Stulecie ekonomicznej prosperity

2014/07/11

Mit dziewiętnastowiecznego „wilczego” kapitalizmu, który wyzyskiwał robotników, ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Okres od Kongresu Wiedeńskiego do I wojny światowej to czas szybkiego rozwoju i wzrostu dobrobytu całych rzesz społecznych.

Przed I wojną światową państwo wydawało znacznie mniej pieniędzy niż obecnie. We Francji wydatki publiczne nie przekroczyły 15% PKB, a w Wielkiej Brytanii w II  połowie XIX w. wahały się pomiędzy 7 a 11% PKB. W USA w 1902 r. wydatki federalne stanowiły zaledwie 3,2% dochodu narodowego, a razem z wydatkami stanowymi – 9,3%. Podatki wzrastały tylko na czas wojny, a po jej zakończeniu wracały zwykle do wysokości wyjściowej. Stawki pierwszego wprowadzonego w 1799 r. w Wielkiej Brytanii PIT-u wynosiły od 0,83% do 10% dochodów. Kiedy w 1913  r. w USA wprowadzono podatek dochodowy, jego najwyższa stawka wynosiła 7% (najniższa 1%). Dziś najniższe stawki w progresywnym podatku dochodowym rzadko wynoszą 10%, najwyższe często przekraczają 50% dochodów, a jest to tylko jeden z wielu podatków, jakie płacimy.

XIX-wieczny dobrobyt

W przeciwieństwie do współczesnych, nic niewartych papierowych środków płatniczych, pieniądz oparty o złoto czy srebro był warty tyle, ile kruszec, z którego został zrobiony. Akceptowany na całym świecie standard złota hamował wydatki publiczne. Państwo nie mogło wydawać więcej, niż zebrało z podatków, ani okradać ludzi przez inflację (drukowanie pieniędzy), tak jak dzieje się dzisiaj w niemal wszystkich krajach. Ten system zapobiegał ingerencji państwa w rynek za pomocą polityki pieniężnej. Choć pierwsze banki centralne powstały w XVII w. (by kosztem społeczeństw kontrolować, czyli fałszować pieniądze na korzyść polityków), to ostatecznie standard złota został zniesiony przez USA dopiero w 1933 r.

W XIX w. robotnik mógł z jednej pensji utrzymać siebie, niepracującą żonę i gromadkę dzieci. Czy za dzisiejszą polską średnią krajową (2865 zł) ojciec rodziny byłby w stanie utrzymać siebie, żonę i piątkę dzieci? A przecież przeciętny pracownik rzadko osiąga taką wypłatę. To efekt nadmiernego obciążenia fiskalnego – każdy pracownik oprócz rodziny ma na utrzymaniu armię urzędników i nierobów. Na początku XIX w. „wyzyskiwany” chłop pańszczyźniany pracował średnio 190 dni w roku i mógł za to utrzymać wieloosobową rodzinę (szacuje się, że państwu i właścicielowi ziemi oddawał 30% tego, co wypracował), podczas gdy teraz pracownik pracuje 251 dni w roku i często za zarobione pieniądze sam nie jest w stanie się utrzymać powyżej minimum socjalnego!

Rozwój gospodarczy w XIX w. był oszałamiający. W latach 1882–1912 produkcja rolna w Niemczech wzrosła o 71%, w Danii – o 56%, a w Wielkopolsce – aż o 300%. Przed I wojną światową na ziemiach polskich produkcja rolna na głowę mieszkańca była prawie 4 razy wyższa w porównaniu do przełomu XVIII i XIX w., a produkcja przemysłowa zwiększyła się 20-krotnie. W latach 1855–1913 wydobycie węgla kamiennego na Górnym Śląsku wzrosło z niecałych 2 mln ton do 52 mln ton, czyli ponad 25-krotnie. Z kolei w latach 1884–1913 liczba pracowników przemysłu metalowego i maszynowego w Królestwie Polskim zwiększyła się 9-krotnie. Pomiędzy 1865 a 1913 r. średnioroczne tempo przyrostu produkcji przemysłowej na ziemiach polskich sięgnęło 5% (w Niemczech 4%, a na Węgrzech – 4,2%). W Królestwie Polskim wartość produkcji przemysłowej wzrosła z 67 mln rubli w 1871 r. do 1200 mln rubli w 1914 r. W Wielkiej Brytanii dochód narodowy wzrósł w XIX w. 7-krotnie, a indeks cen towarów konsumpcyjnych spadł o 57%. W latach 1860–1914 w USA produkcja przemysłowa wzrosła 18-krotnie, dochód narodowy w latach 1868–1913 zwiększył się prawie 5-krotnie.

Między r. 1800 a 1850 płace realne w Wielkiej Brytanii podwoiły się i ponownie stało się to między 1850 a 1900  r. Ponieważ w tym czasie nastąpił 4-krotny wzrost liczby ludności, całkowity wzrost płac w ciągu jednego stulecia wyniósł 1600%. W połowie XIX w. także na ziemiach polskich stale rosły wynagrodzenia robotników. Na Śląsku wielu przedsiębiorców oferowało wyższe wynagrodzenia od tych narzuconych przez Urząd Górniczy. W latach 1889–1912 wynagrodzenia w hutach żelaza wzrosły o 86%, a w hutach cynku – o 74%. Równocześnie szybko zwiększała się liczba ludności na ziemiach polskich – z 17 mln do 30 mln w latach 1870–1914. Dziś możemy zapomnieć o takim wzroście dobrobytu, wynagrodzeń i liczby ludności. Liczy się tzw. rozwój zrównoważony, czyli redystrybucja dochodu narodowego przez państwo i ogólne równanie w dół.

Prywatny socjal

XIX-wiecznych robotników nie obejmowało żadne ustawodawstwo socjalne czy ochrony pracy. Nie było płacy minimalnej i nikt nie ograniczał godzin pracy. Robotnicy pracowali dziennie po 12 (i więcej) godzin (w tym czasie mieli godzinną przerwę na posiłek, przerwy na modlitwę, przygotowanie się do pracy i sprawdzenie obecności), ale dziś przedsiębiorcy pracują po 15 godzin dziennie, by utrzymać swój biznes, obciążany regulacjami i koniecznością płacenia na biurokratów „pracujących” 8 godzin dziennie. Ale czy ustawodawstwo socjalne było potrzebne, skoro średnie bezrobocie w Wielkiej Brytanii i USA w latach 1881–1920 wynosiło zaledwie 4,6%? Mało tego, w połowie XIX w. w miastach Galicji czy Górnego Śląska przedsiębiorcy odczuwali brak siły roboczej, a wtedy robotnicy nie musieli pracować na setki tysięcy zbędnych urzędników, jak to jest obecnie. W Wielkiej Brytanii państwo zatrudniało na stanowiskach rządowych od 0,6% do 1% siły roboczej, podczas gdy aktualnie (włączając w to przedsiębiorstwa państwowe) jest to około 30%.

Socjal nie był państwowy, lecz dostarczany przez fabrykantów. Nie płacili oni tak wysokich podatków (w najbardziej fiskalnej Galicji stopa podatkowa wynosiła około 12%), jak obecnie i dzięki temu więcej pieniędzy mogli przeznaczać na wydatki socjalne. Aby zatrzymać u siebie robotników i przyciągnąć nowych, powszechne było budowanie przez polskich przedsiębiorców przyfabrycznych osiedli ze szkołami, szpitalami i domami kultury czy świadczenie pomocy w postaci kas pożyczkowych i oszczędnościowych. W Łodzi osiedla dla pracowników budowali „królowie bawełny”, a na Górnym Śląsku pionierem ich budowy jeszcze w I połowie XIX w. był „król cynku” Karol Godula. W zakładach funkcjonowały łaźnie, szpitale (często z darmowymi lekami) i stołówki dla robotników. Przemysłowcy, którzy nie utrzymywali przyzakładowych szpitali, współfinansowali budowę szpitali publicznych (także psychiatrycznych) i płacili za leczenie pracowników.

Zanim wprowadzono emerytury, starszymi osobami opiekowała się najbliższa rodzina. Dlatego ludzie chcieli mieć dużo dzieci jako zabezpieczenie na przyszłość. Taki system cementował rodzinę, a nie uzależniał od państwa, jak to jest obecnie.

Fabrykanci finansowali także budowę domów opieki społecznej, przytułków, tanich kuchni i uczelni (np. Politechniki Warszawskiej). Fundowali stypendia i letni wypoczynek dla dzieci z ubogich rodzin. Na ziemiach polskich, szczególnie w pierwszej dekadzie XX w., bardzo szybko wzrastała liczba prywatnych i społecznych szkół. Około 1900 r. w zaborze pruskim praktycznie nie było analfabetów. Przemysłowcy, a także ich żony czy córki często organizowali bale i koncerty dobroczynne lub wstępowali do towarzystw filantropijnych. Istniejące w XIX w. na ziemiach polskich kasy brackie, które były rodzajem wzajemnych ubezpieczeń, za składkę w wysokości 1% zarobków płaciły za leczenie, renty i zasiłki w razie bezrobocia czy kalectwa górnikom i ich rodzinom. Przemysłowcy finansowali także działalność kulturalną: teatry, filharmonie (tak powstała Filharmonia Narodowa w Warszawie), chóry, orkiestry i biblioteki.

Jak pisze w książce Od Adama Smitha do bogactwa Ameryki amerykański politolog Alvin Rabushka, XIX-wieczna „polityka silnego pieniądza [opartego o złoto], niskich podatków, wolnego handlu oraz minimalnego poziomu wydatków i regulacji rządowych przyniosła bogactwo i wzrost poziomu życia”. Zdaniem Juliusza Łukasiewicza „w ciągu 60 lat poprzedzających I wojnę światową nastąpił olbrzymi postęp we wszystkich dziedzinach życia Polaków. Początek tego okresu i jego koniec to właściwie dwie różne epoki – inna stopa życiowa przeważającej części społeczeństwa polskiego i inne zabezpieczenie trwałości życia ludzkiego”. Co symptomatyczne, „szybki wzrost gospodarczy powodował proporcjonalnie szybszy wzrost dochodów rodzin o niższych dochodach niż rodzin o wyższych dochodach, szczególnie że te pierwsze nie płaciły podatku dochodowego”.

Aktualnie w Polsce podatek dochodowy płacą wszyscy pracujący, bo kwota wolna od podatku jest na bardzo niskiej wysokości 3091 zł rocznie. Warto dodać, że w XIX w. w Europie istniała wolność osiedlania się i pracy w dowolnym kraju, nie jest to więc zasługa wyłącznie czasów współczesnych.

 

Tomasz Cukiernik/kw

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej