Polacy pamiętają o świętym Prymasie

2013/05/23

O prymasie Wyszyńskim powiedziano wiele. Na temat jego osoby, skrywającej głęboką tajemnicę świętości, wypowiadali się przeróżni ludzie. Jan Paweł II nazwał go „olbrzymem”, służby specjalne PRL nadały mu kryptonim „prorok”. Postać Prymasa stała się po 1989 roku inspiracją do zrealizowania kilku cennych filmów dokumentalnych, sztuki teatralnej, a także pełnometrażowego filmu fabularnego. Do wielu z nich mamy dziś dostęp za pośrednictwem Internetu.

Wśród filmowych dokumentów warto zwrócić uwagę na obraz Anny Teresy Pietraszek „Zawód: Prymas Polski”, z 2007 roku (http://www.youtube.com/watch?v=GeCmPvOC1xk). Pokazana tutaj historia koncentruje się na przeszkodach stawianych przed kardynałem w pełnieniu posługi pasterskiej i sile ducha Bożego wypełniającej jego serce. Bezpieka nieustannie i na różne sposoby inwigilowała środowisko skupione wokół ojca Kościoła polskiego, a on pozbawiony dostępu do środków masowego przekazu, systematycznie obserwowany i szykanowany, słowem głoszonym na ambonie i przykładem własnego heroicznego życia wskazywał drogę do chrześcijańskiego ideału. Chociaż nie ma w filmie przesadnej skrupulatności chronologicznej, jego zaletą jest przedstawienie dużej części posługi biskupiej prymasa Wyszyńskiego, od momentu internowania, aż do ostatnich dni. Posługa ta przedstawiona została jako ciągła walka z siłami zła dążącymi do zniszczenia Kościoła polskiego.

Oglądając film, z pozoru można odnieść wrażenie, że Bóg jest w nim nieobecny. Owszem, nie jest On na pierwszym planie, ale działanie Opatrzności daje się zauważyć. „Ojciec” – jak często nazywały Wyszyńskiego jego bliskie współpracowniczki, konsekrowane kobiety tworzące Instytut Świecki Pomocnic Maryi Niepokalanej (dziś Instytut Prymasa Wyszyńskiego) – wielokrotnie wychodził obronną ręką z opresji, odpowiadając dobrem na zło, które czasem przybierało niezwykle bolesne dla niego postaci. Działalność Bożej łaski widać wielokrotnie w życiu Prymasa, choćby w tym, że z serca wybaczył ks. prał. Hieronimowi Goździewiczowi, który został złamany przez aparat bezpieczeństwa i skłoniony do współpracy, mało tego: gdy dowiedział się o dramacie swego osobistego sekretarza, pozostawił go przy sobie. Bożą mądrość można też odkryć w ostatnich chwilach życia kardynała, wspominanych w filmie przez jego następcę, prymasa Józefa Glempa. Mówiąc o Wyszyńskim, zmarły niedawno arcybiskup metropolita warszawski wyraził przekonanie, że „Prymas nie spodziewał się stanu wojennego i myślę, że dla niego największą tragedią byłby stan wojenny. Ja myślę, że Pan Bóg mu tego oszczędził”.

W 2008 roku Telewizja Polska wyemitowała film Pawła Woldana pod tytułem „Jan Paweł II i prymas Stefan kardynał Wyszyński” (http://www.youtube.com/watch?v=WQgrz6cKMwY) przedstawiający temat, który zasługuje na dłuższą chwilę refleksji. Możemy dzięki niemu przyjrzeć się raz jeszcze relacji dwóch apostołów współczesności, dwóch świętych dających nadzieję Kościołowi w Polsce i na świecie. Prymas miał doskonałą świadomość, że wybór Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową pozbawia Kościół polski wyjątkowego arcypasterza, nie miał jednak o to żalu do Boga – wiedział, że jego rodak potrzebny jest w miejscu, z którego będzie mógł lepiej służyć całemu Kościołowi. Z relacji świadków wynika zresztą, że kardynał Wyszyński jeszcze przed konklawe przewidział jego wynik.

Zanim jednak nastał rok 1978, między dwoma oddanymi Matce Bożej hierarchami nawiązała się głęboka przyjaźń w niezwykły sposób umacniająca Kościół w Polsce. Władzy komunistycznej nigdy, mimo podejmowanych starań, nie udało się złamać jedności między nimi. Liczni świadkowie wspominający współdziałanie świętego duetu jasno dają w tym filmie do zrozumienia, że jedność Kościoła polskiego nie została naruszona.

Wzruszające są sceny filmu pokazujące pierwszą pielgrzymkę Jana Pawła II do Polski, szczególnie te, gdy Papież i Prymas wychodzą razem na balkon pałacu biskupiego w Krakowie przy ul. Franciszkańskiej. Dzięki reżyserowi jeszcze raz możemy zobaczyć głęboką, serdeczną, braterską więź łączącą dwóch wielkich Polaków, która jakby rozlewała się na tłum zgromadzonych wiernych.

Ponieważ film nie pokazuje tej sceny w całości, warto ją przypomnieć, jest ona bowiem bardzo wymowna, pozwala dostrzec, że kapłani są z ludu wzięci i dla ludu dani. Papież i Prymas stoją na balkonie pałacu biskupów, na ulicy zgromadzony tłum macha chorągiewkami. Papież: „Coś muszę powiedzieć do Księdza Prymasa”. Prymas: „Mnie nie ma”. Papież intonuje pieśń: „I pójdź ze mną odnawiać świat”. Wierni skandują wielokrotnie: „Niech żyje Papież! Niech żyje Papież!”. Prymas: „Nie mam możności zgasić…” Wierni: „Niech żyje! Niech żyje! Sto lat!”. Prymas daje na migi znaki, aby dano mu dojść do głosu, wreszcie zwraca się do Papieża: „Ale Ojciec Święty się rozbujał”, biskupi chwilę rozmawiają półgłosem. Wierni śpiewają radośnie: „Sto lat, sto lat”. Wreszcie Prymas zabiera głos, w żartobliwy sposób udając, że czyni Papieżowi zarzut: „Ojcze Święty, bardzo dziękuję Ci, żeś tak rozruszał młodzież, że mam oczywisty dowód, który zamieni się za chwilę w moją prośbę. Mianowicie, sam widziałeś, że gdy prosiłem młodzież, ażeby przestała, nie posłuchała mnie”. Wierni śmieją się i biją brawo, skandując na przemian: „Niech żyje Papież! Niech żyje Prymas!” Papież w aktorskim, lecz naturalnym geście załamuje ręce, Prymas kładzie palec na ustach. Po chwili Prymas mówi: „I ten dowód raz jeszcze się potwierdził. Jako ostatnią deskę ratunku, czy rzeczywiście nadal będą mnie słuchać, czy już nie, proponuję, zaśpiewajmy: Góralu…” i odchodzi od mikrofonu. Papież macha ręką. Wierni podejmują „…czy ci nie żal…”, po chwili razem z nimi śpiewa: „…odchodzić od stron ojczystych, świerkowych lasów i hal, i tych potoków srebrzystych?”. Jak widać radość wypływająca z głębokiej przyjaźni między dwoma wielkimi Polakami nie gasła nawet w najtrudniejszych czasach.

Obok filmów dokumentalnych warte wspomnienia są fabularyzowane obrazy pokazujące kardynała w najbardziej dramatycznym czasie jego posługi biskupiej – sztuka Teatru Telewizji „Prymas w Komańczy” (2009) w reżyserii Pawła Woldana (http://gloria.tv/?media=188513) i pełnometrażowy film „Prymas – trzy lata z tysiąclecia” (2000) w reżyserii Teresy Kotlarczyk (http://pl.gloria.tv/?media=286240). Chociaż oba pokazują Prymasa w okresie uwięzienia, są to dwa bardzo różniące się od siebie relacje. Sztuka Woldana pokazująca czas przygotowania Polski do złożenia ślubów prymasowskich (1956) na Jasnej Górze w 300-letnią rocznicę ślubów króla Jana Kazimierza jest bardzo pogodna, optymistyczna, spokojna emocjonalnie. Owszem, nie zabrakło w niej scen trudnych i bolesnych, ale nawet funkcjonariusze aparatu władzy wydają się ludzcy, ugodowi, pozbawieni złośliwości. Sceny, często plenerowe, wypełnione pięknem natury, przepełnione jasnym światłem pokazują Prymasa twardo i roztropnie stąpającego po ziemi, rzeczowo rozmawiającego z własnym ojcem, biskupami, paniami z instytutu prymasowskiego. Słowa wypowiadanych w filmie modlitw są prostolinijne i przepełnione nadzieją, Prymas jest przepełniony pokorą w stosunku do Boga, z której wypływa odwaga i prostota w relacjach międzyludzkich. Prymas, nawet jeśli się waha w sprawie tekstu ślubów jasnogórskich, to nie jest to wyraz bezradności, lecz efekt roztropności, która wymaga czasu, aby wydać owoc w postaci właściwej decyzji. Jest całkowicie spójny, bez skazy, jak postaci świętych przedstawiane na ikonach.

Film Teresy Kotlarczyk przedstawia uwięzienie Prymasa w zupełnie inny sposób. Akcja skupia się na wydarzeniach w Stoczku Warmińskim, a więc w dużej mierze w 1954 roku. Dominują sceny celowo niedoświetlone, w małych pomieszczeniach, surowa scenografia tworzy minorowy nastrój. Prymas na modlitwie „woła z głębokości” rozdartego serca, głęboko cierpiąc, szuka ukojenia. Jego rozdrażnienie, rozedrganie dają o sobie znać w relacjach z ludźmi, bywa albo nieprzystępny, albo wybuchowy, w stosunku do UB zachowuje się bardzo ostro. Bezpieka przedstawiona jest jednoznacznie, to ludzie pozbawieni zdrowych odruchów, perfidnie wykorzystujący swą przewagę nad Prymasem. Inwigilują go nieustannie, przez podsłuchy, tajnych współpracowników, cenzurują korespondencję, próbują go złamać na wszelkie możliwe sposoby. Nie ma pewności, czy przedstawiony w filmie plan wykorzystania sobowtóra Prymasa rzeczywiście był brany przez UB pod uwagę, brakuje w tej sprawie dokumentów, a w filmie dopełnia on czary goryczy. Wiadomo, że wizja artystyczna pozostawia pole interpretacji dla twórcy. Jednak czy w tym wypadku mamy do czynienia z kontrowersją? Warto wyrobić sobie własne zdanie i obejrzeć film choćby po to, by zdać sobie sprawę, że kardynała Wyszyńskiego nie tylko trzeba pamiętać, lecz pamiętać go takim, jakim był.

Dlaczego na Wyszyńskiego mówiono Prymas Tysiąclecia? Jan Paweł II odpowiadał na to pytanie, że wcale nie dlatego, że za czasów posługi Prymasa wypadało milenium Polski, lecz dlatego, że taki prymas zdarza się raz na tysiąc lat. Skoro tak, to pogłębianie wiedzy o nim jest konieczne dla zachowania naszej tożsamości.

Adam Wątróbski

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej