Sztuka w obliczu Tajemnicy

2013/01/21

Coraz mniej mówimy o istocie sztuki, która po stuleciu nieustannych eksperymentów artystycznych znikła wręcz z życia społecznego, dzieląc los niemal całej humanistyki. Kto dzisiaj słucha poetów, artystów i filozofów? Nawet najbardziej uniwersalna rola poezji jako odnowicielki języka bywa przyjmowana ze wzruszeniem ramion. Sztuka wydaje się dzielić los filozofii, jak to ukazał Jan Paweł II w encyklice Fides et ratio – Wiara i rozum (199 8). Nie znajdując oparcia w wierze, współczesna filozofia zatraciła swój optymizm poznawczy, niby człowiek epoki kryzysu światopoglądowego z przełomu XVI i XVII wieku, pozostaje „wątła, niebaczna, rozdwojona w sobie”, niekiedy bliższa już psychologii niż dawnej królowej nauk.

Czy więc możliwy jest powrót do czasów – jak pisał poeta – „kiedy czytano tylko mądre książki, pomagające znosić ból albo nieszczęścia”. O proste powroty raczej nie jest łatwo. Niemniej jednak warto przytoczyć starą mądrość: gdy przekonamy się, że zgubiliśmy drogę, dobrze jest cofnąć się do pierwszego rozpoznawalnego znaku na chwilę namysłu i spróbować raz jeszcze.

Niewysłuchany głos Jana Pawła II

W ostatnich dziesięcioleciach minionego stulecia nikt więcej nie zrobił dla poezji, w ogóle dla sztuki niż Jan Paweł II, żałować jedynie należy, że jego głos nie został wystarczająco uważnie wysłuchany. Oto bowiem powstała sytuacja ze wszech miar wyjątkowa. Wielki myśliciel i autorytet moralny, kapłan, teolog i filozof, a przy tym poeta, co ważne – nieuczestniczący w dwudziestowiecznych sporach artystycznych, powiedział szereg ważnych zdań na temat twórczości artystycznej, ze wszech miar zasługujących na uwagę. Najwcześniej uczynił to w odniesieniu do poezji.

Podczas pracy nad rozprawą doktorską poświęconą św. Janowi od Krzyża, starał się rozstrzygnąć, dlaczego Doktor Mistyczny poprzedził każdą z ksiąg Drogi na górę Karmel tekstem poetyckim, pisząc: „Poezja ułatwiła Autorowi niewątpliwie wiele w tej dziedzinie, która ani w ramach potocznego prozaicznego języka, ani w więzach ściśle naukowej terminologii nie da się współrzędnie wyjaśnić.” Jednoznacznie opowiedział się tym samym za przekonaniem, że są prawdy, które może wyrazić jedynie poezja. Stąd jej marginalizacja, jaka zaczęła się od oświecenia, przyniosła o wiele głębsze skutki, niż to się powszechnie sądzi. Ani język potoczny, ani naukowy nie jest w stanie ukazać choćby istoty miłości. Zabrzmi to może ryzykownie, ale jestem przekonany, że to, co się stało z miłością dosłownie na naszych oczach, jest wynikiem tego właśnie procesu.

Poeci nierzadko stają – by przytoczyć słowa Karola Wojtyły-poety – „w obliczu prawd, / dla których brakuje [… ] słów, brakuje gestu i znaku”, czując jednocześnie, że „żadne słowo, gest ani znak – / nie uniesie całego obrazu, w który wejść muszą samotni…” I podejmują wówczas niepojęty dla innych wysiłek takiego zestawienia, połączenia słów, aby jakaś cząstka „niewyrażalnego” objawiła się niby w epifanii, jak choćby to uczynił Krzysztof Kamil Baczyński w takiej frazie: „wtedy obejmą ramiona więcej niż można objąć kochając jedno ciało”. W prosty sposób wyraził tym samym najważniejszą prawdę o miłości – że zawsze jest większa od człowieka, bo cała pochodzi od Boga.

Jan Paweł II znał trud artysty, mógł więc w wciąż niedoczytanym, niezwykłym posłaniu, Liście do artystów napisać: „Czuję się z wami związany doświadczeniami z odległej przeszłości, które pozostawiły niezatarty ślad w moim życiu.” Zanim wybrał drogę uczonego, zgłębiającego wiedzę poprzez systematyczne studia naukowe, miał za sobą liczne próby poetyckie, traktując – o czym już tu była mowa – poznanie poetyckie jako współrzędne w stosunku do innych metod poznania. Ile potrafił powiedzieć w ten sposób o spotkaniu z Bogiem, nie dopowiadając niczego do końca:

Ktoś się długo pochylał nade mną. Cień nie ciążył na krawędziach brwi. Jakby światło pełne zieleni, jakby zieleń, lecz bez odcieni, zieleń niewysłowiona, oparta na kroplach krwi. To nachylenie dobre, pełne chłodu zarazem i żaru, które się we mnie osuwa, a pozostaje nade mną, chociaż przemija opodal – lecz wtedy staje się wiarą i pełnią.

Tylko w języku poetyckim było to możliwe! Suma niepewności – by tak powiedzieć – dała pewność wyrażoną z wielka prostotą (nie po raz pierwszy pada to określenie) w zdaniu-puencie: „w tej ciszy unoszę nad sobą nachylenie Boga”.

W innych fragmentach młodzieńczego poematu mistycznego Pieśń o Bogu ukrytym potrafił autor sięgnąć słowem poetyckim w niedostępną dla człowieka przestrzeń „sprzed stworzenia”, gdy był dopiero zamysłem Boga:

O, czuć tę chwilę nicości, tę chwilę sprzed stworzenia – I nie odstępować jej nigdy, jak nie odstępuje się cienia.

Powracać ciągle w ten czas, gdy utulony tylko Twoją Myślą, niewinność większą niż dziecko i głębszą miałem przejrzystość.

I w tym przypadku nie sposób nie zwrócić uwagi na prostotę środków wyrazu: „nie odstępować […] jak nie odstępuje się cienia” czy „niewinność większą niż dziecko […] miałem”. Ale pojawiają się też i prawdziwie wyrafinowane metafory: „ten czas, gdy utulony tylko Twoją Myślą”. Autor jednak i w tym przypadku jest jak najdalszy od chęci olśnienia swoją sztuką, inaczej nie sposób wyrazić ty mistycznych treści.

Artysta współuczestnikiem Boskiego dzieła Stworzenia

W kontekście choćby tych zacytowanych strof jakże przekonywująco brzmią już pierwsze zdania otwierające List do artystów:

„Nikt nie potrafi zrozumieć lepiej niż wy, artyści, genialni twórcy piękna, czym był ów pathos, z jakim Bóg u świtu stworzenia przeglądał się dziełu swoich rąk. Nieskończenie wiele razy odblask tamtego doznania pojawiał się w waszych oczach, artyści wszystkich czasów, gdy zdumieni tajemną mocą dźwięków i słów, kolorów i form, podziwialiście dzieła swego talentu, dostrzegając w nich jakby cień owego misterium stworzenia, w którym Bóg, jedyny Stwórca wszystkich rzeczy, zechciał niejako dać wam udział.

Tak dobitne podkreślenie udziału każdego artysty w Boskim dziele stworzenia powinno uświadomić twórcom, że zostało to im nie tyle dane, co zadane. Kto wiele otrzymał, od tego wiele się wymaga. I tak też dawniej rozumiano istotę owego wyjątkowego daru. Adam Mickiewicz, świadomy swojej wielkości, wołał: „Silniejszy jestem, cięższą dajcie mi zbroję.”

Ponadto Ojciec Święty, niby sumienny filolog, sięgnął po dwa bliskie sobie, a przecież dalekie od identyczności słowa, by uświadomić adresatom Listu ważną różnicę:

„Pierwsza stronica Biblii ukazuje nam Boga jako poniekąd pierwowzór każdej osoby, która tworzy jakieś dzieło: w człowieku twórcy znajduje odzwierciedlenie Jego wizerunek Stwórcy. Tę więź ukazuje szczególnie wyraźnie język polski dzięki pokrewieństwu między słowami ťstwórcaŤi ťtwórcaŤ.

Jaka jest różnica między ťstwórcąŤ a ťtwórcąŤ? Ten, kto stwarza, daje samo istnienie, wydobywa coś z nicości – ex nihilo sui subiecti, jak mówi się po łacinie – i ten ściśle określony sposób działania jest właściwy wyłącznie Wszechmogącemu. Twórca natomiast wykorzystuje coś, co już istnieje i czemu on nadaje formę i znaczenie. Taki sposób działania jest właściwy człowiekowi jako obrazowi Boga. [… ]

Dlatego artysta, im lepiej uświadamia sobie swój ťdarŤ, tym bardziej skłonny jest patrzeć na samego siebie i na całe stworzenie oczami zdolnymi do kontemplacji i do wdzięczności, wznosząc do Boga hymn uwielbienia. Tylko w ten sposób może do końca zrozumieć samego siebie, swoje powołanie i misje.”

Moralna strona sztuki

Jan Paweł II z całą mocą podniósł też coraz mniej postrzeganą dzisiaj, czy wręcz zapomnianą, moralną stronę osobowości artysty:

„Tworząc dzieło, artysta wyraża bowiem samego siebie do tego stopnia, że jego twórczość stanowi szczególne odzwierciedlenie jego istoty – tego kim jest i jaki jest. […] Artysta bowiem, kiedy tworzy, nie tylko powołuje do życia dzieło, ale przez to dzieło jakoś także objawia swoją osobowość. […] Poprzez swoje dzieła artysta rozmawia i porozumiewa się z innymi. Tak więc historia sztuki nie jest tylko historią dzieł, ale również ludzi.”

Nawiązując zaś do jakże bliskiego sobie Cypriana Norwida, wskazał na rolę piękna, które – jak pamiętamy – „na to jest, by zachwycało / Do pracy – praca, by się zmartwychwstało”.

To kolejny ważny aspekt Listu. Jan Paweł II opowiada się po stronie piękna, które „jest […] poniekąd widzialnością dobra, tak jak dobro jest metafizycznym warunkiem piękna”. A już przypomnienie, że na artyście ciążą pewne powinności służenia talentem bliźniemu i całej ludzkości, świadczy, że papież potraktował swoje posłanie z całą powagą, nie unikając zarówno spraw trudnych, jak i w świadomości wielu współczesnych artystów dawno przebrzmiałych.

Za naturalną niejako konsekwencję tych uwag należy uznać szerokie nakreślenie tysiącletnich związków sztuki i chrześcijaństwa:

„Od narodzenia po Golgotę, od przemienienia po zmartwychwstanie, od cudów i nauczania Chrystusa po wydarzenia opisane w Dziejach Apostolskich lub zapowiadane w Apokalipsie w ujęciu eschatologicznym – niezliczoną ilość razy biblijne słowo stawało się obrazem, muzyką, poezją, wyrażając językiem sztuki tajemnicę ťSłowa, które stało się ciałemŤ.”

Bo tak jak miłość, mająca swoje źródło w Bogu, nieskończenie przerasta człowieka, tak tez „każda autentyczna inspiracja artystyczna wykracza […] poza to, co postrzegają zmysły, i przenikając rzeczywistość, stara się wyjaśnić jej ukrytą tajemnicę”, czyli dotknąć transcendencji.

Waldemar Smaszcz

Artykuł ukazał się w numerze 04/2010.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej