Spór o rurę i historię

2013/01/17

Iskrzy, zgrzyta, kuleje… -– tak najczęściej w ostatnich latach komentatorzy określali stosunki Polski z Niemcami.

Polityka rządzi się innymi prawami, niż zwyczajne życie w przygranicznych miasteczkach. Tam łatwiej zapomina się o tym, co kiedyś dzieliło. Liczy się to, co jest teraz: wspólnie prowadzone interesy, inwestycje, kontakty kulturalne… O politycznych niuansach nie myślą właściciele przygranicznych sklepów w Słubicach czy Kostrzynie, którym niemieccy klienci napędzają koniunkturę. Nie pamiętali o nich mieszkańcy Nowego Warpna, gdy 1 maja tradycyjnie już spotkali się z mieszkańcami sąsiedniego Rioeth na wspólnym nabożeństwie ekumenicznym, a potem na Sąsiedzkim Festynie Granicznym. Nie są przeszkodą w działalności Polsko- Niemieckiego Forum Wymiany Młodzieży.

Polacy, zapytani przez CBOS, jak oceniają stosunki polskoniemieckie, w większości uznali je za ani dobre, ani złe. Zaledwie 4 proc. kategorycznie oceniło je jako złe. Jednak we wzajemnych kontaktach wciąż przeszkadzają nam stereotypy i tragiczna historia. Z badań Instytutu Spaw Publicznych wynika, że dwie trzecie Niemców nigdy nie było w naszym kraju, ale Polska kojarzy im się przede wszystkim z kradzieżami samochodów i przestępczością. Z kolei prawie połowa ankietowanych Polaków uważa, że Niemcy mogą w przyszłości stanowić dla Polski zagrożenie gospodarcze.

Coraz gorzej

Kiedy w listopadzie 2005 r. kanclerzem Niemiec została Angela Merkel, wszyscy spodziewali się ocieplenia stosunków z Polską. Niecały miesiąc później, także w Polsce nastąpiły polityczne zmiany: prezydentem został Lech Kaczyński. Światowe media zastanawiały się wtedy, jak będą układać się stosunki nowych władz Polski i Niemiec, czy Lech Kaczyński nadal będzie chciał liczyć straty wojenne (jak robił to jako prezydent Warszawy) i wyrównywać dawne porachunki.


Ani dobre, ani złe – tak oceniają Polacy stosunki między Polską a Niemcami
Fot. www.prezydent.pl

To mogłoby pogorszyć już wtedy nie najlepszy klimat rozmów. Bo konflikty zaczęły się jeszcze przed epoką braci Kaczyńskich. Spór o Centrum przeciwko Wypędzeniom wybuchł w 2002 r. Później było jeszcze gorzej: Polskę i Niemcy poróżniła wojna w Iraku, stosunek do Rosji, sprawa odszkodowań i reparacji wojennych oraz gazociąg bałtycki.

Dlaczego więc jesienią 2005 r. gazety pisały, że stosunki polskoniemieckie są najgorsze od czasów wojny? W czasie obustronnych kontaktów polityków stare problemy odżyły. Do nich doszły kolejne, które tylko podgrzały atmosferę. Największym z nich był spór o Gazociąg Północny, który ma przebiegać dnem Bałtyku z Rosji do Niemiec, z pominięciem Polski.

Rura dzieli

Gazociąg bałtycki nie był pomysłem Angeli Merkel. Zresztą przez dłuższy czas nikt nie wierzył, że inwestycja może dojść do skutku, chociaż politycy wyznaczali datę jej powstania na 2007 r. Komentatorzy twierdzili nawet, że politycy używają jej jako straszaka na kraje nadbałtyckie, w tym Polskę, które w tym rozdziale miały być pominięte. Jej realizacja wydawała się mało prawdopodobna ze względu na duże koszty (1200 km rury ma kosztować 12 mld dolarów), a także z powodu silnego oporu państw nadbałtyckich i ekologów.

Umowę z Rosją w sprawie gazociągu podpisał dosłownie w ostatnich dniach swego urzędowania poprzednik Merkel kanclerz Gerchard Schröder, który o prezydencie Rosji mówił: „mój przyjaciel Władimir Putin”. Zresztą Schröder, zaraz po zakończeniu kariery politycznej, został szefem rady nadzorczej w spółce budującej gazociąg.

Merkel odziedziczyła kontrowersyjną inwestycję. W rozmowach z polskimi politykami niemiecka kanclerz ucinała temat gazociągu mówiąc, że jest to inwestycja już w trakcie realizacji i tym samym dając do zrozumienie, że nic w tej sprawie nie można już zmienić. Europa

Niemcy nie widzą politycznego problemu rury. Podczas ubiegłorocznego Zjazdu Gnieźnieńskiego, były kanclerz Niemiec Helmut Kohl przekonywał, że gazociąg nie oznacza tworzenia osi Moskwa-Berlin. „To tylko biznes” – dodawał.

Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że strona rosyjska liczy nie tylko na zyski gospodarcze, ale także polityczne. Tuż po pomarańczowej rewolucji na Ukrainie, Putin powiedział, że budowa gazociągu przez Bałtyk miałaby na celu uniezależnienie się od „niestabilnych państw tranzytowych”. Uniezależnienie w rosyjskim rozumieniu znaczy przejęcie kontroli nad kurkami gazociągu jamalskiego, które po powstaniu bałtyckiej nitki, będzie można bez oporów przykręcać.

Jeszcze niedawno Rosja tłumaczyła, że popyt na gaz w północno-wschodnich Niemczech jest za mały, by budować już dawno planowaną drugą nitkę gazociągu jamajskiego (miała powstać do 2001 r.). Teraz okazuje się, że nie ma przeszkód w budowaniu w te same rejony Niemiec rury, która kosztować będzie nieporównywalnie drożej i która dostarczać będzie mniej gazu, niż robiłby to drugi gazociąg jamalski. Ale i w tym przypadku Niemcy wykazały zrozumienie dla polskich obaw. „Dostęp do gazociągu powinien być otwarty także dla krajów trzecich” – mówiła Merkel. W nieformalnych rozmowach Niemcy nie wykluczają budowy odnogi gazociągu do Szczecina.

Na lepszy początek

Końcówka roku 2005 była dla Polaków miłą niespodzianką. Podczas ustalania budżetu Unii Europejskiej na lata 2007–2013 dosłownie w ostatniej chwili Angela Merkel zrzekła się na rzecz Polski 100 mln euro. Pieniądze mają być przeznaczone na rozwój pięciu najbiedniejszych wschodnich województw. Niemiecka kanclerz wyraźnie podkreśliła, że podjęła tę decyzję, by polepszyć stosunki między Berlinem i Warszawą.

„Nasz stosunki są zatrute – mówił na Zjedzie Gnieźnieńskim . bp Josef Homeyer, ordynariusz niemieckiej diecezji Hildelsheim. – Jest to najważniejsza przeszkoda, którą musimy pokonać. Trzeba walczyć ze złymi stereotypami i oczyścić naszą pamięć. Tylko tak osiągniemy pojednanie”. Europa

Nie na długo to się udało, bo w ubiegłym roku wzajemne kontakty psuła wciąż dzieląca nas historia. Polsce nie podobało się, że rząd Merkel zwiększył o około milion euro dotację z budżetu na działalność kulturalną niemieckich ziomkostw, chociaż poprzednie rządy zmniejszały środki na ten cel. Wydawało się jednak, że w marcu klimat do rozmów o przeszłości stał się bardziej przychylny. Podczas wizyty w Niemczech prezydent Lech Kaczyński rozmawiał na ten temat z panią kanclerz oraz z prezydentem Niemiec Horstem Köhlerem. Polski prezydent wyjaśnił nasze obawy w stosunku do Centrum przeciwko Wypędzeniom, które chce w Berlinie budować Erika Steinbach, przewodnicząca niemieckiego Związku Wypędzonych. Polska uważa, że budowa tego centrum będzie sprzyjać relatywizacji historii i „wybielaniu” winy Niemców. Poparła natomiast powstanie europejskiej sieci przeciw wypędzeniom, czyli systemu miejsc, upamiętniających problem wypędzeń w Europie.

Wypędzeni i roszczenia

W połowie ubiegłego roku prawdziwą burzę wywołała berlińska wystawa: „Wymuszone drogi. Ucieczka i wypędzenie w Europie XX wieku”, przygotowana przez Erikę Steinbach. Rząd polski oficjalnie uznał ją za antypolską, ponieważ uwypuklała krzywdy Niemców i sugerowała, że byli oni takimi samymi ofiarami czystek etnicznych jak na przykład Żydzi, Bośniacy czy Ormianie. Zdaniem krytyków wystawa pomijała fakt, że to Niemcy byli agresorami i twórcami zbrodniczego systemu.

Ówczesny prezydent Warszawy, Kazimierz Marcinkiewicz, odwołał zapowiadaną wizytę w Berlinie z okazji 15. rocznicy podpisania umowy pomiędzy stolicami Polski i Niemiec. Według Marcinkiewicza mogła być „nieodpowiednio wykorzystana”. Jego zdaniem wystawa to kolejny krok do zbudowania w Berlinie Centrum przeciwko Wypędzeniom. Zresztą nie kryła tego także sama jej twórczyni.

Mimo że wystawa była prywatną inicjatywą Eriki Steinbach, szefowa Związku Wypędzonych zadbała o to, by uzyskać dla niej rządzących polityków. Na jej otwarciu przewodniczący niemieckiego Bundestagu, Norbert Lambert, nazwał ją widocznym znakiem upamiętniającym los 12 mln niemieckich obywateli, wypędzonych po wojnie ze swoich rodzinnych stron.

Steinbach chciała też wykorzystać do własnych celów udział prezydenta Niemiec w „Dniu stron ojczystych” – corocznej imprezie Związku Wypędzonych. Zaapelowała, by ustanowiono narodowy dzień wypędzonych, jednak prezydent nie poparł tej propozycji. Premier Jarosław Kaczyński ostro zareagował na udział niemieckiego prezydenta w święcie wypędzonych, może nawet zbyt ostro w stosunku do okoliczności. Bowiem Köhler wykorzystał tę okazję, by powiedzieć członkom związku, że pierwotną przyczyną niewątpliwych cierpień niemieckich uciekinierów był wybuch . II wojny światowej rozpoczętej przez Niemcy. Zaznaczył też wyraźnie, że nie ma w Niemczech niszczącej siły, która chciałaby zreinterpretować historię.

Ale to nie był koniec problemów z przeszłości. W grudniu ubiegłego roku do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka wpłynęły skargi 22 Niemców, związanych z Powiernictwem Pruskim, przeciwko państwu polskiemu. Roszczenie Niemców wysiedlonych z Polski po II wojnie od dawna psują wzajemne relacje Polski i Niemiec. Teraz jednak problem stanął na arenie międzynarodowej. Minister Anna Fotyga zadeklarowała chęć przystąpienia strony polskiej do „poważnych rozmów” z Niemcami. Atmosfera polityczna znów się zwarzyła.

Artykuł ukazał się w numerze 06/2007.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej