Prawicy sen o jedności

2013/01/17

Immanentną cechą polskiej prawicy po 1989 r. była zadziwiająca zdolność do autodestrukcji, znajdująca wyraz w ciągłym dzieleniu się na coraz to drobniejsze ugrupowania polityczne. Niewykorzystana szansa w pierwszych wolnych wyborach parlamentarnych 1991 r. i prawdziwa klęska w dwa lata później po rozwiązaniu Sejmu przez ówczesnego prezydenta niewiele nauczyły polityków z prawej strony sceny politycznej. Kolejna próba w 1997 r., choć zaowocowała formalnym sukcesem, czyli powstaniem Akcji Wyborczej Solidarność i wygraniem wyborów, szybko okazała się sukcesem pozornym, który u schyłku rządów przerodził się w prawdziwą katastrofę moralną i triumfalny powrót do władzy postkomunistów jesienią 2001 r.

Dlatego też powstałemu – jeszcze w 2001 r. na fali popularności Lecha Kaczyńskiego jako ministra sprawiedliwości w rządzie AWS – ugrupowaniu pod nazwą „Prawo i Sprawiedliwość” nikt przy zdrowych zmysłach nie wróżył długiego żywota. Ugrupowanie to było bowiem konglomeratem najprzeróżniejszych środowisk politycznych: od narodowców po chadeków, od niepodległościowców po tradycjonalistów, od ludowców po konserwatystów.

Tym większe było więc zdziwienie, że PiS nie tylko przetrwał SLD-owskie rządy, ale w następnych wyborach odniósł spektakularny sukces, zgarniając niemal całą pulę, jaka była do wzięcia. Już wtedy mówiło się o cudzie zjednoczenia prawicy, choć do urzeczywistnienia marzenia Jarosława Kaczyńskiego o skupieniu pod jednym szyldem wszystkiego, co się sytuuje na prawo od centrum, było jeszcze daleko.

Idea konstytucyjnej ochrony życia, czyli zapisania w ustawie zasadniczej odpowiednich sformułowań, które przynajmniej uniemożliwiłyby zliberalizowanie przez przyszłą hipotetyczną większość lewicową obowiązującej ustawy o „Planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży” z 1993 r., nie jest nowa i w środowisku obrońców życia skupionych w różnych ruchach i stowarzyszeniach katolickich mówiło się o niej co najmniej od roku. Dlaczego właśnie teraz trafiła pod obrady Sejmu? Czy tylko za sprawą Romana Giertycha, który trafnie przewidując kłopoty z tym „tematem” w PiS-ie, liczył na podreperowanie notowań LPR-u kosztem elektoratu partii braci Kaczyńskich?

Z dzisiejszej perspektywy wydaje się, że nie. Rozwój wypadków po przegranych głosowaniach w sprawie wprowadzenia do konstytucji kolejnych wersji poprawek mających lepiej chronić ludzkie życie wskazuje, że od początku inicjatywa ta miała charakter gry politycznej i służyła ostatecznie jako pretekst dla ujawnienia pęknięcia, które wcześniej już nastąpiło w PiS, i wyprowadzenia z tej partii grupy posłów skupionych wokół marszałka Sejmu.

Marek Jurek nie miał podstaw, aby liczyć na sukces tej inicjatywy ustawodawczej, bo nie uzyskał żadnych gwarancji od PO, której zachowanie miało przesądzić i ostatecznie przesądziło o losie tych głosowań. Przerzucenie całej odpowiedzialności na prezydenta i premiera wydaje się zatem cokolwiek niewłaściwe, nawet jeśli zgodzilibyśmy się, że nie wykazali oni zbytniej wrażliwości i zrozumienia dla zagadnienia ochrony życia widzianego z perspektywy moralności chrześcijańskiej. Ponadto przywódca polskich tradycjonalistów nie do końca może uchodzić za wzór katolickiego obrońcy życia. Zbyt dobrze pamiętamy jego entuzjazm dla wojny w Iraku, przed którą tak bardzo przestrzegał Jan Paweł II, i która na naszych oczach stała się przedsięwzięciem całkowicie chybionym, bo pociągającym za sobą masę ofiar i nie rozwiązującym żadnego problemu, chyba że za takie rozwiązanie uznamy wykonanie wyroku na Saddamie Husajnie.

Brak polityki prorodzinnej, oligarchizacja partii i autorytaryzm jej prezesa to tylko niektóre z zarzutów, jakie padły z ust czwórki posłów opuszczających wraz z Markiem Jurkiem szeregi PiS. Tak powoli dobiegał końca sen prawicy o jedności.

Porażka inicjatywy konstytucyjnej ochrony życia może pociągnąć za sobą jeszcze jedną poważną konsekwencję. Dotychczasowy stan prawny w tej materii był oczywiście niezadowalający z etycznego punktu widzenia, bo dopuszczał legalne zabijanie niewinnych ludzi (trzy wyjątki od zakazu aborcji). Jednak wielką jego zaletą był jak dotychczas względny pokój wokół zasadniczego zakazu aborcji z tzw. względów społecznych czy na życzenie, co często w publicystyce niewłaściwie nazywane było kompromisem. Nieudana próba zmiany tego stanu prawnego może być uznana teraz przez lewicę za usprawiedliwienie dla podjęcia własnych działań przeciwko obowiązującemu prawu z próbą rozpisania referendum w tej sprawie włącznie.

Dlatego też tak ważne jest podjęcie na nowo inicjatywy konstytucyjnej ochrony życia – co zresztą zostało zapowiedziane przez premiera – ale z większym wyczuciem i lepszym przygotowaniem. Przede wszystkim niezbędne jest potraktowanie tego problemu – przynajmniej w obrębie szeroko rozumianej prawicy – w sposób ponad polityczny i pozyskanie dla idei konstytucyjnej ochrony życia przynajmniej niektórych posłów PO. Powodzenie tego przedsięwzięcia żadną miara nie może być traktowane jako dzieło i ewentualny sukces jednej partii politycznej.

Zbigniew Borowik

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej