Piotr Sutowicz

Historyk, zastępca redaktora naczelnego, członek Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana”.

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#wychowanie #rodzina #edukacja #wyzwanie #społeczeństwo #wyzwania rodzicielstwa #wyzwania wychowania #rodzicielstwo #LGBT #ideologia
© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej