Życie na prowincji

2013/01/12

Kiedy po 1989 roku dokonywano transformacji, wieś właściwie pozostawiono samej sobie. Wszystko miała załatwić pośpiesznie skonstruowana ustawa o samorządach, która przerzucała całą odpowiedzialność na władze lokalne.

Fot. Artur Stelmasiak

Przez blisko pięćdziesiąt lat panowania komunizmu rolnicy nie mieli żadnego poczucia podmiotowości, nie czuli się tak naprawdę na swoim, mimo nadanej im ziemi w wyniku reformy rolnej. Zresztą płacili za to najpierw tzw. dostawami przymusowymi, brakiem jakichkolwiek zabezpieczeń socjalnych, emerytur, opieki zdrowotnej. Chłopska nieufność znajdowała więc uzasadnienie w poczynaniach władzy. Rozdawnictwo Gierka, do dziś w wielu miejscach wspominane z nostalgią, było w rzeczywistości jednym z elementów polityki zmierzającej do zniszczenia wsi. Chłop miał być robotnikiem mieszkającym na wsi, pracującym na dwie zmiany, trochę na polu, trochę w fabryce. Wyszedł z tego „chłoporobotnik”, coraz bardziej gardzący wiejską gospodarką, nastawiony na miejski awans, a najczęściej na ucieczkę z rodzinnych stron. Zaczęły zanikać więzi społeczne, które przedtem cementowała lokalna kultura i swojski obyczaj, teraz zaś tym gardzono i zaczęto wprowadzać wzory miejskie, niestety, najczęściej w najgorszym guście. „Chłoporobotnik” bowiem, na ogół niewykształcony, przeważnie po szkole podstawowej, bezkrytycznie kopiował wzory miejskie.

Różne wizje rozwoju

Wszystko to są sprawy znane i aż trudno uwierzyć, że w 1989 roku problemy blisko połowy ludności ówczesnej Polski nie stały się przedmiotem choćby jednej poważnej debaty na temat kierunku zmian. Wsi potrzebna była spektakularna i rzeczywista pomoc, powiedziałabym – opieka połączona ze szczególną edukacją. Mówiąc o działaniach spektakularnych, mam na myśli takie przedsięwzięcia, które mocno podkreśliłyby zmianę ustroju i ukazały autentycznie nowe nastawienie władzy. Byłyby to więc działania propagandowe, połączone z wyjazdami przedstawicieli nowej władzy na prowincję, by z jednej strony dokonać spisu konkretnych problemów, z drugiej zaś rozpocząć edukację na temat demokracji, wolnego rynku, prywatnej przedsiębiorczości, samorządności, spółdzielczości itp. Ale – jak się okazało – nie o to wówczas chodziło.

Z perspektywy czasu i kolejnych wydarzeń o wiele lepiej widać powody, dla których rządy Mazowieckiego i Bieleckiego nie zamierzały rozwiązywać problemów rolników. Po pierwsze, ludzie ci zupełnie nie znali tego środowiska, po drugie, polityka wewnętrzna nastawiona była niemal całkowicie na jak najszybsze przystąpienie do ówczesnej Wspólnoty Europejskiej (obecnej Unii Europejskiej). Międzynarodowe organizacje miały więc załatwić wszystkie polskie problemy. Obcy kapitał był zainteresowany prywatyzacją (wykupem) najlepszych zakładów przemysłowych, a nie rozwojem wsi i konsolidacją tego środowiska. Prężnie rozwijające się rolnictwo polskie to przecież zagrożenie, niepożądana konkurencja dla rolnictwa niemieckiego czy francuskiego. Prywatyzacja zakładów przemysłowych, zwłaszcza na prowincji (bo o niej tu mówimy) spowodowała w wielu miejscach Polski prawdziwą katastrofę – ogromne bezrobocie, a w konsekwencji wielkie obszary biedy. Nie zatroszczono się o to, aby w każdym regionie wytypować przedsiębiorstwa, które nie mogą być przez jakiś czas sprzedawane i otrzymają wsparcie państwa, aby zachować tam miejsca pracy, będą funkcjonować dzięki akcjonariatowi pracowniczemu, czy jako spółki skarbu państwa. Nowi, zagraniczni właściciele nawet dobrze prosperujących dotąd przedsiębiorstw nie interesowali się przecież miejscami pracy, a niejednokrotnie nawet i rozwojem zakupionej fabryki.

Perspektywy

Trudno wprost dostrzec perspektywy rozwoju małych, czy nawet średnich miast, gdzie zlikwidowano zakłady pracy. Zachęcanie tam ludzi bezrobotnych do własnej przedsiębiorczości, skoro stanowią oni większość, świadczy o braku wyobraźni. Dla kogo miałyby być kawiarnie, restauracje, księgarnie, nowe mieszkania czy biura? Nawet małe sklepy spożywcze nie mogą się utrzymać, zwłaszcza jeśli są tam supermarkety, a w wielu miastach są. Czego mogą tam dokonać władze samorządowe, oprócz zachęcania obcego kapitału do inwestowania? To jest ważne pytanie przed wyborami.

Na wsi sytuacja wydaje się mimo wszystko lepsza. Zwłaszcza na terenach atrakcyjnych turystycznie. Agroturystyka w wielu regionach rozwija się bardzo dobrze, co świadczy o przedsiębiorczości ludzi, jeśli tylko widzą szansę dla swoich poczynań. W wielu miejscach problemem jest brak dobrych dróg, wodociągów, nie mówiąc już o kanalizacji. Ale na to, tak jak i na ochronę środowiska samorządy mogą uzyskać pieniądze z Unii. Oprócz rolnictwa, hodowli, ogrodnictwa, agroturystyki, drobnego przetwórstwa we wsiach w pobliżu miast powinno się też lokować ogródki działkowe. Stojąca odłogiem ziemia pod zarządem Agencji Rolnej mogłaby być przeznaczana na niewielkie działki ogrodowe, które dla ludzi z miasta byłyby o wiele bardziej atrakcyjne niż dotychczasowe, położone niejednokrotnie wśród wielkomiejskich osiedli lub przy ruchliwych ulicach. Również mieszkania, te tańsze, powinny być budowane na mniej atrakcyjnych, bardziej oddalonych od miast terenach.

Potrzebne jest też rządowe opracowanie polityki regionalnej i migracyjnej w związku z niedaleką już perspektywą wolnej sprzedaży ziemi cudzoziemcom. W wielu gminach czy nawet powiatach można spotkać wyludnione, puste wsie, przede wszystkim na terenach przy wschodniej granicy Polski. Tak więc wielkie różnice ekonomiczne i społeczne występują nie tylko pomiędzy dużymi miastami a – ogólnie mówiąc – prowincją, ale także pomiędzy regionami. Nie wszystkie problemy mogą rozwiązać samorządy, potrzebna jest pomoc władz centralnych.

Oświata, kultura, zdrowie

Troska o rozwój gospodarczy i tworzenie miejsc pracy, to dla samorządu sprawy podstawowe, ale nie mniej ważne są tzw. nierentowne dziedziny życia publicznego, jak: oświata, kultura, sport czy opieka zdrowotna. Szkoła na wsi czy w małym mieście jest niejednokrotnie jedynym lub jednym z niewielu miejsc integrujących mieszkańców. Tymczasem coraz częściej pojawiają się informacje o kolejnej likwidacji szkoły wiejskiej, ponieważ gmina nie jest w stanie jej utrzymać.

Problemy wiejskiej oświaty są szczególne. Na przykład, w danym roku szkolnym może być znikoma liczba uczniów, w dodatku po jednym, dwóch z rocznika, w związku z tym zbyt drogie staje się utrzymanie szkoły. Cenne są w takim wypadku inicjatywy rodziców powołujących stowarzyszenia czy fundacje, realizujących program tzw. małej szkoły. Najważniejsze jest elastyczne stanowisko władz gminnych wobec tych problemów. Oznacza to w pierwszej kolejności dbałość o to, aby budynki szkolne, jeśli nawet czasowo nie będą się w nich odbywały lekcje, przeznaczać na inne cele oświatowe czy kulturalne. Może to być świetlica, klub zainteresowań, biblioteka, przedszkole, miejsce spotkań nie tylko dzieci i młodzieży, ale również dorosłych mieszkańców. Można czasowo wynajmować część pomieszczeń lekarzom. Łatwo jest bowiem zlikwidować jakąś placówkę, a budynki wystawić na przetarg, trudniej zaś to w przyszłości przywrócić.

Jako negatywny przykład może służyć likwidacja około dwóch tysięcy bibliotek wiejskich na początku transformacji ustrojowej pod pretekstem małego zainteresowania czytelnictwem w środowisku wiejskim. Warto by zapytać – a co się stało z książkami z tych bibliotek? Jeśli władze samorządowe doceniają rolę kultury, szeroko pojętej oświaty, rozwoju sportu, znajdą sposób na pokonanie barier ekonomicznych, które mogą się okazać mniejszą przeszkodą niż brak aktywności mieszkańców. Do ożywienia tej aktywności może się przyczynić wymiana doświadczeń i współpraca z tzw. gminą (czy wsią) bliźniaczą. Porozumienia pomiędzy np. miejscowością górską a nadmorską mogą zaowocować wakacyjną wymianą dzieci i młodzieży, z wykorzystaniem właśnie budynków szkolnych, wczasami dla dorosłych, programem prezentującym historię i kulturę własnego regionu, a wreszcie także wymianą doświadczeń gospodarczych.

Dla władz samorządowych priorytetowym zadaniem powinna być troska o dzieci i młodzież. Na wsiach i w małych miejscowościach brak szczególnie warunków do uprawiania sportu oraz mechanizmów, które pozwoliłyby wcześnie rozpoznawać talenty sportowe, muzyczne czy plastyczne. Wydaje się, że jednym z dobrych rozwiązań byłoby zapraszanie młodzieży akademickiej na plenery wakacyjne. U studentów konserwatoriów muzycznych, akademii sztuk pięknych, u filologów i sportowców samorządy mogłyby zamawiać programy edukacyjno- warsztatowe. Podczas ich realizacji niewątpliwie można by zdobyć rozeznanie co do zdolności uczniów, a następnie starać się o stypendia dla najzdolniejszych.


Wiejskie szkoły potrzebują szczególnej troski ze strony samorządów
Fot. Artur Stelmasiak

W niektórych przedsięwzięciach pożądana byłaby współpraca samorządu z parafią. Chór szkolny może być jednocześnie chórem parafialnym, dla którego powinno się starać o patronat instytucji muzycznej. Innym wspólnym działaniem mogłoby być opracowanie i realizacja programu „Moja mała ojczyzna”, w ramach którego odbywałyby się także pielgrzymki-wycieczki do najważniejszych miejscowości macierzystego regionu. Dokładne poznanie historii, kultury, dokonań i poświęcenia wybitnych mieszkańców swojej ziemi to pierwszy konieczny czynnik budujący właściwą postawę wobec miejsca urodzenia i zamieszkania. Drugi element to czynnik emocjonalny, decydujący o tym, czy zależy nam na rozwoju naszej małej ojczyzny, czy to nas obchodzi. Trzecim elementem budującym czynną i pożądaną postawę jest działanie.

Integracja

Wszędzie władze samorządowe stają wobec problemów typowych i specyficznych dla swojego terenu. Wieś ma inną niż miasto specyfikę środowiskową. Te niewielkie społeczności łączyły do lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych silne więzi sąsiedzkie, kulturowe i obyczajowe; obecnie wieś jest w przeważającej części zatomizowana i dość obojętna, bierna, godząca się na to, co władza zrobi. Dlatego wydaje się, że jedną z najważniejszych spraw jest dążenie do integracji mieszkańców, zachęcanie ich do współpracy i do samodzielnych inicjatyw, popieranie powołanych przez nich stowarzyszeń, fundacji. Z drugiej strony samorządy muszą tworzyć wizję rozwoju gminy we wszystkich dziedzinach i dla realizacji tych zamierzeń stale poszukiwać optymalnych rozwiązań. Szczególnie wiejskie gminy potrzebują wsparcia w zakresie edukacji prawnej, działań obywatelskich, zachęty do podejmowania wspólnotowych przedsięwzięć.

 

Jolanta Klecel

Artykuł ukazał się w numerze 10/2006.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej