Raportem o WSI w III Rzeczpospolitą

2013/01/16

Dawno już żaden dokument rządowy nie wywołał tylu emocji i nie stał się powodem tak ostrych podziałów politycznych w społeczeństwie. Bynajmniej nie z tego powodu, że rodacy gremialnie zasiedli do lektury blisko czterystustronicowego tekstu przygotowanego przez min. Antoniego Macierewicza, ale dlatego, że taką rangę nadały mu media, które najpierw przez dłuższy czas nakręcały zainteresowanie tym dokumentem, by już w piętnaście minut po publikacji zawyrokować jeśli nie o jego całkowitej beztreściowości, to w każdym razie o braku jakichkolwiek nowych informacji na temat funkcjonowania wojskowych służb specjalnych, nie wspominając już o gołosłowności pojawiających się w nim zarzutów.

Szybko na czoło wysunięto względy natury formalnej i cała dyskusja na temat raportu skupiła się na kwestiach, czy prezydent miał prawo utajnić w nim przed publikacją dwa nazwiska i czy przypadkiem raport ten nie ujawnia zbyt wiele na temat naszych agentów pełniących misje w różnych miejscach na świecie. Jak to jest, że raport, w którym „nie ma nic” i który stawia „same bezpodstawne zarzuty”, budzi takie emocje, że skłania byłego prezydenta RP do znieważania urzędującej głowy państwa?

Warto wiedzieć, że WSI jako następca osławionej WSW, czyli wojskowej policji politycznej, oraz Zarządu II Sztabu Generalnego (Wywiadu) były jedyną strukturą państwową przeniesioną żywcem z PRL-u bez jakiejkolwiek personalnej weryfikacji. Bez względu na to ile jest prawdy w plotce, że „nietykalność” dla WSI była niepisanym elementem umowy okrągłostołowej, pozostaje faktem, że służby te znacznie więcej uwagi poświęcały ochranianiu interesów środowisk postkomunistycznych w dokonującej się transformacji ustrojowej aniżeli bezpieczeństwu państwa.

W końcu musiało paść pytanie o odpowiedzialność za ten stan rzeczy, a przecież nawet ludzie niezbyt interesujący się polityką wiedzą, że za to, co dzieje się w wojsku, odpowiada urzędujący prezydent i minister obrony.

Widzimy więc, że o raporcie na temat WSI nie da się mówić w oderwaniu od sporu miedzy III a IV Rzeczpospolitą. Można by powiedzieć nawet więcej, że sprawa WSI to kwintesencja zarzutów wobec III Rzeczypospolitej.

Raport opisuje mechanizm inwigilacji przez WSI środowisk politycznych, próby wpływania na opinię publiczną, proceder nielegalnego handlu bronią, ingerencje na rynku paliwowo-energetycznym, a także całą masę działań na styku polityki i gospodarki, których celem było nielegalne pozyskiwanie środków finansowych na działalność własną i do celów prywatnych.

Ale największym przewinieniem, jakiego dopuściły się WSI, był brak przeciwdziałania penetracji rosyjskich służb specjalnych, które zwłaszcza w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych, kiedy Polska aspirowała do NATO, miały do spełnienia bardzo konkretne zadania wywiadowcze. Ten obszar zaniedbań opisany jest w raporcie szczególnie starannie. Okazuje się, że trzonem naszych wojskowych służb kontrwywiadowczych byli oficerowie, którzy w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych odbywali studia i różnego rodzaju szkolenia organizowane przez służby specjalne ZSRR. Jeszcze do 2006 roku w WSI pracowało kilkudziesięciu oficerów, którzy byli przeszkoleni w ramach kursów organizowanych przez GRU i KGB. Tylko wielka naiwność odpowiedzialnych za ten stan rzeczy mogła być przyczyną ignorowania wynikającego stad zagrożenia obcą agenturą. Warto tutaj zauważyć, że przez cały okres funkcjonowania WSI nie mogły się poszczycić zdemaskowaniem choćby jednego agenta. Wszystkie sukcesy na tym polu to dzieło cywilnych służb specjalnych (UOP /ABW).

Przyczyną wielkiej irytacji, jaką raport Macierewicza wywołał wśród różnych środowisk politycznych, było zdecydowane wskazanie na osoby odpowiedzialne – z racji pełnionych funkcji – za działalność Wojskowych Służb Informacyjnych. Chodzi tu przede wszystkim o prezydentów – Lecha Wałęsę i Aleksandra Kwaśniewskiego, ale także o szefów Ministerstwa Obrony Narodowej, zwłaszcza tych, którzy pozostali czynni w polityce, a wiec Janusza Onyszkiewicza, Bronisława Komorowskiego i Jerzego Szmajdzińskiego. Nie jest dziełem przypadku, że nazwiska te od ostatnich wyborów parlamentarnych kojarzą się nam z najzagorzalszymi obrońcami reżimu III Rzeczypospolitej.

Zbigniew Borowik

Artykuł ukazał się w numerze 3/2007.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej