Wiara czyni zdrowszym

2013/01/15

„Po długich badaniach naukowcy amerykańscy ustalili, że modlitwa odmawiana za chorych – przynajmniej przez osoby obce – nie skutkuje jako metoda leczenia, wbrew popularnym w niektórych kręgach w USA wierzeniom” – depesza Polskiej Agencji Prasowej podana w pierwszą rocznicę śmierci Jana Pawła II nie pozostawia żadnych złudzeń: wiara w to, że modlitwa o czyjeś zdrowie może być skuteczna, pozostaje jedynie pobożnym życzeniem. Dzień później ta sama Agencja: „Praktyki religijne przedłużają życie”. Gdzie leży prawda?

Fot. Tomasz Gołąb

Naukowcy pod kierunkiem dr. Herberta Bensona, kardiologa z Mind/Body Medical Institute pod Bostonem, prowadzili przez 10 lat badania ponad 1800 pacjentów po operacjach serca. Badania sfinansowała konserwatywna organizacja John Templeton Foundation, wydając na nie 2,4 mln dolarów; prawie drugie tyle dołożył rząd Stanów Zjednoczonych. Badanych pacjentów podzielono na trzy grupy: w jednej znaleźli się chorzy, za których odmawiano modlitwy, w drugiej ci, za których się modlono, ale nie powiedziano im o tym, a w trzeciej pacjenci, za których odmawiano modlitwy za ich wiedzą.

Okazało się, że chorzy, za których się modlono, nie wykazali wcale szybszej poprawy po operacjach bypassów, niż pacjenci nie wspierani modlitwą. U tych, którym powiedziano, że ktoś się za nich modli, wystąpiły nawet większe komplikacje pooperacyjne.

– Przyznam, że choć byłem słabej wiary, to jeszcze bardziej teraz będę miał kłopot, żeby zaufać Bogu i powrócić do modlitwy. Skoro miliony najbardziej gorliwych katolików nie było w stanie wymodlić zdrowia papieża… – skomentował pewien użytkownik internetu.

Sanktuaria to nie kliniki

Wiara i modlitwa są lekarstwem. To już nie tylko teoria, ale poważne badania, głównie amerykańskie, stwierdzające, że osoby głęboko religijne nie tylko żyją dłużej, lecz także są bardziej podatne na niewytłumaczalne, nagłe uzdrowienia.

W każdym z blisko 500 sanktuariów maryjnych w Polsce jedną z najczęściej powtarzających się próśb to modlitwa o uzdrowienie swoje lub swoich bliskich. Od stuleci kustosze prowadzą „Księgę łask”, w których można wyczytać o cudownych uzdrowieniach. W wielu z nich, obok cudownych wizerunków wiszą obok wotów, laski i kule…Ale sanktuariów nie można traktować jak klinik.

Od kilkunastu lat w kościele pw. Matki Bożej Różańcowej na Służewie w Warszawie dominikanie raz w miesiącu prowadzą modlitwę o uzdrowienie. Podczas nich można być świadkiem niezwykłych wydarzeń, ale wszyscy wiedzą, że najważniejsze jest to, czego nie widać – uzdrowienie wewnętrzne, prawdziwe, głębokie nawrócenie człowieka do Boga.

Niemal tego samego dnia, gdy pojawiła się informacja o nieskuteczności modlitw o zdrowie, ks. prał. Sławomir Oder, postulator w procesie beatyfikacyjnym Ojca Świętego potwierdził, że cudowne uzdrowienie za wstawiennictwem Jana Pawła II, będące od 17 marca przedmiotem badań rzymskiego trybunału beatyfikacyjnego, dotyczy choroby Parkinsona w jednej z diecezji francuskich. Według niego, do uzdrowienia doszło dokładnie w dwa miesiące po śmierci Papieża. Młoda zakonnica, od lat cierpiąca na tę chorobę, w wyniku modlitw całej wspólnoty zakonnej do Sługi Bożego odzyskała zdrowie – powiedział postulator. – Objawy ustąpiły natychmiast i zupełnie.

Do biura postulacji w procesie beatyfikacyjnym Ojca Świętego codziennie napływają kolejne zgłoszenia o zdarzeniach, które mają znamiona cudu.

– Niebo się otworzyło i łaski Boże spływają bardzo obficie na ludzi, którzy zwracają się przez wstawiennictwo Jana Pawła II – komentuje ks. Sławomir Oder.

Do cudownych ozdrowień przywykł też kierownik Biura Lekarskiego Sanktuarium w Lourdes, dr Patrick Theillier, który odpowiada za gromadzenie i ocenę świadectw pielgrzymów, uważających, że zostali cudownie uzdrowieni. W ciągu roku do biura zgłasza się około 50 osób, z czego przedmiotem dalszych badań są cztery do pięciu przypadków.

Szanse na dłuższe życie

Zdaniem dr. Thielliera, wiara może przywrócić zdrowie, „ale uzdrowienie cudowne nie jest ani sprawą umysłu, ani magią”. Dlatego też Kościół nie spieszy się z uznawaniem cudów. Aby dokładnie sprawdzić każdy zgłoszony przypadek, stosuje się surowe kryteria, np. musi to być ciężka choroba, dobrze znana i organiczna (a więc związana z pracą organizmu), a samo uzdrowienie musi być nagłe, całkowite i trwałe. Na około 7 tys. przypadków uzdrowień, zgłoszonych do biura od 1983 r., 2,3 tys. uznano za niewytłumaczalne z medycznego punktu widzenia. Mimo tej zrozumiałej ostrożności wierni od początku istnienia Kościoła modlą się o uzdrowienie ciała i duszy.

Związek praktyk religijnych ze zdrowiem badają głównie amerykańskie placówki naukowe. „Journal of the American Board of Family Medicine” opublikował w marcu wyniki badań lekarza i duchownego w jednej osobie. Ksiądz dr Daniel Hall z University of Pittsburgh Medical Center stwierdził, że cotygodniowe praktyki religijne wywierają na zdrowie podobny wpływ, co statyny, najbardziej obiecujące z nowych leków, i ćwiczenia fizyczne. W ciągu sześciu lat przebadał on 696 Amerykanów. Połowa z nich to byli ateiści, a połowa – ludzie wierzący: chrześcijanie różnych wyznań, muzułmanie, żydzi i buddyści. W tej drugiej grupie zaledwie 16 proc. osób przyznawało się do codziennej modlitwy.

Okazało się, że osoby regularnie co tydzień uczestniczące w obrzędach religijnych, mają podobne szanse na dłuższe życie: zarówno praktyki religijne, jak i ćwiczenia czy statyny przedłużały życie – przeciętnie o dwa do pięciu lat – przy czym najskuteczniejsze okazały się ćwiczenia (od 3 do 5,1 roku), a religijne praktyki (1,8-3,1 roku) niemal dorównywały skutecznością statynom (2,1-3,7 roku).

– Nie znaczy to, że praktyki religijne powinny zastąpić ćwiczenia czy sprawdzone leki, ale sugeruję związek między wiarą a zdrowiem i wskazuję, że zagadnienie wymaga dalszych badań – zastrzegł autor badań.

Nie wystarczy klepać modlitw

– Praktyki religijne to wysiłek psychiczny, który sprawia, że w naszym organizmie redukuje się poziom cholesterolu i odstresowujemy się. Ci, którzy się systematycznie modlą, czują, że są członkami wspólnoty. I przestają być samotni, mniej się denerwują. To z kolei ma dobry wpływ na serce – mówi dr Hall. Ale nie wystarczy klepać modlitw.

– Odmawianie modlitwy bez przekonania działa negatywnie na organizm, prowadzi do pogorszenia się stanu zdrowia psychicznego, co sprzyja chorobom – ostrzega dr Hall.

Codziennie na serce umiera nagle prawie 200 Polaków. Osiem lat temu naukowcy amerykańscy na łamach magazynu „Preventive Medicine” ogłosili, że głęboka wiara u kobiet łączy się z niskim ciśnieniem krwi. Amerykańscy naukowcy przypomnieli przy tym wcześniejsze badania, które wykazały, że religia redukuje stres oraz pomaga ludziom znosić trudy cierpienia i chorób. Prof. Dale Matthew z University Georgetown wykazał, że stan osób chorych na reumatoidalne zapalenie stawów poprawiał się po modlitwie i spowiedzi. Niektórzy nawet po pół roku nie odczuwali żadnych dolegliwości i nie musieli zażywać leków.

– Znam wiele przykładów działania Boga w życiu chorego człowieka. Nad stanem zdrowia mojego znajomego lekarze rozkładali ręce mówiąc, że umiera. Uratowała go modlitwa całej rodziny i własna. Do tej pory świadczy o Jezusie Miłosiernym, prowadząc życie religijne w pełni świadome obecności Stwórcy – mówi ks. Stanisław Jurczuk, duszpasterz niepełnosprawnych archidiecezji warszawskiej.

Wiara daje sens

Stres towarzyszy nam niemal codziennie. Szybsze bicie serca, przyspieszony oddech, suchość w ustach… Długotrwała stresogenna sytuacja może nawet zabić. Chyba, że ktoś umie się modlić. Na podstawie zdjęć tomograficznych naukowcy doszli do wniosku, że medytacja (na przykład odmawianie różańca) zwiększa aktywność pewnych obszarów mózgu i poprawia działanie układu odpornościowego. Przeżycia religijne mogą obniżyć puls i ciśnienie krwi, a więc przyczynić się do redukcji poziomu stresu.

Dustin Pardini z University of Alabama oraz Thomas Plante z Santa Clara University, twierdzą, że pozbycie się nałogów jest dużo łatwiejsze dla ludzi wierzących. Większość „uzdrowionych” z alkoholizmu metodą dwunastu kroków AA twierdzi, że bez wiary w Boga piliby dalej. – Od strony psychologicznej wiara jest systemem przekonań, który daje orientację w świecie, mobilizuje, wskazuje cel życia. Każdy człowiek posiada jakąś wiarę, jakiś system wartości, inaczej jego osobowość jest zdezorganizowana. Od strony religijnej wiara to zaufanie Bogu. Oczywiście Jego obraz może być bardzo różny. Uznajemy jednak, że Bóg jest moim Przyjacielem i warto Mu wierzyć. Ta świadomość działa mobilizująco na człowieka i cały jego organizm – tłumaczy ks. Stanisław Tokarski, psycholog.


Prof. Dale Matthew z University Georgetown wykazał, że stan osób chorych na reumatoidalne zapalenie stawów poprawiał się po modlitwie i spowiedzi
Fot. Tomasz Gołąb

Profesor Kenneth Pargament, psycholog z Bowling Green State Univeristy w Ohio, przeprowadził długoterminowe badania na 600 osobach z najróżniejszymi dolegliwościami – od żołądkowo-jelitowych po nowotworowe. Okazało się, że w grupie chorych, którzy byli przekonani, że choroba to kara Boża, że Bóg ich opuścił, prawdopodobieństwo śmierci w ciągu najbliższych dwóch lat było nawet o 30 procent wyższe. – Nie chcemy zmieniać profesji lekarskiej w posłannictwo duchowe, ale krótkowzrocznością jest traktowanie problemów zdrowotnych w oderwaniu od duchowych rozterek – mówi prof. Pargament.

Z Bogiem lżej

To, że wiara wpływa korzystnie na zdrowie, potwierdzają także wyniki 28-letnich badań nad pięcioma tysiącami Kalifornijczyków, ogłoszone w 1998 r. w „American Journal of Public Health”. Wśród często chodzących do kościoła stopa umieralności jest niższa a zdrowie lepsze, w porównaniu z tymi, którzy w niedziele pozostają w domu. Fakt, że ludzie wierzący prowadzą na ogół zdrowszy styl życia, zwłaszcza gdy chodzi o niepalenie, unikanie alkoholu i narkotyków, nie tłumaczy innych efektów. Ci spośród 119 pacjentów, którzy odznaczali się silną wiarą religijną, po przeszczepie jakiegoś organu przechodzili znacznie krótszą rekonwalescencję. Z danych szpitala przy Uniwersytecie Yale wynika, iż wierzący mają trzykrotnie wyższy od niewierzących wskaźnik przeżycia operacji chirurgicznych. Wyjaśnieniem tego może być tylko modlitwa i rozmyślanie, podczas których rytm serca, oddychanie i fale mózgowe są powolniejsze, mięśnie się relaksują i spada działanie hormonów związanych ze stresem.

Jeśli bilans życia wydaje się ujemny, łatwo o zwątpienie w sens życia. Depresja może dopaść każdego. Także wiara nie zapewnia przebywania w stanie wiecznej euforii – problemy dnia codziennego dotyczą wszystkich, to krzyż, który każdy z nas niesie… Ale jeśli problemy umie się ofiarować Bogu, to i żyć lżej. – Porozmawiaj z Panem Bogiem, zrzuć kamień z serca, łatwiej będzie ci żyć – zachęcają duszpasterze. I mają rację. Wiara, praktyki religijne i korzystanie z sakramentu spowiedzi pozwala pozbyć się obciążenia złymi myślami. To na tyle wzmacnia procesy fizjologiczne, że organizm łatwiej się poddaje leczeniu i lepiej radzi z dolegliwościami.

Chorym, którzy przychodzili do Jezusa: ociemniałym, trędowatym, sparaliżowanym Mesjasz stawiał tylko jedno wymaganie – żeby wierzyli, że może ich uzdrowić.

Tomasz Gołąb
Artykuł ukazał się w numerze 05/2006.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej