Powstanie Styczniowe jako szansa cywilizacyjna

2013/05/23

Na Powstanie Styczniowe skłonni jesteśmy patrzeć jako na kolejny w ciągu romantycznych zrywów w walce o niepodległość, które fundowały naszą narodową tożsamość i podtrzymywały trwanie narodu, albo jako na zbędny akt odwagi, który nie przyniósł prawie nic poza cierpieniami i śmiercią. Nie chcę polemizować z żadnym z tych poglądów, zastanowię się, czy da się odkryć jakiś jeszcze, położony poza tymi sporami, sens powstania takiego jak Styczniowe.

Zadajmy sobie zatem pytanie, czy zmieniło ono coś albo czy mogło coś zmienić? A jeśli zmieniło, to czy wybuchło we właściwym momencie, czy też raczej należało je odłożyć na później? Padają opinie, że powinno było raczej wybuchnąć wcześniej – kiedy trwała wojna krymska. Ale tego typu opcji w palecie wyborów jego uczestników, w styczniu roku 1863, nie było. Mogli jedynie stanąć do walki lub pozostać w domu i czekać na wynik losowania do poboru.

Mikołajewska noc

Zanim pochylimy się nad powstaniem 1863 roku, cofnijmy się najpierw o 3 dekady. Przez 20 lat po roku 1831, po upadku Powstania Listopadowego Królestwo Polskie pozostawało zaściankiem Europy. Rządzone twardą ręką carskich namiestników w mrokach Mikołajewskiej nocy, nie tylko było umęczone niekończącym się stanem wojennym, ale wciąż biedne i słabo rozwinięte. Spróchniałe już struktury społeczne z czasów I Rzeczypospolitej w warunkach gospodarczej stagnacji i politycznej opresji zmieniały się bardzo powoli.

Tymczasem na Zachodzie dokonywała się rewolucja przemysłowa. Wielka Brytania stała się pierwszym uprzemysłowionym państwem na świecie, zaczęły się już rozwijać i dążyć do zjednoczenia kraje niemieckie, rozpoczął się proces uprzemysłowienia kolejnych krajów Europy Zachodniej. W całej Europie dynamicznie rozwijała się sieć kolejowa, przełomowe wynalazki błyskawicznie zmieniały Zachód – dystans rozwojowy narastał równie szybko. Wprawdzie próbę dotrzymania tempa podjął pół wieku przed powstaniem Ksawery Drucki-Lubecki ze Stanisławem Staszicem, ale u progu lat 1860 o ich – niestety nieudanych – przedsięwzięciach niewielu już pamiętało. Jednak Królestwo zmieniało się, nawet jeśli na zewnątrz prawie nie było tego widać.

Pomiędzy rokiem 1820 a 1860 populacja wzrosła z 3, 5 do 5 milionów mieszkańców. W momencie wybuchu powstania w Królestwie żyło 3, 5 miliona chłopów. Drastycznie za to spadła, wskutek rosyjskiej polityki, liczba szlachty – z ok. 7, 5 proc. mieszkańców posiadających tytuł w latach 20. XIX wieku do ok. 1, 1 proc. Powoli postępowały procesy urbanizacji; choć w roku 1860 mieszkańcy miast większych niż 10 tysięcy mieszkańców stanowili ok. 23 proc. populacji Królestwa (czyli ok. 1-1, 2 miliona mieszkańców), to jedynie 2 miasta można uznać za duże: dwustutysięczną Warszawę i liczącą ok. 30 tys. mieszkańców Łódź, a kilka innych za miasta średniej wielkości. Szlachta wciąż odgrywała kluczową, w sensie kontroli kapitału, posiadanych zasobów kulturowych, rolę społeczną i polityczną. Jednak na skutek przemian ekonomicznych, a zwłaszcza kryzysu modelu gospodarki rolnej, jej znaczenie spadało. Ukształtowany w czasach I Rzeczypospolitej model społeczeństwa, choć wciąż trwał siłą inercji, tracił rację bytu. Znakami tego były nowe, a nabierające znaczenia warstwy społeczne – nowe mieszczaństwo – burżuazja, inteligencja – w dużej mierze o szlacheckim rodowodzie oraz robotnicy – rekrutujący się ze spauperyzowanych rzemieślników, imigrantów, Żydów, ale również – w coraz większej mierze spośród chłopów (w 1855 roku w całym Królestwie było ledwie 50-60 tys. robotników fabrycznych, 1% całej populacji, 50 razy mniej niż chłopów). A widomym znakiem zmian (i symbolem rozwoju nowoczesnej infrastruktury transportowej) stała się pierwsza linia kolejowa – uruchomiona pomiędzy 1845 a 1848 rokiem kolej warszawsko-wiedeńska.

W nurcie modernizacji

Zmiany przyspieszyły, na skutek czynników zewnętrznych, w latach 1851–1856. W 1851 roku zniesiono granicę celną między Królestwem a Cesarstwem Rosyjskim. W sensie politycznym pogłębiło to narzucany wbrew woli Polaków przez Cesarstwo proces integracji, w sensie ekonomicznym stworzyło jednak warunki do przyspieszenia rozwoju gospodarczego, a w konsekwencji i poprawy warunków życia w Królestwie. Kariery Wokulskich, tych rzeczywistych i ich powieściowych alter ego, nie zdarzyłyby się bez zniesienia ceł. Dla przedsiębiorców z Polski i imigrantów osiadających w Łodzi, Zagłębiu czy Warszawie otworzył się rynek rosyjski w idealnym wręcz momencie, u progu wojny krymskiej, kiedy zapotrzebowanie na produkty silnie – jak na rosyjskie warunki – uprzemysłowionego Królestwa było duże. Z kolei w roku 1856, przy okazji tzw. odwilży sewastopolskiej i reform społecznych w Rosji, doszło do złagodzenia rosyjskiej polityki wobec ziem polskich. Powrót do sytuacji sprzed 1830 roku był jednak niemożliwy – przypomniał o tym polskim arystokratom nowy car, Aleksander II, wizytujący w maju 1856 roku Warszawę: „Życzę sobie, aby porządki, wprowadzone przez mego ojca [tzn. Mikołaja I], nie były w niczym naruszane. Żadnych złudzeń, Panowie”.

Proces modernizacji społeczno-ekonomicznej ziem Królestwa jednak się rozpoczął, a jego dynamikę zwiększało nadzwyczaj sprzyjające otoczenie zewnętrzne. Europa Zachodnia, a w szczególności Wielka Brytania, rozwijała się szybko, jednocześnie zaś przybierały na sile procesy globalizacji. Rosja pozostawała do wojny krymskiej na ich uboczu. Częściowe otwarcie na świat w II połowie lat 50. XIX wieku, wraz ze zmianą polityki wobec ziem polskich, postawiło Królestwo w sytuacji zachodniej bramy do wielkiego, nieograniczonego rynku rosyjskiego. Stąd gwałtownie zaczęły napływać kapitały z Niemiec, Francji i innych krajów. Wraz z poprawą warunków życia i pewnym rozluźnieniem gorsetu kontroli politycznej, pomimo przestrogi cara, narastać zaczęły społeczne oczekiwania dalszych zmian. Dynamikę narastania nastrojów rewolucyjnych w takiej sytuacji najlepiej chyba opisał de Tocqueville. Wskazał on, analizując rewolucję francuską, że protesty i oczekiwania o charakterze politycznym i ekonomicznym mogą narastać wraz z poprawą warunków życia i łagodzeniem polityki przez władzę. W Królestwie Polskim od początku lat 60. XIX wieku sytuacja wyglądała podobnie.

W latach 1861–1863 proces narastania napięcia społecznego, gdy ludziom zaczęło się lepiej powodzić i dostrzegalne też były powolne procesy liberalizacji – nabierał tempa i stawał się coraz słabiej podatny na jakikolwiek wpływ. Odpowiadali za to, przez celowe a nieprzemyślane działania, jak i błędy, Rosjanie, margrabia Aleksander Wielopolski, a także liderzy obu niepodległościowych obozów politycznych – Białych i Czerwonych. Po kolejnych kulminacjach napięcia – związanych z demonstracjami patriotycznymi, interwencjami kozackimi, pogrzebami, zaostrzeniem stanu wojennego, kiedy ogłoszono brankę, powstanie było właściwie nieuniknione – rezygnacja z powstania dla pokolenia młodych Polaków oznaczać mogła dekady spędzone w rosyjskiej armii, z której wielu by nie wróciło. Zatem powstanie wybuchło wskutek poprawy sytuacji ekonomicznej, zbiegu okoliczności, błędów osób i grup prowadzących politykę. Co by jednak było, gdyby nie wybuchło?

W trakcie dyskusji związanych z rocznicą powstania powtarzano argument, że gdy w Polsce powstańcy wyruszali do lasów, uciekając przed branką, w Londynie od prawie dwóch tygodni działała pierwsza linia metra. Świadczyć to ma o zacofaniu gospodarczym i bezzasadnych decyzjach Polaków. Argument to słaby – nie było wtedy metra ani w Berlinie, ani w Tokio, ani w Nowym Jorku, w Moskwie czy Petersburgu, nie było też w Warszawie. Trudno jednak powiedzieć, jak się to ma do oceny decyzji powstańców. Jakież zatem argumenty trzeba rozważyć?

Królestwo Polskie leżące w centrum zacofanego regionu Europy, na rubieżach jednego z najsłabiej rozwiniętych państw, też pozostawało zacofane. Jednak było doskonale położone z punktu widzenia inwestorów chcących podbijać rosyjski rynek – właśnie stało u progu długiego okresu rozwoju. Gdy popatrzeć na fotografie Warszawy czy Łodzi z połowy lat 60. XIX wieku i dwie-trzy dekady późniejsze, oczywiste się staje, jak wiele się zmieniło.

Wkrótce po upadku powstania, w Rosji, w tym w szczególności w Królestwie, rozpoczął się okres intensywnej industrializacji i urbanizacji. W niecałe cztery dekady po powstaniu, w 1910 roku Królestwo zamieszkiwało ponad 12 milionów osób (ok. 70 proc. było polskiej narodowości), a 30 proc. mieszkańców żyło w miastach (czyli 3, 5–4 miliony osób), wielu w dużych i wielkich. Warszawa z przedmieściami liczyła wtedy już ponad milion mieszkańców, Łódź (z Bałutami) pół miliona, Sosnowiec – 90 tysięcy, a Częstochowa i Lublin ponad 60 tysięcy.

Populacja Królestwa nie tylko gwałtownie rosła, ale zmieniało się też miejsce jej zamieszkiwania i sposób utrzymania. Coraz mniejszą część społeczeństwa stanowili mieszkańcy wsi, coraz rzadziej podstawowym źródłem utrzymania było rolnictwo. Na przełomie wieków z rolnictwa żyła już tylko niewiele ponad połowa mieszkańców Królestwa, a wielka własność ziemska (niecałe 9 tysięcy gospodarstw), choć w sensie gospodarczym ciągle kluczowa, stanowiła u progu XX wieku tylko 40 proc. areału ziemi.

Z przemysłu, rzemiosła i górnictwa utrzymywało się 15 proc. mieszkańców Królestwa, a rzesza robotników fabrycznych przekraczała 300 tysięcy osób. Kolejnych 130 tysięcy osób wykonywało zawody rzemieślnicze (wzrost o 50 proc. w porównaniu z rokiem 1865), coraz rzadziej mające tradycyjny charakter. Tych rozmiarów klasa robotnicza zyskiwała znaczenie polityczne, o czym przekonali się przedsiębiorcy w roku 1905. Zawody inteligenckie wykonywało z kolei ok. 250 tys. osób. Miarą zmian społecznych i ekonomicznych jest spadek dzietności – w społeczeństwie miejskim i nowoczesnym zmienia się rola dzieci, ich utrzymanie zaczyna coraz więcej kosztować, jest czaso- i pracochłonne. Modernizacji z reguły towarzyszy spadek dzietności. W Królestwie stabilny, utrzymujący się kilkadziesiąt lat poziom 45 urodzeń na 1000 mieszkańców zaczął spadać od lat 90 XIX wieku. W drugiej dekadzie XX wieku rodziło się o ok. 1/5 dzieci mniej na 1000 mieszkańców – 36, a trend spadkowy był wyraźny.

Zmiany struktury społecznej

Refleksem gwałtownych zmian struktury społecznej była zmiana polskiej polityki. Ugrupowania szlacheckie i postszlacheckie – ostatnie z nich to obozy Białych i Czerwonych – zastępowane były nowoczesnymi partiami politycznymi o masowym charakterze – najważniejsze to PPS i Narodowa Demokracja. Z powrotem na znaczeniu zyskiwać zaczęły stronnictwa ugodowe. Tym zmianom towarzyszyła modernizacja polityki państwa – najbardziej widomy jej przejaw to spadek analfabetyzmu.

W pierwszych latach XX wieku na terenie Królestwa analfabetami było już poniżej 60 proc. populacji, a w szkołach ludowych i średnich uczyło się ponad 500 tysięcy dzieci. Oczywiście polityka edukacyjna służyła rusyfikacji, ale na 5000 państwowych szkół ludowych ok. 800 było polskich, drugie tyle prywatnych polskich szkół ludowych. Przybywało polskich książek i gazet. W przededniu Powstania Styczniowego ukazywało się w Królestwie ok. 1800 nowych tytułów polskich książek, w pół wieku później – już ponad trzykrotnie więcej. W 1913 roku ukazywało się na terenie Królestwa 30 polskich dzienników, a łącznie – 110 różnych czasopism w języku polskim. To tylko kilka świadectw, że rosyjska polityka stała się bardziej zniuansowana – przez co coraz skuteczniejsza. Bogacący się i zyskujący coraz więcej swobód Polacy powoli tracili ochotę na walkę o własne państwo. I społeczeństwo już było inne.

Ostatni akt polityczny I Rzeczypospolitej

Zmiany tu opisane działy się niezależnie od polskich protestów, były echem zmian zachodzących na świecie. Powstanie wybuchło zatem w ostatnim momencie, w którym jeszcze mogło wybuchnąć, jako masowy zryw polityczny. Wybuchło też w ostatnim momencie, by mogło stać się testamentem lub – jak to określił Piotr Semka – ostatnim aktem politycznym I Rzeczypospolitej. Było też chyba ostatnim zrywem o tak ponadetnicznym charakterze – odzwierciedlającym tolerancyjny i przednarodowy charakter, jaki miała dawna Rzeczpospolita. Co może jednak najważniejsze, dekret Rządu Narodowego o uwłaszczeniu chłopów zamknął niezrealizowany od niemal stu lat zamiar włączenia ich do grona obywateli i członków narodu. Car już szykował stosowne ukazy – z chłopów miały uczynić wiernych poddanych cara, czas był więc najwyższy. Wprawdzie i car podarował chłopom własność, jednak powstańczy – polski dekret był pierwszy, a jego treść bez wątpienia wpłynęła na carski ukaz – chłopi otrzymali własność indywidualną, jak na Zachodzie Europy, a nie gminną, jak w Rosji. W efekcie w Rosji nie powstały warunki do szybkiego przekształcenia się warstwy chłopskiej w posiadaczy i obywateli, inaczej niż na terenach Królestwa. Tu już pół wieku po powstaniu ukształtowała się grupa nowych właścicieli czekających aż Narodowa Demokracja i tworzący się ruch ludowy uczynią z nich nowoczesnych Polaków. Tych, którzy w 1920 roku stanęli do obrony ojczyzny jako ochotnicy.

Powstanie stało się także katalizatorem zmian w warstwie szlacheckiej – wywłaszczenia, zsyłki, upadłość gospodarstw zakończyły historię szlachty jako „warstwy historycznej”. Przeprowadzki do miast, poprawa wykształcenia, odejście od tradycyjnych sposobów zarobkowania, ale przy zachowaniu przynajmniej części szlacheckiego etosu – zmieniająca się szlachta zasiliła kształtującą się nową grupę społeczną – inteligencję, która przejęła rolę polityczną i cywilizacyjną szlachty. Dwie kluczowe dla polskiej tożsamości i polskich losów grupy społeczne, chłopstwo i inteligencja, swój rodowód i charakter wyprowadzać więc mogą w dużej mierze z powstańczego doświadczenia.

Bez powstania Królestwo i tak by się bogaciło, car uwłaszczyłby chłopów, modernizacja by postępowała, a Polacy stawaliby się mniejszością wśród ludów imperium. Powstanie jednak dało poczucie ciągłości w dążeniach do wolności i suwerenności, które tliło się w następnych dekadach za pośrednictwem spisków studenckich, radykalnych, inteligenckich ruchów politycznych (zwłaszcza PPS-u i Ligi Narodowej), organizacji emigrantów. Polska by pewnie i tak powstała po wielkiej wojnie bez tego wszystkiego, jednak Polska tworzona przez dobrze zintegrowaną w Cesarstwie mniejszość narodową, bez chłopów-obywateli i patriotycznej postszlacheckiej inteligencji byłaby inna (Królestwo najwięcej w sensie populacyjnym i tożsamościowym do nowej Polski wniosło). I my dziś bylibyśmy inni.

Spór o powstanie to zatem nie tylko spór o sensowność pewnej decyzji politycznej, która przyniosła wiele ofiar i cierpień, ale także spór o to, na ile sensowna jest dzisiejsza Polska, z bagażem wojny 1920 roku, trudnych doświadczeń międzywojnia, z krwią przelaną od września ’39 do maja ’45, z Czerwcem i Październikiem ‘56, z Marcem ’68 i Grudniem ‘70, z Solidarnością. Lubimy ją bardziej lub mniej, ale czy inna, ta bez powstania, bardziej racjonalna, bliższa Rosji, pewnie bardziej wschodnia, byłaby lepsza?

Piotr Koryś

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej