Zachwycony Duchem – Joachim z Fiore

2015/05/21

Poszukując tajemnicy Trójcy Świętej, czasem można się znaleźć między mądrością a herezją.

Od pewnego czasu w kulturze masowej daje się zaobserwować zjawisko zainteresowania średniowieczem. Od czasów Imienia róży powstały już tuziny dzieł i dziełek, których zadaniem jest odsłaniać rzekomo skrzętnie skrywane tajemnice zwykle dotykające genezy Kościoła, jego roli w hamowaniu postępu cywilizacyjnego, Kościoła zawsze opresyjnego wobec kreatywnych postaw ludzkich. Gdyby potraktować postać i myśl Joachima z Fiore w ten właśnie sposób, otrzymalibyśmy pasjonującą mieszankę niepokoju twórczego i pokory zakonnika rozmiłowanego w regule monastycznej, obraz pustelnika, pielgrzyma, badacza niecofającego się przed własnymi odkryciami, kontemplatyka doradzającego wielkim tego świata, proroka, reformatora, niektórzy powiadają – geniusza. Wszak miał odkryć Tajemnicę Trójcy Świętej. Naszą wyobraźnię pobudza fakt, że myśl tego XII-wiecznego badacza Pisma Świętego została częściowo utracona na skutek potępienia jego głównych tez już po śmierci mistyka, w ciągu półwiecza następującego po Soborze Laterańskim IV, a do nas dotarła także w formie pism interpretujących koncepcje Joachima w duchu zupełnie wywrotowym. Pro domo sua dodam, że jedyne w Polsce kopie tych pism znajdziemy w Bibliotece Uniwersyteckiej we Wrocławiu.

Joachim_von_Fiore2Joachim wszystko zawdzięczał, jak sądził, Duchowi Świętemu. W 1183 r. niemłody już wiekiem, choć świeżo upieczony kalabryjski cysters, klęcząc w oratorium swojego klasztoru w Corazzo, uginał się pod ciężarem pragnienia zrozumienia Trójcy Świętej. Biblia wydawała się jakby zakryta – czytał i nie rozumiał, a chciał wiedzieć. Niechęcią napawała go rodząca się myśl scholastyczna, najwidoczniej nieprzekonujące wydawały się również od dawna funkcjonujące terminy przekazane przez Ojców Kościoła. Jak objąć rozumem to, co nawet dla wiary pozostaje trudne…? Napisał potem: „Tak się modląc, zacząłem śpiewać psalmy, aby odśpiewać zamierzoną ich liczbę. Nagle ujrzałem w duchu kształt psalterium o dziesięciu strunach, a w kształcie tym ukazała mi się tajemnica Trójcy Świętej tak jasno i otwarcie, że zaraz musiałem zawołać: który bóg dorówna wielkością naszemu Bogu?”.

Odsuwając na razie na bok trudne spory filozoficzne o sposoby pewnego poznania, przyznajmy: mnich Joachim doznał iluminacji, nagłego oświecenia umysłu, którego źródła upatrywał w medytacji i wyciszeniu modlitewnym przed ołtarzem. Wydało mu się, że to, co jest zakryte dla tęgich umysłów, próbujących zgłębić literę Pisma, on przeniknął duchem, rozbił skorupę, ożywił martwe i… już! Odtąd Joachim nie mógł już milczeć, ponieważ otrzymał dar proroctwa oraz to, co nazywał spiritus intelligentiae, duchem poznania.

Pisze więc jedno ze swoich najsłynniejszych dzieł, Psalterium o dziesięciu strunach, a następnie Księgę Figur, w których daje ujęty w sporej części w cyfry i figury geometryczne wykład swojej wizji Trójcy Świętej. Pierwszym i chyba najważniejszym odkryciem Joachima pozostawało przekonanie, że ani w obu Testamentach, ani w historii nie nastąpiła pełnia objawienia Ducha Świętego. Jezus pozostawił swoim uczniom tylko zadatek wiedzy o działaniu Ducha i jednocześnie pewność, że wiedza ta zostanie w przyszłości uzupełniona. Nowy Testament nie byłby więc ostatecznym przekazem Boga. Idea „Wiecznej Ewangelii”, księgi wciąż poszukiwanej przez wytrwałych eksploratorów średniowiecznych kodeksów, stała się jedną z głównych podstaw późniejszego odrzucenia większości tez Joachima. Zanim to jednak nastąpiło po raz pierwszy w 1215 r., Kościół pozostawał pod wpływem pewnej fascynacji nimi. Kolejni papieże, Lucjusz  III i Urban III, zachęcali Joachima do dalszego tworzenia, odkrywania Ducha Świętego Kościołowi spragnionemu reformy. Było to bowiem rzeczywiste „odkrycie Ducha”, może nawet chęć przywrócenia należnej Mu uwagi chrześcijan. Pod wpływem tego swoistego teologicznego przewrotu myślowego dokonało się także odwrócenie historii: doskonałe nie było na początku, lecz dopiero nastanie.

Rafał Tichy stwierdził swego czasu, że Kościół, budując swoje struktury, wchodząc w życie średniowiecznych społeczeństw, biorąc czynny udział w tworzeniu kultury i cywilizacji świata postrzymskiego, skutecznie odwracał uwagę od tego, co nieuchronnie musi nadejść – końca tego świata. Jednym słowem, miał Kościół ponosić winę za niezdrowe dla duchowości poczucie bezpieczeństwa chrześcijan, które nie wymagało stałego czuwania, zezwalało na zapomnienie wezwania Maranatha!, odsuwało na daleki horyzont czasowy wydarzenia opisane w Apokalipsie św. Jana. Nawet jeżeli na chwilę zapomnimy o nastrojach wyczekiwania końca świata pojawiających się dość cyklicznie w ciągu całego tego okresu, to nie możemy nie ulec temu samemu natchnieniu, jakiemu musiał się poddać Joachim z Fiore w ostatnich dekadach XII w.: któż na co dzień pamięta, że Koniec może się przydarzyć właśnie nam?

I tu wkraczamy na pole najbardziej fascynujące dla kolejnych pokoleń odkrywających myśl Joachima, który w 1192 r. założył własną wspólnotę zakonną, budując dla niej klasztor w Fiore. W swoim wykładzie komentarza do Apokalipsy objawił się jako natchniony i charyzmatyczny prorok oraz niezwykle utalentowany pisarz. Choć pozostawiał wiele niedopowiedzeń, niekiedy przeczył sobie lub, jak przystało na wizjonera, bywał nieścisły, przekazał obraz przyszłości odczytanej w przeszłości jak w lustrze dzięki zastosowaniu kodu anagogii, z której korzystali w swoich komentarzach Ojcowie Kościoła, ale nigdy z takim rozmachem i wizjonerską odwagą. Joachim zbudował miejscami dziurawy, ale fascynujący obraz utopii, w której spełnią się wszystkie zapowiedzi proroków, a przede wszystkim ujawni się cała moc Ducha Świętego. Bo to będzie Era Ducha, domykająca niczym klamra dzieje świata, zanim nadejdzie jego ostateczny koniec. Joachim nie był całkiem pewien, czy jemu współcześni już nie stali się świadkami pierwszych zmian pod wpływem benedyktyńskiego ruchu monastycznego, a zwłaszcza jego reformowanej gałęzi cysterskiej. Z całą pewnością jednak w dającej się przewidzieć przyszłości obliczonej na 1260 r. miała nadejść Nowa Pascha, a wraz z nią przemiany duchowe wymuszające zmiany społeczne i ustrojowe. Ludzie w ucieczce przed kataklizmami mieli się chronić do klasztorów, aż wszystko miało się stać jednym wielkim klasztorem, a raczej kongregacją złożoną z dwunastu klasztorów przeznaczonych dla różnych grup, począwszy od najniżej usytuowanych laików, poprzez konwersów i kleryków służących posługą laikatowi, aż do odpoczywających po trudach przewodzenia Kościołowi następców Apostołów i oddzielonych od reszty klasztoru mnichów oddających się stałej kontemplacji. W tej idealnej społeczności własność miała być wspólna i dostępna tylko dla najniższych, poświęcających się pracy warstw. Nastałby w ten sposób Nowy Zakon Ludzi Boga, który miałby zastąpić dotychczasowe, niedoskonałe formy społeczne. Jego obraz Joachim oddawał przy pomocy różnych symboli, wśród których krzyż grecki, miasto Jerozolima i góra Syjon cieszyły się największą uwagą fanatyków jego koncepcji. Łatwo w niej dostrzec tkwiącą głęboko w duszy mnicha-proroka miłość do Reguły św. Benedykta i jego korzystanie z doświadczeń zakonu cysterskiego. Myśl Joachima biegła jednak dużo dalej, ku ucieleśnionej w czasie rzeczywistym utopii prymatu ducha nad ciałem. Prezentował on swoją universalis renovatio, Powszechną Odnowę, jako mający nastąpić fakt bez alternatywy, wynik stałego i nieuchronnego wznoszenia się dziejów ku przeznaczonej doskonałości. Na szczycie tej drabiny duchowo-społecznej nie będzie już sakramentów ani Kościoła, ani kapłanów, bo rządy w oczekiwanym świecie teokratycznym obejmie Duch Święty. Nie będzie różnych religii, ale jedno uwielbienie Ducha.

Nie sposób oczywiście w krótkim eseju oddać koncepcji, nad którą głowią się tęgie umysły i stawiają przy niej wciąż nowe znaki zapytania. Wydaje się bardzo znamienne, że system ten, co do którego jestem przekonana, że nie mógł pochodzić z czystej iluminacji, a raczej systematycznych studiów nad pismami kabalistycznymi i greckimi, nigdy nie przestał być inspirujący. Przechowany przez franciszkańskich spirytuałów, postrzegających kolejną zapowiedź ery wolności i miłości w św. Franciszku, ożywiony został w epoce renesansu, kiedy już niejeden dogmat uległ protestanckiej rekapitulacji. „Odkrycie Ducha Świętego” uległo z czasem pewnemu odsunięciu na rzecz oczekiwania na spełnienie opisywanej nowymi kategoriami utopii społecznej, wśród których stałymi okazały się: nieskrępowana myśl ludzka, jedność religii i brak własności. Na tej płaszczyźnie odnalazły swoje drogi XIX-wieczne nurty profetyczne, ale i materialistyczny marksizm. Otwarcie przez Joachima historii na mistyczną, ale fizycznie spełnioną doskonałość okazało się ideą płodną w XX w., w którym ludzkość doświadczyła niejednej hekatomby i dlatego stała się tak wrażliwa na wieść o Paruzji, a jednocześnie, tym bardziej tęskniła za urzeczywistnieniem zwycięstwa dobra i jedności już tu, na ziemi. W 2008 r. Barack Obama, oficjalny kandydat demokratów na prezydenta USA, podczas wiecu wyborczego kilkakrotnie odwołał się do Joachima z Fiore i jego tęsknoty za spełnieniem doskonałego ustroju nowego świata.

Nie wiem, czy kalabryjski mnich, który pod koniec życia oddał wszystkie swoje dzieła pod osąd Kościoła i zmarł przekonany o zapoczątkowanym dziele reformy świata chrześcijańskiego, oczekiwałby takiego właśnie przyjęcia jego mistyczno-historycznych koncepcji Powszechnej Odnowy. Zapewne pozostawił swoim zwolennikom dziedzictwo zbyt dużego zaufania do olśnień, natchnień, iluminacji z jednoczesnym wybiórczym traktowaniem Tradycji, która od początku istnienia Kościoła dawała pewność trwania przy nauce Apostołów. W tym chyba leży powód, dla którego Joachim zapędził się w akcentowaniu autonomicznego działania Trzeciej Osoby Trójcy Świętej, a Rafał Tichy i tylu innych nie zauważyli, że od starożytności chrześcijańskiej oficja na okres Adwentu przywoływały na myśl nieuchronność nadejścia Dnia Sądu, dies irae, z jego sugestywnymi obrazami, tak inspirującymi nie tylko malarzy końca XV w. Od wieków modlitwy Kościoła rozpoczynają się stałym wyznaniem wiary „W imię Ojca… i Ducha Świętego” oraz kończą wymawianym z pochyleniem głowy „Chwała Ojcu… i Duchowi Świętemu”, a zatem wzorem zostawionym przez najstarsze pokolenia Kościoła oddajemy cześć całej Trójcy Świętej, bez wyjątku. Mamy też tę pewność, że tylko tu, w Kościele, Duch Święty działa na pewno we własnej Osobie, gdzie indziej może tylko zostawiać swoje ślady.

Dr Anna Sutowicz

pgw

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#duch święty #herezja #Joachim z Fiore #Lucjusz III #miłosierdzie #religia #św. Benedykt #Urban III #wiara
© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej