Ślad jak drogowskaz

2013/01/19

Przez wierność własnemu powołaniu stajemy się drogowskazem dla tych wszystkich zdezorientowanych i oszołomionych, którym nie starcza sił, by rozpoznać bezpieczną drogę do celu.


Co tam panie w polityce – pytali nasi antenaci, chcąc zagaić kulturalną rozmowę. „a co tam znów chcą przy rodzinie majstrować? – zapytałbym Państwa dzisiaj na początek naszej pogawędki. Państwo są oczywiście zorientowani w zagadnieniu: z jednej strony prawo klapsowe, z drugiej pomysły na regulacje brzuchonajmu, z innej jeszcze – sąd komuś dziecko zabierze i potem musi oddać… A jaka „tragedia”, że czyjaś latorośl już w pierwszej klasie, a przecież miała się nie urodzić… No, ale tu się kulturalna rozmowa kończy, bo mnie się niecenzuralne komentarze nasuwają, a nie wypada przecież…

Swoją drogą od pytania o politykę do pytania o rodzinę niewielki istnieje dystans, zdaje mi się. Bo jak popatrzeć, kto kogo wspiera i w czym, to zaraz widać, że życie dziecka nadaje się świetnie na zaostrzony kij do bicia oszołomów z przeciwnej opcji. Co tam przyzwoitość, jest okazja, to ją brać. Podobnie z klapsami: Dzieci powinny mieć prawo zawołać do domu policję, kiedy tylko uznają, że mama była niegrzeczna. Zresztą może wcale nie chodzi o politykę, tylko o zmanipulowanie życia społecznego w taki sposób, aby określone grupy zdobyły wpływ na kształtowanie prawa i rynku? I to już nie jest jedynie instrumentalne traktowanie człowieka, to się może okazać determinujące dla świata, w którym żyjemy. Dlatego tenże świat powinien nosić ślady naszej, chrześcijan, w nim obecności, a przede wszystkim ślady po których my sami idziemy. Bo rozumiem, że idziemy wspólnie po śladach Mistrza? Jeśli idziemy tymi śladami, to one się pogłębiają w miarę, jak postępuje nimi coraz większe grono naśladowców. To dzięki nim ślady Jezusa stają się widoczne dla każdego. Sęk w tym, że kiedy się spróbuje choćby leciutko zboczyć, a jeszcze takich zbaczających będzie więcej, to i ślady się zatrą jak amen w pacierzu. To ja może dla ilustracji kilka przykładów takich „zboczeń” przedstawię.

Nasz Pan tym się naraził swoim współczesnym, że znając istotę Bożej wizji człowieka i świata, nigdy nie postawił przepisów Prawa (nawet tego Prawa przez duże „P”) ponad człowiekiem. „To szabat jest dla człowieka, nie odwrotnie” – mówił (por. Mk 2,27). Idąc więc śladami Pana, każdy z nas, wierzących, powinien – zdawało by się – stawać w obronie tych, którzy nic nie mają na swoją obronę, choćby to go miało kosztować…. I bynajmniej nie chodzi tylko o ubogich i chorych; nawet nie wyłącznie o dzieci nienarodzone. Czasem są to nasi sąsiedzi albo krewni, których osądziliśmy w świetle takiego czy innego prawa. Bo się źle prowadzą albo nie chodzą do kościoła. Idę o zakład, że to wśród nich Jezus zdziałałby więcej znaków niż pomiędzy tymi, co się czują „w porządku” i „na swoim miejscu”. Odrzucenie i osąd jest więc po mojemu jednym z poważniejszych odejść od śladów Jezusa, bo trudno Go rozpoznać w Jego współczesnych uczniach, gardłujących wprawdzie przeciw aborcji, ale i nie mających często skrupułów potępiać i wykluczać tych, których przyjął ich Mistrz.

Są także ślady Jezusa pozostawione przez Niego w drodze do świątyni jerozolimskiej. Pewnie Państwo pamiętają, że On chciał zawsze być „w tym, co należy do Ojca” (Łk 2,49), a więc Królestwo Boże stawiał przed wszystkim innym. W tym również okazujemy się czasem kiepskimi naśladowcami Nauczyciela. Jest tyle „ważnych” spraw i tyle „Koniecznych” rzeczy… Okażmy sobie nieco wyrozumiałości! Tymczasem przeciwnik (Szatan – Państwo nadal w niego wierzą, prawda?) – nie traci okazji, aby wyznaczać nowe drogi, którymi prowadzi nie tylko swoich naśladowców, ale i zbłąkanych, którzy nie widząc nigdzie drogi wyznaczonej śladami poprzedników, dali się zwabić na bezdroża noszące wszelkie znamiona autostrady. I to właśnie nasza katolicka prawomyślna bylejakość otwiera bramkę wjazdową na tę autostradę … dokąd?

Jest jeszcze jeden ślad należący do drogi Jezusa. To ślad powołania czyli tego, co stanowi o sensie życia każdego z nas. Odkrywając w sobie owo powołanie i decydując się je przyjąć, obojętnie – w małżeństwie czy w dziewictwie dla Królestwa – przez wierność temuż powołaniu stajemy się „znakiem drogowym” i pewną wskazówką dla zdezorientowanych i oszołomionych, którym często nie starcza sił, aby rozpoznać bezpieczną i pewną drogę do celu. Aby więc nas i innych z nami nie pochłonęły rozmaite grupy wpływów oraz kolejne polityczne jatki i by się świat nie ugiął przed coraz to innymi partyjnymi i rynkowymi prorokami, stawiajmy nasze kroki uważnie, po śladach, które wszak jeszcze nie zupełnie się zatarły.

Robert Hetzyg

Artykuł ukazał się w numerze 10/2009.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej