Wiara pod lupą

2014/01/31

O misji Kościoła w świecie nauki z bp. prof. Andrzejem Siemieniewskim rozmawia Anna Sutowicz

Inicjatywa Akademicka Fides et Ratio przy Papieskim Wydziale Teologicznym we Wrocławiu zorganizowała jak dotąd dwie edycje wykładów. W pierwszym cyklu spotkań prelegenci wraz z uczestnikami zastanawiali się nad charakterem początku świata, w drugim, zakończonym w listopadzie 2013 r., zatytułowanym „Wiara pod lupą”, rozważania dotyczyły natury wiary chrześcijańskiej i jej relacji do świata nauki. Jakie cele przyświecały organizatorom tych edycji oraz czy da się ocenić wymierne owoce tej działalności?

Można powiedzieć, że dalekim celem podjęcia tej inicjatywy było przygotowanie do kanonizacji Jana Pawła II. Wprawdzie wydarzenie to będzie miało miejsce dopiero 27 kwietnia 2014 r., a edycje spotkań rozpoczęły się już dużo wcześniej, jednak to przecież Ojciec Święty przypomniał temat relacji wiary i rozumu. Do podejmowania tych problemów zachęcał również wielokrotnie Benedykt XVI. Kiedy więc zbliżał się Rok Wiary, uznaliśmy w naszym wrocławskim środowisku, że aspekt przeżywania wiary w spotkaniu z dociekaniem rozumowym jest ważny. W tym sensie była to odpowiedź na apel Jana Pawła II i przygotowanie do jego wyniesienia na ołtarze.

Czyli efekt został osiągnięty?

Zapewne udało się ks. prof. Rajmundowi Pietkiewiczowi, głównemu organizatorowi, zachęcić wiele środowisk (nie tylko naukowych) do podjęcia refleksji nad charakterem relacji wiary i nauki. Udało się również zaangażować kilka środowisk ludzi świeckich, w tym Stowarzyszenie „Civitas Christiana”. Dlaczego miało to takie duże znaczenie? Zdarza się nam spotykać postawę tzw. fideizmu. W skrajnych przypadkach niektórzy chrześcijanie wyznają wiarę, choć jednocześnie czują, że stoi ona w sprzeczności z ich rozumną naturą. Nazywają to nawet heroizmem wiary, choć nie jest to nawet postawa chrześcijańska. Wiara chrześcijanina musi współgrać z jego rozumem, wówczas, zgodnie z myślą Jana Pawła II, człowiek poznaje prawdę i „na tych dwóch skrzydłach” może się do niej zbliżyć. Ratio może ogarniać wiele płaszczyzn: filozoficzną, uprawianą już od starożytności, scjentystyczną, którą dziś nazwalibyśmy naukami ścisłymi. Ta ostania droga w mijających dziesięcioleciach zanotowała wiele nowoczesnych osiągnięć, stąd i dyskusja wokół jej relacji do wiary wywołuje najwięcej emocji.

Wydawałoby się, że człowiek we współczesnym świecie ma niewiele czasu i chęci na ten konieczny zachwyt nad własną naturą i naturą świata, by zacząć pytać o jej sens. Skąd więc to ogromne powodzenie, jakim cieszyły się spotkania z prelegentami, często długotrwałe, kończone burzliwą dyskusją i wieloma pytaniami?

Rzeczywiście, w ostatnich dziesięcioleciach cywilizacja europejska, również w Polsce, stała się cywilizacją produkcyjną. Jesteśmy otoczeni różnymi przedmiotami, nawet pożytecznymi, które pomagają nam w życiu, ale ich ilość i to, że są wciąż ulepszane, sprawia, że człowiek daje się wchłonąć przez nowinki technologiczne. Interesuje się przede wszystkim tym, co da się posiąść, realnie skonsumować. To oczywiście odciąga człowieka od dyskusji na istotne tematy: istnienie Boga, struktura bytu, w jaki sposób świat stworzony otwiera nas na swojego Stwórcę. By szukać odpowiedzi na te pytania, trzeba mieć czas i spokój, a to wartości deficytowe w dzisiejszym świecie. Ale ponieważ świat trochę zapędził się w stronę fascynacji gadżetami, ludzie tym usilniej poszukują odskoczni od tego, co nie jest ważne. To może być powód niewątpliwego sukcesu Inicjatywy Fides et Ratio.

W dociekaniu filozoficznym przyjęto określone zasady i metody pracy. Filozofa ogranicza logika, powinien on mieć wzgląd na przyczynowość i celowość świata stworzonego. A jaką metodę powinno się przyjąć przy zadawaniu pytań o wiarę i czy istnieje przy tym jakaś granica, poza którą nie ma już sensu stawiać dalszych kwestii?

Na początku trzeba powiedzieć, że logiki rozumowania ścisłego nie wolno przeciwstawiać wierze. Takie myślenie okazuje się zgubne. Oczywiście, nauki przyrodnicze mają inny przedmiot i własne metody badań; nie wolno ich stosować przy zadawaniu pytań na przykład o sens istnienia czy charakter duszy ludzkiej. Logika może się okazać narzędziem niewystarczającym do uzyskania odpowiedzi na te kwestie, ale to nie znaczy, że mamy działać przeciw niej lub ją całkiem odrzucać. Oznacza to, że możemy się spotkać z takim przedmiotem dociekań, który będzie przewyższał i przekraczał logikę, ale nie będzie jej zaprzeczał. Tak jak można badać Księżyc dzięki odpowiednim teleskopom, ale nie poznamy jego piękna, jeżeli nie wprzęgniemy w ten proces naszego poczucia estetyki. To przecież nie oznacza, że ten, kto chce się zachwycić Księżycem, może się obejść bez teleskopu. Skoro tak ma się rzecz z martwą skałą, to cóż dopiero powiedzieć o poznaniu natury struktur wyższego rzędu, np. fizyczno-matematycznej budowy Kosmosu i jego harmonii. A kiedy pytamy o źródło tego piękna, o to, dlaczego natura daje nam się poznać, musimy myślą przekroczyć to, co widzimy, ale jednocześnie nie możemy się obejść bez astronomów i ich narzędzi. I tak widzimy, że o ile na początku tej drogi potrzebowaliśmy tylko wartości, jaką jest chęć poznania, na końcu już pojawia się wiara, ufność, że za pięknem struktur stoi ich Stwórca. W ten sposób nauka może prowadzić do przekonania o istnieniu Osoby, o tym, że Ona miłuje, wychodzi człowiekowi naprzeciw. Ale z Tą Osobą człowiek może się spotkać już tylko w wierze, która przekracza jego naturalne dary i każe zwrócić się bezpośrednio do Stwórcy.

Jednak ta gradacja dociekań nie zawsze prowadzi do wiary. Ojciec Święty w encyklice Fides et ratio podkreślił niezmienną wartość świadectwa męczenników chrześcijańskich. Czy w kontekście ich ofiary warto podejmować z niewierzącymi dyskusję filozoficzną? Czy ona może być skuteczna?

Niewątpliwie, świadectwo męczenników jest najważniejsze. Przekonuje nas o tym historia Kościoła. Ale to, że istnieją wielkie przykłady świętości, nie znaczy, że mamy pomijać to, co jest mniej ważne. Możliwe, że dla kogoś, w jego konkretnej sytuacji egzystencjalnej, dociekanie naukowe okaże się pewną drogą do Boga. Takiej osobie trudniej będzie odczuć powiew Ducha Świętego na przykład w świadectwie pracy Matki Teresy z Kalkuty. Dla niego, subiektywnie, drogowskazem na drodze do Boga może być rozumowanie.

Podczas jednego z wykładów odbyła się niezwykle burzliwa dyskusja wokół stwierdzenia, że ateizm jest błędem filozoficznym. Znaleźli się uczestnicy urażeni takim określeniem, inni uważali, że rzecz podlega dalszej dyskusji. Ten fakt oznacza, że wnioski filozoficzne mogą być równie drażliwe, czy więc mogą stanąć na przeszkodzie w przyprowadzeniu niewierzących do wiary?

Zaistnienie tej dyskusji wskazało na fakt, że w różnych dziedzinach wiedzy łatwość dochodzenia do niepowątpiewalnych wniosków jest różna. Jeżeli weźmiemy pod uwagę tak sformalizowaną naukę jak matematyka, zauważymy, że w tej dziedzinie dowodzenie jest osiąganiem wniosków pewnych, gdyż składa się ona z szeregu tautologizmów. Dowód matematyczny jest ostateczny i jasny. Już w dziedzinie fizyki tego typu dowodzenie staje się trudniejsze i bardziej dyskusyjne. Cóż dopiero kiedy przejdziemy do dziedzin bardziej subiektywnych: psychologii czy socjologii, naznaczonych ideologią i światopoglądem. W rozumowaniu metafizycznym dowód ma postać jeszcze mniej tautologiczną. Pozostawia to u rozmówców zawsze szerokie pole do dalszej dyskusji. Stąd w dziedzinie nauk filozoficznych postęp wiedzy ma raczej charakter zapisu debat, co oczywiście wynika z przedmiotu badań. Poznanie materii jest łatwe, poznanie funkcjonowania człowieka już trudniejsze, a przedmiot badań metafizyki musi zakładać dozę trudności w uzyskaniu pewności wniosków.

Pod tym względem najwięcej do powiedzenia miał zapewne św. Tomasz z Akwinu, ale zdaje się nie powiedział wszystkiego, skoro te burzliwe dyskusje metafizyczne wciąż mają miejsce. Dla tego wielkiego filozofa i teologa kluczem było rozróżnienie metod badawczych obydwu tych dziedzin, a obserwacja praw przyrody stanowiła tylko punkt wyjścia do rozważań o Absolucie. Czy i my dzisiaj potrzebujemy nauk przyrodniczych, które, jak Ksiądz Biskup powiedział, pomnażają swój dorobek, ale jednocześnie prowadzą swoistą dekonstrukcję własnych osiągnięć sprzed lat?

Podam dwa przykłady wskazujące na potrzebę podtrzymywania tego typu relacji. Pierwszy dotyczy Antony’ego Flew, brytyjskiego filozofa, który przez większość życia pozostawał ateistą. Kiedy zapoznawał się z wynikami badań genetycznych i analizował struktury DNA od strony informatycznej, czyli jako nośniki informacji, dochodził do wniosku, że w sposób materialistyczny nie da się wytłumaczyć źródła pochodzenia tych danych. Naukowiec ten pod koniec życia został deistą. W jego przypadku zanurzenie w badaniach przyrodniczych i refleksja metaprzyrodnicza zaprowadziła do pytania o Boga. Drugim przykładem niech będzie praca Francisa Collinsa, który również zajmuje się badaniami nad ludzkim DNA. Swego czasu kierował projektem, którego celem było ustalenie sekwencji ludzkiego genomu. Po wielu latach pracy jego zespołowi to się udało. Collins zaczynał karierę jako lekarz ateista, dziś, po wielu latach pracy naukowej, jest już nie tylko deistą, ale gorliwym chrześcijaninem. Nauka zaprowadziła go do spotkania z osobowym Bogiem. Mamy tu do czynienia z jednym z najsłynniejszych przyrodników współczesnych. Te dwa przykłady pokazują, że taka droga do Boga jest możliwa. Bez dogłębnej wiedzy na temat biochemicznej budowy DNA i bez pytania, do czego nas ta wiedza prowadzi, naukowcy ci nie doszliby nigdy do wiary.

Rozumiem, że kluczem do znalezienia się na tej drodze jest rzetelne poszukiwanie prawdy, prowadzenie badań i poruszanie kwestii badawczych bez stawiania a priori ideologicznych tez. Naukowiec gotowy na każdą odpowiedź, otwarty na istnienie każdej ewentualności i przyjęcie każdego wniosku, potrafi dotrzeć dalej, niż zakładał na początku drogi badawczej.

Słusznie, dobry naukowiec pójdzie za swoimi dowodami, dokądkolwiek go one zaprowadzą. Jednym słowem badacz musi być otwarty na wynik swego doświadczenia.

A czy Kościół jest przygotowany na to, by nauka zaprowadziła go dokądkolwiek wiodą wyniki jej badań?

Nie tylko jest gotowy, ale wielokrotnie to deklarował. Wiele razy w ciągu wieków Kościół zapewniał, że nie można zaniechać badań w dziedzinie przyrodniczej. Kościół ufa, że wszelkie działania prowadzą do prawdy o działaniu Stwórcy.

To w takim razie, co z dyskusją na temat istnienia płci biologicznej? Czy nie ma Ksiądz Biskup wrażenia, że nauki przyrodnicze często podważają wyniki swoich dotychczasowych badań, dokonują swoistej samodestrukcji?

Z pewnością wynik tej dyskusji nie rzutuje na zagadnienie istnienia Boga Stwórcy. Można sobie wyobrazić Stwórcę, który by powołał do życia człowieka bez płci. To pytanie dotyczy raczej natury stworzenia i na tej płaszczyźnie należy tę debatę przyjmować. W dyskusji naukowej należy jednak odrzucić wszelką ideologię. Wówczas na poziomie czystej biologii odpowiedź staje się coraz bardziej oczywista. Przecież różnice w budowie ciała wywodzą się z kodu DNA, gdzie jest zanotowana każda informacja o danym osobniku, również jego płeć. Każda komórka ludzkiego organizmu ma swoją płeć. Badając pojedynczą komórkę, możemy stwierdzić, do jakiej płci należała. Z prostej obserwacji życia wyprowadzimy pytanie, dlaczego aż do 90% więźniów w każdym kraju stanowią mężczyźni. Przecież nie wynika to z ich prześladowania, ale dzieje się tak dlatego, że psychika mężczyzny powoduje, iż jest on bardziej skłonny do zachowań ryzykownych, agresywnych i impulsywnych.

Podobnym przykładem zamieszania może być chyba darwinowska teoria ewolucji z XIX w., której przeniesienie na grunt społeczny spowodowało wiele szkód.

Tak, darwinizm przez pierwsze 50 lat swego rozwoju silnie wpływał na pojmowanie rywalizacji w świecie państw kolonialnych w XIX w. Zaczęto ją rozumieć jako darwinowską walkę o byt.

Na koniec zadam Księdzu Biskupowi pytanie bardziej osobiste. W encyklice Fides et ratio Ojciec Święty wskazał biskupów jako te osoby, na których spoczywa obowiązek dawania świadectwa prawdzie. Jak Ksiądz Biskup odczytuje to zadanie dzisiaj, w niełatwym  przecież świecie?

To zadanie może się przejawiać na bardzo wiele sposobów: przez nauczanie z ambony, w postaci piśmiennictwa,  asystowania i wspierania takich inicjatyw jak Fides et Ratio, cykli prelekcji i debat.

Jeśli mowa o piśmiennictwie, to Ksiądz Biskup, zdaje się, nie pozostaje w tym względzie bierny? Czy oczekujemy na nową pozycję książkową?

Jest to ostatni etap przygotowań pracy dotyczącej historii medytacji chrześcijańskiej. To już nie będzie spotkanie nauk przyrodniczych z wiarą, ale rozważanie wokół modlitwy.

Czyli jest to też odpowiedź na pytanie o sposoby, które pomagają człowiekowi wierzącemu jego wiarę pogłębiać i sięgać dalej niż pytania o jej sens?

Tak, pytania chrześcijanina o Boga są ważne, konieczne, ale od razu czujemy, że nie wyczerpują całości relacji z Bogiem. Bóg chce także, żeby z Nim rozmawiać, przebywać w Jego obecności, medytować Jego obecność. W ten sposób od pytań przechodzimy do spotkania, a medytacja chrześcijańska jest sposobem spotkania z Bogiem.

Bp Andrzej Henryk Siemieniewski – od 2006 r. biskup pomocniczy wrocławski, profesor teologii duchowości, charyzmatyk i apologeta.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej