Rodzina wielodzietna skarbem narodowym

2013/01/16

Istnieją coraz bardziej realne obawy, że Europa wymrze. Regres demograficzny zachwiał również i polskim społeczeństwem, w którym pojawia się nawet taki model: dwa+pies.

Brak zastępowalności pokoleń spowoduje nie tylko kryzys biologiczny narodu, ale również ekonomiczny i gospodarczy. Tak więc duże rodziny powinny być traktowane jako narodowy skarb i dobrze pojmowany państwowy interes. Inaczej rzecz ujmując – patriotyzm.

Polska od kilkunastu lat przeżywa silny regres demograficzny. Zdecydowaną większość interpretacji tego stanu rzeczy można znaleźć po stronie przemian społeczno – ekonomicznych zapoczątkowanych w 1989 roku.

Rodziny wielodzietne zostały najpierw zastąpione przez socjalistyczny model 2+2, który w latach 90. został wyparty przez model 2+1, czy nawet 2+pies. Dlatego też przeobrażeniom uległa definicja rodzin wielodzietnych. Dawniej demografowie za taką rodzinę, uważali małżeństwo z szóstką bądź większą liczbą dzieci. Dziś zaczyna się mówić o wielodzietności już od trójki dzieci.

Epidemia bezdzietności

Niechęć do zakładania wielodzietnych rodzin tłumaczona jest najczęściej trudnościami ekonomicznymi. Nie jest to prawdą, najwyżej jej częścią. Statystyki bowiem jednoznacznie zaprzeczają tym deklaracjom. Zwykle bywa, że im bogatsze rodziny, tym mniej dzieci. – Dzieje się tak w wyniku wymierania tak zwanego cywilizowanego świata, wysoko rozwiniętego – twierdzi dr Jacek Pulikowski, Istnieją coraz bardziej realne obawy, że Europa wymrze. Regres demograficzny zachwiał również i polskim społeczeństwem, w którym pojawia się nawet taki model: dwa+pies. znany publicysta, który od ponad 20 lat działa aktywnie w duszpasterstwie rodzin. Jego zdaniem, za taki stan rzeczy w dużej mierze odpowiedzialne jest pewne zdziczenie obyczajów, upadek moralny oraz wszechobecna „retoryka tolerancji” ewidentnych wynaturzeń. – Królujący hedonizm i indywidualizm wypierają relacje miłości, niszczą instytucję małżeństwa i co za tym idzie, dzietności – pisze Pulikowski na łamach czasopisma „Głos dla Życia”. Ponadto twierdzi on, że zakładanie rodziny jest naszym patriotycznym obowiązkiem. Niemal każde małżeństwo powinno pragnąć stać się rodziną wielodzietną również z pobudek patriotycznych.

Zdaniem Pulikowskiego winę za tak złą kondycję współczesnej rodziny i naszej narodowej dzietności ponosi także oddzielanie stosunków seksualnych od małżeństwa i uczynienie z nich rozrywki. – Dopełnia to dzieła zniszczenia – uważa publicysta związany z ruchem pro life. Dlatego też świat „wysoce rozwinięty” raczej się „zwija” na skutek wymierania jego przedstawicieli. Obecnie w „cywilizowanym świecie” panuje zawiniona epidemia niepłodności spowodowana przedwczesnym rozpoczęciem współżycia, wieloma „partnerami” seksualnymi, masowym używaniem środków antykoncepcyjnych i poronnych, aborcjami i sterylizacjami. – Potrzeba kilku pokoleń, by odwrócić dzieło zniszczenia, jakie dokonuje się na naszych oczach. Obecnie jest już ostatni moment na to, by zawrócić z drogi nieuchronnie prowadzącej do zagłady – uważa Pulikowski.

Rodziny wielodzietne szansą

Ujemny wskaźnik demograficzny Polska osiągnęła już w roku 1999. Wówczas więcej Polaków umarło, niż się urodziło. Po raz pierwszy w dziejach naszego narodu wystąpił ujemny przyrost naturalny związany nie z jakimś kataklizmem czy wojną, ale z długofalowym trendem niechęci do posiadania więcej niż dwójki dzieci w rodzinach. Przyrost naturalny malał i w kolejnych latach osiągnął najniższą wartość po wojnie. Od lat spada także tzw. współczynnik reprodukcji, który pokazuje, ile dzieci przypada na jedną kobietę w wieku rozrodczym. Jego wartość na poziomie 2,1 jest warunkiem tzw. zastępowalności pokoleń, poniżej tej wartości mamy do czynienia z wymieraniem społeczeństwa. Jest to proces długofalowy, ale bardzo trudny do odwrócenia. Poziom dzietności drastycznie spadł po 1989 roku z 2,1 do 1,2 dzieci na jedną kobietę w wieku prokreacyjnym.

W kontekście ujemnego przyrostu naturalnego szczególnego znaczenia nabiera model rodziny wielodzietnej. Choć obecnie dla wielu jest on anachroniczny, jakby nie z tej epoki. W świadomości społecznej wciąż głęboko zakorzenione są mity, podtrzymywane zresztą przez lewicową propagandę, że to wstecznictwo, patologia i obciążenie dla społeczeństwa. Obecnie coraz częściej dostrzega się, że rodziny wielodzietne mają strategiczne znaczenie dla istnienia narodu polskiego. Rodziny, w których rodzi się troje i więcej dzieci stanowią jedynie ok. 15% wszystkich rodzin. Jednak to właśnie w nich wychowuje się aż 40% polskich dzieci.

Dr Agnieszka Tombińska
matka 9 dzieci, zona ambasadora RP we Francji
Aby poradzić sobie z tak dużą rodziną, trzeba być dobrym organizatorem. Jednak każde kolejne dziecko dodaje sił. Kiedyś zapytano mnie: czy starcza mi miłości dla wszystkich dzieci? Odpowiedziałam: miłość to nie pizza, którą się dzieli na kawałki, aby dla wszystkich starczyło. Miłość rodzi się za każdym razem, kiedy przychodzi na świat kolejne dziecko.

Dodatkowe podatki

Konstanty Radziwiłł, ojciec ośmiorga dzieci, mówi o sobie, że taka duża rodzina to wielkie szczęście. Jednak dostrzega dla swojej rodziny jawną niesprawiedliwość ze strony państwa. Należą do niej nadmierne obciążenia podatkowe. – Płacimy dwukrotnie większy podatek niż inni – stwierdza Radziwiłł. Bowiem rodziny wielodzietne wychowują, kształcą i utrzymują dużo więcej dzieci niż rodziny z jednym czy dwojgiem dzieci. Rodziny wielodzietne zamiast wsparcia, są obciążane dodatkowymi podatkami – dodaje. Przykładem może być podatek VAT, którym obciążone są praktycznie wszystkie artykuły i usługi, a także opłaty stałe, które w przypadku dużych rodzin są odpowiednio większe.

O dyskryminacji ekonomicznej przekonuje również przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego dr Stanisław Kluza. Jego zdaniem rodzina z dziećmi płaci o wiele większe podatki niż osoby samotne. Obywatele, którzy nie mają dzieci nie są obciążeni tak bardzo podatkiem VAT, jak ci mający liczne potomstwo. – Jest to jawna dyskryminacja – dowodzi Kluza. – Można powiedzieć, że mamy sytuację „płacenia podatku dziećmi”, które są przez system fiskalny traktowane na równi z innymi dobrami. Prawo podatkowe traktuje więc dziecko w gruncie rzeczy jak zbędną konsumpcję – uważa Kluza. Ekonomista przypomina także, że istnieją inne koszty alternatywne, choć ukryte. Otóż małżonkowie w rodzinach wielodzietnych, których żona lub mąż nie pracują, są o wiele bardziej ulegli jako pracownicy, ponieważ ich pensja jest jedynym źródłem utrzymania dla całej rodziny. Rzadziej awansują, a ich kariera jest wolniejsza i mniej dynamiczna. Mają mniejszy manewr zawodowy, są mniej mobilni w pracy, gdyż bardziej boją się konsekwencji ryzykownych posunięć w pracy.

Demograficzne załamanie

Dzietność w Polsce spadła drastycznie po 1989 r. Starzenie się polskiego społeczeństwa radykalnie przyspieszy po 2010 r. Na przestrzeni najbliższych 25 lat liczba osób w wieku produkcyjnym przypadająca na osobę w wieku emerytalnym spadnie o 50 proc. Dalsze konsekwencje tego załamania demograficznego odczujemy około 2015 r., gdy na emeryturę odejdą osoby należące do ostatniego wyżu demograficznego. Według prognoz wówczas będziemy mieli więcej emerytów niż dzieci.

Starzenie się społeczeństwa pociąga za sobą wzrost wydatków państwa na rzecz świadczeń emerytalnych oraz opiekę zdrowotną. Nadmierne obciążenie młodych pokoleń na rzecz starszych zwiększy ryzyko „wtórnego regresu demograficznego”, ponieważ to pokolenie nie będzie miało czasu na dzieci. Można powiedzieć, że Polska wpadła w „zaklęte koło” regresu demograficznego i będzie bardzo trudno wyrwać się jej ze spirali coraz mniej licznych młodych pokoleń.

Emerytalna niesprawiedliwość

Grozi nam załamanie się systemów emerytalnych. A większość pracujących na te emerytury będzie pochodziła z rodzin wielodzietnych. Zdaniem dr. Kluzy to jest skrajna niesprawiedliwość. – Osoby bezdzietne zazwyczaj mają lepsze stanowiska zawodowe, większe zarobki. Przekłada się to później na wysokość ich emerytur – podkreśla Kluza. – Jednocześnie, gdy dzieci z dużych rodzin dorosną i rozpoczną pracę zawodową będą finansowały tych, którzy niegdyś wybrali jedynie ścieżkę rozwoju zawodowego – dodaje były minister finansów. Osoby, które zdecydowały się na założenie dużych rodzin pracują więc w ogromnej mierze na utrzymanie emerytur dla innych.

Wszyscy ekonomiści są zgodni co do tego, że rodziny wielodzietne są wielkim dobrem narodowym i gospodarczym. Pogłębienie się niekorzystnych procesów demograficznych w długim horyzoncie czasowym grozi zapaścią finansów publicznych i niemożliwością świadczenia opieki przez państwo na rzecz starszych pokoleń. Pojawi się realne ryzyko bankructwa państwa. Ekonomiści również dowodzą, że gospodarka zorientowana na konsumpcję starszych pokoleń nie inwestuje w badania i rozwój. W dłuższym okresie spowalnia, a następnie ulega odwróceniu rozwój gospodarczy.

Marek Jurek marszałek Sejmu RP
Rodziny wielodzietne powinny być silniej reprezentowane w życiu publicznym. Wówczas stosunek polityki państwa do tych rodzin byłby inny. Dlatego też należy się zastanowić nad rzeczywistym prawem wyborczym dla wszystkich obywateli. Czy prawni reprezentanci dzieci nie mogliby zagłosować w ich imieniu? Wówczas ustawodawca musiałby bardziej liczyć się z takimi rodzinami, które byłyby ogromną częścią potencjalnego elektoratu.

Dzieci – „państwowe dobro”

Państwa Europy zachodniej o wiele wcześniej niż Polska przekonały się, jak wielkie koszty społeczne ponoszą starzejące się narody. Bogate i stare kraje zachodniej Europy, chcąc uniknąć skutków załamania demograficznego, musiały się otworzyć na siłę roboczą z krajów biedniejszych. – Na razie jest to tania siła robocza, lecz za kilka pokoleń, to oni będą dyktować prawa tubylcom – uważa Jacek Pulikowski. – Demografowie w Niemczech już policzyli, że za kilkadziesiąt lat na terenie Niemiec, Turcy, którzy mają średnio 6-7 dzieci w rodzinie, będą mogli przegłosować rodowitych Niemców, którzy obecnie mają niecałe jedno dziecko w rodzinie – twierdzi Pulikowski. Dlatego też w demokratycznych warunkach Turcy będą mogli powoli przejmować władzę stanowienia niemieckiego prawa. Wówczas Niemcy przekonają się, jak wielką siłą są wielodzietne rodziny. Jednak, czy wówczas nie będzie za późno?

Artur Stelmasiak

Artykuł ukazał się w numerze 1/2007

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej