WOJNA ŚWIATÓW

2013/07/4
Radosław Kieryłowicz

Wielowątkowy esej o zmaganiu się odczłowieczonego totalitaryzmu, z demokracjami zachodnimi

 


Film ma cechy artystycznej biografii, na jaką czeka współczesny widz.

A by lepiej zrozumieć porządek pojałtański w Europie, trzeba sięgnąć po znakomitą książkę, tragicznie zmarłego w 2008 r., Piotra Skórzyńskiego „Wojna Światów. Intelektualna historia zimnej wojny”. To opis zmagań na zupełnie innym polu, niż opisywane w „bestellerach” suflowanych przez mainstreamowe media.

Konfrontacja pomiędzy Zachodem a Wschodem, jaka nastąpiła krótko po zakończnieu II wojny światowej uzyskła miano „zimnej wojny”.

ZSRR był antytezą państwa. Wszystkie działania Rosji sowieckiej były podporządkowane przeprowadzeniu wszechświatowej rewolucji proletariatu. Cały ZSRR niemalże od swoich początków był jednym wielkim obozem pracy, gdzie obywatelom zapewniano tylko minimalne potrzeby. Ci, którzy mieli mniej szczęścia trafiali do obozów koncentracyjnych – zwanych gułagami. Jednakże, na użytek propagandowy stworzono olbrzymią wioskę Potiomkinowską dla opiniotwórczych kręgów intelektualistów z Europy i Stanów Zjednoczonych. Dziennikarzy, pisarzy, działaczy partyjnych zapraszano do pokazowych miast, fabryk, kołchozów ukazując im szczęście i dobrobyt ludu radzieckiego. Tak spreparowany obraz propagandowy mieli przenieść do swoich krajów. Sam Lenin o nich mówił „pożyteczni idioci”. Mieli oni bowiem rozłożyć morale Zachodu. Wydawano olbrzymie pieniądze na propagandę: gazety, filmy, broszury, książki. Olbrzymie środki szły na ruchy komunistyczne na całym świecie, a dodatkowo jeszcze na rozbudowę siatki agenturalnej, która infiltrowała rozmaite dziedziny życia, jak również kradnącą wszystkie możliwe patenty, głównie z dziedziny militarnej. To wszystko było przygotowaniem podglebia pod „światową rewolucję proletariatu”, czyli tak naprawdę przejęcia władzy w poszczególnych krajach przez agentury sowieckie. Siła tych działań ujawniała się niemal od początku „wojny światów”. Opanowane przez agentów wpływu demokracje zachodnie początkowo przegrywały batalię. Coraz to nowe państwa ogarniał płomień „wszechświatowej rewolucji”. Zwłaszcza dotyczyło to wyzwalających się byłych kolonii.

Zachód przeciwstawił temu właściwie jedną broń, bardzo atrakcyjną dla agentów zza „żelaznej kurtyny”: wolność – osobistą, polityczną, gospodarczą. Jednakże największym wrogiem, czyhającym na porządek społeczny w państwach wolnego świata wcale nie byli szpiedzy, terroryści, czy lewicowi zamoachowcy, lecz lewicowi intelektualiści, czerpiący z tego wszystkiego, co im zaoferował wolny świat (bezpieczeństwo osobiste, wolność słowa i dobrobyt). Postanowili oni zostać narzędziem jego zniewolenia. Wynikało to przede wszystkim z triumfu filozofii „humanizmu”, odrzucającej Boga jako punkt odniesienia. Liczył się człowiek i zaspokojenie jego potrzeb. Budowanie raju na ziemi było dla lewicy celem, a skoro Związek Sowiecki zdawał się realizować ich ideę, przeto stawali się jego wiernymi pretorianami. Intelektualiści pogardzali proletariatem, tak samo jak sowieci. Był on dla nich tylko narzędziem dla zdobycia władzy.

Pomnikowym triumfem lewicowego humanizmu, wykształconym na naukach Sartre’a i w oparach liberalizmu obyczajowego rewolucji 1968 r. był wszak Pol Pot, który w latach 1975-1979 wymordował 1/3 swoich rodaków w Kambodży, chcąc uczynić nowy, wykorzeniony z tradycji, naród.

Punktami zwrotnymi w sposobie postrzegania komunizmu dla intelektualistów były zawsze potknięcia Kremla. Potępienie Stalina na XX zjeździe KPZR przez Chruszczowa, inwazja Węgier, kryzys kubański, inwazja Czechosłowacji, a wreszcie stłumienie „Solidarności” w Polsce odzierały intelektualistów ze złudzeń wiary w komunizm.

Jednakże pośród tego starcia intelektualnego okazało się, że istnieją opoki niewzruszonych, postaw. Była to klasa średnia, z której wychodzili bohaterowie niepodatni na lewackie miazmaty tacy jak McCarthy, Reagan, Thatcher, czy rozumiejący dążenia narodów zza żelaznej kurtyny Jan Paweł II, jak również miliony ich zwolenników, kierujących się tradycyjnymi wartościami.

Wbrew pozorom, to nie nieugięta postawa Zachodu doprowadziła do upadku ZSRR. Raczej jego niewydolność gospodarcza, korupcja na szczytach władzy oraz utrzymywanie reżimów „bratnich państw”.

Ostatnim akordem upadającego ZSRR była „pierestrojka”, której założenia przedstawił były oficer KGB Anatolij Golicyn. Były to: liberalizacja polityczna i gospodarcza, ograniczenie cenzury, wycofanie z Afganistanu, podpisanie traktatów rozbrojeniowych, zburzenie muru berlińskiego, oddanie władzy w Czechosłowacji Dubczekowi, a w Polsce „Solidarności”. Europa ma za to zrewanżować się pomocą gospodarczą dla ZSRR, ochłodzeniem relacji ze Stanami Zjednoczonymi i wejściem w zażyłość z Kremlem.

Czyż to co obserwujemy wśród przywódców Włoch, Francji, Niemiec, nie jest aby realizacją „proroctwa” Golicyna? Czy pozostawienie Polski samej sobie po katastrofie smoleńskiej nie jest ostatnim akordem Jałty? Sięgnijcie po książkę Piotra Skórzyńskiego, a być może znajdziecie w niej właśnie odpowiedź na to pytanie.

 


 

Piotr Skórzyński, „Wojna Światów, Intelektualna historia zimnej wojny”, Glaukopis, Kraków 2011 r., str. 432, cena: 46 zł

 

 

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej